Rozdział dziesiąty. Prawdziwa miłość

Czystość małżeńska

Pomyślicie może, że nieskazitelna czystość dotyczy wyłącznie dziewictwa, owego wzniosłego ideału, do którego Bóg powołuje jedynie wybrane dusze. Znacie te dusze i chociaż je podziwiacie, nie uważaliście tego za swoje powołanie. Nie wysilając się, by osiągnąć szczyt całkowitego wyrzeczenia się ziemskich radości, idziecie zwykłą drogą przykazań i żywicie słuszne pragnienie otoczenia się chwalebnym wianuszkiem dzieci, jako owocem waszego związku. A jednak stan małżeński, jakiego Bóg zapragnął dla przeciętnego mężczyzny i kobiety, może i musi mieć własną nieskazitelną czystość.

Nieskazitelnymi w oczach Boga są ci, którzy wiernie i zdecydowanie wypełniają obowiązki swego własnego stanu. Bóg nie powołuje wszystkich swych dzieci do stanu doskonałości, lecz zaprasza każde do doskonalenia własnego stanu: „Bądźcie więc wy doskonali – powiedział Jezus – jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5, 48). Znacie powinności czystości małżeńskiej. Wymagają one prawdziwej odwagi, niekiedy heroicznej odwagi, i synowskiej ufności Opatrzności; jednak łaska sakramentu została wam dana dokładnie po to, żeby radzić sobie z tymi powinnościami. Dlatego nie dajcie się zwieźć pretekstami, które niestety stały się modne, oraz przykładami, które – przykro powiedzieć – są aż nadto częste.

Słuchajcie raczej rady archanioła Rafała skierowanej do młodego Tobiasza wahającego się wziąć cnotliwą Sarę za żonę: „Posłuchaj mię, a pokażę ci, jacy są ci, nad którymi czart przemóc może. Ci bowiem, którzy w małżeństwo tak wstępują, że Boga od siebie i ze serca swego wyrzucają… nad tymi czart ma moc” (Tb 6, 16–17). I Tobiasz oświecony tym upomnieniem anielskim, powiedział swojej młodej wybrance: „bośmy synowie świętych, a nie możemy tak się łączyć jak narody, które nie znają Boga” (Tb 8, 5). Nigdy nie zapominajcie, że miłość chrześcijańska ma cel dalece wyższy od przemijającego zadowolenia.

I wreszcie słuchajcie głosu swego sumienia, które powtarza w was nakaz Boga dany pierwszym rodzicom ludzkim: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się” (Rdz 1, 28). W ten sposób, jak mówi św. Paweł, „We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane” (Hbr 13, 4). Proście o tę specjalną łaskę Błogosławioną Dziewicę w Jej zbliżające się święto.

Proście o to tym bardziej, że Maryja była niepokalaną od momentu swego poczęcia, żeby stać się godną Matką Zbawiciela. Z tego powodu Kościół w swojej liturgii modli się tak, żeby odzwierciedlać swoją naukę: „Boże, który przez Niepokalane Poczęcie Dziewicy przygotowałeś dla swego Syna godne mieszkanie” (modlitwa na uroczystość Niepokalanego Poczęcia).

Ta Niepokalana Dziewica, która stała się matką dzięki innemu unikalnemu Boskiemu przywilejowi, może dzięki temu zrozumieć zarówno wasze pragnienie wewnętrznej czystości, jak i dążenie do radości rodzinnych. Im bardziej wasz związek jest święty i wolny od grzechu, tym więcej błogosławić wam będzie Bóg i Jego Najczystsza Matka, aż nadejdzie dzień, gdy Najwyższy zbierze na zawsze w niebie tych, którzy na tej ziemi miłowali się po chrześcijańsku.

Pieśń miłości

„Bóg jest miłością”, pisze św. Jan (1 J 4, 8). Substancjalną i nieskończoną Miłością. Rozkoszuje się na wieki, kontemplując swą nieskończoną doskonałość, bez pragnienia i bez osiągania nasycenia; a ponieważ jest On jedynym absolutnym Bytem, poza którym nic nie istnieje, jeśli życzy sobie powołać do istnienia inne byty, może uczynić to tylko, powołując je ze swej własnej doskonałości. Każde stworzenie, będąc dalszą lub bliższą pochodną nieskończonej Miłości, jest więc owocem miłości i utrzymuje się przy życiu tylko dzięki miłości. Pewnego dnia wewnątrz mglistego chaosu pierwotna siła przyciągania, czyli pierwszy znak miłości, zgromadził wokół jądra elementy kosmiczne, które utworzyły gwiazdę; następnie to przyciągnięcie wywołało następne, a ponieważ z kolei i następne otrzymało istnienie, owa cudowna procesja światów rozpoczęła swój bieg na firmamencie. Jednakże arcydziełem Boga jest człowiek i temu arcydziełu miłości udzielił On mocy miłości, jakiej nie posiadają stworzenia nierozumne. Miłość człowieka jest miłością osobową, to znaczy jest ona świadoma; jest wolna, to znaczy znajduje się pod kontrolą jego odpowiedzialnej woli, i ta władza samostanowienia jest taka, jak opiewa ją Dante:

„Największe dobro, którym Bóg stworzenie
Darzy, litości Jego odpowiedne,
I które stawia sam w najwyższej cenie” (1).

