Rozdział dziewiąty. Powinność małżeńska

Wymagania dotyczące życia małżeńskiego wynikają przede wszystkim z prawa naturalnego; innymi słowy, prawy umysł sam z siebie objawiłby je sumieniu. Nawet gdyby Chrystus nigdy nie był przyszedł, gdyby Objawienie nigdy nie było dane, te wymagania byłyby takie same. Kościół, trzymając się nauki Chrystusa, jednie podtrzymuje je swoim najwyższym autorytetem; on ich nie wprowadza instytucjonalnie. Kościół potwierdza to prawo, objaśnia jego zastosowanie, wyjaśnia model każdorazowo, gdy ktoś usiłuje go przyćmić.

W tym celu mamy szereg encyklik papieskich, takich jak Arcanum Divinae sapientiae Leona XIII i Casti connubii Piusa XI (1), a także listy pasterskie wydawane okresowo, w miarę potrzeb, przez biskupów.

Jednym z najbardziej kompleksowych listów na temat obowiązku małżeńskiego jest list kard. Merciera. Przypominając ludowi swej diecezji prawdziwą naukę o małżeństwie, wyjaśnia chrześcijańską koncepcję współżycia małżeńskiego:

„Pierwotną i pierwszorzędną racją związku mężczyzny i kobiety jest założenie rodziny, poczęcie potomstwa, które będą mieli zaszczyt i obowiązek wychować w wierze i zasadach chrześcijańskich.

Dlatego też niewątpliwie pierwszą konsekwencją małżeństwa jest obowiązek, od którego małżonkowie nie mogą uciec…

Jak dalecy od prawdy są ci, którzy przedstawiają małżeństwo jako związek, którego jedynym celem jest miłość fizyczna.

Z całą pewnością pociąg zmierzający ku stosunkowi małżeńskiemu jest uprawniony. Ale takie zaspokojenie pociągu seksualnego jest usprawiedliwione tylko w ramach funkcji, do której został on przeznaczony, i którą według zamysłu Bożego ma on zapewniać.

Jak wielki jest zatem grzech tych, którzy obchodzą prawo Boże w tym zakresie. Za każdym razem, gdy umyślnym, jednoznacznym aktem zapobiega się poczęciu dziecka, popełniany jest grzech śmiertelny.

Podjęcie umyślnych działań – przed, w czasie czy po stosunku – zmierzających do zapobieżeniu poczęcia, stanowi formalny i poważnie bezprawny czyn”.

Ohydna propaganda na temat kontroli urodzeń, rozpowszechniana wokół za pomocą ulotek, odczytów i reklam – to nic innego, jak tylko próba usankcjonowania zamachu na życie. Kardynał Mercier potępia lekarzy, farmaceutów, położne, którzy zdradzają swoją społeczną misję. Niedopuszczalny jest zamach na życie, nawet w samym akcie rozrodczym, tzn. u samego jego początku. A ci, którzy ośmielają się zabić istotę żyjącą, formującą się w łonie matki, karani są przez Kościół z sankcją zastrzeżoną dla biskupa. Znaczy to, że kapłan udzielający takim osobom rozgrzeszenia, musi mieć odpowiednie do tego upoważnienie od biskupa, chociaż nie musi podawać ich nazwisk.

Jak bardzo wspomnienie na wszystkie owe dusze, które poświęcono wskutek nadużyć małżeńskich, powinno pobudzać mnie do modlitwy o świętość życia rodzin i ogólne przestrzeganie obowiązku małżeńskiego. To nie plaga wojen zabija najwięcej ludzi. To pożądliwość seksualna.

