Rozdział dziewiąty. Naprzeciw falom

Obowiązek wyrwał ojca Rajmunda z pokornego życia modlitwy i pokuty w jego cichej celi w Minervie, aby działał jako papieski wysłannik do króla Francji. Dźwięczny głos Katarzyny wciąż dzwonił w jego uszach; wysyłała go, aby poszedł i zginął, jeśli będzie to konieczne, w obronie dobrej sprawy, dla chwały w cierpieniach i trudach, aby zdobywać dla Chrystusa. Z natury nie był ani żołnierzem, ani dyplomatą, ale człowiekiem wielkiej mądrości, spoglądającym w głąb duszy – bardziej człowiekiem myślenia niż działania.

Statek, na którym podróżował, uciekłszy galerom Klemensa, które wciąż strzegły ujścia Tybru, dotarł bezpiecznie do Pizy. Stamtąd podróżnicy udali się do Genui, skąd kontynuowali drogę do Francji. Na granicy Jacopo di Ceva, towarzysz ojca Rajmunda, został schwytany przez żołnierzy Klemensa, a on sam, ostrzeżony, że jego przybycie było oczekiwane i że spotka go pewna śmierć, jeśli będzie dalej kontynuował podróż. Wtedy wrócił do Genui, skąd napisał do Urbana o tym, co się stało, i gdzie pozostał, czekając na dalsze rozkazy.

Papieżowi zachowanie ojca Rajmunda wydało się bardzo rozsądne; nakazał mu pozostać tam, gdzie się znajdował, i robić, co tylko było w jego mocy, aby rozprzestrzeniać prawdę wśród Genueńczyków. Jednak dla Katarzyny nowiny te były ciosem. Nie mogła zrozumieć, jak ktokolwiek mógłby nie podzielać jej pragnienia męczeństwa, szczególnie ktoś tak sympatyzujący ze wszystkimi jej poglądami, jak ojciec Rajmund. Oczekiwała od niego heroizmu, a w końcu w jej oczach nie zachował się jak bohater.

„Nie byłeś godzien pozostać na polu walki – napisała do niego – ale zostałeś zawrócony jak dziecko; uciekłeś chętnie i wdzięczny byłeś za łaskę, jakiej Bóg udzielił Twojej słabości… jakże błogosławiona byłaby Twoja dusza i umysł, gdybyś przez swoją krew mógł wzmocnić kamienie w Kościele świętym dla miłości Krwi Przenajświętszej”.

Z listu, który nadszedł później, wiemy, że mimo iż ojciec Rajmund obawiał się, że Katarzyna będzie go kochać i szanować mniej, ze względu na brak zapału do męczeńskiej korony, nie miał wątpliwości, że ucieszył ją fakt, iż uszedł z życiem.

„Błagam cię, najdroższy Ojcze – pisała – o modlitwę, abyśmy mogli zatopić się razem w Krwi pokornego Baranka, która uczyni nas silnymi i wiernymi… Sobie może nie wydajesz się wystarczająco silny, aby mierzyć się moją miarą i z tego powodu bałeś się, żeby nie zmalała moja miłość do Ciebie… Czy kiedykolwiek pomyślałeś, że ja mogłabym chcieć czegoś ponad życie Twojej duszy? Czy nie będąc wiernym poszedłbyś tam bez wahania, popadłbyś w strach przed Bogiem i przede mną? Ale jako wierny i gotowy do posłuszeństwa syn poszedłbyś i zrobiłbyś, co tylko możliwe, a jeśli nie mógłbyś pójść wyprostowany, poszedłbyś czołgając się… To wierne posłuszeństwo znaczy więcej w oczach Bożych i w sercach ludzkich niż cała ludzka roztropność. Moje grzechy nie pozwoliły mi dostrzec tego w tobie… Ja, nikczemny niewolnik, postawiona na polu, gdzie krew została przelana dla miłości krwi (a Ty zostawiłeś mnie tu i odszedłeś z Bogiem), nigdy nie przestanę pracować dla Ciebie”.

