Rozdział dziewiąty. Władza i wolność

Prawda was wyzwoli (J 8, 32). Wszelki umysł poddajemy w posłuszeństwo Chrystusowi (2 Kor 10, 5).

Rozważyliśmy już w zarysach relacje pomiędzy wiarą i rozumem, jak każde z nich jest najwyższe w swojej dziedzinie i jak kolejno wspierają i potwierdzają się nawzajem. Przechodzimy teraz do rozwinięcia tego tematu, jakie się niemal natychmiast z niego wyłania, a mianowicie do relacji pomiędzy władzą a wolnością. Rozpoczniemy te rozważania, tak jak przedtem, ilustrując je zarzutami świata wobec Kościoła. W skrócie, są one formułowane w następujący sposób:

Słyszymy, że wolność jest nutą chrześcijaństwa, jako zawarta w Ewangeliach, zarówno w dyscyplinie, jak i w doktrynie. Jezus Chrystus przyszedł na świat głównie po to, aby zastąpić nowym prawem stare i w ten sposób uwolnić ludzi od skomplikowanej teologii i drobnych szczegółów religijnej rutyny, która charakteryzowała podejmowane przez ludzi próby zredukowania owego starego prawa do praktyki. Stare prawo, kiedy zostało dane, mogło być lub nie być doskonale dostosowane do potrzeb ludu Bożego we wczesnych stadiach rozwoju cywilizacji żydowskiej, ale w każdym razie na podstawie setek tekstów Ewangelii pewne jest, że Jezus Chrystus w swoich czasach uznał je za niemożliwe do przyjęcia zniewolenie nałożone na życie religijne ludzi. Teologia przekształciła się w niewiarygodny system dogmatyczny „dzielący włos na czworo”, a dyscyplina zamieniła się w mnogość irytujących obrządków.

Jezus Chrystus w miejsce tego wszystkiego głosił wyznanie wiary, które było w swej istocie proste, a jednocześnie zastępowało wyszukany ceremonializm faryzeuszy duchem wolności. Dogmat, który głosił Jezus, był czymś więcej, niż to, że Bóg jest Ojcem wszystkich i dlatego wszyscy ludzie są braćmi. „Dyscyplina” w zwykłym znaczeniu tego słowa jest praktycznie nieobecna w Ewangelii, a co do ceremoniału, nie ma żadnego, z wyjątkiem tego, jaki jest konieczny do wypełniania dwóch wyjątkowo prostych rytów, które On ustanowił: chrztu i Wieczerzy Pańskiej.

Słyszymy, że owego domniemanego ducha wolności można dziś znaleźć jedynie w protestantyzmie. W tym systemie, jeśli można go ściśle takim nazwać, i jedynie w tym systemie, człowiek może korzystać z tej wolności, która została mu zagwarantowana przez Jezusa Chrystusa. Po pierwsze, co do doktryny, może wybierać, ważyć i badać sam dla siebie, w obrębie szerokich granic, które ustanowił Chrystus, owe doktryny czy nadzieje, które zyskają uznanie jego intelektu. Następnie, w kwestiach dyscypliny, znowu może wybierać dla siebie te sposoby życia i działania, które sam uzna za pomocne dla swego duchowego rozwoju. Może na przykład modlić się w tym kościele, który woli, uczestniczyć w tych i tylko w tych nabożeństwach, które przypadną mu do gustu. Może jeść albo nie jeść to lub tamto pożywienie – jak woli i generalnie organizować swój dzień tak, jak to mu sprawia przyjemność. Słyszymy nadto, że wszystko to jest zgodne z duchem chrześcijańskiego Nowego Testamentu. Prawda go wyzwoli, jak obiecał sam Chrystus.

Z drugiej strony, Kościół katolicki jest zasadniczo Kościołem zniewolenia. Po pierwsze, w zakresie dyscypliny, na jego dzieci nakładany jest ogromny ciężar obrządków i obowiązków, porównywalny jedynie z systemem faryzejskim. Katolik musi modlić się w tym kościele, a nie w innym, w ten sposób, a nie w inny. Musi przestrzegać miejsc i godzin, i to nie tylko w kwestiach religijnych, ale i świeckich. Musi jeść takie pożywienie tego dnia, a innego – inne. Musi przystępować do sakramentów w określonych porach. Musi spełniać pewne czynności i powstrzymać się od innych, i to w kwestiach, które same w sobie są obojętne.

