Rozdział dziewiąty. Gdy Pan Jezus przyszedł na świat

Wszystkie wydarzenia opisane w tej książce działy się na długo przed narodzeniem Pana Jezusa.

Od kiedy Adam i Ewa zgrzeszyli i okazali skruchę, cała historia świata stała się oczekiwaniem na Jego przyjście. Abrahamowi jako pierwszemu dane było usłyszeć wzmiankę o Nim, ale nie zrozumiał w jaki sposób jego potomkowie mają przynieść błogosławieństwo wszystkim narodom świata. Wiedział tylko, że tak się stanie.

Jego wnuk Jakub pobłogosławił przed śmiercią każdego ze swoich dwunastu synów. Kiedy przyszła kolej na Judę, powiedział: „Książę zawsze będzie wywodził się z plemienia Judy, dopóki nie przyjdzie ten, który ma być do nas posłany, nadzieja wszystkich narodów”. Juda jest jednym z przodków Pana Jezusa, więc łatwo nam zrozumieć, co znaczyły te słowa, choć Judę musiały bardzo zaintrygować.

W ciągu swoich długich dziejów Naród Wybrany powoli uczył się od Boga, jak Go lepiej rozumieć: jak oddawać Mu cześć, jak w Niego wierzyć; uczył się też coraz więcej o Kimś, kto ma nadejść. Bóg uczył Żydów, swój Naród Wybrany, podobnie jak naucza nas samych, za pośrednictwem ludzi. Ich pierwszym wielkim nauczycielem był Mojżesz. Dał im dziesięć przykazań, kiedy przebywali na pustyni po długim pobycie w Egipcie. Kiedy już dotarli do Ziemi Obiecanej, Bóg dał im sędziów, aby rządzili w Jego imieniu i przekazywali im wiedzę o Bogu. Ostatnim z nich był Samuel, wielki człowiek, prorok i sędzia. Został posłany przez Boga, by wybrać im pierwszych dwóch królów.

Drugim królem był Dawid, najlepszy i największy ze wszystkich władców. Naprawdę starał się zadowolić Boga i udawało mu się to: nigdy nie czcił bożków i nie modlił się do innego boga niż prawdziwy Bóg. Napisał wiele modlitw, które nazywamy psalmami. Syn Dawida, Salomon, który zbudował świątynię Bożą w Jerozolimie, choć wspaniale zaczął swoje panowanie, w późnym wieku popadł w bałwochwalstwo. Stało się tak z powodu jego licznych cudzoziemskich żon, które czciły bożków i przekonały do nich również Salomona.

Wśród ich następców znaleźli się różni królowie: niektórzy całkiem dobrzy, inni źli, żaden jednak nie był naprawdę wielkim władcą. W międzyczasie Bóg wysyłał proroków, aby nawracali ludzi, którzy zaczęli czcić bożków. Prorocy uczyli ich też, co muszą robić, żeby podobać się Bogu i co się stanie, jeśli będą Mu nieposłuszni. Prorocy mówili im też o Tym, który ma nadejść: że urodzi się w Betlejem w rodzie Dawida; będzie panował nad swym ludem w wiecznej chwale i zwycięży wszystkie narody świata. Inni prorocy wieszczyli, że będzie cierpiał za ich grzechy, że będzie biedny i źle traktowany. Ludzie nie rozumieli jednak, jak to jest możliwe, zatem więcej uwagi poświęcali proroctwom mówiącym o wielkim królu, który sprawi, że ich kraj będzie najważniejszy i najwspanialszy na świecie. A my pewnie zrobilibyśmy tak samo.

Spośród wszystkich proroków w tej książce znalazło się trzech: Daniel, Izajasz i Ezechiel. Czasami Izraelici słuchali swoich proroków i postępowali zgodnie z ich zaleceniami, wtedy wszystko było dobrze. Lecz znacznie częściej nie zwracali na nich uwagi i byli przekonani, że mogą kierować swoim postępowaniem lepiej niż Bóg. I wtedy działo się bardzo źle. Mimo to jednak z czasem dowiadywali się o Bogu coraz więcej.

I wreszcie bliski był już czas nadejścia wielkiego króla. Nazwano go Mesjaszem, co znaczy „Namaszczony”. Wszyscy królowie byli namaszczani, kiedy ich wybrano, lecz ten król miał być Bożym Wybrańcem, namaszczonym w szczególny sposób; niektórzy prorocy nazywali Go Synem Bożym, a inni Synem Człowieczym. Nikt jednak wówczas nie rozumiał, że naprawdę będzie w równej mierze Bogiem i człowiekiem. Nikt tego nie wiedział, zanim Pan Jezus przyszedł na świat.

