Rozdział dziesiąty. Zmartwychwstanie

Następnego dnia przyszli do Piłata faryzeusze i arcykapłani. Powiedzieli do niego:

– Panie, przypomnieliśmy sobie, że ten oszust mówił za życia: „Po trzech dniach powstanę. Każ więc zabezpieczyć grób do trzeciego dnia, żeby przypadkiem nie przyszli Jego uczniowie, nie wykradli Go i nie powiedzieli ludowi, że powstał z martwych. Byłoby to jeszcze gorsze oszustwo!

Piłat, który pewnie już miał dość całej tej sprawy, rzekł:

– Macie straż, idźcie, zabezpieczcie grób jak umiecie.

Oni więc poszli do grobowca i postawili przy nim żydowskich żołnierzy. By mieć całkowitą pewność zapieczętowali kamień by nikt go nie ruszał. Pamiętacie, że ci sami ludzie zawsze się burzyli, gdy Pan uzdrawiał chorego w szabat lub cokolwiek wtedy robił. A teraz był właśnie szabat, a poza tym wielkie święto, oni jednak wcale się tym nie przejmowali zajęci swoim planem!

Tego dnia przyjaciele Jezusa odpoczywali, czekając do następnego ranka, by mogli wrócić do grobowca i dokończyć namaszczanie ciała Jezusa. Chcieli przynieść jeszcze więcej pachnących olejków, przedtem bowiem nie mieli na to czasu. Żydzi liczyli dni od jednego zachodu słońca do następnego, toteż szabat zaczął się jeszcze w piątek wieczorem, i dlatego nie można było dokończyć pogrzebu.

W niedzielę wcześnie rano, skoro świt, Maria Magdalena, Maria Kleofasowa i jeszcze inne kobiety, które chodziły za Jezusem, wyruszyły do grobu.

Gdy przyszły już blisko, zaczęły mówić między sobą:

– Kto nam odsunie kamień sprzed wejścia?

Kamień był dla nich za ciężki. Nie wiedziały o tym, że został opieczętowany i że pełnią wartę przy nim żołnierze. Kiedy jednak zbliżyły się do grobowca poczuły, że ziemia zadrżała i ujrzały, że kamień został odsunięty przez anioła. Twarz anioła była jak błyskawica, a jego szaty niczym śnieg. Żołnierze, ujrzawszy go, upadli na ziemię jak martwi.

Maria Magdalena widząc to, bardzo się przestraszyła i nie pojmowała co się dzieje. Myślę, że nawet nie widziała wszystkiego wyraźnie – przecież tak bardzo płakała.

Pobiegła szybko z powrotem, spotkała Piotra i Jana, i powiedziała im:

– Zabrano Pana z grobu i nie wiem gdzie Go położono.

Tymczasem po odejściu anioła reszta kobiet weszła do grobu, by sprawdzić czy jest tam ciało Jezusa. Oczywiście go nie było. Podeszli za to do nich dwaj aniołowie podobni do młodzieńców w lśniących szatach, stanęli obok i rzekli:

– Nie bójcie się. Szukacie Jezusa z Nazaretu, którego ukrzyżowano. On jednak wstał z martwych, tak jak to przepowiedział. Idźcie i powiedzcie Jego uczniom i Piotrowi, że idzie przed wami do Galilei i tam Go ujrzycie, tak jak powiedział.

Kobiety jednak były tak zdumione i przestraszone, że wybiegły z grobu, wciąż nie wiedząc czy wszystko już jest dobrze i co się w ogóle wydarzyło. W drodze do domu nie powiedziały do nikogo ani słowa. Myślę, że się domyślacie jak się czuły.

Przybliżywszy się do domu gdzie byli apostołowie kobiety zaczęły biec. Zdyszane przybyły do wieczernika i opowiedziały o tym, co widziały. Apostołowie jednak byli zbyt pogrążeni w żalu by to pojąć.

Tymczasem Piotr i Jan, którym Maria Magdalena opowiedziała, że Pan wyszedł z grobu, biegli ile sił w nogach. Jan był młodszy i biegł szybciej, toteż dotarł do grobu pierwszy, nachylił się i spojrzał przez niskie drzwi. Zobaczył, że Jezusa nie ma w środku.

Dopędził go Piotr dysząc ciężko. Wszedł do grobu i zobaczył lniane płótna, którymi owinięty był Jezus. Płótna leżały na tym samym miejscu, ale ciała nie było. Lniana chusta, którą owinęli głowę Jezusa, leżała obok, zwinięta. Jan też wszedł do grobu i kiedy razem upewnili się w tym, co widzieli, wyszli z grobowca i wrócili do domu.

