Rozdział dziewiąty. Lekcja ludzkiej słabości

Jezus upada po raz trzeci. Po raz trzeci przedstawia się nam szczególną lekcję ludzkiej słabości, jaką jest słabość Jezusa przyjęta wraz z człowieczeństwem.

Chrystus znowu upada. Przyczyną tego jest fizyczne wyczerpanie z powodu cierpienia. Jednak fizyczne cierpienie jest materializacją grzechu. Agonia Chrystusa czyni widocznymi dla naszych oczu, odczuwalnymi dla naszego dotyku, wyobrażalnymi dla naszej wyobraźni skutki wpływu grzechu na nasze dusze. Chrystus jest Bogiem wcielonym, ale możemy powiedzieć, że cierpienia Jezusa spływają z Niego na nas wbrew Bogu Ojcu. Jest to ucieleśnieniem naszej odmowy bycia dobrymi synami i córkami. Ciężar naszej zdrady, niewdzięczności i egoizmu przygniata Chrystusa do ziemi. Musimy zrozumieć, że między Bogiem a człowiekiem istnieją więzy rodzinne. Jak Bóg starał się, żebyśmy to dostrzegli! Ten związek to nie tylko relacja Stwórca – Jego dzieło. To jest coś więcej. Bóg i my jesteśmy krewnymi, najbliższymi z możliwych. On jest Ojcem, ja jestem synem. Jeśli ktoś powinien zrozumieć, co to oznacza, to powinni to być ojcowie i matki. W momencie, gdy stają się rodzicami, ojcowie i matki wiedzą, że na ich serca nakładana jest piecza nad dziećmi, aby były miłowane albo nie, aby były cenione albo złamane.

Ojciec (lub matka) ma tyle serc, ile dzieci. Każde dziecko jest kolejnym otwarciem na miłość. Przez ten otwór może wpłynąć zarówno radość, jak i smutek, pociecha i cierpienie. Dziecko może wznieść rodzica na wyżyny szczęścia lub ugiąć ku ziemi w druzgocącej niedoli. A jeśli może to uczynić mała miłość mężczyzny do syna czy syna do ojca, to co może bezbrzeżna, niewyobrażalnie bezgraniczna miłość Boga do człowieka?

Miłość Boga do człowieka jest tajemnicą, którą możemy przeniknąć tylko w małym stopniu, ale faktem jest, że przez swoją własną decyzję podyktowaną miłością Bóg wszechmogący przyjął ludzką naturę. Chrystus cierpiał za nas w swoim ludzkim ciele. Dokonał tego, ponieważ pragnie być nie tylko naszym Stwórcą, ale też naszym Ojcem. Chce nie tylko naszego posłuszeństwa, ale i miłości.

Kiedy odmawiamy miłości, gdy Go odrzucamy, to właśnie smagamy Go biczem, to nakładamy Mu koronę z cierni, to uderzamy Go pięściami i obsypujemy obelgami, to przygniatamy Go do ziemi. Przez odrzucenie miłości Chrystus upadł po raz pierwszy, drugi i trzeci. Jest to zbyt wielki ciężar dla Niego. Łamie Jego serce, które oddał nam pod opiekę.

A jeśli ojciec, matka i ich dzieci nie mogą tego zrozumieć, kto to zrozumie? Czyż nie mają codziennego doświadczenia w okazywaniu wzajemnego oddania serc lub jak bardzo przykre słowo potrafi zranić? Czy nie dzielą swoich słabości, a przez to zamieniają je w siłę? Czy nie nauczyli się jak miłość może zmienić dom w małe niebo, a jej brak w małe piekło?

