Rozdział dziewiąty. Serce Jezusa lekarstwem dusz naszych

Szemrali faryzeusze i doktorowie mówiąc: iż ten przyjmuje grzeszników (1).

Jak piękny i pełen pociechy obraz maluje nam dzisiejsza święta Ewangelia (2). Chrystus Pan – w otoczeniu grzeszników, których z tak pociągającym wdziękiem przyjmuje, z taką dobrocią i łagodnością naucza, iż faryzeusze aż gorszą się Nim, mówiąc, iż Ten przyjmuje grzeszników. Zapewne, pyszni i obłudni nie mogli zrozumieć, jak człowiek podający się za Syna Bożego, owszem za prawdziwego Boga, mógł się zniżyć do miłości ku grzesznikom i to takiej miłości. Sami pozostając bez miłości, nie mogli pojąć miłości Serca Bożego. Dlatego szemrzą, a to ich szemranie daje sposobność Boskiemu Zbawicielowi do odsłonięcia nam tajemnic swego miłościwego Serca. Jakże głębokie, jak niedościgłe dla rozumów ludzkich są te tajemnice! Nie uprzykrzają się Mu częste upadki grzeszników, bo On nie chce śmierci bezbożnego, ale żeby się nawrócił bezbożny od drogi swojej i żył (3). Owszem, raduje się z nawrócenia grzesznika, wybiega przeciw synowi marnotrawnemu, aby mu dać pocałunek pokoju, przytulić go do swego Serca i przyodziać godową szatą. I oto dzisiaj, najmilsi, Kościół święty ukazuje nam właśnie to słodkie Serce Zbawiciela, pragnąc, abyśmy Mu oddali należyty hołd i cześć. Zastanówmy się nad Jego miłością ku grzesznikom, a niewątpliwie to rozważanie stanie się dla nas źródłem niewypowiedzianych pociech.

I czym, pytam, jest to Serce Jezusowe? Utworzone przez Ducha Świętego z przeczystej krwi Niepokalanej Dziewicy, czy nie jest Ono cudem natury i łaski, świątynią Bóstwa uposażoną we wszelkie skarby mądrości i świętości, krynicą nieprzebraną dobroci, wspaniałomyślności i miłosierdzia Bożego? Czy Ono samo nie jest wiecznym pomnikiem wszystkich cudów zmiłowania, jakie miłość Boża od wieków postanowiła spełnić, w czasie spełniła, i przez wszystkie wieki spełniać nie przestanie? Wiadomo nam, jak ścisły związek zachodzi w człowieku między jego duszą a sercem. Każde uczucie duszy odbija się w sercu, każdy akt miłości w sercu znajduje najwierniejszego uczestnika. Kiedy dusza przepełniona jest miłością, wtedy i serce drga żywiej, silniej bije, pała goręcej.

Lecz jeśli tak się rzecz ma z sercem naszym i uczuciami naszymi, jaki dopiero udział musiało mieć cielesne Serce Jezusowe w tej Boskiej miłości, której św. Paweł uwielbia szerokość i długość, i wysokość, i głębokość (4) – w tej miłości tak głębokiej, że z nieba aż do przepaści grzechów naszych zstępuje, w tej miłości tak wysokiej, że nas podnosi aż do godności synów Bożych, tak szerokiej, że obejmuje cały świat, a tak długotrwałej, że sięga od wieków do wieków. O jak niezmierną okazuje się Jego miłość w poniżeniu i wyniszczeniu własnym, byle nas chwałą i szczęściem obdarzyć. Patrzcie, najmilsi, na miłość Boga, ubranego w pieluszki, zawieszonego na krzyżu! Patrzcie na tę miłość Jego, która od żłóbka aż do krzyża, całe Jego życie uczyniła jednym pasmem zmiłowań, która przemawiała do ludzi jedynie słowami błogosławieństwa, pociechy i zbawienia, która niejako zaczerpnęła swą mądrość i wszechmoc w utworzeniu źródeł łaski nie mających się zamknąć dla nas aż do chwili, gdy Bóg, oddając nam siebie samego na pokarm i ofiarę, większe cuda miłości sam sobie niemożliwymi uczynił. I w czym miłość ta oddźwięk znalazła, jeśli nie w najlitościwszym Sercu Jezusa Chrystusa? Tak, Jego Serce było ołtarzem, na którym Jego miłość złożyła tyle ofiar dla naszego zbawienia. Serce Jego było przybytkiem i widownią czynów Jego miłości. Toteż, kiedy Chrystus Pan przekazał nam to Najświętsze Serce jako przedmiot szczególniejszej czci i uwielbienia, to nie inny miał cel na myśli, jak ciągłe przypominanie nam swej miłości ku nam i rozgrzanie naszych serc wzajemnym ku sobie uczuciem.

