Rozdział dziesiąty. Życie w ukryciu

„Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te sprawy w swym sercu. Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi” (Łk 2, 51–52).

Jezus wraca z rodzicami do Nazaretu, a Pismo Święte okrywa milczeniem Jego życie przez prawie dwadzieścia kolejnych lat. Syn Boży stoi w obliczu olbrzymiego zadania odkupienia świata. Jednocześnie pragnąc dać nam doskonały przykład, decyduje się wieść życie ciche, wypełnione modlitwą, w posłuszeństwie, pośród szarej codzienności.

Gdybyśmy zapytali o dowód na to, że Chrystus przyszedł na ziemię, by nauczać nas swoim przykładem, powinno w zupełności zadowolić nas ukryte życie w Nazarecie. Bardzo niewiele osób rzuca się w oczy. Większość z nas żyje bardzo zwyczajnie. Nawet względnie niewielu, którzy zdobywają sławę, odczuwają jak blask i sława szybko przemijają, a ich życie prywatne jest w zasadzie tak samo nieznane jak wszystkich innych.

Podczas ziemskiego życia, Jezus nieustannie wykorzystywał zwykłe rzeczy, by uczyć nas dróg świętości. W sakramentach uczynił tak zwykłe, powszednie rzeczy, jak woda, olej czy chleb i wino znakami, przez które dostępujemy łaski Bożej. Podobnie sprawił w przypadku tej najzwyklejszej rzeczy jaką jest ciche zwyczajne życie. Sam obierając taką drogę, chciał wszystkim ukazać, że świętość jest możliwa i łatwo osiągalna w życiu znanym tylko Bogu, ukrytym przed światem, być może nawet wzgardzonym przez wyniosłych światowców z powodu skromnego usuwania się w cień.

Chrystusowe usunięcie się w cień nie dotyczyło jednak tylko Jego samego, lecz całej rodziny. Jezus wiedział, że jedynie niewiele rodzin będzie musiało doświadczyć prześladowań podobnych do tych, jakie spadły wówczas na Świętą Rodzinę, kiedy po Bożym Narodzeniu przepowiedzianym przez proroków oraz wizycie mędrców, z powodu wrogości zazdrosnego króla, musiała ratować się emigracją. Chrystus zdawał sobie z tego wszystkiego sprawę i chociaż pierwsze lata Jego życia na ziemi są dla nas niezmiernie ważną lekcją, to pragnął jednak upodobnić swe życie do tego, jakie prowadziły zwykłe rodziny. Upodobnienie to było tak wielkie, że zdaje się, że św. Łukasz nie widział w nim nic szczególnego, co należałoby zapisać – żadnych cudów, żadnych kazań, nauczania nowej i wzniosłej doktryny, nic z wielkiego cierpienia, jakie miało później nastąpić podczas męki i ukrzyżowania.

O tym jak skutecznie Jezus, Maryja i Józef odegrali swoją rolę w prozaicznym życiu w Nazarecie, świadczą pełne niedowierzania słowa ich sąsiadów, kiedy nie chcieli uwierzyć w boskość misji Chrystusa: „Czyż nie jest On synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na imię Mariam…?” (Mt 13, 55).

Jakie przesłanie niesie z sobą ukryte życie Jezusa? Mówi nam, że nie możemy poddawać się w dążeniu do doskonalszej służby Bogu jedynie dlatego, że nasze życie jest zwyczajne, skromne czy przeciętne.

Ważniejsze korzystanie z przykładu cichego życia Chrystusa, by przezwyciężać pokusy przeciw ufności Bogu jako kochającemu Ojcu. Takie pokusy sprytnie próbują nam wmówić: „Nie jesteś nikim szczególnym, dlaczego więc Bóg miałby się o Ciebie troszczyć? Nie ma w tobie tej wielkiej świętości jaka cechowała Maryję i Józefa, prowadzisz zwykłe życie rodzinne, a nie zakonne. Czemu więc myślisz, że Wszechmocny Bóg miałby szczególnie zważać na ciebie i twoje modlitwy?”. Pokusy są podstępne. Co gorsza, są bardzo, bardzo powszechne. Tylko Bóg wie, czy rzeczywiście odwodzą ludzi żyjących w świecie, od miłowania Go z ufnością i otwartością serca.