Jeżeli rodziny nie mogą docenić więzów rodzinnych między Bogiem i człowiekiem, to kto może? Bóg i człowiek zdecydowanie są rodziną. Bóg jako Bóg jest Ojcem każdego z nas i nas wszystkich, Bóg jako Jezus jest naszym Bratem. Przez swoje życie i śmierć będąc człowiekiem pozyskał całą naszą miłość i całą naszą wdzięczność. Będą zawsze należały do Niego jako do Boga. A jednak grzeszymy i wciąż dociskamy Go do ziemi. Grzeszymy swoimi słabościami, niecierpliwością, brakiem wyrozumiałości dla słabości innych. Upadamy i wołamy o litość, usprawiedliwiamy samych siebie, wskazujemy na swoją własną słabość. A gdy inni upadają, wymyślamy im. Stoimy nad upadłymi braćmi Chrystusa i zalewamy ich wzgardą i wyrzutami. Dalecy od wyciągnięcia pomocnej ręki zastanawiamy się, czy robimy dobrze powstrzymując się od kopnięcia ich. A jeśli robimy to najmniejszym braciom Chrystusa, Jemu to robimy.

Jak przejmująco leżąca twarzą do ziemi sylwetka Jezusa na drodze do Kalwarii błagała o miłość, współczucie, zrozumienie, słowo dodające odwagi czy znak lojalności! W każdym ze swoich upadłych braci i sióstr Chrystus ponownie upada. Będzie się to wciąż działo, aż do końca świata. Jezus będzie błaga ł nas, żebyśmy postawili się na ich miejscu, dzielili ich brzemiona i cierpienie. Jeśli odmówimy, damy w zamian zatwardziałość i chłód, to nie róbmy sobie złudzeń. Oto, co dalibyśmy Chrystusowi stojąc nad Nim i patrząc jak upada na kamienie leżące na drodze na Golgotę.

Rodzice rozmyślający o leżącym Jezusie, mogą rozważać najgłębiej widząc w Nim swoje dzieci, a w swoich dzieciach Jego. Oto Chrystus leży tam zdruzgotany, pobity, wyczerpany, ale jest to też mój syn czy moja córka. Jeżeli Jezus, człowiek doskonały, nieobciążony grzechem pierworodnym, jeśli On mógł dotrzeć do kresu sił, jeśli On mógł potknąć się i upaść, to na podstawie jakiego wyjątku spodziewam się niezachwianego sukcesu swoich dzieci? Jeżeli nie krzyczałbym na Chrystusa za to, że upadł, dlaczego krzyczę na swoje dzieci, kiedy im się to przydarza?

Nie, miłość nie czyni takich rzeczy. Nie mówimy o miłości emocjonalnej, ale o prawdziwej, która jest aktem woli. Ten akt woli czyni z człowieka miłującego, przyrzeka lojalność i oddanie w każdych okolicznościach. Mówi dziecku: „Należysz do mnie, a ja do ciebie, możesz zawsze na mnie polegać. Będę obecny zawsze, gdy będziesz mnie potrzebował i nigdy cię nie opuszczę. Jeśli będzie trzeba, wyrwę cię z samego piekła”.

To właśnie uczynił Jezus dla każdego z nas, wyrwa ł nas z piekła. Jeżeli jesteśmy na to zdecydowani, możemy odwrócić się plecami do Niego i odrzucić Jego pomoc. Możemy zaprzeczać Jego zwycięstwu dla nas. To jest tajemnica wolnej woli, która może wybierać: kochać czy nie kochać, służyć czy nie służyć, być wdzięcznym czy nie być wdzięcznym, lojalnym czy nielojalnym, przyjacielem czy gościem. Ale jeśli ojciec nie może zrobić tego własnemu synowi, czy matka córce, jak mogą uczynić to Chrystusowi, który upadał dla nich na Kalwarii.

Bóg leży tam w dobrowolnie narzuconej sobie słabości Wcielenia ludzkiego. A my także leżymy tam z Nim, ponieważ Jego słabość powstała z naszej słabości. Leży tam Jezus, my i nasze dzieci – taka jest tajemnica upadku Chrystusa. Dalsze, głębsze znaczenie jest takie: Chrystus wstał i ruszył znowu do zwycięstwa, my idziemy razem z nim, chyba że odrzucimy Go i swoje zbawienie.

Joseph A. Breig

Powyższy tekst jest fragmentem książki Josepha A. Breiga Mądrość Krzyża szczęściem rodziny.