Wszelako, jeśli tak jest, czemu Pan Jezus tak późno objawił nam swą wolę, byśmy czcili Jego Serce osobnym nabożeństwem? Dlaczego wierni, przez tyle wieków czcząc i uwielbiając miłość Chrystusową, nie zdołali jednak wpaść na tę myśl, aby i Jego Sercu, będącemu narzędziem, siedliskiem i tronem tej miłości, oddawać szczególny kult? Bracia moi! Tu podziwiać nam trzeba mądrość i opatrzność Boga nad nami – mądrość i opatrzność Boga, który w każdym czasie umie znaleźć stosowne lekarstwo dla ludzkiej słabości. Ach! Bo to nabożeństwo do Najsłodszego Serca Jezusowego, ta cześć i miłość ku Niemu, to jedyne lekarstwo na charakterystyczną chorobę naszych czasów, na zgniliznę moralną coraz bardziej zarażającą serca dzisiejszych ludzi. Oto przedmiot naszego rozważania, pełen pociechy i nauki.

Lecz aby promień miłości Najświętszego Serca Jezusowego istotnie godnymi i sposobnymi nas uczynił do przyjęcia tych pociech i nauk, poprośmy o to wpierw samo Serce Jezusowe, przez przyczynę panieńskiego Serca Jego Najświętszej Matki, mówiąc pobożnie: Zdrowaś Maryjo…

Świat ciągle choruje. Jego chorobami są: grzech, nieposkromione namiętności, niczym nienasycona żądza uciech i bogactw. W dawnych czasach siedzibą jej był raczej rozum, z którego wyrastały coraz to inne herezje przeciw świętej wierze. Choroba, która dzisiaj dręczy świat, ma swą siedzibę w sercu, ludzkie serce jest chore i zarażone zgnilizną. Z tej dopiero zgnilizny podnoszą się zaraźliwe wyziewy, które oślepiają umysł, zaszczepiają niewiarę i grożą zagładą cnocie. Objawami tej choroby moralnej świata są: lodowata obojętność względem Boga, religii i cnoty, odpychające samolubstwo, które poza sobą samym nic człowiekowi kochać nie pozwala.

I jak mądrość i opatrzność Boża zapobiega tej pierwszej chorobie naszych wieków, tj. oziębłości i obojętności względem Boga i wszystkiego, co się do Boga odnosi? Oto Chrystus Pan ofiaruje nam swoje Serce, płomienne ofiarną miłością, zasobne we wszelkie cnoty, nieskończone w zasługach swych poświęceń i zwycięstw. On sam oznajmił to wiernej swej słudze, bł. Marii Małgorzacie Alacoque, podobnie jak przedtem uczynił to względem św. Gertrudy ulubiony uczeń Jezusowy, św. Jan. Z tych objawień dowiadujemy się, że poznanie Serca Jezusowego miało być lekarstwem zachowanym na ostatnie czasy, aby od tego ognia miłości, którym pała to Boskie Serce, świat zapalił się nową gorliwością i ozdrowiał ze swojej oziębłości i chorobliwej obojętności. A czy można wymyślić lepsze i skuteczniejsze lekarstwo na tak ciężką chorobę?