Także w zakresie dogmatu brzemię, które musi nieść, jest nie mniejsze. Nie tylko proste słowa Chrystusa zostały przez urzędników Kościoła rozwinięte w rozległy system teologiczny, ale całość tego systemu, aż do jego najmniejszych szczegółów, złożono na barkach nieszczęsnego wiernego. Nie wolno mu wybierać pomiędzy tą czy tamtą teorią dotyczącą sposobu obecności Chrystusa w Eucharystii. Musi przyjąć dokładnie tę, a nie inną teorię, którą opracował Kościół.

Rzeczywiście, tak samo w doktrynie, jak i w dyscyplinie, Kościół cofnął się dokładnie do owego dawnego panowania tyranii, które zniósł Chrystus. Katolik, inaczej niż protestant, który zachował ducha wolności, znajduje się w takiej samej sytuacji, w której niegdyś jęczał Izrael. Jest niewolnikiem, a nie dzieckiem. Jak mówi stare powiedzenie, krępuje własne kończyny poprzez akt wiary i wkłada drugi koniec łańcucha w dłonie księdza. Tak w zarysach wygląda zarzut przeciwko nam.

Duża część tych stwierdzeń jest tak nieprawdziwa, że nie wymaga obalenia. Na przykład całkowicie fałszywe jest przekonanie, że teologia Nowego Testamentu jest prosta. Daleko bardziej prawdziwe jest stwierdzenie, iż, w porównaniu z usystematyzowaną teologią Kościoła, jest oszałamiająco złożona i niezrozumiała, a na to, jak bardzo jest złożona i niezrozumiała, wskazują setki wyznań wiary, które w oparciu o nią sporządzili protestanci, przy czym każde wyznanie wiary rości sobie prawo, aby być jej jedyną właściwą interpretacją. Ludzie doszli do tego, że jest ona „prosta” dopiero współcześnie, poprzez desperackie eliminowanie z niej każdego elementu, na który nie zgadzali się wszyscy protestanci. Reszta jest faktycznie „prosta”. Tylko że to nie jest teologia Nowego Testamentu! Dogmaty takie jak ten o Trójcy Świętej, o pochodzeniu Ducha Świętego, o naturze łaski i grzechu – wszystkie, czy to głoszone przez konserwatystów, czy reformatorów, nie są proste i jest całkowitą nieprawdą, że Chrystus nie wygłaszał żadnych twierdzeń w tych kwestiach, jakkolwiek mogą być rozumiane. Dalej, jest całkowitą nieprawdą, że teologia protestancka jest „prosta”. Jest w każdym drobiazgu tak samo rozbudowana, jak teologia katolicka i znacznie bardziej złożona w tych punktach, w których protestanccy duchowni nie są zgodni. Spory dotyczące usprawiedliwienia, w które stale się angażowali tacy ludzie jak Kalwin i Luter, wraz ze swymi uczniami, są dokładnie tak samo skomplikowane, jak wszelkie dyskusje na temat łaski między jezuitami a dominikanami.

Jednak ogólna różnica jest dość wyraźna – że katolik jest zobowiązany wierzyć w pewien zestaw dogmatów, podczas gdy protestant ma swobodę ich przyjmowania czy odrzucania. Dlatego, jak się utrzymuje, protestant jest „wolny”, a katolik – nie. I to prowadzi nas wprost do rozważania relacji pomiędzy władzą a wolnością.

Czym zatem jest wolność religijna? Trzeba zacząć od sformułowania pewnej idei, dotyczącej tego, co rozumiemy pod tym pojęciem w innych obszarach niż religijny.

W skrócie, można powiedzieć, że jednostka cieszy się wolnością społeczną, kiedy może być posłuszna prawom i władzom swej prawdziwej natury i kiedy może ich używać, a wspólnota cieszy się wolnością, kiedy wszyscy jej członkowie mogą to robić, nie przeszkadzając zbytnio sobie nawzajem. Im pełniejsza owa możliwość, tym bardziej doskonała wolność.