Ukryte życie Chrystusa podkreśla pewien wybitny fakt: o wartości naszego życia świadczy jedynie to, czym jesteśmy w oczach Boga, nie zaś jakiekolwiek ludzkie standardy, ani nawet nasze „poczucie”, że mniej czy bardziej czynimy postępy w naszych religijnych obowiązkach. Sam Bóg widzi naszą wolę. Jedynie On zna naszą siłę i łaski, które mają nas wspomóc. Tylko On zna pełnię natury trudności jakich doświadczamy. Dlatego tylko On jest zdolny osądzić czy zasługujemy na nagrodę czy karę. Sława światowa sama w sobie nie ma zupełnie żadnego znaczenia w odniesieniu do naszego zbawienia i doskonałości. To, jak moglibyśmy wykorzystać taką popularność, jest oczywiście ważne, lecz czy znają nas miliony czy też garstka osób, nasze znaczenie w oczach Boga jest zakryte przed wścibskim spojrzeniem świata. Dla Boga nasza prawdziwa wartość kryje się w wewnętrznym życiu pokory, cierpliwości i innych cnót. Jest to życie ukryte z Chrystusem w Bogu, które ma być zawsze doskonalone i cenione ponad wszystko.

Lekcja życia ukrytego nie jest trudna do zrozumienia jeśli rozważamy ją w świetle różnicy między standardami światowymi, a nadprzyrodzonymi. Bardziej zawiłe (ponieważ wymagające większej wiary nadprzyrodzonej) jest zastosowanie życia ukrytego do spraw czysto nadprzyrodzonych. Na przykład wspaniały kaznodzieja osiąga wiele nawróceń dzięki swym kazaniom, spiker radiowy skutecznie rozpowszechnia dobre nastawienie do Kościoła, wielu grzeszników nawraca się na łożu śmierci, ogromna liczba osób spoza Kościoła umiera z wiarą i z wszelkim prawdopodobieństwem dostępuje zbawienia dzięki posłuszeństwu Bogu według własnego sumienia. Kto modlił się i pracował i cierpiał w intencji tego apostolskiego żniwa? Oczywiście zasługi Chrystusa przyczyniły się do tego w pierwszej kolejności, ale współpraca z łaską jest także potrzebna, a w Bożej opatrzności łaska współpracy z inną łaską często zdaje się zależeć od modlitwy czy dobrego uczynku jakiejś wielkodusznej osoby, która ofiaruje je w tej intencji.

Czy teraz rozumiesz co oznacza „nadprzyrodzone życie ukryte”? Możesz prowadzić życie, które uważasz za bardzo zwyczajne. W oczach Boga z kolei, toczysz odważnie walkę przeciw pokusie, wypełniasz obowiązki stanu z wielką wiernością i ogólnie mówiąc konsekwentnie wypełniasz dwa wielkie przykazania miłości Boga, przejawiającej się w miłości bliźniego. Jakie łaski zdobywasz dla szerzenia duchowego królestwa Chrystusowego? To, że nie zdajesz sobie sprawy z ich istnienia, nie zapobiega ich skuteczności ani nie sprawia, że twoje uczynki są mniej miłe w oczach Boga. W ten sposób życie na zewnątrz wyglądające bardzo zwyczajnie i bardzo przeciętnie, w rzeczywistości może być bardzo szczęśliwe w porządku nadprzyrodzonym. Jest to świadczenie miłości nie tylko dla dobra ciała, lecz także na korzyść duszy.

Chrystus, nasz Pan, miał na myśli nagrodę za miłość kiedy mówił o sobie jako sędzim na wielkim Sądzie Ostatecznym: „«Pójdźcie, błogosławieni u Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane dla was od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie». Wówczas zapytają sprawiedliwi: «Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? Albo spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię, lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?». A Król im odpowie: «Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili»” (Mt 25, 34–40).

Jezus wyraził w tych słowach jak wiele dobra osiąga się bezwiednie w tym życiu. W przypadku nadprzyrodzonego życia ukrytego, gdzie przez dobre uczynki zyskuje się łaski do szerzenia królestwa Chrystusowego, działanie jest tak samo silne jak wówczas gdyby te dobre uczynki miały miejsce w walce dla dobra doczesnego, zamiast dla dobra dusz innych osób.

