Rozdział dziewiąty. Najpotrzebniejsze cnoty, cz. 3

Uczynki zwykłe

„Chodzi zwykłymi, powszednimi drogami… ale w sposób tak Boski i tak niebiański, że nic w jego życiu nie jest tak godne podziwu, jak właśnie te drogi” – mawiała święta Joanna Franciszka de Chantal (1) o świętym Franciszku Salezym (2).

Chcielibyśmy zawsze robić co innego; tymczasem wystarczyłoby zupełnie, abyśmy robili to, co robimy, tylko inaczej. Sposób, w który się daje (czy to Bogu, czy bliźniemu) ma więcej znaczenia niż to, co się daje. Tak jak mówi bohater znanej komedii: „Jest sposób i sposób”.

Czy mam dobry sposób? Czy moje życie naznaczone jest tą pieczęcią Boską i niebiańską, która nadawała taką wartość życiu świętego Franciszka? Czy posiadam tę sztukę najwyższą, a tak subtelną, aby wszystkie moje uczynki zwyczajne wykonywać nadzwyczajnie? To znaczy przez poczucie obowiązku, dlatego, że teraz, w tej chwili, tego właśnie chce Bóg ode mnie? Tak postępując spełniam w każdej chwili najdoskonalej wolę Tego, który kazał mi istnieć, i który żąda ode mnie ciągłego oddania sobie całej mojej istoty; wykonuję doskonale i w całej pełni mój zawód istoty stworzonej; lepiej nie mogę oddawać Bogu mej czci. Żaden święty, nawet Chrystus Pan, będąc na moim miejscu, nie robiłby niczego innego. Boże mój, co chcesz, dlatego że chcesz, jak chcesz, o tyle, o ile chcesz!

Takie doskonałe poddanie się woli Bożej, to doskonałe naśladowanie Zbawiciela, o którym powiedziano, że nigdy nie żył dla swojego kaprysu; to modlitwa ustawiczna, to trwanie w stanie modlitwy, to ni mniej ni więcej tylko świętość i to świętość dla mnie dostępna. Nie chodzi o dokonywanie wielkich i głośnych czynów, chodzi po prostu tylko o to, aby skromne, codzienne uczynki mojego życia były zawsze skierowane do Boga, mniej lub więcej bezpośrednio, mniej lub więcej formalnie, ale jednak zawsze prawdziwie i szczerze.

Bractwo malkontentów

„Bractwo malkontentów jest najliczniejszym zrzeszeniem świata” – powiedział w XVII wieku kaznodzieja o. Binet.

Nie zapisujmy się do tego bractwa.

Nie, aby uważać, że wszystko jest doskonałe, i wychodząc z tego naiwnie optymistycznego założenia sądzić, że nasza praca jest zbyteczna.

Ale dlaczego uważać zawsze, że wszystko jest źle?

Jest to nałóg większości ludzi. Uchodziło to starym napoleońskim żołnierzom. Ich męstwo okupywało pewne wady. Oni zresztą nie brali swego narzekania za podstawę działalności. Zrzędzili, mruczeli, ale szli naprzód. Dzisiaj ci, co najbardziej narzekają, to są ci właśnie, którzy nic nie robią.

Człowiek czynu lubi swoją epokę, swoje czasy. Nie jest ślepy na jej braki, ale umie też odkryć jej piękne i dobre strony. I to dodaje mu bodźca, aby zaprzestawszy narzekań, pracować nad usunięciem ich powodu, przez zwalczanie nadużyć i prostowanie błędów.

Narzekanie nie prowadzi do niczego, niczego nie posuwa naprzód i zmniejsza naszą odwagę oraz całego naszego otoczenia. Naśladować tego żołnierza, który trafiony odłamkiem pocisku zatyka sobie chustą usta. „Jesteś ranny w szczękę?” – pytają go. „Nie, ale zatykam usta, aby nie krzyczeć; to mogłoby zrobić deprymujące wrażenie na moich towarzyszach” – odpowiada żołnierz.