Tuż przed Jego przyjściem pojawił się ostatni z proroków: Jego kuzyn Jan Chrzciciel. Na pewno dobrze znacie historię narodzin Jana i Pana Jezusa, lecz znalazły się one także w tej książce: są to opowieści, których zawsze warto posłuchać, jest w nich też pełno aniołów.

Gabriel i Zachariasz

Zachariasz był jednym z kapłanów w świątyni w Jerozolimie. Kapłanów służyło znacznie więcej niż potrzeba, więc pełnili swoje funkcje na zmianę: każdy służył przez tydzień, a potem szedł do domu i czekał, aż znów przyjdzie jego kolej. Zachariasz mieszkał w niewielkiej wiosce około ośmiu kilometrów od Jerozolimy. Miał żonę imieniem Elżbieta, oboje byli ludźmi o złotych sercach i żyli bardzo szczęśliwie – z wyjątkiem jednej rzeczy. Podobnie jak Sara, żona Abrahama, Elżbieta nie miała dzieci, mimo że oboje ciągle się o nie modlili. A teraz byli już starzy i stracili nadzieję, że ich modlitwy zostaną wysłuchane.

Palenie kadzidła w świątyni było tak szczególną rzeczą, że każdy kapłan mógł to zrobić tylko raz w całym swoim życiu. Kapłana, który miał złożyć kolejną ofiarę, wybierano przez losowanie. Zachariasz często ciągnął losy, z nadzieją, że wreszcie przyjdzie jego kolej – i wreszcie tak się stało!

Wchodząc do świątyni, aby złożyć ofiarę kadzenia, czuł się więc bardzo uradowany i szczęśliwy. Nikt nie mógł zajrzeć do sanktuarium; wszyscy pozostali musieli zostać na zewnątrz i odmawiać modlitwy, w oczekiwaniu aż kapłan wyjdzie do nich i oznajmi, że ofiara kadzenia została złożona.

Kiedy Zachariasz był już przy ołtarzu, sypiąc kadzidło na gorące węgle spostrzegł nagle, że obok ołtarza stoi anioł.

Bardzo się przeraził, lecz anioł powiedział:

– Nie obawiaj się, Zachariaszu. Twoje modlitwy zostały wysłuchane. Elżbieta urodzi dziecko, a ty dasz mu na imię Jan. Przyniesie wielką radość tobie i wielu innym ludziom, albowiem jego zadaniem będzie przygotować nadejście Pana, tak by ludzie byli otwarci na Jego przyjęcie.

Gdyby tylko Zachariasz pamiętał, w jak późnym wieku urodziło się dziecko Abrahamowi i Sarze! Lecz zapomniał o tym. Powiedział do anioła:

– Daj mi jakiś znak na dowód, że mówisz prawdę. Elżbieta i ja jesteśmy już starzy.

Wtedy anioł dał mu powód do strachu. Rzekł:

– Jam jest Gabriel, anioł, który ogląda majestat Boga. On posłał mnie do ciebie z dobrą nowiną. Ponieważ mi nie uwierzyłeś, nie będziesz mógł mówić, dopóki nie urodzi się twoje dziecko.

Potem znikł i rzeczywiście, Zachariasz nie mógł wyrzec słowa.

Tymczasem ci, którzy czekali, aż skończy ofiarę kadzenia, zastanawiali się, dlaczego tak długo nie wychodzi. Kiedy ukazał się ich oczom, nie mógł do nich przemówić; był w stanie tylko dawać znaki. Zrozumieli, że miał widzenie i odeszli rozmyślając o tym.

Zachariasz poszedł do domu i niedługo potem Elżbieta stwierdziła, że spodziewa się dziecka.

Gabriel i Matka Boża

Sześć miesięcy później Gabriel został wysłany z następną misją – najpiękniejszą, jaką wyznaczono jakiemukolwiek aniołowi. Tym razem przybył do małego miasteczka daleko od Jerozolimy, na wzgórzach Galilei. Była akurat wczesna wiosna, więc wzgórza pokrywała świeża zielona trawa i taka ilość polnych kwiatów, że aż trudno było iść, tak by ich nie podeptać.