Kolejną korzyścią płynącą ze spojrzenia na życie ukryte Chrystusa, jest nowa motywacja przeciw klęsce: ufność, że żadna porażka nie może nas przytłoczyć. Skoro cała nasza istotna wartość kryje się w tym, czym jesteśmy w oczach Bożych, to wtedy to, czym jesteśmy w oczach świata nie ma żadnego znaczenia jeśli poniesiemy porażkę, nawet bardzo poważną. To prawda, że nasze uczucia może ostro zareagują, a nasza samoocena może się obniży z powodu niezdolności do odnalezienia się na drabinie towarzyskiej czy zawodowej. Jednak w gruncie rzeczy, głęboko w duszy, będziemy kosztować pokoju. Nie możemy tracić ufności w Bogu, gdy tracimy popularność czy powodzenie, ponieważ wiemy niewzruszenie, że popularność i powodzenie są bezwartościowe w Bożym rozrachunku. Mężczyźni i kobiety bez wyznania, niewierzący w bezgranicznie dobrego Boga, który nigdy ich nie opuści ani nie będzie sądził niesprawiedliwie, pod wpływem klęsk doczesnych, szukają rekompensaty za poniesione straty, topiąc chwilowo smutki w grzechu albo nawet popełniając samobójstwo. Jakże inaczej dzieje się w przypadku osoby, która uznaje swoje życie ukryte i rozumie, że jej rzeczywista skuteczność zależy od tego, co Bóg wyczyta w jej duszy! Pewien biznesmen, będący znajomym autora tej książki, był niemalże kompletnym nieudacznikiem w całej swojej karierze. Umierając był zbyt ubogi, by móc go nazwać bankrutem. A jednak jego śmierć była święta, bo zawsze dążył do tego, by służyć Bogu i bliźnim, by być wiernym ojcem i mężem, wielkodusznym żywicielem swojej rodziny. W sferze finansowej niczego nie osiągnął. Ciągle, przez lata, wszystkie jego największe starania zdawały się być dotykiem anty-Midasa, które niszczyło wcześniejsze osiągnięcia. Tajemnicą jego nieustannej ufności w przyszłość, nadzieją, dźwigającą go z najciemniejszych głębin, było przekonanie, jakie nosił w sumieniu: „Liczy się to czym jesteś w oczach Boga. To, co świat myśli o tobie nie ma znaczenia. Spróbuj ponownie. Bóg wie, że próbujesz i że nie udaje ci się, ale nie dzieje się to z powodu twojego egoizmu czy grzechu. Spróbuj jeszcze raz”. To była ta nadprzyrodzona wiara i ufność, które nie tylko podtrzymywały go na duchu, ale nawet chroniły od załamania psychicznego.

To są właśnie lekcje życia ukrytego. Bez względu na swoją sytuację, uświęcaj swe życie ofiarując je Bogu Wszechmocnemu jako modlitwę adoracji, dziękczynienia, wynagrodzenia i prośby. Tak twoje ziemskie „życie ukryte” będzie chwalebne w oczach Boga i ujrzysz za nie nagrodę, gdy przyjdzie twoja kolej, by stanąć przed trybunałem Naszego Pana.

Święta Rodzina z Nazaretu uczy nas także nieustannej modlitwy. Jezus oczywiście był Bogiem, ale w swej stworzonej ludzkiej naturze mógł modlić się do swego Ojca i czynił to. Musimy zawsze pamiętać, mówiąc o Jezusie, że Jego Wcielenie jest tajemnicą tajemnic, drugą w kolejności po tajemnicy Trójcy Świętej, jako pełnej majestatu i niezgłębionej przez ludzki umysł.

Jezus był drugą Osobą Boską Trójcy Przenajświętszej i Bogiem współistotnym Ojcu i Duchowi Świętemu. Zjednoczył w sobie naturę Boga i człowieka. Nie jesteśmy w stanie pojąć jak się to stało. Po prostu wiemy, że tak było i że dzięki temu, sam będąc Bogiem, mógł modlić się do Boga, swego Ojca.

