Rozdział dziewiąty. Odkupić nasz czas

Niereligijny charakter naszego czasu jest najwyraźniej widoczny w planach na każdy dzień, tydzień, rok, jakie współczesne społeczeństwo usiłuje nam narzucić. Spójrzmy na plan dnia typowej amerykańskiej rodziny: tata spieszy się do pracy na pociąg, autobus lub metro, lub jedzie samochodem; dzieci spieszą się do szkoły; mama spieszy się by zdążyć z porządkami i zakupami; jak tylko wszyscy są z powrotem w domu, albo skończą coś robić, zaczynają myśleć o kolejnych naglących potrzebach życia towarzyskiego czy gospodarczego. Jak wiele w takim rozkładzie dnia ciągłego pośpiechu i zamartwiania się, jak niewiele tu miejsca na Boga, na rozwijanie religijnych możliwości, jakie niesie dzień, albo na wzrastanie w Chrystusie!

Spójrzmy dalej, na plan tygodnia typowej amerykańskiej rodziny: obciążenie pięciodniowym tygodniem pracy, weekend wypełniony pomniejszymi pracami, rozrywką i odpoczynkiem z wyczerpania. Co to ma wspólnego z chrześcijańskim pojęciem tygodnia? Albo weźmy cykl roczny: początek szkoły dla dzieci, dla rodziców wszelkich innych zajęć, indyk na święto Dziękczynienia, pośpiech na Boże Narodzenie, dzień św. Walentego, zima, wielkanocne zające i słodycze, wiosna, koniec szkoły, wakacje itd. Jak życie, w którym koncentrujemy się na tak nieistotnych rzeczach, ma pobudzać nas i nasze dzieci do wzrastania w Chrystusie?

Oto jeden z największych problemów wszystkich chrześcijańskich rodziców: jak przekazać dzieciom chrześcijański model dnia, tygodnia i roku, skoro jesteśmy wprost uzależnieni od świeckiego odliczania czasu w świecie wokół nas? Nie da się po prostu skopiować planu dnia z klasztoru, ani narzucić naszej rodzinie modelu życia przeszczepionego z innego miejsca i czasu, bez względu na to, jak taki plan był by chrześcijański i pożądany. Musimy dać naszym dzieciom przynajmniej zarys życia, które jest w duchu chrześcijańskie i współgrające z miejscem i czasem, w których żyjemy. Jedynym praktycznym sposobem, by wprowadzić go w życie, naturalnie z pomocą Kościoła, byłoby rozważenie, po co Bóg dał nam dni, tygodnie i lata jako jednostki czasu w naszym życiu. Kościół uczy nas, przez swój oficjalny układ modlitw i obrzędów, corocznych świąt i postów, że podstawowe jednostki czasu w naszym życiu mają sakramentalne znaczenie i cel. Jeśli je sobie uświadomimy, będziemy w stanie rozplanować, również z pomocą Kościoła, jak być najbliżej Boga w naszym codziennym, rodzinnym życiu.

Zacznijmy zatem od dnia. W Kościele każdy wschód słońca symbolizował zawsze Zmartwychwstanie Chrystusa i nasze powstanie ze zmarłych. Codzienna Msza święta, w której wielkie dzieło naszego zbawienia odgrywa się na nowo, byśmy mogli brać w nim udział, jest punktem centralnym każdego dnia, promieniującym światłem i siłą przez wszystkie modlitwy godzin kanonicznych Kościoła, przez nieszpory, ofiarę i uwielbienie w cieniu nadchodzącego wieczora, kończąc dzień kompletą, która przypomina nam, że każda noc jest przygotowaniem przed śmiercią w Chrystusie, która uczy nas jak, ze skruchą i nadzieją, oddać całą naszą pracę i pieczę przez Chrystusa umierającego na krzyżu na ręce naszego kochającego Ojca.

Każdy dzień ma stanowić obraz całego chrześcijańskiego życia, ma nas prowadzić ku doskonałemu zawierzeniu się Panu i Jego dziełu odkupienia, dla którego wszyscy zostaliśmy stworzeni i dla którego przez chrzest otrzymaliśmy nasze fundamentalne moce.

Jakie ma to następstwa w planie dnia naszej rodziny? Po pierwsze, powinniśmy traktować każdy nowy dzień jako symbol zmartwychwstania, powstania do nowego życia w Chrystusie; powinniśmy starać się dążyć jeszcze bardziej do Boga, wzmocnieni siłą Chrystusa, niż czyniliśmy to wczoraj. Dla dzieci naturalne jest, by każdy dzień zaczynać od nowa; rzadko mają wyrzuty sumienia przez błędy poprzedniego dnia. Starajmy się zatem, mimo porannego zmęczenia i podenerwowania i trudu wdrażania rodziny do codziennego rytmu, pokazywać dzieciom, że każdy dzień jest darem od Boga, że pragniemy Mu za niego podziękować, że chcemy złożyć Bogu wszystko, co nas w nim spotka, podczas codziennej Mszy świętej i prosić o Jego pomoc, by cały dzień poświęcić Jemu.