Macierzyństwo

Pisarz, który powiedział: „Mężczyzna zdobywa, a kobieta się oddaje”, miał rację. Taka w istocie jest różnica pomiędzy mężczyzną a kobietą w ich podejściu do życia. Czynne bohaterstwo – to on, bierne – ona. Dla dojrzałego mężczyzny życie – to nic innego jak szereg zdobyczy; kroczy on od jednego do drugiego zwycięstwa, przynaglany jego smakiem, aż dozna porażki. Kobieta obdarza sobą życie; poświęca się, aż do zupełnego wyczerpania, swemu mężowi, dzieciom, tym którzy cierpią, którzy są nieszczęśliwi. Lecz tym darem z siebie, w jego najpełniejszym wyrazie, jest zrodzenie potomstwa – najwyższy akt biernego bohaterstwa. Wydanie dziecka na świat nie jest jedynie osiągnięciem w kategoriach fizycznych. Umysł, dusza powoływane są do życia i łącząc się z płodem, poza świadomością matki, tworzą człowieka – to rzeczywiście cud.

Najbardziej cudowne jest dojrzewanie i wzrost miłości macierzyńskiej u kobiety od samego momentu poczęcia dziecka, poprzez narodziny, i w ciągu całego jego życia, lecz w szczególności w okresie niemowlęcym.

W jakimś sensie każda kobieta od najmłodszych lat nosi w sobie zalążki matki. Jako mała dziewczynka bawi się lalkami, a ta zabawa tylko dlatego wzbudza jej zainteresowanie, że jej wyobraźnia przemienia ową szmacianą lub porcelanową lalkę, którą tuli ze znajomością rzeczy w swoich ramionach, w żywe dziecko. Rzeczywiście prawdą jest, że nawet dusze dziewicze, poświęcające się służbie bliźniemu, można nazywać matkami.

Jest absolutnie oczywiste, że w czasie faktycznego macierzyństwa, fizycznego macierzyństwa, kobieta przeżywa szczególną przemianę. W momencie, gdy mleko wypełnia jej piersi, miłość macierzyńska ogarnia jej duszę, miłość szczególna, która nie poprzedza urodzenia dziecka, lecz po nim następuje. Zanim pojawi się dziecko, może istnieć oczekiwanie, tęsknota, niewyraźna czułość, jak jutrzenka poprzedzająca dzień; to jeszcze nie miłość macierzyńska w najmocniejszym i najściślejszym znaczeniu tego słowa.

Rodzi się dziecko. Kobieta, nawet gdyby była nader leniwa, okazuje zdumiewającą energię w tym, co dotyczy jej dziecka. Nawet jeżeli wcześniej była bardzo niezaradna, teraz staje się pomysłowa, troskliwa, uważna i wręcz niespokojna. Nikt nie musi jej mówić, że jej maleństwo nie może samo nic przy sobie zrobić i że wystawione jest na niebezpieczeństwo śmierci nieomal w każdym momencie. Odgaduje jego potrzeby, jego pragnienia i jej zatroskanie pojawia się przy najmniejszej chmurce, która zawisa nad kołyską. Nie zraża się żadnym kłopotem. Jako młodej dziewczynie i kobiecie niemiłe jej było poświęcenie i łatwo się irytowała; teraz jest chętna do poświęcenia: długich godzin czuwania, wstawania w nocy. Jeżeli nie potrafi pielęgnować dziecka, sporządza drobiazgowe przepisy, a nawet później zważa bardzo na rodzaj pożywienia, które dziecko może przyjmować. To wszystko przyswaja sobie w sposób naturalny, to wydaje się być jej drugą naturą. Lecz nawet jeżeli posiadła swą wiedzę przez ćwiczenia i studia na specjalnych kursach, które odbywała bez specjalnego upodobania, teraz wprowadza ją w życie ze szczególną werwą i czułością.

Raduje się, gdy jej maleństwo jest dobrze zbudowane, piękne i żywe. Lecz jeżeli – nieszczęśliwie – jest zdeformowane, słabe, apatyczne, jej miłość jeszcze potężnieje. To tak jakby chciała obsypać je miłością, by wyrównać maleństwu jego braki, tak jakby tuląc je czulej do siebie dodawała mu życia.

