Rozdział dziewiąty. Religia zwykłego człowieka. Nieomylność, cz. 1

„Świetnie – mówi John – można porównać Kościół katolicki do drzewa i wytłumaczyć, że jego wyraźne zmiany wynikają z rozwoju, ale teoria ta ma swoje minusy. Najważniejszym z nich jest ryzyko nieprawidłowego rozwoju lub deformacji. Skąd mam na przykład wiedzieć, czy transsubstancjacja nie jest naroślą, która nie ma prawa istnieć na Winnej Latorośli? Jak mogę mieć pewność, że to samo nie dotyczy praw Piotrowych i że papież – taki, jakim go dziś widzimy – nie jest rodzajem guza na mistycznym ciele, który przypisał sobie funkcje głowy?”

Ale kiedy rozważa tę kwestię, prawdopodobieństwo deformacji jawi mu się ostatecznie jako bardzo nieprawdopodobne.

Faktycznie, Kościół rzymski posiada świat w sposób, w jaki nie posiada go żadna inna instytucja. Obejmuje co najmniej połowę całego świata chrześcijańskiego i ta połowa jest obdarzona jednością, której całkowicie brak owej drugiej połowie. Niekatolicy są zjednoczeni tylko w jednym punkcie, a mianowicie w swym odrzuceniu papiestwa. Katolicy są zjednoczeni nie tylko w swych poglądach na papiestwo, ale również we wszystkich innych punktach doktryny. Ten Kościół, który John nazywa teraz katolickim, wydał również tylu świętych o takich przymiotach, ilu nie wydała nigdy żadna inna instytucja. Kościół ten obejmuje wszystkie czasy, kraje i charaktery, ma swą ciągłość, w której najzaciętsi wrogowie nie mogą wskazać żadnego wyłomu, a wreszcie, te dwa punkty, które John wysunął jako możliwe deformacje, nie są tylko małymi zewnętrznymi naroślami, które można odłączyć od ciała bez szkody dla jego istnienia – stanowią samą jego istotę i żywotność. Tak jak papiestwo jest sercem doktrynalnego systemu Kościoła, tak samo transsubstancjacja jest sercem jego życia religijnego. Z obu wypływa strumień wiary i modlitwy, który sięga do najdalszych włókien jego jestestwa. Wytnij te dwa elementy z Kościoła katolickiego, a całe ciało zginie.

Jeśli zatem dla celów dowodu przyjąć, że te dwa elementy stanowią przykład nieprawidłowego rozwoju, John będzie musiał uznać, że Bóg Wszechmogący, który przyrzekł, że Jego Kościoła nie przemogą bramy piekielne, pozwolił, aby połowa tych, którzy nazywają się chrześcijanami, była całkowicie wypaczona w swym życiu dogmatycznym i religijnym, a druga połowa – tak wewnętrznie podzielona, że ani sami siebie nie uważają, ani przez świat nie są uważani za jedno ciało. Zatem zgodnie z tym poglądem, Stwórca świata, który zachowuje miliony drzew w zdrowiu i doskonałości, pozwolił, aby Jego niebieską Winną Latorośl rozdarła choroba i schizma. Ten, który prowadzi biologiczne ciało człowieka do zdrowia i dojrzałości, pozwolił Mistycznemu Ciału swego Syna stać się jakoby ciałem trędowatego i kaleki.

„Tak – odpowiada John swoim własnym myślom – muszę przyznać, że wydaje mi się nieprawdopodobne, aby Wszechmogący Bóg pozwolił, by Jego Winna Latorośl została zatruta przez błąd. Powinienem się spodziewać, że dał jej jakieś zabezpieczenie, jakiś instynkt wybierania dobra i odrzucania zła (por. Iz 7, 15), taki, jakim obdarzył biologiczne ludzkie istnienie, a nawet pozbawione czucia warzywa, którym umożliwił czerpanie z gleby tego, co jest dla nich dobre, a odrzucanie tego, co bezużyteczne czy trujące. Ten instynkt właśnie rozumiem pod pojęciem nieomylności, to jest niezawodną moc rozróżniania, co jest prawdą, a co nie, co wpływa na życie doktrynalne i religijne dobrze, a co źle, co może być bezpiecznie wchłonięte, a co należy całkowicie odrzucić. Ale z drugiej strony, Bóg nie zawsze czyni to, co wydaje się odpowiednie i prawdopodobne. Jego dróg nie można odkryć. Rozważmy zatem jakie są możliwe alternatywy dla owego daru nieomylności, do którego Kościół rzymskokatolicki rości sobie prawo”.