Zazwyczaj tuż przed śniadaniem mamy możliwość odmówienia porannej modlitwy w rodzinnym gronie, przynajmniej dopóki dzieci są na tyle małe, by wspólnie jeść posiłki według tego samego planu dnia. Wykorzystajmy tę okazję, by dać im przykład porannej modlitwy, jaki będą naśladować w dalszym życiu, nie tylko rutynowe Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo, ale prawdziwą modlitwę zawierającą uwielbienie, radość, ofiarowanie, prośbę o wsparcie i ochronę.

Od czasu do czasu, kiedy pojawi się taka możliwość podczas pracy lub zabawy, pokażmy dzieciom, że nasze poranne ofiarowanie (lub uczestnictwo w Mszy świętej) oznacza świadomą konsekrację całego dnia, że pragnęliśmy mieć udział w pracy Naszego Pana w dzień, więc teraz nie możemy odbierać naszej ofiary narzekaniami, jęczeniem i buntem.

Następnie, bez względu na to, jak spędzimy ranek, zazwyczaj mamy przerwę około południa, przynajmniej na obiad. Anioł Pański to tradycyjna, zatwierdzona forma południowej modlitwy dla świeckich, przywołująca całą Tajemnicę Zbawienia, przywracając nam chwilę spokoju w obecności Boga. Kiedy dzieci są jeszcze na tyle małe, by jeść obiad w domu, a w weekendy i święta razem z całą rodziną, ustanówmy Anioł Pański rodzinnym zwyczajem. Niekoniecznie jako obowiązkową modlitwę, ale jako okazję do przypomnienia sobie celu każdego dnia.

W końcu gdzieś koło późnego popołudnia i wieczora czas na rodzinną „pieśń wieczorną” lub pochwalną Boga. Większość rodzin zbiera się przy stole. Przy tej okazji przeczytajmy jakiś psalm (np. psalm 116), hymn lub modlitwę chwalebną jako dziękczynienie przed lub po posiłku. A póki dzieci mają jeszcze stałą porę zasypiania i odmawiania pacierza, nauczmy je modlitw wieczornych, które zawierać będą wszystkie niezbędne elementy: żal za krzywdy, modlitwę o przebaczenie, polecenie swej duszy, wszystkiego, czym człowiek jest i co posiada na ręce naszego Ojca, przez śmierć Naszego Pana na krzyżu, z nadzieją powstania w Nim następnego dnia do nowego życia w pełni sił.

Ogólnie rzecz biorąc dzień chrześcijanina powinien wyglądać następująco: wstawanie z nadzieją, radością i dziękczynieniem (przynajmniej w myślach); ofiarowanie się (poprzez uczestnictwo w Mszy świętej lub, gdy to niemożliwe, przez poranne ofiarowanie), by mieć udział w pracy, cierpieniu i śmierci Naszego Pana podczas dnia; przypominanie sobie o tym fundamentalnym dążeniu w naszej pracy i zabawie, i proszenie o pomoc Bożą przy wykonywaniu swego powołania przynajmniej raz dziennie; a wieczorem, wychwalając Boga za Jego dobro, za nadawanie przez łaskę naszemu życiu i pracy sensu i celu; a zanim położymy się spać, ponowne przekazanie się Mu ze skruchą i nadzieją w Chrystusie, Naszym Panu.

Z pewnością te niezbędne czynności nie nadwerężyłyby niczyjego planu dnia, za to posłużyłyby jako spoiwo dla wszystkich pozycji w rozkładzie dnia, tworząc bardziej harmonijną i celową całość. Jako pierwsi ten model dnia powinni zastosować względem siebie rodzice. Następnie, jeśli w rodzinie są starsze dzieci, można przedyskutować z nimi cel dnia i jak ich zdaniem najlepiej go osiągnąć. Wówczas każda „nowość” nie byłaby kolejną rzeczą do zrobienia, ale po prostu częścią planu.

W przypadku małych dzieci, najlepszym pretekstem, by zacząć nowy „zwyczaj”, jak psalm przed kolacją lub nowe modlitwy rano i wieczorem, jest początek nowego okresu, np. Adwentu czy Wielkiego Postu, które stanowią doskonałą okazję, by zmodyfikować pory modlitwy i ich treść, by lepiej służyły swej intencji. (Modlitwy powinny być jak najbardziej różnorodne, w zależności od okresu, przynajmniej by uniknąć rutyny.)