Gdyby przypadkiem później jej dziecko okazało się synem marnotrawnym, będzie go w sposób zdumiewający broniła; jeżeli uważa go za bohatera, to jest to jej przekonanie na jego korzyść! Cudowna sprzeczność, poprzez którą objawia się miłość macierzyńska!

Jak żarliwie pragnie ona dla dziecka miłości jego ojca. Później znowu obawia się, że ojciec nie będzie dostatecznie stanowczy i będzie ulegał dziecku zbyt łatwo. Oto najczulsze pieszczoty, oto szczyt bezinteresowności zrodzonej z miłości macierzyńskiej.

Czy dopuszczalna jest kontrola urodzeń

Ograniczanie prokreacji przez stosowanie środków antykoncepcyjnych bez uprzedniego stosunku seksualnego, jest zabronione. Nikt nie ma prawa tłumić życia. Likwidacja dorosłego człowieka jest morderstwem; likwidacja żyjącego dziecka w trakcie jego rozwoju w łonie matki jest zbrodnią aborcji; niszczenie nasienia życia w samym akcie rozrodczym, żeby zapobiec poczęciu jest onanizmem, zwanym tak za starotestamentowym Onanem, który folgował sobie w ten sposób.

Nikt nie ma prawa skierowywać jakiegokolwiek aktu, który ze swej natury rodzi życie, i to w oparciu o własny autorytet, na unicestwienie efektów tego aktu, stwarzającego zalążek nowego życia. Natura musi móc swobodnie funkcjonować. Jeżeli jednak, z jakichś powodów, za zrządzeniem Opatrzności, nie następuje zapłodnienie, to jest to wola Boża. Człowiek w takim przypadku sam nie zabił ani nie zamierzał zabić ludzkiego życia.

Powiedziane już zostało, że ograniczanie prokreacji poprzez powstrzymanie się od współżycia jest prawem męża i żony.

Jest jednakże jeszcze jedna metoda kontroli urodzeń, która jest bardzo dyskutowana i co do której trzeba mieć jasność. Czy małżonkowie mogą korzystać z cykli niepłodności żony, jak sugeruje to teoria biorytmów, ograniczając obcowanie cielesne do takich okresów, kiedy to poczęcie wydaje się mniej prawdopodobne? Odpowiedź na to pytanie powinna być kwalifikowana.

Przyjęcie tej praktyki tymczasowo po to, by rozciągnąć nieco w czasie urodzenia, bez konieczności pozbawiania się siebie nawzajem, jest oczywiście czymś innym niż przyjęcie takiej praktyki na stałe po to, żeby definitywnie uniknąć posiadania dzieci lub przynajmniej przez dłuższy czas.

Niewątpliwie potrzeba poważniejszych racji dla usprawiedliwienia tego drugiego przypadku niż pierwszego. Czy przyczyny takiego zachowania są czysto egoistyczne? Jeśli tak, to małżonkowie są winni. Co prawda, swoim postępowaniem nie gwałcą prawa czystości małżeńskiej, ale na pewno naruszają prawo miłości, prawo płodności.

Boży plan dla małżonków w kwestii płodności nie oznacza, że mają oni mieć jak najwięcej dzieci. Raczej jest tak, że powinni mieć ich taką liczbę, jaką są w stanie wychować, biorąc pod uwagę miejsce, w jakim Opatrzność ich postawiła, zważywszy na ich zdrowie, status ekonomiczny rodziny i tym podobne okoliczności. Jest to problem uczciwości.

Każdy powinien stanąć otwarcie twarzą w twarz wobec tego problemu, jeżeli jest to jego problem, i szczerze zbadać, czy jest w pełni uczciwy w swym postępowaniu. Wówczas będzie gotów częściej zastanawiać się nad racjami tych, którzy argumentują za zaludnieniem kołysek.