Gabriel udał się do jednego z małych domków, gdzie mieszkała dziewczyna o imieniu Maryja. Była zaręczona z cieślą Józefem.

Ujrzawszy ją Gabriel rzekł:

– Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą. Błogosławiona jesteś między niewiastami.

Ludzie zwykle odczuwają lęk na widok aniołów, ale Maryja była tylko zaskoczona. Co mógł mieć na myśli anioł pozdrawiając ją w taki sposób? Gabriel był jednak przyzwyczajony do tego, że wszyscy się go boją, powiedział więc:

– Maryjo, nie obawiaj się. Bóg bardzo Cię kocha. Urodzisz Syna i dasz Mu na imię Jezus. Od Pana Boga otrzyma tron swego praojca Dawida i będzie panował na wieki. Jego królestwu nie będzie końca.

Maryja spytała:

– Jakże się to stanie?

Anioł odpowiedział:

– Zstąpi na Ciebie Duch Święty, a Twój syn będzie Synem Bożym. Twoja kuzynka Elżbieta także urodzi syna, mimo późnego wieku, ponieważ dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych.

Maryja odrzekła:

– Oto ja, służebnica Pańska. Niech mi się stanie według słowa twego.

Potem Gabriel wrócił do nieba, a Najświętsza Panna poszła odwiedzić swoją ukochaną kuzynkę Elżbietę. Została z nią, dopóki nie urodziło się jej dziecko, mały św. Jan Chrzciciel; wtedy wróciła do domu w Nazarecie i poślubiła cieślę Józefa.

Nie powiedziała mu o Gabrielu ani o dziecku, które miała urodzić, gdyż była to tajemnica. Wiedziała, że Bóg sam powiadomi o tym Józefa, i nie myliła się: zesłał anioła z wieścią, a anioł przekazał mu ją we śnie. Aniołowie z posłaniami zawsze nawiedzali Józefa wtedy gdy spał; śnili mu się, lecz były to prawdziwe sny, zesłane przez Boga. Józef zawsze czynił tak, jak kazali mu aniołowie.

Kiedy już bliskie były narodziny dziecka, Maryja i Józef dowiedzieli się, że rząd ogłosił spis ludności, podobny do tych, jakie jeszcze dziś rządy mają w zwyczaju niekiedy urządzać. Chodziło o to, aby się dowiedzieć, ilu mieszkańców liczy cały kraj. Aby wziąć udział w spisie, każdy musiał wrócić do swojego rodzinnego miasta i zostać zapisanym. Miastem rodzinnym Józefa było Betlejem, nie zaś Nazaret, więc tam właśnie musieli się udać, aby się wpisać na listę.

Podróż z Nazaretu do Betlejem była dość długa. Można było ją pokonać pieszo albo jadąc na koniu czy ośle. Konie były tylko dla bogaczy, natomiast Najświętsza Panna i św. Józef prawdopodobnie posiadali osiołka. Tak więc Maryja jechała, a św. Józef szedł obok niej. Jechali tak około czterech dni, na noc rozbijając obóz lub zatrzymując się w przydrożnych zajazdach. Kiedy wreszcie dotarli do Betlejem, okazało się, że miasteczko pęka w szwach; tak wielu ludzi przyjechało, żeby się zapisać.

Gospoda była pełna i nie było dla nich wolnego pokoju. Ktoś jednak powiedział im o grocie, której używano jako stajni; tam mogli się schronić przed zimnym wiatrem i przespać na miękkim sianie. Udali się więc z wdzięcznością do małej groty i tam, jak wszystkim wiadomo, urodziło się Dzieciątko Jezus. Matka Boża owinęła Dzieciątko w lniane pieluszki i ułożyła Je w żłobie jak w kołysce.

Pierwszymi ludźmi, którzy usłyszeli o narodzinach Pańskich byli pasterze rozbici obozem na polu w pobliżu Betlejem. Była tam dobra trawa do wypasu owiec, ale grasowały też wilki. Niebezpiecznie byłoby zostawić owce same w nocy. Pasterze trzymali więc straż na zmianę aż do rana.

W środku nocy pasterze ujrzeli nagle anioła stojącego przy nich w blasku Boskiej chwały. Przerazili się, lecz anioł powiedział:

– Nie bójcie się! Tego dnia narodził się wasz Zbawiciel, sam Chrystus Pan. Poznacie Go, bowiem leży w żłobie, zawinięty w pieluszki.

