Rozdział dziesiąty. Uczynki miłości bliźniego

Do głębokiej wiary, gorliwości, nabożeństwa do Najświętszej Panny Maryi, Magon dołączył wypracowaną cnotę miłości bliźniego w stosunku do swoich kolegów. Wiedział, że ćwiczenie się w tej cnocie jest najskuteczniejszym środkiem do tego, aby wzrastać w miłości do Boga. Zasadę tę wcielał w życie z wyczuciem, przy najmniejszych nawet okazjach. Brał udział w rekreacji z takim zapałem, że sam nie wiedział czy stąpa jeszcze po ziemi. Ale jeśli zdarzyło mu się widzieć kolegę, który sam sobie ledwo radził, natychmiast ustępował mu swoją grę, szczęśliwy, że może w inny sposób spędzać wolny czas. Wiele razy widziałem, jak przestawał bawić się w piłki lub kule, aby dać je innym; lub jak schodził ze swoich szczudeł, aby pozwolić wejść koledze, któremu uprzejmie w tym pomagał, a następnie prowadził tak, aby zabawa była nie tylko przyjemna, ale i bezpieczna.

Jeśli znalazł kolegę pogrążonego w smutku, podchodził do niego, brał za rękę, tulił, opowiadał tysiące historyjek. Następnie, skoro tylko udało mu się poznać powód jego zatroskania, próbował go podtrzymać na duchu dobrymi radami; służył mu za pośrednika w kontaktach z przełożonymi i z każdym, ktokolwiek mógł go pocieszyć.

Kiedy mógł udzielić komuś wyjaśnienia, pomóc w taki czy inny sposób, przynieść wody, zaścielić łóżko, to zawsze były to dla niego okazje do wielkiej radości.

W czasie zimy pewien kolega cierpiąc z powodu odmrożenia, nie mógł ani bawić się, ani pracować, tak jak by sobie tego życzył. Magon, z życzliwością, sporządził dla niego notatki z zadań wykonywanych na lekcjach. Pomagał mu ponadto w ubieraniu się, w ścieleniu łóżka, a na koniec oddał mu własne rękawiczki, aby ten lepiej mógł się chronić przed zimnem. Cóż więcej mógłby uczynić chłopiec w jego wieku?

Gwałtownego charakteru, łatwo dawał się ponieść napadom niekontrolowanej złości; ale wystarczyło mu powiedzieć: „Magon, co ty robisz? Czy tak zachowuje się katolik?”. I to wystarczyło. Nie trzeba było niczego więcej, żeby go uspokoić i poskromić. Po tym sam szedł przeprosić kolegę, prosząc go o wybaczenie i o to by nie rozpowiadał o jego niegodziwym wybuchu złości.

W pierwszych miesiącach po wstąpieniu do Oratorium często musiał być przywoływany do porządku za swoje napady złości, lecz ponieważ miał dobrą wolę, w krótkim czasie udało mu się zapanować nad sobą i stworzyć pokojowe relacje między kolegami. Kiedy zrodziły się kłótnie między chłopcami, mimo że był niskiego wzrostu, natychmiast rzucał się między rywali, i aby ich uspokoić, uciekał się do słów, ale również i do siły. „Jesteśmy ludźmi rozsądnymi, tak więc rozsądek musi panować między nami, a nie przemoc.” Przy innej okazji dorzucał: „Gdyby Pan Bóg, tak znieważany, uciekał się do użycia siły, wielka liczba spośród nas zostałaby zgładzona na miejscu. Jeśli więc Wszechmogący, mimo licznych zniewag, używa miłosierdzia i przebaczenia względem tego, kto go uderza przez grzech, to dlaczego my, żałosne ziemskie robaki, nie mielibyśmy używać rozsądku, znosząc cierpliwie przykrość a nawet zniewagi, nie oddając tym samym”. Innym mówił: „Wszyscy jesteśmy dziećmi Boga, i tym samym braćmi; ten, kto dokonuje zemsty na swoim bliźnim, przestaje być dzieckiem Boga, a przez swoją złość staje się bratem szatana”.

Michał dobrowolnie udzielał lekcji katechizmu; chętnie oddawał się posłudze chorym, a w razie konieczności prosił i nalegał o to, by mógł spędzić przy nich całą noc. Pewien kolega wzruszony troskliwością, jaką przy wielu okazjach mu okazał, powiedział do niego: „Co mógłbym zrobić dla ciebie, mój drogi Magon, aby wynagrodzić ci wszystkie trudy jakie dla mnie poniosłeś?”. „Nic – odpowiedział – ofiaruj tylko jeden raz twoje cierpienia Bogu na zadośćuczynienie za moje grzechy.”