Kiedy już ustalimy podstawy chrześcijańskiego dnia w naszym życiu rodzinnym, możemy zastanowić się, jak wzbogacić jego układ o wspólną lub osobistą modlitwę, brewiarz, czytania itp., co by autentycznie pomogło każdemu z osobna i całej rodzinie w codziennym kształtowaniu się z pomocą Bożej łaski na obraz i podobieństwo Chrystusa.

Chrześcijański tydzień rozpoczyna się niedzielą, „dniem Pańskim”, „małą Wielkanocą”, pamiątką triumfu Chrystusa nad śmiercią, dniem dostąpienia w nadziei do szczęścia życia wiecznego, które nam wyjednał (1). Na niedzielnej Mszy świętej cały lud Boży zbiera się razem, by wysłuchać tajemnicy zbawienia; by ofiarować się Bogu w jedności z Chrystusem; by ponownie przeżyć ofiarę Chrystusa dokonaną na ołtarzu poprzez ręce kapłana i by otrzymać Jego życie i siłę, by zjednoczyć się z Nim i z sobą nawzajem; by przygotować się na kolejny tydzień Jego zbawczej pracy w naszym życiu.

Dni następujące po niedzieli odbijają jej światło i łaskę przez uwielbienie Boga i modlitwę, aż piątkowy post przypomina nam po śmierci Pana, a sobota kończy tydzień, by przygotować nas na kolejną niedzielę, nowy początek w Chrystusie.

Niestety, wielu z nas taki plan w niczym nie przypomina rzeczywistości naszych tygodni. Jeśli jednak skoncentrujemy się na zasadniczych kwestiach, na pewno zdołamy wiele z nich zrealizować na co dzień, by lepiej naśladować chrześcijański ideał.

Przede wszystkim niedziela powinna stać się dla nas dniem „odnowy”, chrześcijańskiej radości, ożywczego odpoczynku, skoncentrowanych wokół niedzielnej Mszy świętej. Reszta tygodnia powinna mieć źródło w świetle i łasce spływającej z niedzieli, i trwać w nich do samego końca, do ponownych przygotowań do nowego początku.

By lepiej zrozumieć sens „odnowy”, potraktujmy weekendowe porządki (które i tak musimy zrobić) nie jako rutynowe czynności, ale jako przygotowanie przed dniem Pańskim. Być może jeśli zapanuje radosna atmosfera przedświątecznych przygotowań, dzieci chętniej wezmą w nich udział. Aby niedziela stała się dniem radości i ożywczego odpoczynku można uczcić ją w gronie rodzinnym na różnych przyjemnościach lub spotkaniu z przyjaciółmi.

Najtrudniejsze w tym procesie, szczególnie ze względu na dzisiejszą sytuację w domach i parafiach, będzie skoncentrowanie niedzieli, a z nią i całego tygodnia, wokół Mszy świętej. Msza jakoś nie jawi się nam jako ośrodek naszego życia, chociaż wiemy, że w istocie tak jest. Nie ma jednak sensu zaprzeczać, że jedynie dzięki najgłębszym pokładom wiary bylibyśmy w stanie oprzeć życie, każdy jego tydzień, na dominującej dziś przez uwarunkowania historyczne Mszy typu „miejmy to szybko z głowy”, gdzie sama Msza jest traktowana jako święte obrzędy, na które ludzie muszą się stawić, ale których nie potrafią ani nie muszą rozumieć.

Bóg jeden wie, jak trudno uzmysłowić sobie, nawet przy swobodnym dostępie do mszalika i cichym uczestnictwie w takiej Mszy świętej, że właśnie wzięliśmy udział w największym dziele Chrystusa w życiu nas wszystkich i każdego z osobna. Kiedy jednak trzeba iść na Mszę świętą z dziećmi, pozostaje jedynie modlić się, by Duch Święty natchnął nas jej cudownością i owocem jej łask, pomimo całego rwetesu i zgiełku, i braku podniosłości wszystkich odgłosów i widoków dokoła.

W Kościele są jednak dostrzegalne przejawy działania Ducha Świętego, które napełniają serca nadzieją na poprawę tej sytuacji. Pomagają znaleźć najlepszą drogę, by Msza ponownie stała się dla nas czytelnym znakiem nadnaturalnej rzeczywistości i działania. Uczą, jak doceniać ten znak i brać w nim należny nam udział. Encyklika o liturgii świętej opisuje rolę wiernych w Mszy świętej; razem z tekstem wigilii Wielkanocnej i oficjalną nauką świadczą o tym, że najwyższe władze kościelne pragną nam jak najbardziej ułatwić pełny udział w Mszy świętej.