Przypatrzmy się tylko tej oziębłości i obojętności świata względem Boga i religii. Cóż go obchodzi, czy Bóg jest, czy Go nie ma? Czy Bóg jest świętym, sprawiedliwym, wszechmocnym? Czy Jego wola jest dla nas prawem obowiązującym do posłuszeństwa? Czy świat kiedykolwiek myśli o tym wszystkim, gdy obfituje w dobra ziemskie? To daje się odczuć, gdy brak tych dogodności życiowych, pierwszym jego uczuciem: rozpacz, zwątpienie i zaprzeczenie istnienia Boga! A cóż mówić dopiero o obojętności względem Chrystusa Pana i Jego świętego Kościoła? Kogóż to boli, gdy po dziś dzień jeszcze Chrystus Pan jest wzgardzony, wyśmiewany, szyderstwami obrzucany – gdy święte prawdy, Przezeń objawione, stawiane bywają za cel głupich dowcipów ludzi rzekomo oświeconych i jako kłamstwo odrzucane lub w wątpliwość podawane? Któż przejmuje się boleścią na widok Kościoła prześladowanego, pozbawionego swych świętych praw, okutego w kajdany niewoli, jęczącego pod uciskiem brutalnej przemocy, trzymającej Głowę Kościoła w więzieniu? Kto boleje wespół z tysiącami sług Bożych, którzy swoją wierność opłacają grzywnami lub uwięzieniem? Co więcej, jaka obojętność panuje wszędzie względem samej moralności! Czy ludzie szanują więcej cnotę i uczciwość, niż występek i zbrodnię? Byle tylko pozory były zachowane, nikt się nie pyta, czy ten lub ów życie prowadzi w cielesności, czy też uczciwe i niewinne, czy majątek jest owocem uczciwej pracy, pilnego i starannego wypełnienia obowiązków, czy też plonem brudnego oszukaństwa i wyzysku? Świat nie zna i nie chce znać cnoty i moralności. Innej cnoty, jak polor pozornej przyzwoitości, nie uznaje. Cnota chrześcijańska to dla niego rzecz obojętna, bo on ją ma raczej za obłudę i oszukaństwo. A cóż mówić o obojętności względem modlitwy? Nie doświadczywszy nigdy jej pocieszającej i pokrzepiającej potęgi, świat gardzi nią jako rzeczą, która nie przystoi ludziom cywilizowanym. Zapomina nieszczęsny, że bez modlitwy nie ma łaski Bożej, a tym samym nie ma zbawienia. I cóż dziwnego, że ta przerażająca obojętność niszczy i obala wszelką wiarę w życie pozagrobowe? Iluż to śmieje się serdecznie z waszej prostoty, gdy im mówicie o piekle i jego wiecznych mękach? Iluż to z urąganiem i szyderstwem słucha nauki o niebie i jego szczęściu? Nie znając innego szczęścia nad to, jakiego doświadcza zwierzę zanurzone w błocie, mało troszczą się o niebo i jego najczystsze rozkosze. Oto obojętność, która w wielu już sercach zrodziła zupełną niewiarę, a w innych niewiarę gotuje. Sami przecież nieraz już byliśmy świadkami, jak czyste i niewinne z początku dusze, przyuczywszy się czołgać po ziemi, żyć wyłącznie dla ziemi, powoli zapomniały o Panu Bogu, o niebie, ochładzały się w miłości Bożej, dozwalając namiętnościom brać górę nad sobą, coraz więcej dawały do serca swego przystęp wątpliwościom przeciw wierze, aż w końcu popadły w zupełną niewiarę.

Ale w Sercu Jezusowym jest skuteczne lekarstwo na tę chorobliwą obojętność względem Boga, religii i cnoty.