Ponieważ Święta Rodzina przestrzegała żydowskiego prawa, możemy domyślać się jaka była jej modlitwa. Ulubione były oczywiście psalmy. Trzy razy dziennie Jezus, Maryja i Józef odmawiali Tephillah, czyli modlitwę składającą się z ośmiu długich wezwań i błogosławieństw. Józef (a później Jezus, gdy osiągnął wiek dojrzały) był zobowiązany do odmawiania Szemy dwa razy dziennie, w której wyznaje się wiarę w jedynego prawdziwego Boga. Bardzo ciekawym żydowskim zwyczajem modlitwy, który z pewnością zachowywano w domku nazaretańskim był zwyczaj mocowania mezuzy na framudze drzwi lub jako filakterie. Mezuza była kwadratowym pudełeczkiem z cielęcej skóry, zawierającym wypisane na pergaminie teksty z Pisma Świętego.

Jeden z tych tekstów stanowił część Szemy, którą odmawiał Józef: „Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem – Panem jedynie. Będziesz więc miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił. Pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu. Przywiążesz je do twojej ręki jako znak. One ci będą ozdobą między oczami. Wypisz je na odrzwiach swojego domu i na twoich bramach” (Pwt 6, 4–9).

Nakaz ten zrozumiano tak dosłownie, że mężczyźni przywiązywali sobie filakterie do lewego ramienia i do czoła podczas odmawiania przepisanych modlitw. Faryzeusze poszli o wiele dalej i surowo nakazywali nieustanne noszenie ozdobnych filakterii, ale zwykli ludzie (do których należał św. Józef) nie naśladowali tej naciąganej i przesadnej interpretacji Pisma Świętego. Dlatego też Józef prawdopodobnie zakładał je tylko podczas modlitwy. W drewnianym pojemniczku, zawieszonym na drzwiach domku nazaretańskiego, znajdował się zwitek pergaminu z wypisanym zacytowanym wyżej fragmentem z Księgi Powtórzonego Prawa oraz błogosławieństwem płynącym ze służenia Bogu (Pwt 11, 13–21). Wchodząc i wychodząc z domu, członkowie Świętej Rodziny pobożnie dotykali tej mezuzy, mówiąc: „Niech Bóg strzeże mego wyjścia i powrotu teraz i zawsze”. Wszystko to miało wyrażać szacunek dla słowa Bożego.

Taka była ustna i mniej lub bardziej formalna modlitwa, którą Jezus, Maryja i Józef odmawiali w swoim domu w Nazarecie. W sercu jednak modlili się nieustannie. Tak jak Serce Jezusa było stale zjednoczone z Jego Boską naturą, tak też serca Maryi i Józefa były przywiązane do Boga tak mocno, że każdy ich uczynek był modlitwą.

Ale – zapytasz – jak Święta Rodzina znajdowała czas na to, aby być zwykłymi ludźmi, za jakich uważali ich sąsiedzi, skoro ciągle się modlili? Odpowiedź znajdziemy w kolejnym pytaniu: Dlaczego nieustanna modlitwa miałaby uczynić kogokolwiek gorszym sąsiadem? W gruncie rzeczy, trudność polega tu na błędnym założeniu, że modlitwa zawsze wymaga wielu słów, powagi i surowego usposobienia.

Jest to tylko jedno z rozpowszechnionych błędnych przekonań dotyczących natury modlitwy. Dopóki będzie obecne wśród nas, dopóty prawie bezużyteczne będzie nasze staranie o naśladowanie ducha modlitwy, jaki panował w Nazarecie. Z tego powodu, a także dla zachęty i postępu tych, którzy już modlą się dobrze, musimy wytłumaczyć, co oznacza prawdziwa modlitwa.

Napisano już tomy o tym, jak się modlić. Wszystko to jednak, podobnie jak to, o czym teraz mówimy, opiera się na definicji modlitwy. Innymi słowy: jeśli wznosisz swe serce i umysł do Boga, modlisz się. To, czy używasz przy tym słów czy nie, czy mówisz mało, czy dużo, prawdziwie się modlisz, jeśli twoją intencją jest „rozmowa” z Bogiem.