Po zastanowieniu John stwierdza, że istnieją trzy takie alternatywy.

a) Powszechna omylność. b) Powszechna nieomylność. c) Nieomylność jakiejś innej wspólnoty niż Kościół rzymskokatolicki.

John rozważa je po kolei.

a) Powszechna omylność.

Artykuły Kościoła anglikańskiego mówią, że żadna wspólnota nie jest nieomylna i że Kościół rzymski błądził, tak samo jak Kościoły antiocheński i jerozolimski, nawet w sprawach wiary (artykuł XIX) (1). Kościół anglikański najwyraźniej nie wierzy też, że można odnaleźć nieomylność, kiedy wszystkie te wspólnoty działają razem, chociaż, według jego własnych słów, żywi wielki szacunek dla tych, których nazywa Doktorami Kościoła. Kościół ten wierzy zatem w pewną ogólną drogę, w przewodnictwo starożytności (2), ale nie wierzy w jej zagwarantowaną odporność na błąd.

John znajduje się zatem, o tyle, o ile podąża za nauczaniem Kościoła anglikańskiego, w następującej sytuacji:

Dziewiętnaście stuleci temu żył sobie, jak się podaje, ktoś nazywany Jezusem Chrystusem. Po Jego śmierci niektórzy Jego zwolennicy spisali Jego historię, wymieniając liczne cuda i dodając komentarze. Te historie zostały uporządkowane przez grupę osób podlegających błędowi (ponieważ podlegają mu, jak mówi Kościół anglikański, nawet sobory powszechne – artykuł XXI), a ich streszczenia, zwane wyznaniami wiary, zostały sporządzone przez te same omylne autorytety. Od tamtych czasów odpowiedziano na tysiące dalszych pytań, a całość doktryny została stopniowo ukształtowana przez ludzi nie zabezpieczonych przed popełnieniem błędu. Tej doktryny John jest zobowiązany przestrzegać.

Ale dlaczego ma to robić? Koncepcję stopniowego rozwoju odrzuca się tu w związku z prawdopodobieństwem zaistnienia ludzkiego błędu – Kościół rzymski jest atakowany właśnie z tego powodu. Od Johna wymaga się zatem, aby okazywał nadprzyrodzoną wiarę wobec rezultatów, do których doszli omylni ludzie, w odniesieniu do życia i osoby Tego, co do którego zawsze istniały ogromne kontrowersje, którego historia została spisana przez osoby pełniące funkcję autorytetu jedynie na mocy sankcji, udzielonej im przez omylne sobory, a który sam żył na Wschodzie, w regionie i w okresie, kiedy nie istniała jeszcze krytyka chrześcijańska.

Jaka istnieje gwarancja, że na relacji o tej Osobie można polegać, że Jego słowa i czyny zostały przekazane w sposób prawdziwy? Dlaczegóż te omylne sobory nie miałyby popaść w poważny błąd, włączając niewiarygodne relacje do swego tak zwanego kanonu Pisma, a wykluczając jako heretyckie prawdziwe komentarze, dotyczące tego życia i tej Osoby? Być może Ewangelia według św. Jana nie może sobie rościć prawa do pełnienia roli autorytetu! Być może Kościół anglikański całkowicie się myli, uznając Jezusa Chrystusa za Boga! Być może cała ta sprawa jest pięknym złudzeniem od początku do końca!

Jednak, nawet przy założeniu, że Jezus był Bogiem, sytuacja jest niewiele lepsza, ponieważ, zgodnie z ową teorią powszechnej omylności, mogliśmy zupełnie opacznie zrozumieć znaczenie Jego słów i działań. Wymaga się od nas, abyśmy okazywali ślepą wiarę wobec rzeczy wyraźnie wątpliwych, a Jezus Chrystus, który przyniósł nam objawienie, nie zapewnił żadnych środków dla zachowania go w nienaruszonym stanie.

„Równie dobrze – wykrzykuje John – mogę je od razu odrzucić i uznać, że jeśli nie istnieje nigdzie na ziemi autorytet przemawiający nieomylnie, byłoby znacznie lepiej, gdyby nigdy nie zwiódł mnie blask prawdy, której nie jestem w stanie pojąć.”

b) Powszechna nieomylność.

Takie jest faktycznie twierdzenie wielu protestantów. Mówią, że każdy człowiek, który otrzymał dar wiary i który pobożnie go doskonali, zostaje oświecony z wysoka mocą odróżniania prawdy od fałszu oraz mocą prawidłowego rozumienia Pisma Świętego.