Postawcie tylko przed obrazem Serca Jezusowego takiego obojętnego człowieka, który w wierze już chwiać się poczyna, a jeśli tylko, choć chwilę zastanowić się zechce nad tym, na co patrzy, widok ten przyprowadzi go bez wątpienia do gorliwości w wierze, do miłości heroicznej. Serce to płomieniste, okolone cierniem, krzyżem ukoronowane, opowie mu, co Chrystus Pan uczynił i wycierpiał dla niego. Opowie mu, jak heroiczna jest i była miłość Jezusowa, jak bohaterska pokora, jak niewysłowiona dobroć i łagodność, jak niepokalana świętość. Prawdzie historycznej tych faktów zaprzeczyć on nie zdoła, chcąc zadać im kłam, zaplątałby się w nierozwiązalną gmatwaninę sprzeczności, rzuciłby się w chaos śmieszności najbardziej niedorzecznych. Odżyje więc w nim wiara w bóstwo Chrystusa Pana, a sama świętość Serca Jezusowego wystarczy mu w tym względzie za najsilniejszy dowód. Bo w Sercu tak pokornym, tak łagodnym, cierpliwym, tak pełnym ofiarnej miłości niepodobna, aby mogło mieszkać kłamstwo, a właśnie ten Jezus uroczyście ogłaszał, że jest Bogiem i potwierdził tę prawdę niezliczonymi cudami, a szczególnie cudem swojego chwalebnego zmartwychwstania. Wiara zaś w Jego Bóstwo rodzi wiarę we wszystkie inne prawdy, które Chrystus Pan powierzył swojemu Kościołowi. A tak, najmilsi, sam widok Serca Jezusowego prowadzi nas do wiary – żywej i głębokiej. I jak niegdyś św. Tomasz znalazł wiarę w ranie tego Boskiego Serca, tak i obecnie Serce Jezusa dla każdego może się stać najobfitszą kopalnią skarbów świętej wiary, byle przez szczere i gruntowne rozmyślanie zechciał się w nią zapuścić. Rozmyślać bowiem nad znamionami heroicznej miłości, które otaczają Serce Jezusowe i pozostawać nadal obojętnym zarówno dla prawdy jak i dla fałszu, jest rzeczą niepodobną.

Jak wątpiący znajduje w Sercu Jezusowym wiarę, tak też rozpustnik może w Nim znaleźć cnotę i czyste, święte obyczaje. Trudno wprawdzie człowiekowi zmysłowemu zapuszczać się w rozmyślanie o Boskim Sercu Jezusowym. Skrzętnie więc unikać będzie wejrzenia nawet na Serce Jezusowe, ten tak wzniosły obraz największej świętości i czystości. Skrzętnie oddalać będzie wszelką myśl o Nim, przeczuwa bowiem, że przyszłoby się rozstać z tym, co dotychczas cenił i czego pragnął – rozstać się z niecnymi uciechami zmysłów, które jak rak toczą jego serce. Wszelako niech tylko taki człowiek raz odważy się na rozpamiętywanie życia Serca Jezusowego, wnet sam pocznie żyć podobnym życiem. Miłość gorejąca w Sercu Jezusowym rozpłomieni jego zatwardziałe serce, łaska Boskiego Serca pociągnie jego wolę. Pod wpływem łaski serce to topi się jak wosk, bo niepodobna rozważać świętości Serca Jezusowego, aby się nie przejąć podziwem dla Niego, niepodobna podziwiać Jego czystości, pokory i łagodności, aby zarazem nie wstydzić się własnego zła i pychy, niepodobna uwielbiać to Boskie Serce, aby Go nie pokochać i nie obrać sobie za wzór i przykład nowego, cnotliwego życia. Gorliwość Serca Jezusowego musi się udzielić naszemu sercu, nasza dusza mimowolnie musi zapragnąć być świętą świętością swego Mistrza, świętą we wszystkich swych władzach, świętą w umyśle, świętą w woli, świętą we wszystkich działaniach wyobraźni, we wszystkich uczuciach i skłonnościach.