Współdziałając z naszymi parafialnymi kapłanami na rzecz pełniejszego i bardziej świadomego przeżywania Mszy świętej, starając się wespół z nimi i naszymi bliźnimi, by niedzielna Msza była dla wszystkich nie tyle obowiązkiem, co sposobnością, by wielbić Boga, co możemy równocześnie czynić w naszych domach? Moglibyśmy np. poświęcić sobotę nie tylko na spowiedź, ale także na przybliżenie małym dzieciom istoty Mszy świętej. W samą niedzielę można przeczytać właściwy na ten dzień rozdział Ewangelii lub Lekcji albo też psalmy. Przede wszystkim, starajmy się mówić i postępować jak osoby świadome ogromnego zaszczytu, jakim jest udział w Mszy świętej, nigdy zaś nie traktujmy jej jak żmudnego obowiązku lub jedynie powinności. Przez cały tydzień moglibyśmy również na każdym kroku przypominać sobie o konsekwencjach niedzielnej Mszy. Jak to ujęła kiedyś pewna dziewczynka: „Gdy już złożysz swój cały tydzień Bogu, nie masz prawa go odebrać”. Kiedy to możliwe należy rozszerzać lekturę fragmentów z niedzielnych czytań i odmawianie modlitw traktując je jako część naszego życia duchowego. Wówczas piątkowy post nie będzie jedynie kolejnym obowiązkiem (albo symbolem lojalnego katolicyzmu), ale naszym wkładem w posłuszeństwo i wyrzeczenia Naszego Pana. Sobota natomiast zamiast dniem na sprzątanie, zakupy, rozrywki i odpoczynek od szkoły, byłaby dniem radosnego oczekiwania na przyjście niedzieli.

W tak prosty sposób, nie dokładając sobie żadnych zajęć, możemy zacząć przystosowywanie planu nawet najbardziej rozgorączkowanych tygodni, do standardów chrześcijańskich. Nasze dzieci nauczą się od nas tego modelu i będą go kontynuować w takich okolicznościach, w jakich przyjdzie im żyć w przyszłości. Przyswoją również myślenie o dniach i tygodniach w kategoriach chrześcijańskich, które mogą dalej rozbudowywać we własnym zakresie, przy pomocy łaski Bożej, zależnie od swego powołania, by tworzyć, jeśli Bóg tak zechce, prawdziwą chrześcijańską kulturę.

Pod tymi względami możemy także rozważać zasadniczy cel i układ roku kościelnego, każdego okresu i święta i sprawdzić, jak można użyć lub dostosować elementy naszego życia, by spełniały ten cel. Dopiero wówczas zobaczymy, co należy dodać, jak mądrze i twórczo wzbogacić obchodzenie świąt i okresów liturgicznych obrzędami zaczerpniętymi ze skarbnicy starodawnych zwyczajów, jak i tych bardziej współczesnych (2).

Celem Bożego Narodzenia, na przykład, jest przygotowanie się przed ostatecznym nadejściem Chrystusa w chwale na końcu czasów. Przez cały Adwent Kościół powtarza przygotowania ludzkości, zwłaszcza katolików, na historyczne przyjście Chrystusa. Bowiem narodziny Naszego Pana w Betlejem, w zamyśle Boga, były jedynie zapowiedzią nadejścia Jego Królestwa, w Kościele, które dokona się w pełni chwały, gdy On zstąpi ponownie z nieba przy końcu świata.

W dniu Sądu Ostatecznego rozliczeni będziemy z naszej miłości dla bliźniego i obecnego w nich Chrystusa. Mamy się zatem jak najlepiej przygotować na przyjęcie Go w chwale czcząc Go dziś w Jego braciach najmniejszych. Msze święte Bożonarodzeniowe przez sakramentalną łaskę, jak też wszelkie tradycyjne sposoby przedstawiania narodzenia Naszego Pana w Betlejem mają wzbudzić naszą wdzięczność i miłość za przyjście Chrystusa jako Głowy Kościoła i Zbawcy. Dzięki nim możemy służyć Mu lepiej, służąc sobie nawzajem, by razem być tym bardziej gotowi na powitanie Go, gdy ponownie przyjdzie w chwale.

W tym świetle powinniśmy przemyśleć świąteczne zwyczaje obdarowywania się, wysyłania sobie życzeń i prezentów (co bardzo łatwo staje się monotonne i komercyjne), by dojść do traktowania ich, nie unikając naszych prawdziwych obowiązków, jako radosnej służby Chrystusowi w drugim człowieku.

