Rozdział dziewiąty. Róża wigilijna

Na Boże Narodzenie pola są ogołocone, zupełnie puste, bez kwiatów, ale pewna roślina rozkwita nawet o tej surowej porze roku.

Jest to rodzaj zawilca o białych płatkach, leciutko zabarwionych bladym rumieńcem, i nazywa się różą wigilijną. Z tym kwiatem wiąże się poetyczna legenda o miłości.

Był sobie niegdyś zbójca, który mieszkał w ogromnym lesie. Kradł i grabił, ile tylko mógł, aż zabroniono mu wracać między ludzi.

Spędzał więc całe dni swego życia w jaskini, razem z żoną i pięciorgiem dzieci. Kiedy jakiś podróżny zapuścił się w te strony, zbój nigdy nie omieszkał napaść na niego i obrabować, ale czasem zdarzało się, że całymi miesiącami nikt nie wyprawiał się przez las, i wtedy żona zbója musiała iść do wsi na żebry. Pewnego dnia postanowiła właśnie ruszyć po prośbie razem z dziećmi, które wyglądały jak małe dzikusy, bo ubrane były w skóry zwierzęce i obute w sandały z kory brzozowej.

Przybyła pod bramę pewnego klasztoru i zadzwoniła. Ojciec furtian otworzył jej i dał sześć bułeczek.

Kiedy niewiasta miała już odejść, poczuła, że któreś z dzieci ciągnie ją za suknię.

– Spójrz, mamo – powiedziało. – Tutaj jest jakaś furtka, chodźmy zobaczyć, co za nią jest.

Rzeczywiście, na pół ukryta furtka w murze nie była zaryglowana i żona zbója pchnęła ją.

Jej oczom ukazał się bajeczny widok. Ogród mnichów tonął w kwiatach i pod lazurowym niebem aż płonął na czerwono, żółto, fioletowo. Uśmiechnęła się i ruszyła alejką. Spotkała jakiegoś braciszka, który wyrywał chwasty. Kiedy ją zobaczył, krzyknął:

– Idź sobie, żadna niewiasta nie ma tutaj wstępu!

– Jestem żoną zbója – odparła protestując groźnie kobieta. – Tylko spróbuj mnie wygonić!

Braciszek próbował przemówić jej do rozumu, ale daremnie się trudził. Poszedł więc po opata Jana. Był to mnich stary, zgarbiony i drżący.

– Podoba ci się nasz ogród? – spytał łagodnie starzec.

Niewiasta spojrzała na jego posiwiałą głowę i odpowiedziała spokojnie:

– Tak, jest piękny, ale znam jeszcze piękniejszy.

– Naprawdę? – zdziwił się opat Jan. – A gdzie taki widziałaś? Przecież nie wystawiasz nosa z lasu.

– Właśnie w lesie – wyjaśniła. – Jesteś wszak świętym mężem, więc powinieneś o tym wiedzieć. W noc wigilijną las zmienia się w cudowny ogród, żeby uczcić narodziny Dzieciątka Jezus.

– Słyszałem o tym cudzie – odparł stary opat – i proszę, abyś w wigilię Bożego Narodzenia przysłała po mnie któreś ze swoich dzieci. Pokaże mi drogę i pojadę za nim na osiołku. Ugościsz mnie w swoim domu i wreszcie zobaczę cud, jakiego Bóg dokonuje w lesie.

– Dobrze – zgodziła się niewiasta – ale możesz przybyć z jednym tylko towarzyszem i musisz obiecać, że nas nie zdradzisz.

– Z pewnością nie uczynię tego – odrzekł opat – a nawet postaram się wynagrodzić cię najlepiej jak będę mógł.

Wkrótce potem z wizytacją do klasztoru przybył biskup i opat Jan opowiedział mu historię o żonie zbója. Potem dodał:

– Martwię się o tę piątkę dzieci. Chciałbym, żeby ich ojciec mógł wrócić między ludzi, bo inaczej wyrosną na zdziczałych niegodziwców.

Biskup jednak nie był do końca przekonany i tylko potrząsnął głową.

– Skoro Bóg pozwala, żeby leśny cud ukazał się ich oczom – nalegał opat Jan – jest to znak, że wcale nie są tacy zepsuci i może zasługują na przebaczenie, łaskę i powrót między ludzi.

– No dobrze już, dobrze – odparł biskup. – Przyniesiesz mi kwiat wigilijny zerwany w lesie, a wówczas ja dam ci list ułaskawiający i wybaczający, byś przekazał go zbójowi.

