Rozdział dziewiąty. O cierpieniu

Czy znajdzie się choć jedno serce, które na myśl o krzyżu nie przejęłoby się słodkim i bolesnym uczuciem? – Bo czy znajdzie się takie serce, które nie cierpiałoby, a tym samym nie potrzebowało pocieszenia? Dzisiejszą uroczystością przypomina nam Kościół święty, gdzie to pocieszenie możemy znaleźć. Ach! Zaiste, nie gdzie indziej, jak w sercu Maryi, jak u stóp Maryi, która najwięcej cierpiała, która najwięcej kochała. W boleści została Matką pięknej miłości: Ego Mater pulchrae dilectionis. Boleść Maryi przeminęła – miłość została. Tą miłością Maryja chce nas pocieszyć, ale my nie pragniemy tej pociechy; może nas Maryja pocieszyć, ale my przez grzechy, niecierpliwość, szemranie stajemy się tej pociechy niegodnymi; chce nas pocieszyć, ale my sami nie wiemy, czego żądamy. Cierpieć nie chcemy i nie umiemy – i dlatego sami dobrowolnie pozbawiamy się wszelkiej pociechy. Jeśli więc chcemy stać się godnymi pocieszenia, nauczmy się najpierw cierpieć; ale nigdy nie nauczymy się cierpieć, jeśli nie poznamy, skąd pochodzą cierpienia i dokąd zmierzają. Dlatego to weźmy pod uwagę przedmiot naszej dzisiejszej nauki.

O, Matko pocieszenia! Nie prosimy Cię, abyś usunęła krzyż, który na nas włożył w nieskończonym miłosierdziu swoim Twój Syn, Pan nasz, Jezus Chrystus, ale wzbudź w naszym sercu miłość tego krzyża, abyśmy ukrzyżowani szli za ukrzyżowanym Bogiem i tak stanęli po zapłatę i nagrodę u bram wieczności, jeżeli dla Boga i w Bogu cierpieć umieliśmy. O to Cię prosimy, Maryjo, Matko pocieszenia, mówiąc nabożnie: Zdrowaś Maryjo…

Bóg, który kocha ludzi, a ludzie, którzy cierpią – Ojciec Wszechmocny, a dzieci nieszczęśliwe – oto ta sprzeczność, której byśmy w ciemnościach naszego rozumu nigdy nie zdołali pojąć – oto przyczyna, dla której ludzie podnoszą tyle skarg i szemrań przeciw najświętszej i najmądrzejszej Opatrzności Boskiej. Ale jacy to są ludzie? Oto ci, którzy stracili wiarę. Bo kto jej światłem oświecony i w niej szuka odpowiedzi na swoje wątpliwości, tego ona nauczy, skąd pochodzą jego cierpienia i do jakiego zmierzają celu. Wiara święta usprawiedliwi Opatrzność przed nami, i będziemy błogosławili tam, gdzie się rozzuchwaliliśmy narzekać i szemrać. Co nam powie ta wiara? Czy odpowie nam, że Bóg w wielkości swego majestatu nie dba o nas, biednych mieszkańców tej ziemi? Że ślepy traf igra naszymi losami, jak wiatr jesienny pożółkłym liściem? Że przemoc złych ludzi zadaje nam bez celu rany na sercu i ciele naszym? Że Bóg żadnej woli i wpływu nie ma ani w szczęściu, ani w nieszczęściu naszym! Nie! Wiara święta całkiem przeciwnie nas naucza: że bez wiedzy Boga ani jeden włosek z głowy naszej nie spadnie, że Bóg wszystko widzi, słyszy i wszystkim rządzi; cierpimy, ale jedynie dlatego, że Bóg chce, abyśmy cierpieli, i tylko tyle, ile On chce, i tylko tak, jak On chce! A stało się to przez Pana (Ps 117, 23).