Nagle pastuszkowie ujrzeli za nim zastępy aniołów, całe armie nieba, wysławiające Boga tymi słowami:

– Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli!

Maryja i Józef byli wciąż w Betlejem, kiedy mędrcy ze wschodu, których znamy jako Trzech Królów, przyjechali wielbić Pana Jezusa. Udali się do króla Heroda w Jerozolimie i spytali go:

– Gdzie znajdziemy Dzieciątko, które urodziło się jako Król żydowski? Ujrzeliśmy Jego gwiazdę na wschodzie i przybyliśmy tu, aby Go uwielbić.

Panujący w Jerozolimie Herod nie był Żydem i nie miał praw do tronu. Przejął go dzięki wojnie, oszustwom i przyjaźni z Rzymianami. Nie był więc zachwycony słysząc te słowa, nie podobało się to także tym, którzy mu sprzyjali. Wezwał wszystkich największych uczonych w państwie i zapytał ich:

– Gdzie ma się urodzić Mesjasz?

– W Betlejem – odpowiedzieli. – Jeden z proroków powiedział, że właśnie tam przyjdzie na świat.

Wtedy Herod wezwał do siebie mędrców i zapytał, kiedy widzieli tę gwiazdę i jak długo są w drodze. Kiedy mu odpowiedzieli, wysłał ich do Betlejem, mówiąc:

– Kiedy znajdziecie to Dziecię, wróćcie tutaj i powiedzcie mi o tym, abym mógł udać się tam i oddać Mu cześć.

Kiedy mędrcy dotarli do Betlejem, ujrzeli tę samą gwiazdę, którą widzieli w swoim kraju. Szła przed nimi, prowadząc ich do miejsca, gdzie zatrzymali się Józef i Maryja z Dzieciątkiem. A kiedy doszli do groty, zatrzymała się.

Widząc to mędrcy zaniemówili ze szczęścia. Weszli do środka i znaleźli tam Dzieciątko z Matką Bożą, Maryją. Oddali Mu cześć i wręczyli dary, które przynieśli ze sobą: złoto, kadzidło i mirrę.

Tej nocy Bóg ostrzegł mędrców we śnie, aby nie ufali Herodowi, tylko udali się od razu do swojego kraju drogą, która omijała szerokim łukiem Jerozolimę.

Kiedy tylko wyjechali, anioł nawiedził Józefa we śnie.

– Wstań natychmiast – powiedział do niego – i zabierz stąd Dziecię i Jego matkę. Musicie szybko jechać do Egiptu, bowiem Herod będzie szukał Dziecięcia, aby Je zabić.

Wstał więc Józef i obudził Maryję, po czym przygotowali osiołka i natychmiast wyruszyli do Egiptu.

Kiedy Herod dowiedział się, że mędrcy odjechali do domu zamiast wrócić do niego i zdradzić mu, gdzie jest Dzieciątko, wpadł w straszny gniew. Miał jednak nadzieję, że mimo to uda mu się uchronić przed niebezpieczeństwem; wysłał swoich żołnierzy, by zabili wszystkich chłopców w Betlejem, którzy nie ukończyli jeszcze drugiego roku życia. I tak też zrobili. Było to dobre dla dzieci, znalazły się bowiem wśród pierwszych ludzi, którzy zasłużyli na to, by pójść do nieba. Było to jednak straszne dla ich matek i ojców.

Po dokonaniu tego czynu Herod poczuł się zupełnie bezpieczny. Bardzo niewiele wiedział o Bogu, zaś o aniołach nie miał pojęcia! Zresztą niedługo potem umarł. Anioł przybył do Egiptu, aby donieść o tym św. Józefowi.

– Możesz już wracać – oznajmił. – Ludzie, którzy chcieli zabić Dzieciątko, nie żyją.

Wyruszyli więc w drogę do Betlejem, gdyż św. Józef chciał, aby tam był ich dom, nie zaś w Nazarecie. Po drodze jednak dowiedzieli się, że na tron wstąpił jeden z synów Heroda, niemal tak samo okrutny jak jego ojciec. Św. Józef został ostrzeżony we śnie, że powinien wrócić do Nazaretu, a nie do Betlejem. Betlejem leżało zaledwie kilka kilometrów od Jerozolimy. Nazaret, położony daleko w górach, był znacznie bezpieczniejszy.

Marigold Hunt

Powyższy tekst jest fragmentem książki Marigold Hunt Księga aniołów.