Jedynym, co jeszcze pozostało z prawdziwego „ducha świąt” (z pewnością więcej, niż przyznają pesymiści, nawet w supermarketach), to radość ze swobodnego, radosnego dawania, nie narzuconego obowiązkiem. Odkąd Syn Boży stał się człowiekiem, obdarowując siebie tak naprawdę obdarowujemy Jego, a otrzymując podarek od bliźniego, otrzymujemy dar Jego miłości. Przez uporządkowanie zgodnie z powyższym naszych zwyczajów i toku przygotowań świątecznych, możemy w dużym stopniu „przywrócić Boga Bożemu Narodzeniu”, albo pozwolić Jemu odnowić nasz Adwent i święta według Jego zamysłu.

Idealnie byłoby połączyć każdy element naszego codziennego życia – modlitwę, naukę, pracę i zabawę – z celebracją każdego święta i okresu roku liturgicznego, by ich światło, łaska i ożywcza moc przenikała do każdego aspektu naszego życia. (Słowo „celebrować” pochodzi od łacińskiego „uczęszczać”, gromadzić się. Jeśli zatem mamy „celebrować” kościelne święta i posty, powinniśmy gromadzić się razem wokół nich.)

Nawet z ludzkiego punktu widzenia, jeśli ułożyć nasze prozaiczne życie w pasmo różnych świąt, z pewnością nadałoby to mu kolorytu, odmiany i żarliwości, jakich pragnie każda dusza. A skoro święta i posty kościelne zostały przewidziane przez Ducha Świętego dla naszego wzrastania w Chrystusie, koloryt, odmiana i żarliwość, jakie nadają naszemu życiu nie pochodzą od ludzi, ale od Boga.

Każdy rodzic mimowolnie zastanawia się nad zbrodniami i przestępstwami, nawet morderstwami, popełnianymi dziś przez bardzo młodych ludzi. Kiedy czytamy o nich w gazetach, wynika, że były popełniane z nudy, braku zajęcia i sensu w życiu tych chłopców, często nie potrafiących odnaleźć siebie i wstępujących na drogę picia, używek, szaleńczej jazdy samochodem w poszukiwaniu łatwych „wrażeń”. Te rozważania zmuszają nas do modlitwy w intencji naszych dzieci i dzieci na świecie. Powinny również przynaglić nas, rodziców, do wskazania im wiecznego Źródła wszelkiej ciekawości i emocji i możliwości wykorzystania cudownych środków, jakimi On nas obdarzył, do ubarwienia i ożywienia naszej codzienności.

Rok liturgiczny nadaje także większe znaczenie i więcej atrakcyjności naszym codziennym obowiązkom, co roku bowiem mamy nową szansę, by zastanowić się nad świętymi sakramentami, które przyjmujemy przez materialne symbole i czynności właściwe naszemu ziemskiemu życiu.

Wielki Post i Wielkanoc to szansa, by skupić się nad chrztem świętym i skierować myśli nasze i naszych dzieci ku istocie wody i jej znaczeniu w planie Bożym, czego dokonuje w naszym życiu, jak Bóg posługiwał się nią w przeszłości, jak dzięki niej rodzimy się na nowo w Chrystusie.

Wielki Czwartek i święto Zesłania Ducha Świętego przywodzą na myśl bierzmowanie – dlaczego Nasz Pan wybrał dla tego sakramentu dojrzałości i aktywności chrześcijańskiej olej, dlaczego używa się go przy święceniach i ostatnim namaszczeniu. Zapewne po to, by z góry docenić znaczenie i wartość mycia, sprzątania, prania, odkurzania, polerowania i dekorowania; by traktować te czynności, dość żmudne i męczące, jako dogodny moment, by wznieść nasze myśli i pragnienia ku cudom życia Bożego, jako drogę do zebrania końcowych plonów tych cudów – życia zbawionych w niebie.

Każdy Wielki Czwartek, każde Boże Ciało (tak, jak każda niedziela) stanowią sposobność, by pomyśleć nad znaczeniem Chleba i Wina w świętej Eucharystii i by codzienne posiłki wzbudzały w nas pragnienie prawdziwego pokarmu życia Chrystusowego; by były wstępem dla wielkiej uczty wiecznej w niebie, której gwarancją jest Eucharystia.