Maria Magdalena nie odeszła zaś daleko. Powróciła pod grób i stała tam płacząc. Wciąż zalana łzami, pochyliła się i zajrzała przez drzwi grobu. Ujrzała dwóch aniołów odzianych w biel, jednego siedzącego u góry, a drugiego u stóp kamiennego łoża, na którym wcześniej leżało ciało Pana. Jeden z aniołów spytał Marię:

– Niewiasto, czemu płaczesz?

Ona odpowiedziała:

– Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono.

Powiedziawszy to, odwróciła się i zobaczyła Jezusa, ale była tak zapłakana, że Go nie poznała. On zaś, podobnie jak anioł, spytał ją:

– Niewiasto, czemu płaczesz?

Maria Magdalena sądząc zaś, że to ogrodnik rzekła:

– Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę.

Jezus odpowiedział:

– Mario!

I wtedy Maria rozpoznała Go, obróciła się i przypadła do Jego stóp, mówiąc:

– Mistrzu!

Pan rzekł do niej:

– Nie zatrzymuj mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do mego Ojca. Udaj się do mych uczniów i powiedz im, że idę do Galilei i że tam mnie spotkają.

Maria Magdalena pobiegła jak mogła najszybciej i opowiedziała wszystko apostołom. Oni jednak nie potrafili jej uwierzyć i uważali, że to jakieś przewidzenie.

Tymczasem strażnicy, którzy wartowali przy grobie, odzyskali zmysły i odeszli stamtąd jak mogli najszybciej. Nie wiedzieli co teraz robić! W końcu zgodzili się co do tego, że prawda i tak wyjdzie na jaw, więc najlepiej będzie jeśli sami pójdą do arcykapłanów i opowiedzą im o wszystkim.

Arcykapłani zwołali radę. Zebrani stwierdzili, że wszystko będzie lepsze niż prawda. Wręczyli żołnierzom sporą sumę pieniędzy i powiedzieli:

– Macie mówić, że zasnęliście w czasie warty, a gdyście spali przyszli uczniowie i wykradli ciało Jezusa. Jeśli dojdzie to do uszu namiestnika, my z nim pomówimy i wybawimy was z kłopotu.

Musiało to zdziwić żołnierzy – wyobraźcie sobie: dostali pieniądze za rozgłaszanie wieści o tym, jak to nie upilnowali grobu! I jeszcze mieli opowiadać, że zasnęli – wiecie, że wtedy, tak jak i teraz, nie wolno było żołnierzowi zasnąć na warcie! Nie wiem czy się spostrzegli jak zabawnie brzmiało, gdy z całą powagą opowiadali wszystkim co się wydarzyło podczas ich snu – zastanawiam się czy ktoś ich spytał skąd o tym wiedzą!

Tego samego dnia dwóch uczniów, którzy wciąż jeszcze nie wierzyli, że Pan zmartwychwstał, wyruszyło w podróż. Szli do miasteczka zwanego Emaus i mieli zamiar dotrzeć tam przed wieczorem. Idąc rozmawiali – jak się tego można było spodziewać – o wszystkim, co się wydarzyło podczas ostatnich trzech dni.

Po drodze przyłączył się do nich Jezus, ale nie pozwolił im poznać, kim jest. Spytał ich, jak to mógłby uczynić ktoś obcy:

– Co to za rozmowy prowadzicie ze sobą w drodze?

Oni zatrzymali się, smutni. Jeden odpowiedział:

– Ty jesteś chyba jedynym, który nie wie co się w tych dniach stało w Jerozolimie.

Jezus zapytał:

– Cóż takiego?

Uczniowie odpowiedzieli:

– To, co się stało z Jezusem z Nazaretu, który był potężnym prorokiem i czynił wielkie cuda, a myśmy się spodziewali, że jest Mesjaszem, lecz arcykapłani i uczeni w Piśmie zaprowadzili Go do Piłata, który Go skazał na śmierć. Ukrzyżowali Go w piątek. Teraz jeszcze przeraziły nas niektóre z naszych kobiet: były rano u grobu. Nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniali, że On żyje. Niektórzy z naszych poszli do grobu i zastali wszystko tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli.