Nie było to jednak jedyne zmartwienie, jakiego doświadczyła Katarzyna z powodu tych, którzy byli jej bliscy. Stefan Maconi, najbardziej umiłowany z jej uczniów, pozostał w Sienie z powodu problemów rodzinnych, skąd prowadził ożywioną korespondencję z „rodziną” w Rzymie. Tylko Katarzyna znała wszystko, co oddzielało wesołość jego duszy od beztroskiej powierzchowności. Otrzymał on wezwanie od Boga do religijnego życia, ale przez jakiś czas natura i otoczenie pchały go w zupełnie innym kierunku. Czuł się niespokojny i niepewny na tym świecie, którego był rozpieszczonym dzieckiem i w którym z jego darami, jak mu się wydawało, przeznaczeniem było błyszczeć. W jego słowach pełnych wesołości i energii, Katarzyna, czytając między wierszami, dostrzegła wewnętrzną rozgrywającą się w nim walkę, postanowiła więc wezwać go do Rzymu. Zaledwie jednak skończyła pisać swój list, gdy dostarczono jej inny od opata z Monte Oliveto, informujący ją, że Stefan właśnie dołączył do jego społeczności.

Mimo iż Katarzyna była dumna z własnego wyboru młodego mężczyzny, myśl o tym, że ten, który zwykł był powierzać jej wszystkie swoje sekrety i szukać jej pomocy i rady w każdym momencie życia, doszedł do tej decyzji bez omówienia z nią, była okrutnym ciosem dla jej kochającego i wrażliwego serca. Pozwolił, że dowiedziała się o tym od innego człowieka.

A wszystko to było nieporozumieniem.

Opat zupełnie źle zrozumiał Stefana. Był on w tym czasie zbyt zajęty, próbując rozwiązać rodzinne problemy, które zatrzymały go w Sienie, aby móc pospieszyć do swej ukochanej Matki, skoro tylko usłyszał, że niektórzy zaczynali martwić się o jej zdrowie. Ona jedna, o czym dobrze wiedział, miała klucz do jego serca i była jedyną, która mogła mu pomóc.

Zachowanie Joanny z Neapolu, na której nawrócenie Katarzyna wciąż miała nadzieję, było jej dodatkowym zmartwieniem. W kwietniu 1379 roku papieskie siły, wspomagane przez mieszkańców Rzymu, odniosły wspaniałe zwycięstwo nad armią Klemensa, który najechał na rzymskie terytorium. W konsekwencji Francuzi zmuszeni zostali do poddania twierdzy Świętego Anioła, która była w ich rękach od przyjazdu kardynałów z Anagni.

Mieszkańcy wierzyli, że zwycięstwo odniesiono dzięki modlitwom Katarzyny i Urban postanowił uczynić uroczysty (zasugerowany przez nią) akt dziękczynienia Bogu. Poszedł boso i w otoczeniu niezliczonej liczby duchowieństwa i świeckich w procesji przez miasto do bazyliki Świętego Piotra pośród entuzjastycznej pobożności ludu.

W obliczu klęski swoich wojsk Klemens uciekł przerażony do Neapolu, gdzie Joanna przyjęła go z królewskim przepychem i złożyła mu hołd z całym swoim dworem – dworem, o którym mówiono, że jest jednym z najgorszych w Europie.

Neapolitańczycy jednak dalecy byli od podzielania opinii swojej królowej. Urban był ich rodakiem i dlatego stanęli po jego stronie. Hołd złożony antypapieżowi napełnił ich przestrachem i oburzeniem. Zbierali się tłumnie krzycząc: „Niech żyje papież Urban!”, co wkrótce przekształciło się w rebelię. W ciągu kilku dni opanowali miasto i Klemens znów został zmuszony do ucieczki. Z niemałymi trudnościami dotarł do Gaety, skąd bezpiecznie powrócił do Awinionu.

Wojna domowa rozgorzała w Neapolu i Joanna nie wiedziała, gdzie szukać pomocy. Aby uspokoić swoich ludzi ogłosiła, że porzuciła sprawę Klemensa i wysłała do Rzymu ambasadorów, aby zawarli pokój z Urbanem.

Katarzyna rozradowała się na myśl, że Joanna wreszcie zrozumiała swoje błędy, ale ta radość trwała krótko. Uległość była tylko sztuczką dla zyskania czasu, podczas gdy jej mąż gromadził niemieckie wojska, mające stłumić powstanie. Kiedy mu się to udało, Joanna ściągnęła maskę. Odwołała ambasadorów z Rzymu i ponownie ogłosiła się zwolennikiem Klemensa.

Katarzyna podjęła ostatnią próbę, aby ochronić nieszczęsną królową przed losem, jaki postanowiła sobie zgotować. Wysłała do niej list, który jednak nie był w stanie poruszyć tak twardego serca.