Istnieje niezliczona ilość sposobów modlitwy. Niezrozumienie prawdziwej natury modlitwy jest wynikiem sztucznego ograniczenia jej znaczenia do być może jednego rodzaju, to znaczy do modlitwy ustnej. Modlitwa ustna to gotowy tekst, zwykle ułożony przez kogoś innego. Niewątpliwie ma ona wielką wartość, ale nie jest jedynym sposobem rozmowy z Bogiem. Inną, o wiele łatwiejszą w praktykowaniu zawsze i wszędzie jest modlitwa myślna. Wówczas rozmawiamy z Bogiem jak przyjaciel z przyjacielem, jak dyktuje nam serce. Nie potrzeba nawet żadnych słów. Na przykład możesz nawiedzić Najświętszy Sakrament i pozwolić, aby dobry Pan w swym Świętym Sakramencie „oświecał” cię z tabernakulum. Nie musisz nic mówić. Wystarczy, że przebywasz w Jego obecności, zjednoczony z Nim w miłości.

Innym sposobem modlitwy myślnej jest „kontemplacja”, podczas której oglądasz, w ignacjańskim tego słowa znaczeniu, jakieś wydarzenie z życia Chrystusa, jakbyś oglądał film oczyma wyobraźni.

Jeszcze innym rodzajem modlitwy jest „medytacja” w formalnym tego słowa znaczeniu. Medytując, mówisz Bogu o twojej reakcji na to, co stanowi temat twojego rozważania. Czy jest to dla ciebie trudne czy łatwe? Czy myślisz, że chciałbyś postąpić tak czy może inaczej? Czy potrzebujesz w tym pomocy? Czy chciałbyś lepiej sobie radzić w praktykowaniu danej cnoty lub unikaniu konkretnej winy?

Istnieją też fascynujące kombinacje modlitwy myślnej i ustnej nazywane „wezwaniami” czy „aktami strzelistymi”. Niektórzy współcześni autorzy nazywają je „quickies” (1), ponieważ odmawiasz je tak szybko, że nic nie jest w stanie cię rozproszyć! W ciągu jednej lub dwóch sekund możesz powiedzieć: „Panie, kocham Cię”, czy „Jezu, Maryjo, Józefie, pomagajcie mi zawsze” albo „Najświętsze Serce Jezusa, ufam Tobie”, lub „Maryjo bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy”. Możesz używać takich wezwań w zatłoczonych autobusach czy tramwajach, na wsi czy na ruchliwej ulicy miasta, kilka razy w ciągu dnia, czy tak często jak ci się podoba, bez zmęczenia umysłu, które ewentualnie może być wynikiem przedłużonej modlitwy.

Inną metodą połączenia modlitwy ustnej i myślnej jest powolne odmawianie jakichś prostych modlitw, które lubisz, takich jak Ojcze nasz czy Zdrowaś Maryjo albo Witaj Królowo. Odmawiaj ją rytmicznie i powoli, może nawet wypowiadając jedno słowo na jeden oddech. Jeśli masz wolny czas i dostateczny spokój, aby spróbować modlitwy wymagającej większej koncentracji, zatrzymaj się przy każdym słowie tak długo, jak będziesz znajdował w nim pokarm dla duszy.

Najważniejsze abyś pamiętał, że modlitwa jest szczerą rozmową przyjaciela z przyjacielem – twoją i Boga. Oczywiście zachowując pełen szacunek, nie powinieneś pozwolić, by ten szacunek powstrzymał cię od zażyłości z Panem Bogiem w modlitwie. Modlitwa jest czymś bardzo osobistym i masz prawo rozmawiać z Bogiem w intymnej relacji stworzenia z jego Stwórcą, przyjaciela z Przyjacielem.

Ponadto nie powinieneś ograniczać się jedynie do modlitwy błagalnej czyli do proszenia Boga o to, czego potrzebujesz do lepszego życia w porządku duchowym i doczesnym. Twoja modlitwa powinna mieć także inne cele. Na przykład wyrażaj swoją wdzięczność Bogu za dobra, jakich udzielił tobie, twej rodzinie, Kościołowi, naszej ojczyźnie i światu. Albo wynagradzaj Bogu za tak wielu grzeszników, którzy znieważają Go z premedytacją. Możesz wynagradzać też jeszcze za własne grzechy i zaniedbania.