Wraz ze wzmagającym się pragnieniem świętości, niepodobna, aby nie ustąpiła z serca i owa niegodziwa obojętność dla życia przyszłego. Któż bowiem, patrząc jak wielkie ofiary poniżenia poniosło Serce Jezusowe, aby grzesznikowi zapewnić życie pełne wieczystej rozkoszy i chwały, mógłby żyć bezmyślnie, nie dbając o to życie wieczne, jak gdyby ono nie istniało wcale? Kto mógłby nieczułym sercem spoglądać na dowody tak niepojętej miłości, jaką to Serce okazało od żłóbka do krzyża i teraz, gdy pod nikłą postacią chleba kryje się na naszych ołtarzach? Ile tu ofiar i poświęceń! A to wszystko nie z innego powodu, jak tylko, abyśmy zyskali prawo do królestwa Bożego. I jakie serce, zastanawiając się nad tym wszystkim, mogłoby pozostać w zlodowaciałej obojętności dla swego własnego szczęścia? Gdy Bóg tyle działa, tyle cierpi, dlatego, aby grzesznik mógł być oczyszczony ze swego trądu, na wieki być szczęśliwym szczęściem samego Boga – czy to możliwe, aby ten grzesznik wzbraniał się czynić i cierpieć to samo? Jakim prawem ośmieliłby się stawiać opór tak czystym i wspaniałomyślnym zamiarom Bożym? O! Gdybyśmy tylko chcieli szczerze zastanowić się nad sobą, bez wątpienia znaleźlibyśmy w sobie dość hartu, aby iść w ślady dróg Pana Jezusa. Z radością poddalibyśmy się wszelkim trudom i upokorzeniom, z radością zdobylibyśmy się na największe poświęcenia, byle tylko pozyskać koronę wiecznej chwały, hasłem naszym byłyby słowa apostolskie: Utrapienia tego czasu niniejszego nie są godne przyszłej chwały, która się w nas objawi (5).

Oto, najmilsi, owoc, który z łatwością zrodzić może samo przyglądanie się Sercu Jezusowemu, szczere zastanawianie się nad Nim w duszy każdego z nas – owoc potrójny: żywej wiary, gorliwości w nabywaniu cnót, żarliwości w ubieganiu się o nagrodę wieczną. Gdyby cały świat zechciał obrać sobie to Boskie Serce za przedmiot swych myśli i marzeń, pewnie musiałby wejść na lepszą drogę. Wiara żywa prostuje pojęcia, wnosi najszczytniejsze myśli i idee, potęguje siły i zdolności, czyni skorym do wszystkiego, co dobre, piękne i szlachetne. Cnota łączy ludzkie serca uczuciami czystej, braterskiej miłości. Dążność do nieba, do którego nic skażonego wejść nie może, zamyka przystęp zbrodni i występkom. Jaki by więc pokój, jakie szczęście zapanować musiało w świecie pod godłem miłości Serca Jezusowego!

Drugim zjawiskiem chorobliwym, przyprawiającym o zgubę cały świat, jest brudne samolubstwo, egoizm. Dość tylko rozglądnąć się po świecie, aby przekonać się, jakich spustoszeń dokonuje w nim ta wada. Skąd na świecie tyle ubóstwa, niedoli, tyle nędzy, tyle zbrodni? Co doprowadza tysiące ludzi do więzienia, co popycha ich do przedwczesnej śmierci, jeżeli nie gorączka używania? Czy większa część ludzkości nie jest zaprzątnięta wyłącznie wymyślaniem i przygotowywaniem coraz to nowych rozrywek i uciech, z gorliwością godną doprawdy lepszej sprawy? Czy nie wynajduje coraz to nowych sposobów, by powiększyć swe potrzeby i rozniecić żądzę używania? Czy współczesny zbytek nie zmierza do zaspokojenia samolubnych zachcianek próżności, dumy i zmysłowości? Cóż dopiero mówić o teatrach i innych widowiskach, które pochłaniają miliony, na które poświęca się nauka i sztuka, a które pod różnymi przykrywkami służą jedynie dogadzaniu namiętnościom? Oto przepaść, pochłaniająca majątki, ścieląca drogę do występków i zbrodni, przepaść, w której zanika zdrowie i siły ciała, marnieją siły duszy, tonie życie moralne i umysłowe, a zbrodnia ze swym towarzyszem, rozstrojem serca i umysłu, niepodzielnie panuje. Przebiegnijmy, bracia moi, więzienia – pytajmy zamkniętych więźniów, co było powodem albo raczej źródłem ich zbrodni? Dziewięćdziesięciu na stu odpowie nam: żądza używania. Jednemu własny majątek, innemu uczciwy zarobek nie wystarczał na zbytki – wyciągnął rękę po cudzą własność, został zbrodniarzem. Drugi znów, roznieciwszy uciechami ogień zmysłowych namiętności, już nie myślał ich poskromić – został zbrodniarzem. Następni w inny jeszcze sposób stoczyli się w przepaść, ale źródło u wszystkich jedno: chęć dogodzenia sobie.