Najważniejszym elementem „odkupienia naszego czasu” w rodzinach, a co za tym idzie każdego aspektu życia i wychowania chrześcijanina, to milczenie, cisza, niezbędne dla osiągnięcia spokoju duszy. Nie oznacza to oczywiście, że w naszym pełnym dzieci domu ma być cicho jak makiem zasiał, ale że powinniśmy unikać niepotrzebnego hałasu. Dzieci muszą sobie pokrzyczeć, to absolutnie naturalne, ale nie przez cały czas, ani w każdym zakątku domu. Dla dobra swojego zdrowia psychicznego i duszy powinny mieć w ciągu dnia chwile wyciszenia. Sprawmy, by milczenie i spokój były dla domowników stanem naturalnym, a dźwięki nie były wydawane na próżno (Niewiele rzeczy tak doskonale hamuje rozwój ducha chrześcijańskiego jak radio lub telewizor, które mimo że nikt ich nie słucha są ciągle włączone, uniemożliwiając skupienie uwagi na czymkolwiek innym.)

Głęboka modlitwa, osobista lub wspólna, entuzjastyczna, błyskotliwa rozmowa i wszelkie radosne odgłosy są owocem milczenia i chwili zadumy. Najbardziej żywe dzieci pragną i potrzebują chwili w samotności, momentu na skupienie uwagi, troszkę czasu by „po prostu pomyśleć”. Prywatność i spokój są w dzisiejszych czasach bardzo cenne; niech nasze dzieci tym bardziej mają ich pod dostatkiem. Wtedy będzie nam dużo łatwiej, przy udziale Bożej łaski, wlewać chrześcijański spokój tak w mowę, jak w milczenie, w niezbędny, radosny hałas i w ciszę.

Oczywiście te zabiegi uświęcania dni, tygodni i lat, ujęcie ich w ramy modlitwy i obrzędów, podporządkowanie pracy i zabawy życiu Kościoła, muszą zostać napełnione życiem i bogactwem Ducha Świętego, poparte osobistym obcowaniem każdego członka rodziny z naszym Panem, Jezusem Chrystusem, Bogiem Ojcem i Duchem Świętym, z naszą Matką Najświętszą i z Aniołem Stróżem, i zastępami świętych. Do nas należy przede wszystkim modlitwa, by Bóg ujawnił się każdemu z naszych dzieci i przyciągnął je do siebie wedle swego upodobania, a dobrze wiemy, że On sam pragnie tego dużo bardziej, niż my.

Możemy dopomóc Mu jeszcze bardziej, jeśli zachęcimy dzieci do szczerej, naturalnej rozmowy z Bogiem o ich radościach, smutkach i kłopotach, pamiętając, by nie narzucać im co mają mówić, ale podsuwając tematy do tych rozmów. Tak samo możemy pomóc im w nawiązaniu „bliższej znajomości” z ich Aniołem Stróżem: „Może zapytaj swojego Anioła, co byłoby najlepiej zrobić…”. Musimy za wszelką cenę wystrzegać się odsyłania dzieci do modlitwy, gdy tylko zrobią coś złego albo chcą o coś poprosić: „Teraz idź i przeproś Pana Boga, że tak brzydko się zachowałeś…” i tym podobne. Kiedy nasz synek albo córeczka byli niegrzeczni i zrozumieli, czym zawinili, należy zasugerować: „Może teraz jest dobra pora, żeby powiedzieć Panu Bogu, jak ci przykro…”, ale postępować tak samo przy radosnych okazjach: „Podziękujmy Panu Bogu za ten śliczny dzień…”.

Jeśli staramy się uczynić nasze życie sakramentalnym, zgodnym tak na zewnątrz jak i wewnątrz z zaleceniami Kościoła, wówczas każdy dzień, tydzień, każdy kolejny rok dostarczy nam sposobności, by uczyć dzieci wszystkiego, co pragną wiedzieć o Bogu i prawdach naszej wiary. Jeśli dzieci uczęszczają do katolickiej szkoły i mają lekcje religii, nasze zadanie polega jedynie na odwzorowywaniu teorii w praktyce codziennego życia. Jeśli ich edukacja religijna należy wyłącznie do nas, musimy uważać, by przez nasze inklinacje nie umknął nam żaden istotny element wiary czy moralności, oraz by dzieci uzyskały od nas usystematyzowaną wiedzę o swojej wierze, która będzie im potrzebna w przyszłości.

Naszym pierwszoplanowym zadaniem jest takie przedstawienie istoty naszej wiary rozwijającym się ciągle umysłom i sercom dzieci, by nie tylko ją zaakceptowały, ale faktycznie włączyły do swego życia.

Najlepiej posłużyć się w tym celu środkami, jakie sam Bóg wykorzystał do objawienia ludzkości tajemnic Jego życia i dróg do jego osiągnięcia – Pismem Świętym i liturgią. Bóg nie posługuje się przed swym starotestamentowym ludem sylogizmami, lecz obrazami i porównaniami, a także nawiązuje do wydarzeń historycznych. A wszystko to, jak mówi nam św. Paweł, dla naszej nauki.