Zrzędy i biadacze, choćby odważni, należą już do minionej epoki. Nam potrzeba żołnierzy takiego hartu, jak ten, trafiony pociskiem artyleryjskim.

Smutek i radość

„Panie, smutek mój płynie z myśli o mnie, radość moja płynie z myśli o Tobie” – tak modlił się Hello (3).

Rozważmy te słowa, szczerze patrząc w siebie: zawsze gdy myślę o sobie, gdy zwracam się ku sobie i w sobie zagłębiam, jestem smutny. Gdy o sobie zapominam, jestem radosny.

Pozostawię na boku małe moje kłopoty, małe ambicyjki, małą moją życiową politykę. Nie będę zaraz czuł niechęci do całego świata, wszystkiego widział w czarnych barwach, bo spotkał mnie mały jakiś zawód, drobne niepowodzenie, bo ktoś mi trochę ubliżył, nie docenił.

Pozostawię na boku nawet moje grzechy; czasami zbytnio się nimi zajmuję. Jak nie mam być szczęśliwy, jeśli ustawicznie patrzę na nędzę i na brud? Panie Boże, żałuję za moje grzechy, boleję nad nimi, ale nie chcę już ich widzieć na oczy. Zatopiłem je na zawsze w Twoim niezgłębionym miłosierdziu. Wszystko co „moje” jest mi obojętne; nie to, co zasługuje we mnie na uwagę przez swoją wieczną wartość, ale to wszystko, co jest zbędne, niepotrzebne i zbytnio mnie pochłania; oto najprostszy i najlepszy przepis na szczęście.

Radość jest myślą o Bogu. O. Ravignan, leżąc ciężko chory, mówił: „Panie, mnie jest źle, ale Tobie jest dobrze. Jestem szczęśliwy”.

Czy radość z tego, że Ojcu jest dobrze, nie jest najczystszą miłością synowską?

Obowiązek radości

„Niech ci służy radośnie w twoim Kościele.” Taką modlitwę wypowiedział nade mną kapłan, gdy w sakramencie Chrztu otwierał przede mną drzwi żywota.

Mam prawo; mam obowiązek być szczęśliwym.

Mam prawo. Posłucham co mówią ludzie tego świata, ci co się bawią i używają: „Życie jest ponurym snem, bolesną halucynacją, wobec której nicość i niebyt byłyby szczęściem”. „Gdybyście mogli czytać w mojej duszy, bylibyście przerażeni… Nie ma w całym wszechświecie istoty tak nieszczęśliwej, jak ja. Ludzie myślą, że jestem szczęśliwy. Nigdy nie byłem szczęśliwy, ani jednego dnia, ani jednej godziny” (Anatol France) (4).

Przede mną, człowiekiem ochrzczonym, stoją otworem wszystkie skarby nieba, wszystkie dozwolone szczęścia ziemi. Przypuściwszy nawet, że te ostatnie mnie zawiodą, tracę stosunkowo niewiele. Pozostaje mi to, co istotne. „Opływam w pociechę” – pisał św. Paweł okuty w żelaza. A nawrócony Chesterton (5) powiada: „Radość jest potężną tajemnicą chrześcijanina”.

Mam obowiązek. Słabą cześć oddaję Chrystusowi, jeśli pod Jego prawem żyję jak sługa ponury i posępny. „Jarzmo moje jest lekkie” – mówi Pan. Podczas Chrztu wypowiedział kapłan wyraźne i naglące życzenie: „Niech ci służy radośnie w Twoim Kościele”. Jedynie my chrześcijanie mamy monopol na radość. Inni mogą się bawić, ale niech spróbują być prawdziwie radośni! Radość pochodzi z dobrego sumienia. Warunkiem pogody jest wierność. Szczęście płynie ze wspaniałomyślnego oddania się Bogu.