Po co większa rodzina

Zauważyliśmy, że praktyka badania cyklu – co ważne, jeżeli jest tymczasowa – jest uprawniona i racjonalna. Lecz nawet w takim przypadku, zwłaszcza w odniesieniu do tych, którzy dopiero rozpoczynają życie małżeńskie, należy zwrócić uwagę na kilka bardzo istotnych spraw:

– że może poczynić szkodę, oddzielając kwestie przyjemności seksualnej od sprawy ojcostwa i macierzyństwa;

– że może poczynić szkodę, podkreślając zanadto cielesną stronę pożycia kosztem czułości i aspektu duchowego;

– że może poczynić szkodę, powodując nieokiełznane oddanie się zmysłom w okresach bezpłodnych.

Naprawdę ważnym dla pary małżeńskiej – bardziej od poszukiwania środków, nawet uprawnionych, dla ograniczenia ilości potomstwa – jest odkrycie argumentów za posiadaniem wielu dzieci.

Są racje oparte na miłości:

1. Na rzecz dzieci, których powołanie, lub niepowołanie, do życia, do wieczności zależy od rodziców.

2. Na rzecz społeczności chrześcijańskiej, która powinna starać się wydać możliwie jak najwięcej ochrzczonych dusz, a jeśli Bóg pozwoli – kapłanów i osób konsekrowanych, tak bardzo potrzebnych światu.

3. Na rzecz kraju, by wychować obywateli, którzy przyniosą mu życie i pomyślność.

Jak piękne są to racje!

Spójrzmy na tych młodych wybranych, mając na uwadze pewną perspektywę. Ode mnie, od nas – przy odrobinie wielkoduszności z naszej strony – zależy, czy odważę się powołać ich z nicości, powołać ich do istnienia, do życia.

Przysporzy to chwały Bogu; przyniesie dzieciom szczęście wieczne. To zależy ode mnie, czy otworzę dla nich Księgę Życia, albowiem życie w swym pełniejszym znaczeniu nie jest jedynie okresem czasu, jest udziałem w życiu, które się nigdy nie skończy. Wydając na świat dzieci, rodzice tworzą obywateli wieczności.

Nie wystarczy mieć na uwadze tylko Kościół triumfujący oraz to, jak pomóc możliwie największej liczbie do niego wstąpić; możemy i powinniśmy mieć też na uwadze Kościół wojujący. Czy ludzie ochrzczeni, skłonni żyć swoją wiarą, są dostatecznie liczni? A gdzie mogą bardziej wzrosnąć w liczbę, rozwinąć się i pomóc w odnowie chrześcijańskiej, to jest odnowie świata w duchu chrztu świętego – jeżeli nie w rodzinach chrześcijańskich? Czy jest dostateczna liczba księży? Wojna mocno zredukowała ich liczbę. A nawet przed wojną nie było ich wystarczająco wielu, żeby podołać pracy. Otóż, jest to dramatyczna potrzeba. To, co mogą zrobić biskupi – to tylko wyświęcić… Tymczasem kapłaństwo zależy głównie od świętości małżonków. Jeżeli rodzice spełniają swoje obowiązki, jeżeli są wielkoduszni, to będą nowi księża; w innym przypadku Kościół będzie słabł.

Co do ojczyzny, jej piękno jest proporcjonalne do jego ludzi, jego dzielnych ludzi. Ostatnie wojny ukazały tragedię braku siły roboczej. To są oczywiście przyczyny doczesne, lecz interesy ducha są z nimi ściśle związane.

Zastanów się na tym wszystkim… Pozwól życiu żyć!

Ks. Raoul Plus SI

(1) Od czasu napisania tej książki powstało szereg dokumentów papieskich, w tym encyklik, na temat moralności małżeńskiej, takich jak chociażby Humanum vitae Pawła VI czy Evangelium vitae Jana Pawła II.

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Raoula Plus SI Chrystus w rodzinie. t. I: Małżeństwo.