Nasz Pan nawet swoich apostołów nie nauczał w logicznie uporządkowanym toku wykładów, ale przypowieściami i podobieństwami, a nade wszystko własnym życiem i czynami. Tak więc naszą naukę prawd wiary niech przenika duch Biblii i liturgii, który pielęgnować ma wzrastanie naszych dzieci w sakramentalnej atmosferze.

Jedynie bliskość z Biblią i liturgią może dać nam najlepszy pogląd na stworzenie, by nasze umysły i serca wznosiły się ku Bogu i tajemnicy naszego zbawienia, by posiąść nad nim władzę w imię miłości Boga. Biblia i liturgia zawierają wszystko, czego nasza złożona natura potrzebuje by przyswoić sobie wiedzę o Bogu; mają moc ucieleśniania, gdyż są prawdziwie obrazem Słowa Wcielonego. Stanowią niewyczerpane źródła dla czerpania wiedzy i miłości Boga, i nic nie jest w stanie ich zastąpić.

Jeśli przez łaskę Ducha Świętego sprostamy dziełu „odkupienia naszego czasu” w naszych rodzinach, każdy dzień, tydzień i rok życia naszej rodziny i dorastania naszych dzieci będzie przyczyniał się do wpojenia im istoty chrześcijańskiego życia na ziemi, istoty życia, cierpienia i umierania z Chrystusem w mocy Jego zwycięstwa, działając z Nim by każdą istotę ludzką objąć tym zwycięstwem, z nadzieją na wspólny udział wszystkich członków Mistycznego Ciała Chrystusa w wiecznych owocach tego zwycięstwa.

Dzięki wychowaniu w takim duchu, dzieci nie będą oczekiwać od życia bezpieczeństwa, spokoju, doczesnych wygód i przyjemności, ale będą przygotowane na zmagania, pracę, znój, monotonię… i radość w Chrystusie.

Nie będzie im straszna myśl o śmierci. Nikt z nas nie jest w stanie ustrzec się naturalnego lęku przed śmiercią, który nie był obcy nawet Naszemu Panu w Ogrójcu. Ale jako chrześcijanie nie powinniśmy za przykładem współczesnego świata uciekać przed nieuchronnością śmierci, co prowadzi do skrywania i pomijania przed umierającymi oczywistej prawdy, że wszyscy umrzemy i powinniśmy się do tego przygotować.

Wspomnienie śmierci Naszego Pana, dzień Wszystkich Świętych, modlitwy w intencji zmarłych, pogrzeby i Msze żałobne mogą ukazać dziecku, że śmierć jest ukoronowaniem, końcowym aktem życia doczesnego, dzięki któremu dopełnia się nasze ofiarowanie Bogu z Chrystusem, dzięki któremu umieramy dla grzechu, a rodzimy się dla Boga, ostatecznego Celu i Przyczyny trudu naszego życia.

Dzieci muszą także uzmysłowić sobie, od najmłodszych lat, że cała groza śmierci bierze się z grzechu, toteż powinny modlić się w intencji umierających, i tych, którzy odeszli, i powoli się przygotowując, oczekiwać, aż nadejdzie godzina ich śmierci. Przede wszystkim muszą wierzyć, że śmierć jest bramą do prawdziwego życia, wrotami domu niebieskiego.

Najbezpieczniej i najpiękniej opowiedzieć dzieciom o śmierci można słowami modlitwy za umierających, bowiem Kościół w swej mądrości tchnął w te modlitwy doskonałą harmonię lęku przed Bogiem i świętej nadziei.

Jeśli będziemy z roku na rok przybliżać dzieciom istotę śmierci, będziemy w ten sposób przygotowywać je i samych siebie na śmierć kogoś bliskiego. A kiedy śmierć nawiedzi nasz dom, dzieci zobaczą, że odejście bliskiej nam osoby to nie powód do smutku, lecz radości, że osiągnie z Chrystusem pełnię życia w Bogu. Opłakujemy własną stratę, lecz modlimy się, by dusza tej osoby trafiła prosto do nieba, i byśmy potrafili żyć bez niej na tym padole łez.

Dążąc do oparcia naszego codziennego życia na chrześcijańskich filarach, przekażemy naszym dzieciom podstawy realistycznego i chrześcijańskiego oglądu historii. Uzbroimy je w mechanizmy obronne przeciwko fałszywemu optymizmowi naszych czasów, który zakłada postęp jako proces nieuchronny, („Jeśli nie nadejdzie, zachodnia cywilizacja się skończy. Dlatego musi nadejść…” Ten argument można usłyszeć w prawie każdym przemówieniu o przyszłości państwa, ONZ-u czy czego-tam-jeszcze) i fałszywemu pesymizmowi i rozpaczy, w które tak łatwo przerodzić się może powyższe stwierdzenie w obliczu bieżących wydarzeń i zwrotów historii.