Te trzy rodzaje modlitwy – błagalna, dziękczynna i wynagradzająca – mniej lub bardziej odnoszą się do darów Boga, jakich nam udzielił. Czwarty rodzaj modlitwy – adoracja – jest sama w sobie bardziej bezinteresowna. Kiedy adorujemy Boga i wielbimy Jego dobroć, Jego miłosierdzie i Jego sprawiedliwość, adorujemy Go nie za to, co otrzymaliśmy od Niego, ale za to kim jest sam w sobie.

Gdy czasem chciałbyś odprawić modlitwę myślną, ale bez skupiania się na jakimś konkretnym temacie, oddawaj cześć Bogu w modlitwie adoracji. Oficjum, będące oficjalną modlitwą Kościoła, składa się głównie z psalmów, które z kolei w dużej mierze wyrażają uczucia uwielbienia i adoracji.

W rozmowach dotyczących modlitwy, zwykle pojawia się pytanie: „Jak mogę modlić się nieustannie? Mam obowiązki i należy mi się odpoczynek i godziwe przyjemności. Jak mogę się modlić angażując się w nie?”.

Módl się ofiarując te dobre czyny jako modlitwę. Najlepszą modlitwą tego rodzaju jest poranna modlitwa Apostolstwa Modlitwy: „O Jezu, przez Niepokalane Serce Maryi, ofiaruję Ci moje modlitwy, prace i cierpienia tego dnia, we wszystkich intencjach Twego Najświętszego Serca, w zjednoczeniu z Ofiarą Mszy świętej na całym świecie, na wynagrodzenie za moje grzechy, w intencjach wszystkich naszych członków (Apostolstwa Modlitwy), a szczególnie w intencjach wyznaczonych na ten miesiąc przez Ojca Świętego”.

Odnawiaj tę intencję od czasu do czasu w ciągu dnia. Możesz to uczynić bardzo prosto i krótko za pomocą jakiegoś wezwania jak „Wszystko dla Ciebie, Jezu” albo „Chcę czynić wszystko z miłości do Ciebie, mój Boże”.

To, co powiedzieliśmy do tej pory odnosiło się głównie do modlitwy indywidualnej. Msza święta jest najdoskonalszą modlitwą ze wszystkich. Jest ponowieniem ofiary Chrystusa na Kalwarii. Podczas Mszy świętej mamy zaszczyt jednoczyć się z kapłanem, by ofiarować Bogu nieskazitelną ofiarę adoracji, uwielbienia, wynagrodzenia i dziękczynienia. O wiele bardziej docenisz Mszę świętą i znajdziesz w niej upodobanie, jeśli skorzystasz ze swojego mszalika, zawierającego tłumaczenie wszystkich modlitw odmawianych przy ołtarzu (2).

Jednakże, dla celów niniejszej książki, trzeba podkreślić szczególne znaczenie jeszcze jednej modlitwy wspólnotowej, którą jest Różaniec odmawiany w rodzinnym gronie. Zwyczaj indywidualnego odmawiania Różańca jest godny pochwały. Praktyka modlitwy różańcowej odmawianej wspólnie przez całą rodzinę jest logicznym przedłużeniem tej modlitwy maryjnej, do której trzeba wszystkich bardzo zachęcać.

Za każdym razem gdy w Kościele pojawiał się kryzys, papieże wzywali na pomoc Królową Różańca świętego. Rzeczywiście cała historia nabożeństwa różańcowego po prostu się powtarza, ukazując jak wyraźnie Maryja zawsze spieszyła z pomocą Kościołowi kiedy proszono Ją o to podczas wspólnego odmawiania Różańca.

Święty Dominik jako pierwszy kaznodzieja zalecał Różaniec jako skuteczną broń duchową przeciw herezji albigensów w XIII wieku. W 1571 roku Turcy zostali pokonani pod Lepanto, a Europa uratowana przed islamem dzięki modlitwie różańcowej wszystkich katolików, którzy modlili się w intencji tego niezmiernie ważnego zwycięstwa. W 1716 roku znowu, kiedy konfraternie różańcowe przewodziły uroczystym nabożeństwom publicznym w Rzymie w intencji zwycięstwa chrześcijan, muzułmanie zostali zawróceni z ziem węgierskich. W rzeczywistości moc modlitwy różańcowej wywarła tak ogromne wrażenie na papieżu Leonie XIII, że podczas swego pontyfikatu wydał dwanaście encyklik, wzywających do niej katolików całego świata. Kościół w tamtych czasach znajdował się w straszliwej, niepewnej sytuacji. Ojciec Święty nie mógł zalecić czegoś bardziej skutecznego niż właśnie Różaniec.