Czego więc narzekasz na ludzi, na los? Czemu przeklinasz i życie, i śmierć, i żywioły, i czasy, i miejsca? Nie woda zabrała twoją chatę i niwę, i uczyniła cię żebrakiem – ale Bóg sam rozkazał wodzie, a ona wypełniła Jego rozkazy. Nie przeklinaj śmierci, że wydarła ci z objęć towarzysza lub towarzyszkę twego życia; Bóg powołał ją, a ona Jego rozkazowi nie mogła się sprzeciwić. Nie narzekaj w rozpaczy na grobie twego dziecka, że ziemia nie chce ci wydać twego najdroższego skarbu; sam Bóg otworzył ten grób i przypieczętował prawicą swojej wszechmocności aż do dnia ostatecznego. Nie zwalaj winy na lekarza, że przez niewłaściwą receptę uczynił cię sierotą; Bóg użył jego ręki, aby wypisała wyrok śmierci. Nie skarż się ani na chorobę, ani na owych przyjaciół zdradliwych i niewiernych, ani na prześladowania, krzywdy i obmowy, ani na grady, ognie i nieurodzaje, bo nic się nie stało bez wiedzy i woli Boskiej; jedno Bóg rozkazał, a drugie dopuścił. Jeśli więc chcesz skarżyć się i narzekać – skarż się, narzekaj na samego Boga!

Ale stój! Nim otworzysz twoje bluźniercze usta, chodź ze mną, chodź na górę kalwaryjską. Czy widzisz krzyż, wzniesiony między niebem i ziemią w obliczu całego świata? Czy wiesz, kto na nim umiera w niepojętych boleściach? Jeśli wiesz, zatnij zębami twój bluźnierczy język – oblej ten krzyż łzami pokuty i uderz się w piersi! Bóg umiera za ciebie! Patrz, patrz na tę krew przenajświętszą, co leje się z otwartych ran strumieniem; cała ziemia nią przesiąkła, ognie piekielne ugaszone, gniew Boski przebłagany! Nie dosyć! Nie dosyć!… Jeszcze kilka kropel tej krwi pozostało w sercu, w żyłach, i te również wytoczyła mordercza włócznia… Bo miłość Boga-Człowieka wymagała tego, abyśmy obmyci, oblani krwią Syna, stali się przedmiotem miłości i miłosierdzia Ojca Przedwiecznego. Czy poznajemy teraz tajemnicę krzyża? Czy rozumiemy tajemnicę miłości? Czy wobec tego nędzny, lichy proch, rozzuchwalimy się skarżyć i narzekać na Boga?

Jeśli więc nie chcesz wierzyć słowom, wierz tej krwi, która codziennie płynie na ołtarzach, a która, ile razy pragniesz, spłynie z serca Boga do serca twojego. Sam Zbawiciel oddał swe ciało tobie na pokarm, a ty jeszcze śmiesz wątpić o Jego miłosierdziu?

Mówisz, że cierpisz? Spójrz! Dlaczego odwracasz twoje oczy od krzyża? Dlaczego nie wzniesiesz serca do Tego, który stał się dla ciebie mężem boleści i królem pokoju, który jeden może przywrócić spokój skołatanemu sercu, a o którym prorocy przepowiadali i o którym Ewangelia pisze, że, żyjąc na ziemi, zostawiał wszędzie ślady swego miłosierdzia. Żyje On i dzisiaj na ołtarzach, a jeśli twoje serce nie doznaje skutków Jego miłosierdzia, to kto winien, że nie chcesz przyjmować Go do swego serca? Na świecie był i świat przezeń jest uczyniony, a świat Go nie poznał; do swej własności przyszedł, a swoi Go nie przyjęli – lecz którzykolwiek przyjęli Go, tym dał moc, aby stali się synami Bożymi (J 1, 10–12). Czemu, czemu nie złożysz boleści, potrzeb i smutków twoich Temu, który płakał nad grobem Łazarza, którego serce wzruszyły łzy Marii i Marty, który stroskanej wdowie z Naim wskrzesił umarłe dziecko, który do ciebie odzywa się tymi słowy, pełnymi prawdy, miłości, nadziei i pociechy: Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie i obciążeni jesteście, a Ja was ochłodzę! (Mt 11, 28). – Ach! Rozum i świat nie odważają się przemówić do nas w podobnych słowach – my jednak sami się narzucamy i szukamy pociechy u świata i u rozumu, a chociaż nic nam nie przyobiecał, skarżymy się, że nas oszukał. Bo ani nasz rozum lichy i ograniczony, ani ten nędzny i ubogi świat nie rozzuchwalił się na takie kłamstwo, aby obiecać nam to, czego nigdy dać nam nie może – prawdziwej pociechy; ani rozum ani świat nie mogą wydrzeć z naszego serca pamięci dawnego szczęścia i żądzy nabycia nowego; ani rozum, ani świat nie zdołają nam jarzma boleści słodkim i krzyża cierpienia lekkim uczynić. W ręku i w mocy jednego Boga jest przeistoczenie całego człowieka; Ten, który jest panem życia i śmierci ciała, jest także panem życia i śmierci naszej duszy: On jeden może upokorzyć, zetrzeć, zniszczyć nasze serce i odrodzić je na nowe życie, pełne wiary, nadziei i miłości.