„Teraz – stwierdza John – jeśli mi mówią, że nie można wierzyć w nieomylność papieża, jak mogą oczekiwać, że uznam, iż łatwiej jest wierzyć w nieomylność, dajmy na to, dwustu milionów ludzi? Czyż nie jest to przecedzanie komara, a połykanie bardzo dużego stada gigantycznych wielbłądów (Mt 23, 24)? Poza tym, te nieomylne jednostki różnią się diametralnie w kwestiach wiary. Generał Booth jest z pewnością szczerym i religijnym człowiekiem i mówi mi, iż chrzest to niekonieczny fragment ceremoniału, podczas gdy doktor Guinness Rogers zaleca go jako co najmniej bardzo ważny. Wesleyanie są nieomylni, kiedy mówią mi, że mogę w sposób wolny wybrać lub odrzucić Boga, a kalwini są nieomylni, kiedy mówią mi, że tak nie jest. I tak dalej.

Jestem zatem w gorszej sytuacji niż kiedykolwiek przedtem, ponieważ uważać, że Bóg wymaga ode mnie wiary w wielką liczbę propozycji, które są nie tylko nie do pogodzenia, ale wręcz są całkowicie sprzeczne, to jeszcze bardziej zdumiewające, niż fakt, że nie podjął On żadnych kroków w celu zapewnienia niepodważalnego przekazu swego objawienia w Jezusie Chrystusie”.

c) Nieomylność kogoś innego niż Kościół rzymskokatolicki.

W Anglii głównych propagatorów tej ostatniej alternatywy można znaleźć pośród tych, których ich wrogowie nazywają „rytualistami”.

W skrócie, jak John się niegdyś dowiedział, teoria ta brzmi następująco:

Nieomylny Kościół Boga składa się z tych wspólnot chrześcijan, działających razem, które zachowują dawne chrześcijańskie wyznania wiary i utrzymały przynajmniej trzystopniowe święcenia duchownych, biskupów, kapłanów i diakonów. Mówiąc ogólnie, można tu wyliczyć wspólnoty Rzymu, Moskwy i Canterbury. Jednak te trzy kręgi nie pokrywają się całkowicie. Każdy z nich ma swoje własne cechy szczególne, a całkowitą gwarancję można znaleźć jedynie w tej części, w której wszystkie trzy się na siebie nakładają. Na przykład wszystkie trzy wspólnoty zachowują, w każdym razie w swych pisemnych zbiorach formuł, takie doktryny jak ta dotycząca rzeczywistej obecności oraz sakramentu pokuty (3) (aby wymienić kontrowersyjne kwestie). Innych doktryn, takich jak ofiara Mszy świętej, wzywanie świętych oraz modlitwy za zmarłych, wyraźnie podtrzymywanych przez Rzym i Moskwę, nie można jednak przedstawiać jako faktycznie i formalnie niezgodnych ze zbiorami formuł Kościoła anglikańskiego, mimo iż w ciągu ostatnich siedemdziesięciu lat prawie wszystkie, a w chwili obecnej ponad połowa jego dzieci, stanowczo je odrzuca, podążając w każdym razie za możliwą interpretacją jego „Artykułów” (4).

„Uchylmy jednak wszystkie te pytania – mówi John – i przyjmijmy teorię rytualistyczną za dowiedzioną. W jakiej sytuacji nas ona stawia?

Odpowiedź na moje pierwsze pytanie – w jaki sposób ten nieomylny autorytet – tj. porozumienie pomiędzy Rzymem, Moskwą i Canterbury – się wypowiada? – brzmi: obecnie przemawia poprzez milczącą zgodę, jest nadzieja, że w przyszłości będzie przemawiać za pośrednictwem soboru powszechnego.

Pytam znowu (uchylając kwestię dwudziestego pierwszego Artykułu, który wyraźnie stwierdza, że sobory powszechne «mogą się mylić nawet w sprawach odnoszących się do Boga») – czy istnieje jakakolwiek możliwość, po ludzku biorąc, że taki sobór powszechny kiedykolwiek się zbierze? Jak taki sobór jest możliwy, kiedy jeden z trzech partnerów odrzuca jurysdykcję i pozycję drugiego oraz jurysdykcję, pozycję i nakazy trzeciego, kiedy drugi partner odrzuca pierwszego i trzeciego razem, a jedynie niewielka część trzeciej grupy w ogóle wierzy w tę teorię? Czy jest ona czymś więcej, niż tylko papierową teorią, którą można podtrzymywać dla celów przeprowadzenia dowodu, ale która jest całkowicie bezużyteczna dla takich ludzi jak ja, żyjących obecnie, którzy chcą wiedzieć w co wierzyć?