Jak tylko Nasz Pan usłyszał tę nieco bezładną opowieść rzekł:

– O nierozumni, jak powolne są wasze serca w rozumieniu tego wszystkiego, co przepowiadali prorocy! Czy nie rozumiecie, że Mesjasz miał wycierpieć to wszystko, aby wejść do swej chwały?

I zaczął im przypominać proroctwa Starego Testamentu, zaczynając od Mojżesza, o tym, co miało się z Nim stać. Gdy dotarli do Emaus, Jezus okazywał, że chce iść dalej sam, ale uczniowie poprosili Go:

– Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już kończy.

Poszedł więc z nimi i usiedli razem do stołu. Podczas gdy oni jedli, Jezus wziął chleb, pobłogosławił go, połamał i podał im, a wtedy nagle Go rozpoznali, lecz On w tej samej chwili zniknął im z oczu.

Wówczas mówili między sobą:

– Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?

Pan musiał dopiero przełamać chleb, tak jak to czynił wiele razy przedtem, gdy nakarmił tysiące ludzi pięcioma bochenkami, a zwłaszcza przy Ostatniej Wieczerzy, kiedy po raz pierwszy udzielił apostołom Komunii Świętej.

Chociaż było już późno, uczniowie powstali i wrócili do Jerozolimy by opowiedzieć apostołom i tym, co z nimi byli o tym, co się wydarzyło.

Apostołowie wraz z wieloma uczniami zgromadzili się w wieczerniku, ukryci przed wrogami Jezusa. Bali się, że teraz może przyjść kolej na ich śmierć. Nagle Jezus wszedł do sali i stanął wśród nich, choć drzwi były zamknięte.

Pan rzekł:

– Pokój wam! To ja jestem, nie bójcie się.

Oni jednak ciągle byli przestraszeni i nie wiedzieli czy to Mistrz, czy jakiś duch. Gdy Nasz Pan to zobaczył, powiedział:

– Czemu jesteście zmieszani? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to ja jestem. Dotknijcie mnie i przekonajcie się: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że ja mam.

Niektórzy wciąż jeszcze nie byli przekonani, toteż Jezus rzekł:

– Macie tu coś do zjedzenia?

Podali Mu kawałek pieczonej ryby i plaster miodu. Jezus usiadł wśród nich i jadł. Wtedy zaczęli wierzyć, że to Pan, a On podał im resztę plastra miodu, który jadł, by się jeszcze upewnili.

Wreszcie ich serca napełniły się szczęściem, a lęk zniknął. Jezus powiedział znowu:

– Pokój wam. Jak mój Ojciec mnie posłał, tak i ja was posyłam.

Po czym tchnął na nich i rzekł:

– Weźmijcie Ducha Świętego! Komu grzechy odpuścicie, będą mu odpuszczone, a komu zatrzymacie, będą zatrzymane.

Niektórzy ludzie uważają, że Jezus dał władzę odpuszczania grzechów tylko apostołom, my jednak wiemy, że chciał by ta władza została przekazana dalej, jak długo będą grzechy do przebaczania. Dlatego teraz nasze grzechy też mogą zostać odpuszczone, tak jak u pierwszych chrześcijan.

Ciekawi mnie czy wiecie albo domyślacie się dlaczego świętujemy niedzielę, a nie sobotę? Oczywiście dlatego, że wtedy zmartwychwstał Nasz Pan!

Kiedy Jezus po raz pierwszy wszedł do wieczernika gdzie ukrywali się uczniowie, nie było z nimi Tomasza. Gdy wrócił, inni opowiedzieli mu o przybyciu Jezusa, ale on nie uwierzył. Powiedział:

– Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę ręki mojej do Jego boku, nie uwierzę.

Osiem dni później, gdy drzwi znów były zamknięte, przyszedł Jezus. Tym razem Tomasz był razem z uczniami. Jezus powiedział jak poprzednio:

– Pokój wam.

Potem zwrócił się do Tomasza i rzekł:

– Zobacz moje ręce, podnieś rękę i włóż ją do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym!

Tomasz odpowiedział:

– Pan mój i Bóg mój!

Jezus odparł:

– Uwierzyłeś dlatego, że mnie ujrzałeś. Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli.

Później Jezus ukazał się swoim uczniom już nad brzegiem Jeziora Galilejskiego.

Stało się to tak: Piotr i Tomasz, Natanael, Jakub i Jan oraz dwóch innych uczniów rozmawiało ze sobą, i Piotr powiedział:

– Idę łowić ryby.