Jak wędrownik z wierzchołka niebotycznej góry całkiem innym okiem spogląda na wszystko, co się snuje w głębokiej dolinie pod jego stopami, tak dla naszej duszy wiara święta jest tą wysoką górą, z której wszystko, co nie jest wieczne, przedstawia się nam jako liche i niegodne ani życzeń, ani naszych łez. Oto ta wielka przepaść, która rozdziela człowieka światowego od dobrego katolika: u pierwszego czas wszystkim, u drugiego czas niczym – bo pierwszy uważa się za stworzonego dla świata i czasu, zaś drugi dla wieczności i nieba. O, szczęśliwi synowie i córki tego świata! Niechaj wszystko udaje się wam według życzeń waszego serca – ale pamiętajcie, że to całe wasze szczęście jest tylko snem, a przebudzenie bliskie, bardzo bliskie! I co wam z tego, że ten kawałek drogi, co was oddziela od kresu pielgrzymki, odbędziecie nie w cierniowej, lecz w różanej koronie? Co stąd? Boleść jednego i radość drugiego – to kwiaty, co rano z pączka wykwitają, a wieczorem opadają. Wstydźmy się płakać i narzekać na owe wypadki i zdarzenia, które przeżyjemy na wieki! Co mi zależy na szczęściu doczesnym, kiedy jestem stworzony do szczęścia wiecznego! Jeśli zbawię moją duszę, zawsze byłem szczęśliwy; jeśli ją potępię, zawsze byłem nieszczęśliwy!

Wiara święta uczy nas również, że cierpienia są tak potrzebne do utrzymania naszej duszy i do odzyskania jej zdrowia oraz zabezpieczenia nas od śmierci wiecznej, jak lekarstwo gorzkie i bolesna operacja do utrzymania zdrowia i życia doczesnego. Bóg sam odzywa się do nas tymi słowy: „Ach, gdybym cię był mniej ukochał, byłbym cię bardziej oszczędzał. Zasiałem boleść i cierpienie na twoich drogach, abyś porzucił te ścieżki kręte, które prowadzą na wieczne zatracenie. Byłbyś w twoim szczęściu o mnie zapomniał i zmusił mnie, abym o tobie nie pamiętał”. Nigdy nie opuściłbyś tego świata, gdyby nieszczęście nie ukazało ci wszystkich jego zdrad; gdybyś nie utracił twych bogactw, utraciłbyś niebo; gdybyś nie utraciła dziecka, zabiłabyś swoją i jego duszę; gdyby potwarz nie starła i wydarła ci doczesnej chwały, byłbyś pozbawiony chwały wiecznej.