Od razu pojawia się znaczący paradoks – że wolność może być zagwarantowana jedynie przez prawa. Tam, gdzie nie ma praw, albo jest ich zbyt mało, aby ją zagwarantować, natychmiast pojawia się niewolnictwo, tak samo jak wtedy, kiedy praw jest zbyt wiele. Silniejszym jednostkom umożliwia się bowiem, poprzez brak praw, tyranizowanie słabszych. Nawet obszerne i złożone ustawodawstwo naszych czasów ma na celu zwiększanie, a nie krępowanie wolności, a jego większa złożoność jest wymuszona przez większą złożoność i liczniejsze wzajemne relacje współczesnego społeczeństwa. Oczywiście prawa mogą być niemądre, albo przesadnie szczegółowe, albo rozmyślnie zniewalające. Jednak to nie wpływa na fakt, że prawa te są konieczne dla zachowania wolności. Kupcy, kobiety i dzieci, i w ogóle obywatele, mogą cieszyć się prawowitą wolnością jedynie wtedy, gdy są chronieni przez prawa. Zatem jedynie ten człowiek jest wolny, który jest najstaranniej strzeżony.

W ten sam sposób, wolność naukowa nie polega na braku wiedzy, albo naukowych dogmatów, ale na ich obecności. Jesteśmy otoczeni przez niezliczone fakty natury i ten człowiek jest wolny, który jest w pełni świadomy tych faktów, jakie wpływają na jego życie. To prawda, na przykład, że dwa i dwa daje cztery i że ciężkie ciała spadają w kierunku środka ziemi. Tylko bardzo powierzchowny myśliciel może sądzić, że nieznajomość tych faktów to bycie wolnym od ich zniewalających dogmatów. Jeśli o nich nie wiem, oczywiście w pewnym sensie posiadam wolność, mogąc wierzyć, że dwa i dwa daje pięć oraz skoczyć z dachu mego domu. Jednak nie jest to wcale wolność w takim sensie, w jakim rozum pozwala ludziom używać tego słowa, ponieważ moja znajomość praw umożliwia mi bycie skutecznym i – w rzeczywistości – przetrwanie pośród świata, w którym przypadkowo prawa te są prawdziwe. Zatem ten człowiek jest bardziej „wolny”, którego rozum został o nich poinformowany i który poddaje się tym prawom, a nie człowiek, którego rozum jest ich nieświadomy. Rozum Marconiego poddaje się prawom piorunów i dlatego może z nich skorzystać. Ajaks jest ich nieświadomy i zgodnie z tym zostaje zniszczony przez ich działanie.

Zatem prawda nas wyzwoli. Państwo, które kontroluje działania ludzi i kształci ich intelekt, które – jednym słowem – umacnia znajomość prawdy i zmusza do bycia jej posłusznym, faktycznie poprzez ten proces wyzwala swych obywateli. Jedynie w wyniku niewłaściwego użycia słów, albo błędnego uchwycenia idei, mogę utrzymywać, że nieświadomy dzikus jest bardziej wolny, niż człowiek wykształcony. To prawda, że jestem w pewnym sensie „wolny”, mogąc sądzić, że dwa i dwa daje pięć, jeśli nie uczyłem się arytmetyki. Z drugiej strony, kiedy uczę się, że daje to cztery, wznoszę się ku wyższej i bardziej rzeczywistej wolności, którą obdarza znajomość arytmetyki. Jestem bardziej efektywny, nie mniej. Kiedy poddaję mój intelekt faktom, jestem bardziej, a nie mniej wolny, mogąc używać moich zdolności oraz korzystać z sił świata, w którym żyję.

Dusza także posiada środowisko. Ludzie mogą się różnić w tym, co się tyczy jej natury i uwarunkowań, ale wszyscy, którzy w ogóle wierzą w duszę, wierzą także, że posiada ona swoje środowisko i że to środowisko istnieje tak samo w sferze praw, jak i w świecie naturalnym. Na przykład modlitwa unosi duszę, a niegodziwe myślenie ją poniża.

Prawa tego środowiska były prawdziwe, zanim przyszedł Chrystus. W każdym razie Dawid wiedział coś o skrusze i o winie grzechu, a Natan wiedział coś przynajmniej o przebaczeniu grzechów i o doczesnej karze za nie. Zatem Chrystus przyszedł między innymi w tym celu: aby objawić prawa łaski i dostarczyć ludzkim umysłom przynajmniej niektóre fakty na temat życia duchowego, pośród którego żyją. Przyszedł ponadto częściowo po to, aby zmodyfikować działanie tych praw, aby niektóre bardziej otworzyć, a inne ograniczyć, jednym słowem, aby być Tym, który objawia prawdę i administratorem łaski.