Nasze dzieci dorosną postrzegając historię jako walkę dobra ze złem, w której zwycięży Chrystus; jako proces, w którym substancja ludzka wzbogacona zostaje zaczynem Chrystusa w Jego Kościele. Będą wiedzieć, że chociaż widzimy walkę, znój i pozorną porażkę sił Chrystusa, zwycięstwo jest pewne. Boże Królestwo, choć niedostrzegalnie, rośnie w siłę i zstąpi z nieba, „przystrojone jak oblubienica zdobna w klejnoty dla swego męża” (Ap 21, 2).

Czymkolwiek przyszłość by nas nie doświadczyła, nasze dzieci będą trwać umocnione chrześcijańską nadzieją, odnawianą każdego ranka, każdej niedzieli, każdej Wielkanocy, szczególnie przy każdej Komunii świętej; nadzieją, że Chrystus zawładnął już światem, a my wraz z Nim i w Nim. Pełni radości, nie lęku, będą oczekiwać przyjścia Chrystusa, czy to we własnej śmierci czy na Sądzie Ostatecznym, modląc się słowami: „Amen. Przyjdź Panie Jezu!”.

Zagadnienia do dyskusji

1. Jak przeciętny człowiek postrzega niedzielę? Jak przywrócić zwyczaj, by „dzień święty święcić”? Jak w praktyce zaznaczyć powagę i znaczenie niedzieli w życiu rodzinnym? Jak w ten dzień spędzacie wasz czas? Jak się ubieracie? Jak przygotowujecie posiłki i dom? Czy osoba niewierząca dostrzegłaby w niedzielę jakieś różnice pomiędzy dniem w twoim katolickim domu, a dniem niekatolików?

2. Jakie jest znaczenie okresu Bożego Narodzenia i Wielkanocy w roku kościelnym? Jak w praktyce „przywrócić Boga Bożemu Narodzeniu”? Jak to przełożyć na życie twojej rodziny? Czy opowieść o św. Mikołaju przeszkadza dziecku w pojęciu prawdziwego znaczenia Bożego Narodzenia?

3. Omów chrześcijański układ dnia według autorki. Jak można go zaadaptować do indywidualnych potrzeb twojej rodziny? Jaka jest najlepsza i najtrudniejsza pora na rodzinną modlitwę?

4. Omów jak grupy katolickich małżonków realizujące religijny program mogą pogłębić swoje życie duchowe. Czy udałoby się w twojej rodzinie urządzić dzień wspomnień? Dzień wyciszenia? Zorganizować grupy Akcji Katolickiej dla małżeństw? Szkółkę niedzielną dla rodzin? Przyciągnąć wiernych na niedzielną Mszę świętą?

5. Porównaj ilość czasu i sił poświęcanych przez członków twojej rodziny na czytanie codziennych gazet i magazynów, słuchanie wiadomości, z czasem poświęcanym na Biblię i lekturę wydawnictw religijnych. Skoro dzieci potrafią nauczyć się dziesiątek hitów z list przebojów rocznie, może równie dobrze poszłaby im nauka i śpiewanie psalmów?

Pytania sprawdzające

1. Jaki model codziennej modlitwy proponuje autorka i jak te propozycje można wykorzystać na łonie rodziny?

2. Jakie jest znaczenie niedzieli w całym tygodniu życia Kościoła? Soboty? Piątku?

3. Jakie jest znaczenie Wielkiego Postu i Wielkanocy w roku kościelnym? Jak chrześcijańska matka może połączyć liturgiczny duch tego okresu z jej codzienną pracą w domu?

4. Dlaczego w domu powinny być ustalone chwile ciszy?

5. Jaki jest chrześcijański stosunek do śmierci?

Mary Perkins

(1) Warto poświęcić chwilę, by zastanowić się nad implikacjami faktu, że niedziela uważana jest przez niektórych Ojców Kościoła nie za pierwszy dzień tygodnia, ale za ósmy dzień, znajdujący się poza siedmiodniowym porządkiem tygodnia, jako część doskonałości i ponadczasowości wieczności.

(2) Dla tego celu przeczytaj zwłaszcza książki: Therese Mueller Rok Boży w rodzinie oraz P. Stewarta Craiga Katolickie zwyczaje w rodzinie.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Mary Perkins Dom rodzinny. Wychowanie chrześcijańskie.