Biedni ludzie! Łudzimy siebie, sądząc, że nie kochamy świata, gdy tymczasem świat posiada całe nasze serce; myślimy o ojczyźnie wiecznej, ale chcielibyśmy ciągle na miejscu wygnania przebywać; myślimy o wieczności, ale pragniemy, aby nigdy dla nas się nie rozpoczęła; sądzimy, że żyjemy w Bogu, a my tylko w sobie żyjemy. Och! Subtelne i mocne są te związki, którymi szczęście wiąże nas do świata! Błogosławmy tę chwilę, w której cierpienie i boleść, zdarłszy zasłonę z naszych oczu, potargały te pęta; poznajmy, co byśmy utracili, gdybyśmy utracili Boga; porównajmy to, co utraciliśmy, z tym, co zyskaliśmy! O, człowieku ślepy i zuchwały! Nie bądź tak skory do szemrania i narzekania na twego Boga! Ty nie widzisz tych skarbów, które, jak perła w brudnej skorupie, kryją się w cierpieniu; ale Bóg widzi i poznaje to, czego ani nasze oko nie dojrzy, ani umysł nie pozna. Do nas to odzywa się Zbawiciel tymi słowami, które wyrzekł do świętego Piotra: Co Ja czynię, ty nie wiesz teraz, ale później będziesz wiedział (J 13, 7). Czekajmy, aż się odkryje i dla nas ta tajemnica dziwnych dróg, którymi Opatrzność Boska nas prowadzi. Czy Bóg winien nam zdawać sprawę ze swoich zamiarów i działań? Czyż nie dosyć, że jesteśmy przekonani o Jego nieskończonej potędze i miłości ku nam?! Bóg wie lepiej, czego nam potrzeba; będziemy i my w swoim czasie wiedzieli. Szanujmy i czcijmy teraz Opatrzność Boską, czuwającą nad nami, a będziemy błogosławili ją na wieki! Tak sama wiara przemawia do nas: Zwróć twoje oczy na lata twojej nieprawości, przebiegnij drogi twego życia, a znajdziesz jeszcze niemało niezatartych śladów dawnych twoich wykroczeń; policz, policz tylko, jeśli potrafisz, wszystkie niegodziwe myśli, co jak roje pszczół snuły się po twojej głowie, odkąd zacząłeś myśleć; policz słowa i zważ je na szali sprawiedliwości, porachuj obmowy, potwarze, przekleństwa i pociągnij je przed sąd swego sumienia; twoje oczy, uszy, usta, ręce i nogi niechaj zdają rachunek ze swoich spraw; zapytaj twego serca, ile razy płonęło ono ogniem nieczystości, cudzołóstwa, zemsty, nienawiści! Osądź sam, czy cierpisz za wiele, czy za mało! Pracowałeś całe życie na karę i przekleństwo i zuchwale dopominasz się nagrody? Pokaż, coś uczynił na przebłaganie Boskiego gniewu! Pokaż łzy, pokaż dobre uczynki, pokaż pokutę! Kto powie, że kara większa, niż przestępstwo? Kto to powie, ten nawet wyobrażenia nie ma, czym jest grzech, kim Bóg! Gdyby Bóg zlał na nas wszystkie cierpienia i męki, jakie tylko ludzie mogą ponosić, jeszcze wtedy musielibyśmy wielbić miłosierdzie Boskie nad nami, bo niejeden raz zasłużyliśmy już na ognie piekielne, a Bóg daje nam czas do nawrócenia się do Niego, póki nie wybije ta straszna godzina, która oznacza wieczność, gdzie miłosierdzie ustąpić musi sprawiedliwości! Cierpisz, ale wiara ukazuje ci nagrodę za twoje cierpienie.

Błogosławieni ubodzy; błogosławieni, którzy płaczą; błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie! Jeszcze chwila, krótka chwila, a Bóg otrze wszelką łzę; Absterget Deus omnem lacrimam! (Ap 7, 17) – jak otarł tym, którzy przebywają pośród niebieskiej Jerozolimy. Przechodzili oni wszyscy drogą przeciwności i utrapienia. I wołają jedni: Póki żyłem na ziemi, byłem jako wytknięty cel, do którego boleść wymierzała wszystkie swoje pociski! Drudzy wołają: jesteśmy przeszyci strzałami, pokryci ciężkimi ranami; nie ma między nami jednego, co by nie zakosztował z kielicha goryczy!

Skarż się, jeśli chcesz – skarż się, jeśli potrafisz – ale najpierw spojrzyj na krzyż i na twego Boga, zbroczonego krwią, pokrytego ranami, ukoronowanego cierniem, napojonego żółcią, opuszczonego przez wszystkich – a jeśli masz jeszcze wiarę, jeśli masz jeszcze miłość w twoim sercu, musisz na ten widok zawołać: „Czym ja jestem, a czym Ty jesteś? Czym są moje cierpienia, grzesznika najnikczemniejszego, w porównaniu z cierpieniem Twoim, Świętego świętych, najniewinniejszego Baranka! Patrząc na Twoje boleści, zapominam o moich. Tak jest! Chcę się skarżyć przed Tobą, o Jezu mój, ale nie dlatego, że cierpię, lecz, że tak mało cierpię, a i tego jeszcze przecierpieć nie umiem”. Skarż się, narzekaj, jeśli zdołasz, ale najpierw spojrzyj na stojącą pod krzyżem Maryję – patrz na te dwie ofiary złożone na jednym ołtarzu, dwa serca przybite do jednego krzyża; nie gwoździe, ale miłość trzyma Syna na krzyżu – nie więzy, ale boleść trzyma Matkę pod krzyżem! Odkryj Jej wewnętrzny stan swego serca i swoją nędzę doczesną. Nie na próżno nosi Ona imię Matki pocieszenia; Ona pragnie cię pocieszyć, bo jest twoją Matką – może cię pocieszyć, bo jest Matką boleści. Tak! Boleść stanie się pociechą, która wyda owoce na twój żywot! Ten sam krzyż będzie krzyżem twego pocieszenia!