Przyszedł zatem, aby powiększyć wolność ludzi poprzez zwiększanie ich wiedzy, tak jak – w innej dziedzinie – przychodzi do nas w tym samym celu naukowiec. Istnieje na przykład prawo, że morderstwo jest grzechem wobec Boga i przynosi pewne konsekwencje, prawo wyrażone krótko w przykazaniu Nie zabijaj (Wj 20, 13). Ale Nasz Pan objawił więcej o działaniu tego prawa, niż ludzie wcześniej uznawali. A ja wam powiadam – stwierdził Chrystus – każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi (Mt 5, 22). Objawił, by tak rzec, fakt, że to prawo działa także w dziedzinie myśli, że nie tylko mordercze działanie, ale i duch nienawiści ściąga winę oraz karę za morderstwo. Czy ludzie byli mniej wolni, kiedy poznali ten fakt? Nie, chyba że ja jestem mniej wolny, niż byłem, zanim usłyszałem po raz pierwszy, iż piorun zabija. Chrystus przyszedł zatem, aby objawić Prawdę, która nas wyzwoli i czyni to, przekazując informację naszym umysłom i umożliwiając nam poddanie wszelkiego umysłu w posłuszeństwo Chrystusowi (2 Kor 10, 5).

Zwróćcie się teraz ku Kościołowi katolickiemu. Oto społeczność, której funkcją jest zachowanie i stosowanie nauczania Chrystusa, analizowanie i wyrażanie go w formach czy systemach, które każde pokolenie może przyjąć. W tym zatem celu Kościół sporządza nie tylko Wyznanie wiary – które stanowi usystematyzowany wyraz chrześcijańskiego Objawienia – ale też zasady i prawa dyscypliny, które mają uczynić to wyznanie wiary i życie, które jest z nim zgodne, łatwiejszym do realizacji, a wszystko to Kościół czyni w wyraźnym celu, aby pojedyncza dusza mogła zareagować na swoje duchowe środowisko i dojść do pełnego wykorzystania swoich zdolności i praw. Tak jak naukowcy i mężowie stanu biorą, odpowiednio, wielkie prawa natury i społeczeństwa, i sprowadzają je do zasad i kodeksów, jednak nie dodając ani nie odejmując faktów, które są prawdziwe, niezależnie od tego, czy są powszechnie uznawane, czy nie – a wszystko po to, aby nie zmniejszyć, ale poszerzyć powszechną wolność – tak samo Kościół, zabezpieczony w sposób Boski w tym procesie, bierze Objawienie Chrystusa i poprzez swój dogmat i swoją dyscyplinę upowszechnia je, czyniąc jednocześnie zrozumiałym oraz przekonującym.

Czym zatem jest ten niemądry krzyk o zniewoleniu dogmatu? Jak prawda może powodować cokolwiek innego, niż tylko czynić ludzi bardziej wolnymi? Jeśli człowiek nie jest gotowy powiedzieć, że naukowiec zniewala jego intelekt przekazując mu fakty, nie ośmieli się też powiedzieć, że Kościół krępuje jego intelekt definiując dogmat. Chrystus nie „zalecał” systemu faryzejskiego nie dlatego, że to był system, ale dlatego, że był faryzejski, to jest – ponieważ nie był prawdziwy, ponieważ zaciemniał zamiast odsłaniać prawdziwe relacje pomiędzy Bogiem a człowiekiem, ponieważ sprawiał, że Słowo Boga było pozbawiane mocy wskutek faryzejskich przepisów.

Ale czy system katolicki stwarza pozory zniewalania człowieka? Dlaczego tak jest? Ponieważ jedynym sposobem dążenia do prawdy, która nas wyzwoli i jej skutecznego wykorzystania jest poddanie wszelkiego umysłu w posłuszeństwo Chrystusowi (2 Kor 10, 5).

Ks. Robert Hugh Benson

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Roberta Hugh Bensona Paradoksy katolicyzmu.