Ważnym również objawem tej choroby egoizmu jest nieposkromiona żądza sławy, godności i bogactw. Czy złoty cielec nie jest dla tysięcy ludzi jedynym bogiem, godnym uwielbienia? Ile to ofiar złożono już na jego ołtarzu? Honor, sumienie, wiara, wieczność – słowem, wszystko musi być poświęcone, byle tylko zasłużyć na względy tego bożka. Aby powiększyć majątek, dostać się na wyższy szczebel towarzyski, nie pogardza się żadnym środkiem. Każdy dobry, każdy święty. Cóż w tym zresztą dziwnego? Wszakże świat nie ocenia człowieka według uczciwości, ale według godności, bogactw, jakie posiada. Niechby kto był największym zbrodniarzem, złoto ochroni go w oczach całego świata.

Trzeci objaw egoizmu – to duch nieposłuszeństwa, niezależności, rewolucji. Ten duch piekielny walczy teraz z niebywałą zawziętością przeciwko Kościołowi świętemu, a walczy o życie i śmierć. On dobrze wie, że Kościół jest filarem wszelkiego porządku i zwierzchności. Wytęża więc przeciwko niemu wszystkie siły. Tego ducha nieposłuszeństwa znajdziecie wszędzie, we wszystkich warstwach społecznych. Wszędzie przekłada on własną wolę nad wolę samego Boga lub nad wolę tych, którzy w imieniu Boga rozkazują. Zachcianki miłości własnej przekłada nad wymagania obowiązku, namiętności nad własne sumienie. Słowem, nie powinność jest dla niego pobudką działania, ale kaprys, własne chwilowe upodobanie, duma.

Oto, najmilsi moi, rany naszego społeczeństwa, z których coraz straszniejsza po całej ziemi rozszerza się zgnilizna. Lekarstwem na nią jedynie Serce Jezusowe, z którego pała ogień zdolny strawić ją i oczyścić. W tym Sercu płonie również żądza, ale żądza boleści i cierpień, żądza wyniszczenia siebie samego. Czy krzyż nie daje o tym niezaprzeczalnego świadectwa? Czy nie dobrowolnie Chrystus przyjął ten kielich goryczy? „Mam być chrztem ochrzczony, a jak jestem ścieśniony, aż się wykona?” (6) – oto słowa, w których siła pragnień Jezusa znajduje oddźwięk. A w swym życiu sakramentalnym ileż to cierpień, upokorzeń, pogardy doznaje Serce Jezusowe od dziewiętnastu wieków? Chrystus Pan wiedział przecież o wszystkim, znał zawziętość swych wrogów, oziębłość swych wiernych i przyjaciół, a jednak chętnie i z radością obrał sobie to życie tak wyniszczone. Rozkoszą Jego mieszkać z synami człowieczymi. Cóż to za bezmiar ofiary i poświęcenia! Czy ten przykład nie powinien być dla nas prawidłem podobnego postępowania?