Stańmy, stańmy tylko mocno w wierze świętej, a ona nas nauczy, jak mamy cierpieć i gdzie szukać pocieszenia, jak nauczyła tych, co nie tylko spokojnie i wesoło najdotkliwsze znosili męczarnie oraz utrapienia, ale za nimi tęsknili, szukali ich i nie mogli się nimi nasycić! Widzę ten długi poczet pierwszych uczniów i niezliczonych różnego stanu, płci i wieku męczenników, którzy spieszyli w bramy miasta, gdzie powiewał krwawy sztandar prześladowania; widzę starców i słabe dziewice, które lada szmer trwożył, stojące nieustraszenie w obliczu krwi łaknącego sędziego, pośrodku blach, krat, szyn rozpalonych, wśród czeredy morderczych katów. Bykowce, tortury, miecze, strzały, noże, lód i ogień nie zachwieją ich męstwa; miłość cierpienia dla Chrystusa przezwycięża boleść okropnych katuszy; miecz zbyt powolnie dla nich z pochwy wychodzi; nie ręka kata, ale miłość i żądza męczeństwa wtrąca ich w płomienie rozpalonych stosów; lwy i tygrysy libijskie, na których okropny ryk pogaństwo truchleje w obszernym amfiteatrze, patrzą zdziwione, że znalazł się ten, który nie drży na ich widok i pierwszy mężnie przeciw nim występuje, oddając się na pożarcie. O, bracia! – pisze Apostoł Narodów do Filipian – porzućcie chwałę i wasze szczęście! On nie tylko wam dał, abyście wierzyli w Niego, ale abyście cierpieli dla Niego (Flp 1, 29).

Ach, ta miłość krzyża i cierpienia napełniała pustynie i klasztory, czyniła cuda – ta miłość krzyża, droga spuścizna Ojca, ukrzyżowanego za dzieci, z wieku do wieku przechodzi i jest jeszcze dzisiaj udziałem pięknych dusz! Słyszę świętą Teresę, wołającą pośród łez: „O Jeruzalem, przybytku święty, gdzie panuje Bóg mego serca! Kiedy wstąpię w twoje mury? Panie, jeśli postanowiłeś przedłużyć czas pobytu mego wygnania na ziemi, daj, abym cierpiała tak długo, aż póki nie zacznę żyć z Tobą! W czasie tego rozłączenia krzyż jedyną moją pociechą! Albo Ty, albo Twój krzyż! Cierpieć, albo umrzeć!”. Widzę wielkiego Ksawera, apostoła pośród miast i stepów, pracującego w krwawym pocie na tej nieurodzajnej, niepłodnej niwie bałwochwalstwa. Widzę go w nieprzystępnych lasach i na rozhukanych oceanu bałwanach, pośród prześladowań, głodu, upału, zimna, strzał i zasadzek dzikich narodów, pośród tysiącznych trudów, boleści, niebezpieczeństw, zapalonego miłością cierpienia dla Chrystusa i z głębi serca wołającego: „Więcej krzyży, o Panie! Więcej!”.

Wy wszyscy, których Bóg oszczędza i zlewa na was zdroje błogosławieństw swoich, abyście w szczęściu, swobodzie i wygodach wiedli wasze życie: Kunegundo! Jadwigo! Salomeo! Kazimierzu! Stanisławie! Opiekunowie nasi! Po co te posty, biczowania, popioły, włosiennice, nocne czuwania, te dobrowolne ciągłe umartwienia zmysłów, te prace wokół bliźnich, co tak łatwo byście za pieniądze, innym mogli powierzyć? Po co? Odpowiadają: „Ach! My czcimy i wyznajemy Boga ukrzyżowanego; odkąd za nas umarł na krzyżu, nie ma innego dla nas szczęścia i rozkoszy, jak tylko żyć na krzyżu i umierać na krzyżu!”. Z Chrystusem zostałem przybity do krzyża (Gal 2, 19)!