Dziś także wraz z całym Kościołem jesteśmy świadkami poważnego kryzysu. Życie rodzinne jest wyszydzane, poniewierane i lekceważone do tego stopnia, że niektórzy obserwatorzy uważają, że już zostało zniszczone. Nie podzielamy tak pesymistycznego spojrzenia, ale jest to aktualne ostrzeżenie przed społecznym upadkiem, z którym należy się zmierzyć. Rodzina jest jak materiał budujący społeczeństwo. Jest podstawą całej cywilizacji współczesnej. Gdyby zniszczono rodzinę, zastępując ją państwowymi placówkami wychowawczymi, wówczas nie tylko zniknęłyby z powierzchni ziemi praktyki religijne i rozwój kultury, lecz nasze całe współczesne społeczeństwo wraz z wszystkimi prawami człowieka jako istoty ludzkiej.

Ataki na rodzinę pochodzą zarówno z zewnątrz jak i od wewnątrz. Te pochodzące z wnętrza rodziny są najgroźniejsze. Zdrowe życie rodzinne zawsze jest w stanie skutecznie pokonać zewnętrznego przeciwnika. Ale życie rodzinne nie może być zdrowe jeśli mężczyźni i kobiety, mający wydawać dzieci na świat i wychowywać je, by osiągnęły swój odwieczny cel dzięki chrześcijańskiemu życiu na tym świecie, godzą się na rozwody, samobójstwa i uciekają przed odpowiedzialnością. Rozwody, samobójstwa, ucieczka przed odpowiedzialnością to wewnętrzni wrogowie siejący o wiele większe zniszczenie niż cokolwiek innego. Dlatego praktyka wspólnego odmawiania Różańca w rodzinie jest szczególnie potrzebna w dzisiejszych czasach, by ich pokonać. Duch Święty, kierując Kościołem, daje natchnienie naszym papieżom, biskupom, księżom i wiernym, by odmawiali Różaniec, będący najskuteczniejszym środkiem uzyskania pomocy przeciw mocom zła, które podkopuje moralność rodziny i jej istnienie.

Różaniec odmawiany w gronie rodzinnym nie tylko sprowadza błogosławieństwa dzięki wstawiennictwu Maryi. Sam w sobie, z czysto naturalnego punktu widzenia, stanowi więź jednoczącą członków rodziny. Gdy spotykają się codziennie na dziesięć czy piętnaście minut na wspólną modlitwę, jest to dla nich gwarancja uświęconego czasu, kiedy sprawy zawodowe i towarzyskie nie będą ingerowały we wspólne życie domowe. Taka jedność w modlitwie łączy umysły i serca wszystkich obecnych. W sposób nadprzyrodzony Chrystus jest szczególnie obecny wśród nich. „Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18, 20).

Różaniec jest modlitwą tak potężną, bo przedstawia główne tajemnice naszego Odkupienia w sposób najmilszy Maryi i Bogu. W krótkich, prostych rozmyślaniach o każdej tajemnicy radosnej, bolesnej i chwalebnej, wyróżnia się rola Maryi jako pokornej Służebnicy Pańskiej, w której dokonał On wielkich rzeczy. Zasługi Matki Bożej są przedstawiane Jezusowi wciąż na nowo, tak że On, w swej dobroci, zsyła szczególne łaski, by uczcić swoją Matkę. Była Ona zawsze wierna w służbie swego Stwórcy i Odkupiciela. Blisko współpracowała z Jezusem w Jego dziele Odkupienia. Także i teraz współpracuje z Nim w rozdawaniu owoców Jego Odkupienia, aby było ono jeszcze bardziej skuteczne.

Samo pochodzenie nazwy „różaniec” wskazuje na oddawanie hołdu Maryi, jaki modlitwa ta wyraża.