Inny bardzo trzpiotowaty chłopiec wielokrotnie był przyczyną utrapień dla przełożonych. Został więc szczególnie powierzony Michałowi, aby ten znalazł sposób, by przywieść go do ogłady. Michał wziął się do dzieła. Zaczął od zaprzyjaźnienia się z nim. Spędzał z nim czas rekreacji, dawał mu prezenty, zapisywał mu rady na małych bilecikach, i w ten sposób udało mu się wejść z nim w osobiste relacje, nie rozmawiając z nim jednak o religii.

Gdy zbliżało się święto świętego Michała, Magon postanowił wykorzystać nadarzającą się okazję. Zwrócił się więc do niego tymi słowami:

– Za trzy dni mamy święto Michała Archanioła, mógłbyś dać mi piękny prezent.

– Oczywiście, że ci go dam: żałuję, że mi o tym powiedziałeś, bo chciałem ci zrobić niespodziankę.

– Wolałem ci o tym powiedzieć, bo chciałbym, żeby prezent był w moim guście.

– O tak! – powiedział. – Jestem gotowy zrobić wszystko, co zechcesz, by sprawić ci radość.

– Jesteś gotowy?

– Tak.

– A jeśli będzie cię to trochę kosztować, to i tak to zrobisz?

– Obiecuje ci, że i tak to zrobię.

– Chciałbym, abyś na święto Michała Archanioła dał mi w prezencie twoją dobrą spowiedź, a jeśli będziesz dobrze przysposobiony, to również Komunię Świętą.

Ze względu na obietnicę, jaką złożył, a później nawet powtórzył, kolega Michała, teraz nie miał odwagi odmówić swojemu przyjacielowi; zgodził się i trzy dni poprzedzające święto poświęcił na szczególnie pobożne praktyki. Magon niczego nie zaniedbał, aby dobrze przygotować przyjaciela na to duchowe święto, a we wspomnianym dniu obaj przystąpili do sakramentów ku wielkiej radości przełożonych i zbudowaniu innych chłopców.

W świętego Michała Magon spędził ze swoim przyjacielem cały dzień w świętej radości. Gdy nadszedł wieczór odezwał się do niego tymi słowami:

– Spędziliśmy piękny świąteczny dzień; naprawdę, sprawiłeś mi wielką radość. Powiedz mi teraz, czy ty również jesteś rad z tego co dziś zrobiliśmy?

– Tak, jestem z tego bardzo zadowolony; a zwłaszcza dlatego jestem zadowolony, że dobrze się do tego przygotowałem. Dziękuję ci za to, że mnie zachęciłeś… Gdybyś miał jeszcze jakąś dobrą radę dla mnie, przyjmę ją z wdzięcznością.

– Jasne, miałbym jeszcze dla ciebie dobrą radę; ponieważ mamy za sobą tylko pierwszą połowę święta… chciałbym, żebyś przyniósł mi jeszcze drugą połowę prezentu. Od pewnego czasu twoje zachowanie pozostawia wiele do życzenia. Twój sposób życia nie podoba się przełożonym, martwi twoich rodziców, pewno i ciebie nie zadowala, odbiera ci pokój serca, a kiedyś, pewnego dnia, będziesz musiał zdać sprawę Panu Bogu ze straconego czasu. Od dzisiaj, uciekaj przed próżnością, możesz być wesołkiem, tak jak tego chcesz, ale pod warunkiem, że nie będziesz zaniedbywał swoich obowiązków.

Już w połowie zwyciężony, przyjaciel Michała, został tym razem zwyciężony do końca. Został jego wiernym przyjacielem, zaczął go naśladować w wypełnianiu obowiązków stanu. Dziś, przez swą pilność i dobre zachowanie cieszy tych, którzy są z nim związani.

Zależało mi na tym, żeby upiększyć opowiadanie tego zdarzenia najmniejszymi szczegółami, gdyż rzucają one światło na miłość Michała Magon do bliźnich. Poza tym chciałem w całości odtworzyć to wydarzenie, tak jak mi je zrelacjonował ów kolega, którego bezpośrednio to dotyczyło.

cdn.

Św. Jan Bosko

Powyższy tekst jest fragmentem książki św. Jana Bosko Michał Magon. Dziecko ulicy.