Przypuszczam, że był już zmęczony ukrywaniem się w wieczerniku i nie wiedział co mógłby robić. Inni odpowiedzieli:

– Idziemy i my z tobą.

Wyszli i wsiedli do łodzi Piotra i wypłynęli na głębinę. Łowili całą noc, ale bez skutku. Kiedy wcześnie rano płynęli z powrotem, zobaczyli, że na brzegu stoi jakiś człowiek. Zawołał do nich:

– Dzieci, czy macie coś na posiłek?

Oni odpowiedzieli:

– Nie.

A On rzekł:

– Zarzućcie sieć po prawej stronie łodzi, a znajdziecie.

Zrobili jak im polecił i złowili tyle ryb, że nie mogli wyciągnąć sieci. Wtedy Jan powiedział do Piotra:

– To jest Pan!

Skoro Piotr to usłyszał, owinął wokół siebie szatę, by mu nie przeszkadzała, skoczył do wody i popłynął na brzeg jak mógł najszybciej.

Reszta uczniów dobiła łodzią do brzegu, ciągnąc sieć. Kiedy zeszli na ląd, zobaczyli rozpalone ognisko, piekącą się rybę i chleb. Wówczas Pan powiedział (gdyż to oczywiście był On):

– Przynieście jeszcze ryb, które teraz złowiliście.

Wziął je i upiekł, po czym rzekł:

– Chodźcie, posilcie się!

Uczniowie musieli być równie głodni, co poruszeni. Usiedli by jeść z Jezusem, a żaden nie ważył się Go spytać: „Kto Ty jesteś?”, bo wiedzieli, że to Pan.

Kiedy zjedli, Jezus spytał Szymona Piotra:

– Szymonie, synu Jony, czy miłujesz mnie więcej aniżeli ci?

Piotr odpowiedział:

– Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię miłuję.

A Jezus rzekł:

– Paś baranki moje.

Po czym znów spytał go o to samo, Piotr odpowiedział podobnie, a Jezus rzekł:

– Paś owce moje!

Kiedy jednak Jezus zapytał jeszcze raz czy Piotr Go kocha, Piotr zasmucił się, że Jezus nie jest tego pewien, i odparł:

– Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham!

Jezus rzekł do Niego:

– Paś owce moje!

Piotr wyparł się Pana trzy razy – prawda? – więc Jezus dał mu sposobność, by to naprawił i wyznał trzy razy, że Go miłuje. Jezus powierzył za to Piotrowi pieczę nad nami wszystkimi, dorosłymi i dziećmi, biskupami i księżmi, nad każdym w Królestwie Bożym.

Później Jezus zaznaczył jaką śmiercią miał umrzeć święty Piotr. Powiedział:

– Pójdź za mną.

Piotr obrócił się i zobaczył za sobą Jana. Spytał Jezusa:

– Panie, a co z tym będzie?

Jezus odrzekł:

– Jeżeli chcę, aby pozostał aż przyjdę, co tobie do tego? Ty pójdź za mną!

Niektórzy uczniowie sądzili, że znaczy to, iż Jan nie umrze aż do końca świata. Na pewno nie o to chodziło, lecz wciąż nie wiemy, co te słowa znaczyły.

Przedostatni raz uczniowie widzieli Jezusa również w Galilei. Powiedział im, że spotkają się na górze. Tam rzekł do nich:

– Dana mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu, chrzcząc w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie narody zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.

Ostatni raz apostołowie zobaczyli Jezusa w Jerozolimie. Nauczał ich tam znaczenia Pism i proroctw o Nim, i powiedział, by czekali w mieście, aż zostanie im dana moc z nieba.

Później wyszli do Betanii, na Górę Oliwną, tam gdzie Jezus wskrzesił Łazarza i gdzie został zdradzony. Jezus wzniósł się do nieba. Zakryła Go chmura.

Apostołowie wciąż jeszcze stali i patrzyli za Nim, gdy zbliżyło się do nich dwóch ludzi w białych szatach. Byli to aniołowie. Stanęli przy uczniach i powiedzieli:

– Mężowie galilejscy, czemu stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, który wstąpił do nieba, przyjdzie tak, jak widzieliście Go odchodzącego.

Wtedy apostołowie wrócili do Jerozolimy, modlili się i trwali w oczekiwaniu, tak jak im przykazał Jezus.

Marigold Hunt

Powyższy tekst jest fragmentem książki Marigold Hunt Życie Chrystusa.