W czasach średniowiecza, podobnie jak wcześniej wśród Rzymian, osoby wywodzące się z rodów królewskich nosiły na głowie wieńce z kwiatów zwane koronkami (3). W miarę jak zwyczaj ten rozwijał się z biegiem lat, koronki zastąpiono koronami ze złota, które otrzymywali królowie i książęta na znak poddania i czci. W przypadku Maryi Różaniec to potrójna koronka – trzy korony uplecione z róż Zdrowaś Maryjo i Ojcze nasz. Recytując te modlitwy z miłością i wdzięcznością wspominamy rolę Maryi w dziele naszego Odkupienia.

Oczywiście w Nazarecie nie odmawiano Różańca. Czyniono coś większego. Prowadząc ciche ukryte życie modlitwy i pracy, Jezus, Maryja i Józef szkicowali wzór dla każdej przyszłej rodziny – wzór, który wszyscy członkowie każdej katolickiej rodziny powinni przemyśleć i naśladować, kiedy wspólnie, od najstarszego do najmłodszego, razem odmawiają rodzinny Różaniec.

Życie ciche, nierzucające się w oczy, wypełnione pracą i modlitwą to trzy wielkie cechy charakteryzujące ukryte życie Świętej Rodziny. Już za nami nazaretańska szkoła cichego życia w modlitwie. Pozostaje końcowe podsumowanie – godność pracy.

Dla starożytnych pogan praca fizyczna była czymś haniebnym, ale według chrześcijan praca uszlachetnia. Zbyt jasno uczy tego Święta Rodzina, by móc zaprzeczyć. Sam Bóg, jako człowiek, podjął się pracy stolarskiej. Maryja, Jego Matka, wykonywała wszystkie prace domowe jak każda inna żona i matka w tamtych czasach. Józef utrzymywał Jezusa i Maryję, zarabiając jako lokalny stolarz. Tak było naprawdę. Nie możemy poprawiać faktów, rzeczywistości. Święta Rodzina podejmowała się pracy i dlatego nikt nie może myśleć, że poniża się czyniąc podobnie. Wręcz przeciwnie, jeśli ofiarujemy swoją pracę jako modlitwę, jej wartość wzrasta. Papież Pius X ułożył modlitwę do św. Józefa, patrona ludzi pracujących, która treściwie wyraża chrześcijański stosunek do pracy. Jest także dla nas podsumowaniem lekcji pracy Świętej Rodziny z Nazaretu.

„Chwalebny Józefie Święty, wzorze wszystkich pracujących, uproś mi łaskę, bym pracował w duchu pokuty, aby wynagrodzić za moje liczne grzechy, bym pracował sumiennie, łącząc pobożność z obowiązkiem zamiast ulegać swoim kaprysom, bym pracował z wdzięcznością i radością, uznając za zaszczyt, że dzięki pracy mogę wykorzystywać i rozwijać dary otrzymane od Boga, abym w pracy zachowywał porządek, pokój, umiar i cierpliwość, nigdy nie poddając się znużeniu i trudnościom; bym przede wszystkim pracował z czystą intencją w oderwaniu od siebie, zawsze mając przed oczyma godzinę śmierci oraz odpowiedzialność za zmarnowany czas i talenty, zaniedbanie dobra oraz próżne zadowolenie z sukcesu, które jest tak bardzo szkodliwe dla dzieła Bożego.

Wszystko dla Jezusa, wszystko przez Maryję, wszystko za Twoim przykładem, o Patriarcho Józefie! Niech to wezwanie będzie moim hasłem w życiu i przy śmierci. Amen” (4).

Niechętnie zamykamy ten rozdział o życiu ukrytym wypełnionym modlitwą i pracą i wielką rodzinną jednością w Nazarecie. Mijają lata i wkrótce rozdzielą się drogi Jezusa, Maryi i Józefa. Dobiegł końca okres przygotowań Jezusa. Trzeba dokonać Bożego dzieła Odkupienia.

Ks. Francis L. Filas SI

(1) Jest to rzeczownik utworzony od angielskiego przysłówka „quickly” czyli „szybko, prędko, spiesznie”.

(2) Chodzi o uczestnictwo w Mszy świętej sprawowanej w języku łacińskim.

(3) Z ang. „chaplet” czyli „koronka, wianuszek, wieniec”; również w języku polskim używa się czasem słowa „koronka” na określenie Różańca.

(4) 500 dni odpustu, S. Paen. Ap., 28 marca 1933 r.

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Francisa L. Filasa SI Święta Rodzina wzorem dla rodzin.