O! Niech zbliży się do tego Boskiego Serca człowiek choćby najbardziej chciwy bogactw i zaszczytów! Jakie tu ubóstwo, jakie uniżenie uderzy jego oczy. Inne bogactwa, trwalsze i prawdziwsze od ziemskich, przepełniają Serce Jezusa. Tu ukryta wszechmoc Boża i mądrość Boża, i dobroć, i miłość, i szczęście, a wszystko w mierze nieskończonej, bo Serce to jest Sercem żywego Boga. Jeżeli zaś to Serce gardzi doczesnym dostatkiem i szczęściem, to czy nasze serca miałyby się za nimi ubiegać? O nie! My mamy przejąć się zasadami Chrystusa Pana, wstępując w Jego ślady. Niech się tu zbliży również i ten, któremu trudnym posłuszeństwo, który marząc o swej rzekomej wyższości wolą innych pogardza, a swoją własną wolę chciałby wszystkim narzucić. Niech tu przyjdzie i wyczyta w Sercu Boskim te słowa, obowiązujące każdego chyba człowieka do bezustannego zapierania się siebie samego: Oto idę: na początku ksiąg napisane jest o mnie, abym czynił, Boże, wolę Twoją (7), i inne podobne: Zstąpiłem z nieba, nie iżbym czynił wolę moją, ale wolę tego, który mnie posłał (8). Niech się przypatrzy całemu życiu Serca Jezusowego, streszczonemu w tych słowach pamiętnych: Sam się poniżył, stawszy się posłusznym aż do śmierci, a śmierci krzyżowej (9). A jeśli tak jest, to czy ten proch ziemi, jakim jest człowiek, nie byłby wręcz pozbawiony rozumu, gdyby swą własną wolę chciał stawiać za prawo, według którego wszyscy mają żyć i działać? Oto, najmilsi, jak przemawia do nas Serce Jezusowe, gdy nad Jego życiem i skłonnościami szczerze chcemy się zastanawiać.

Widzimy jak skuteczne lekarstwo na choroby naszej epoki przygotowała nam miłość Chrystusa Pana w nabożeństwie do swego Najsłodszego Serca. Dlatego też Ojciec Święty, przekonany o mocy i skuteczności tego lekarstwa, chce, abyśmy się uroczystym aktem poświęcenia oddali zupełnie w opiekę Sercu Jezusowemu. Postanówmy zatem spełnić ten akt szczerze i żarliwie. Uciekajmy się ochoczo do Najsłodszego Serca Jezusowego. W Nim znajdziemy wszystko, czego tylko nasze serce może uczciwie zapragnąć – znajdziemy pociechę i słodycz, pokój i szczęście niezmącone. Jeśli serce nasze zapragnie pociechy w smutku, w Nim niebiańska znajduje się rozkosz. Jeśli chwały pożądać zechce, w Sercu Jezusa odnajdzie źródło chwały wiekuistej, w Sercu Boskim znajdzie prawdziwą wolność – bo wolność dzieci Bożych. Serce Chrystusowe, królując bowiem w niebie, w wiecznej chwale Ojca niebieskiego, w sakramencie miłości swoje Boskie życie wlewa do naszych serc i jest zadatkiem naszej nieśmiertelności, naszego przyszłego przemienienia.

Dlatego spieszmy, najmilsi, do Serca Jezusowego, ukryjmy się w Nim, zamieszkujmy w Nim bezustannie! Tu nie dosięgnie nas wściekłość szatańska, tu bezpieczni jesteśmy przed gniewem Bożej sprawiedliwości, tu śmierć traci swą grozę i srogość. Jeżeli straszną jest rzeczą wpaść w ręce zagniewanego Boga (10), to czyż, na odwrót, może być coś bardziej zbawiennego niż śmierć spokojna w Sercu Jezusa otwartym głęboką raną, którą mu miłość zadała? Oddajmy więc serca nasze Sercu Jezusowemu, przez miłość wzajemną i gorącą, która byłaby zdolna wynagrodzić zniewagi i krzywdy wyrządzone Mu przez innych ludzi. Oddajmy Mu na zawsze nasze serca, niech one należą wyłącznie do Niego, a wówczas Pan Bóg, Pan dobry i wierny swoim przyrzeczeniom, przyozdobi je i przyodzieje swoją łaską i uczyni je godnymi siebie, zdolnymi kochać Go i cieszyć się Nim na wieki. Amen (11).

Ks. Antoni Langer

(1) Łk 15, 2.

(2) Mianowicie Ewangelia z trzeciej niedzieli po Zielonych Świętach, na którą przypada uroczystość Serca Pana Jezusa.

(3) Ez 33, 2.

(4) Ef 3, 8.

(5) Rz 8, 18.

(6) Łk 12, 50.

(7) Hbr 10, 7.

(8) J 6, 38.

(9) Flp 2, 8.

(10) Hbr 10, 31.

(11) Wygłoszone w Krakowie, w kościółku ojców jezuitów na Wesołej w 1875 roku.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Księży Jezuitów Rekolekcje z Sercem Jezusa.