„Najdroższa Matko w Chrystusie Jezusie” – zaczęła. „Ja, Katarzyna, sługa i niewolnica sług Jezusa Chrystusa, piszę do Ciebie w Jego Przenajświętszej Krwi, pragnąc ujrzeć Cię współczującą Twojej własnej duszy i ciału… Jakże błogosławiona byłaby moja dusza, gdybym mogła złożyć moje życie, aby przywrócić Ci dobra Nieba i ziemi… Nie oczekuj czasu, kiedy nie będziesz już miała odwrotu. Nie każ moim oczom wylewać morza łez nad Twoją rozdartą duszą i ciałem – duszą, która jest dla mnie tak ważna, jak moja własna… Bój się Boga i stawiaj Go sobie zawsze przed oczami i pamiętaj, że Bóg widzi Ciebie, a w swojej sprawiedliwości chce, aby każde zło było ukarane, a każde dobro nagrodzone. Bądź miłosierna, bądź miłosierna dla siebie samej!”

Jednak czas opamiętania się przeminął – Joanna dokonała wyboru świadomie. Zapomniała o swojej lepszej stronie, którą wcześniejsze listy Katarzyny pobudziły do życia i wybrała drogę w dół. Po odkryciu, że była inicjatorem spisku mającego na celu zabicie Urbana, została ekskomunikowana i zginęła okrutną śmiercią w zamku, w którym, jak mówiono, zamordowała swego pierwszego męża.

Jednak radość, która przyszła po zwycięstwie wojsk papieskich, nie trwała długo. Rzymianie byli dumni i łatwo było ich urazić, a Urban nie był wystarczająco pojednawczym człowiekiem.

Prefekt Rzymu, który nie był ani lojalnym człowiekiem Kościoła, ani praworządnym obywatelem, wziął w posiadanie Viterbo, a Urban zdecydował się wyrwać je mu za wszelką cenę.

To nie był odpowiedni moment na powodowanie waśni z potężnymi wrogami, więc Katarzyna błagała papieża o rozwagę. Napisała list, w którym zachęcała go do zwołania rady miejskiej i, jeżeli będzie to konieczne, oddania im sprawy do rozstrzygnięcia. Prosiła go także, aby słuchał jej rad i nade wszystko postępował z umiarem i delikatnością.

– Znasz przecież charakter swoich rzymskich dzieci – mówiła. – Łatwiej prowadzić ich delikatnością niż jakąkolwiek inną siłą, zwłaszcza ostrymi słowami. Wiesz także, że najważniejsze dla ciebie i dla Kościoła jest teraz utrzymanie ludzi w lojalności i posłuszeństwie dla waszej świątobliwości. Przebacz mi najsłodszy i najświętszy ojcze, że mówię to do ciebie. Wierzę, że w swojej pokorze i życzliwości cieszysz się, że zostało ci to powiedziane.

Jednak dla Urbana bardzo trudne, jeśli nie niemożliwe, było zjednywanie sobie wrogów. Rzymianie doprowadzili do rewolty i grozili nawet odebraniem mu życia. Nic nie pozostało Katarzynie poza modlitwą i cierpieniem. Błagała Boga, aby chronił ludzi przed wykonaniem ich gróźb. Dla niej miasto pełne było diabłów zachęcających ludzi do zła. Ognie cierpienia wyniszczały jej kruche ciało, kiedy mocowała się ze sprawiedliwością Bożą, oferując swoje cierpienie i śmierć za swych ludzi i święty Kościół. Była dręczona przez złe duchy, które szalały wokół niej, krzycząc, że niszczyła je przez całe życie, a teraz one będą się na niej mścić. Wciąż wznoszone do Nieba modlitwy wstawiennicze przerywane były jedynie wysiłkami, mającymi na celu uspokojenie przywódców rewolty.

Doszło w końcu do tego, że ludzie uzbroili się i ruszyli na Watykan. Urban, który miał może pewne braki w wyrozumiałości, z pewnością nie miał ich w odwadze. Przywdział swój papieski ornat, nakazał pozostawić drzwi pałacu otworem i siedząc spokojnie na papieskim tronie czekał na nich. Na widok cichej godności Zastępcy Chrystusa, tłumy zawróciły i opuściły pałac nie czyniąc nikomu krzywdy.

Pokój został wreszcie zawarty. Pokój ten Rzymianie przypisywali modlitwom Katarzyny i jej wpływowi na przywódców rewolty. Było to jej ostatnie działanie w życiu politycznym. Jej praca, przynajmniej pozornie, zbliżała się ku końcowi.

cdn.

Frances Alice Forbes

Powyższy tekst jest fragmentem książki Frances Alice Forbes Św. Katarzyna ze Sieny. Doktor Kościoła.