Co do «milczącej zgody», pytałem nie o milczenie, ale o wypowiadanie się. Pytałem, w jaki sposób ten nieomylny autorytet przemawia, a nie co można sądzić, że sugeruje, ponieważ sugestia stanowi niepewny grunt. Ja mogę przyjąć jeden punkt widzenia tego, co on sugeruje, a ty możesz przyjąć inny. Gdzie jest zatem ów głos, który rozstrzygnie między nami? Nie znajdziesz go u swoich biskupów, ponieważ nie jesteś im posłuszny, ale odwołujesz się od nich raz jeszcze do tej «milczącej zgody», albo do przyszłej wypowiedzi soboru, o którym wiesz, że nigdy się nie zbierze. Czyż ten konflikt nie jest nierozwiązywalny? Czy nie znajdujemy się na wirującej krawędzi błędnego koła?

Znów jednak uchylę to wszystko i wezmę pod uwagę twoją teorię.

Rozumiem, że opierasz swoją akceptację dla rzeczywistej obecności, sakramentu pokuty, i tak dalej, na tym porozumieniu, które nazywasz «Kościołem w rozproszeniu ». W rzeczywistości opierasz na nim całą swoją wiarę. Muszę zatem zadać bardzo fundamentalne pytanie: Czy sama ta teoria milczącej zgody znajduje poparcie ze strony tego, co nazywasz Kościołem katolickim? Czy Rzym, Moskwa i Canterbury akceptują pozycje, ku którym je popychasz? Czy uznają, że nieomylny autorytet spoczywa w nakładaniu się na siebie ich odpowiednich zasad i nigdzie indziej? Ponieważ nie można opierać poszczególnych doktryn na fundamencie, który jest odrzucany przez siebie samego”.

„Muszę przyznać – odpowiada rytualista – że Rzym i Moskwa, nie mówiąc o Canterbury, odrzucają tę teorię. Rzym arogancko twierdzi, że stanowi całość Kościoła katolickiego. Moskwa twierdzi, że jako jedyna jest ortodoksyjna”.

„A zatem – woła ponownie John – muszę przyjąć tę teorię jedynie w oparciu o twój autorytet. Opierasz swój autorytet na tej teorii, a tę teorię na swoim autorytecie. Czy kiedykolwiek słyszałeś o indyjskiej teorii świata? Świat stoi na słoniu, słoń na żółwiu, a żółw najwidoczniej na świecie!

Mój drogi – kontynuuje John, zwracając się do swego wyimaginowanego rytualisty – naprawdę musisz mnie zostawić samego. Jestem bardziej oszołomiony, niż mogę to opisać. Zapominasz, że nie jestem uczonym, jak ty. Dla mego biednego mózgu twoja teoria jest jak sen profesora, który nigdy nie opuszcza swego college’u. A jednak jestem całkowicie świadom, że w życiu praktycznym wykonujesz wspaniałą pracę, że poświęcasz się wspaniałomyślnie dla biednych Boga, że uczysz ich podnoszących na duchu doktryn i wskazujesz im przykład, który wszyscy powinniśmy naśladować. Ale w swej teorii jesteś marzycielem. Twą podróż inspiruje miasto w chmurach. Porusza się ono przed tobą, zmieniając kształt z każdym powiewem wiatru, nie zstępując nigdy, aby zamieszkać pośród ludzi. Jeśli chodzi o mnie, nie mogę chodzić w jego świetle. Potrzebuję Jerozolimy, której architektem jest Bóg i która, chociaż jej głowa sięga niebios, to jednak ma swe fundamenty i bramy na ziemi. Powtórzę po raz dwudziesty – jestem zwykłym człowiekiem i przy całej dobrej woli nie mogę szczerze wierzyć w żyjący autorytet, który uległ skamienieniu, w winną latorośl, która składa się z gałęzi odciętych jedna od drugiej, w przemawiający głos, który jest niemy, w republikę, która nie ma prezydenta, w życie, które nie daje żadnych dowodów swego istnienia. Podziwiam twoje dzieła, jestem zdumiony twą pomysłowością, ale nie mogę uwierzyć w twoje teorie. Będę zobowiązany, jeśli zostawisz mnie samego i pozwolisz mi zajrzeć raz jeszcze do Penny Catechism”.

Ks. Robert Hugh Benson

(1) Tak zwane Trzydzieści Dziewięć Artykułów Wiary – obok Modlitewnika powszechnego i deklaracji z Lambeth – podstawa doktrynalna anglikanizmu.

(2) Por. przedmowa do Modlitewnika powszechnego, „Concerning the Service of the Church”, itd.

(3) Por. Modlitewnik powszechny, „Catechism”, „Ordaining of Priests”, itd.

(4) Por. artykuły XXII, XXXI, itd.

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Roberta Hugh Bensona Religia zwykłego człowieka.