W wigilię Bożego Narodzenia żona zbója, tak jak obiecała, wysłała do klasztoru jednego ze swoich synów. Opat Jan dosiadł osiołka i w towarzystwie młodziutkiego braciszka ruszył do lasu.

Droga była daleka, ścieżka stroma i było przenikliwe zimno.

Kiedy wreszcie dotarli do jaskini zbója, biedny starzec był zupełnie wyczerpany. W grocie nic nie wskazywało na to, że jest wigilia Bożego Narodzenia. Wokół rondla, w którym gotowała się zupa z zielska, dzieci tarzały się po ziemi usłanej nieczystościami i odpadkami. Ojciec Jan był do tego stopnia zmęczony, że prawie nie tknął jedzenia, które ze sobą przywiózł. Skosztował jedynie kęs, a resztę oddał dzieciom.

– Żal mi ich – powiedział pełnym słodyczy głosem do żony zbója – i chciałbym im pomóc. Gdyby mieszkały na wsi, chociaż czasami by świętowały, przynajmniej na Boże Narodzenie.

– Musisz jednak wiedzieć, że nie pozwalam im chodzić między ludzi – odezwał się jakiś ponury głos zza jego pleców.

Był to zbój, który właśnie w tej chwili wrócił.

– Ale ja postaram się dla ciebie o wybaczenie od biskupa – odparł stary opat nie tracąc wcale głowy.

Mężczyzna zdumiał się, a potem wybuchnął śmiechem, w którym brzmiało niedowierzanie.

– No to ja obiecam ci, że nie ukradnę już ani grosika, jeśli tylko wyjednasz mi łaskę.

Opat Jan spojrzał na niego i uśmiechnął się wesoło i promiennie.

– Cisza! – wykrzyknęła w tym momencie niewiasta zduszonym głosem. – Słychać dzwony na pasterkę… Chodźmy szybko!

Wszyscy wstali i wyszli z jaskini. Z daleka dobiegał srebrzysty i czarodziejski dźwięk dzwonów. Ruszyli w drogę i wkrótce znaleźli się w samym środku lasu.

Wtedy nastąpił cud.

Olbrzymia fala światła ogarnęła las i jakby przez czary w jednej chwili zniknął śnieg, ziemia zazieleniła się, gałązki pokryły pączkami, ptaszki zaczęły swoje trele, strumyki zaszemrały, a spod ziemi wyłoniły się najpiękniejsze kwiaty. Las przemienił się w rajski ogród; nikt nie mógłby sobie nawet wyobrazić czegoś piękniejszego.

Niewypowiedziana radość spłynęła prosto do serca starego zakonnika i wtedy doznał widzenia.

Prosto z nieba przyleciały anioły śpiewające pieśń „Gloria”. Wyciągnął ramiona i w tej samej chwili pękło mu ze szczęścia serce. Poczuł, że opuszczają go siły. Tak pomyślał:

– Panie, ujrzałem Twoje światło, więc umieram szczęśliwy.

Nagle przypomniał sobie o obietnicy, jaką dał biskupowi, więc z największym wysiłkiem zerwał jedną roślinkę. A potem padł na ziemię martwy.

Braciszek, który mu towarzyszył, zawiózł go, zalewając się łzami, do klasztoru. Zanim go pochowali, braciszek otworzył jego zesztywniałą dłoń i delikatnie wyjął z niej leśną roślinkę. Było na niej kilka białych gruzełków. Braciszek zasadził roślinkę na grządce.

Na wiosnę wyrosła piękna roślina, ale braciszek daremnie czekał, żeby zakwitła.

W wigilię Bożego Narodzenia wyszedł do okrytego śniegiem ogrodu i myśl o opacie Janie spowodowała, że serce mu się ścisnęło.

Jaka niespodzianka go czekała! Pośród bieli śniegu z jednej jedynej prostej łodygi wyrastał przepiękny kwiat o bielutkich płatkach.

Przybiegli mnisi, żeby to zobaczyć. Jeden z braciszków zerwał czarodziejską różę wigilijną, zaniósł ją biskupowi, mówiąc po prostu:

– Przysyła ją opat Jan. Zerwał ją dla ciebie w leśnym ogrodzie w noc wigilijną.

Biskup udzielił łaski zbójowi, który wrócił między ludzi. Również on, tak samo jak brat Jan i biskup, dotrzymał swojej obietnicy i od tego dnia był uczciwy i skruszony, a swoje dzieci wychowywał najlepiej, jak tylko potrafił. Na pamiątkę tego cudu co roku zakwita wśród śniegu wigilijna róża.

Selma Lagerlof

Powyższy tekst jest fragmentem książki Czar Bożego Narodzenia.