Wy wszyscy, którzy boleścią i niedostatkiem znękani, osaczeni przez kłopoty, złamani jesteście, rzućcie się, jak dzieci, w objęcia Ojca Niebieskiego! On nie zawiedzie waszej ufności, On osuszy wasze łzy, On was pocieszy. Przyjdźcie do Mnie wszyscy (Mt 11, 28)! O, wy wszyscy, którzy nigdzie ani przytułku, ani pociechy znaleźć nie możecie, czy nie macie Matki? Czy ta Matka nie jest Matką pocieszenia? Dlaczego od Niej stronicie? Świat odpycha was, a wy mu się narzucacie! Chodźcie! Chodźcie raczej do Maryi! Imię Jej jest drogim balsamem na wszystkie rany waszego serca. Płakać chcecie – zapłaczcie u stóp Maryi, a wasze łzy nie popłyną daremnie; każda łza, u stóp Maryi w pokorze, cierpliwości i miłości przelana, przeżyje was i będzie jak droga perła, jaśniejąca w koronie waszej chwały. Kogo więc Bóg przeznaczył na cierpienie doczesne, przeznaczył go, jeśli cierpieć umie, na błogosławieństwa, które do nich przywiązał. Błogosławieni smutni, cierpiący! (Mt 5, 5, 10) Pamiętaj! – Śmierć bliska, cierpienie się kończy, a chwała i nagroda będą trwać wiecznie! Pamiętaj! – Życie krótkie; rozkosz przeminie, a piekło nigdy nie zagaśnie!

I wy, bogaci, szczęśliwi tego świata, co nie znacie cierpień i tylko z imienia poznajecie, jakie niebezpieczeństwa was otaczają, nie urojone, ale prawdziwe, bo do was wyrzekł Zbawiciel, że łatwiej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne, niż bogacz do królestwa niebieskiego (Mt 19, 24) – czy dla was niebo zamknięte? Ach, nie! Ilu to jest takich, którzy, dostąpiwszy chwały, posiadłszy bogactwa i godności doczesne, nie utracili jednak chwały i skarbów wiecznych! Idźcie drogą, którą oni szli, a nie zbłądzicie na wieki! Zaś tą drogą jest życie skromne, pokorne i umartwione. Miłujcie milczenie, samotność, rozmyślanie i modlitwę; wypełniajcie obowiązki waszej świętej wiary i innych zachęcajcie do tego waszym przykładem; brońcie wiary świętej rozumem, powagą, znaczeniem waszym i oddawajcie jej cześć waszymi cnotami; bądźcie miłosiernymi, nie odwracajcie waszych oczu od nieszczęśliwego, nie zatykajcie waszych uszu na głos proszącego i jałmużną wykupujcie się z waszych grzechów; umiejcie żyć w tym stanie, do którego Bóg was powołał; żyjcie pośród świata, ale nie dla świata, nie światu, ale Bogu poświęcając wasze serca; jak lilia pośród jadowitych zielsk zawsze lilią zostaje, nie tracąc ani białości ani zapachu swego, tak też i wasze serca niechaj czyste i nieskalane zostaną pośrodku zepsutego świata.

Niebo dla strapionego, który cierpi! Niebo dla szczęśliwego, który pociesza w cierpieniu! Pierwszy dźwiga krzyż Chrystusa w pokorze i miłości; drugi ten krzyż szanuje, wielbi, a pośród wygód i dostatków tęskni, pragnie, szuka i znajduje go. Oby ta miłość krzyża pocieszyła wszystkie cierpienia, poświęciła wszystkie radości! Oby ukrzyżowany Chrystus panował we wszystkich sercach szczęśliwych i nieszczęśliwych! Oby wszyscy, stawszy się synami i córkami krzyża na ziemi, stali się też uczestnikami chwały Chrystusa w niebie! Amen.

Ks. Karol Antoniewicz SI

Powyższy tekst jest fragmentem książki Ks. Karola Antoniewicza SI Rekolekcje z Matką Bożą.