A więc swoboda, wesołość, promienna radość. Niech zewnętrzna pogoda będzie wyrazem wewnętrznego pokoju.

Łaska i radość

„Kościół nazywa świętami już wszystkie dni tu na ziemi, bo przypuszcza, że człowiek jest w posiadaniu życia wiecznego” (Hello).

Łaska jest istotnym powodem radości. Czy moja dusza mogłaby być smutna, gdy się znajduje w stanie łaski? Przecież już tu na ziemi posiada to, co stanowi istotę nieba: posiada Boga. Chwała w niebie będzie tylko doskonałym rozkwitem tej rzeczywistej i miłosnej obecności, której Bóg udziela duszy przez łaskę.

Dusza w stanie łaski już jest w niebie, co więcej, sama jest niebem, bo jest przybytkiem Bożym. „Ja – mówiła pewna świątobliwa dusza – znalazłam niebo na ziemi, bo niebo to Bóg, a Bóg jest w mojej duszy”.

Czy odtąd moglibyśmy nie żyć w doskonałej radości, jeżeli ta, zakorzeniona w naszym umyśle, pewność zstąpi w głąb duszy i mocno się w niej utwierdzi.

Prawdziwy chrześcijanin nie może być nieszczęśliwy, smutek jest radykalnie wykluczony z jego życia; jeśli wielkie i małe zmartwienia miały dotąd dostęp do mojego życia, to jedynie dlatego, że nie dość jasno uświadamiałem sobie tę prawdę.

Wielu ludzi utrzymuje związek z Bogiem jedynie dlatego, by prosić Go o pociechę. Nie będę do nich należeć. Nie będę uważał Boga tylko za jakiegoś lekarza wyższego stopnia. Będę dbał o to, by samemu być pocieszycielem Boga, aby przez rozkwit mojej duszy okazać Mu radość z tego, że jestem Jego dzieckiem i Jego niebem.

Jest to najbardziej świetlany sposób, aby spełnić wobec Pana Boga pierwszy z moich obowiązków: obowiązek oddawania Mu należnej czci, obowiązek oddawania Mu chwały.

Ks. Raoul Plus SI

(1) Założyła otwarte zgromadzenie religijne Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny z siedzibą w Annecy. Celem tego stowarzyszenia zakonnego, oprócz wychowywania młodzieży żeńskiej, była praca w szpitalach, sierocińcach i domach dla podrzutków. Joanna Franciszka de Chantal zmarła w 1641 roku i została pochowana w kościele w Annecy, obok Franciszka Salezego, z którym regularnie korespondowała. A listy, jakie do siebie pisali zostały przez nią opublikowane w 1622 roku. Na marginesie należy wspomnieć i o tym, że była związana z (wielokrotnie potępionym przez Kościół katolicki) jansenistycznym ruchem religijnym Port Royal.

(2) Od 1923 roku patron dziennikarzy, prasy i publicystyki katolickiej. Celem zaś Towarzystwa Świętego Franciszka Salezego jest prowadzenie szkół oraz sprawowanie opieki nad zaniedbaną moralnie młodzieżą męską.

(3) Ernest Hello (1828–1885) – francuski filozof i eseista katolicki; studiował prawo i teologię; autor licznych książek religijnych m.in. L’Homme; wraz z Georgesem Seigneurem założyciel pisma „Le Croise”.

(4) Anatole France, właściwie: François A. Thibault (1844–1924), pisarz francuski; członek Akademii Francuskiej; pisał powieści przepojone sceptycyzmem i pogodną ironią (Zbrodnia Sylwestra Bonnarda), później – podejmujące problemy społeczno-polityczne (cykl Historia współczesna).

(5) Gilbert Keith Chesterton (1874–1936), wybitny angielski pisarz katolicki; pisał m.in. powieści metaforyczne (Napoleon z Notting Hill) oraz opowiadania detektywistyczne (cykl Przygody księdza Browna).

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Raoula Plus SI Młodzieńcom ku rozwadze.