Bóg stwarzając ciało i duszę człowieka, dał człowiekowi wszystko, czego tylko natura ludzka potrzebowała; pragnienia człowieka zostały całkowicie zaspokojone, lecz nie wola Boga. Jako kontynuację swej miłości udzielił człowiekowi nowego nadludzkiego daru: łaski – łaski, która jest niezbadanym cudem Bożej miłości – cudem, którego tajemnicy ludzki umysł nie jest w stanie zbadać, a którą człowiek określił jako „nadprzyrodzoną”, wyznając pokornie, że wykracza ona poza jego naturę.

Ojcowie, doktorzy i święci Kościoła napisali obszerne traktaty dotyczące tego wyniesienia człowieka ku wyższemu życiu, lecz w istocie nawet mały chłopiec wiejski mówi o tym, gdy recytuje zdanie ze swego katechizmu: „Łaska sprawia, że człowiek ma udział w życiu samego Boga”. Po tysiącach lub dziesiątkach tysięcy lat, kiedy wśród owych ciał niebieskich, wytrwale przyciągających się wzajemnie na niezmierzonej orbicie miłości, człowiek odkrywa ze zdumieniem niekończący się szereg stworzeń stojących wyżej i niżej niż on sam. Gdy już badania naukowe, postęp techniki i myśl spekulatywna postawią umysł człowieka na poziom o tyle wyższy od naszego dzisiejszego, o ile nasz dzisiejszy wydaje się stać wyżej od przebłysków intelektu ery prehistorycznej – to może jakiś geniusz z duszą rozmiłowaną w Bogu będzie wiedział, jak przełożyć na ludzkie słowa coś z nadobfitości – do tej pory przed nami zakrytej – miłości Boga do stworzeń Jego szczególnego upodobania. Lecz gdy ten odkrywca duchowego i fizycznego świata, osiągnąwszy wiele wzniosłych wyżyn, stanie na niedostępnym i niepokalanym szczycie łaski, nadal nie znajdzie lepszych słów niż te trzy krótkie słowa wymówione przez Księcia Apostołów, św. Piotra: „Divinae consortes naturae” (Łaska sprawia, że stajemy się „uczestnikami Boskiej natury”, 2 P 1, 4).

Nawet jeśli tkliwie wzruszające piękno czysto naturalnej miłości jest tego rodzaju, że Pan porównuje je do orła uczącego latać swoje młode, krążącego nad nimi w powietrzu (Pwt 32, 11), miłość człowieka jest nieporównanie bardziej szlachetna, ponieważ duchowa strona człowieka ma w niej udział dzięki podpowiedziom serca, owego dyskretnego świadka i interpretatora związku pomiędzy ciałem i duszą, który godzi fizyczne wrażenie jednego z wyższymi uczuciami drugiego. Fascynacja ludzkiej miłości była przez wieki tematem inspirującym godne podziwu, genialne dzieła z dziedziny literatury, muzyki, malarstwa i rzeźby, tematem, który jest zawsze stary, choć zawsze nowy, który całe wieki przyozdobiły najwznioślejszymi i poetyckimi wariacjami, nigdy go nie wyczerpując.

Jednakże jakież nowe i niewypowiedziane piękno powiększa tę miłość dwóch ludzkich serc, gdy jej pieśń harmonizuje z hymnem dwóch dusz, brzmiącym nadprzyrodzonym życiem! Również tutaj dokonuje się wzajemna wymiana darów, a później z tkliwym upodobaniem, zdrową radością, poruszeniami naturalnej czułości, ze szczęściem wynikającym z duchowej więzi, dwie kochające się istoty stają wspólnie ze swymi najintymniejszymi sprawami, od nieogarnionych głębi ich wiary do nieosiągalnych wyżyn ich aspiracji.

Takie jest właśnie małżeństwo chrześcijańskie, uformowane, jak głosi słynne powiedzenie św. Pawła, na związku Chrystusa z Kościołem (Ef 5, 22). W każdym z tych przypadków dar z siebie samego jest całkowity, wyłączny i nieodwołalny. W obu przypadkach pan młody jest głową panny młodej, a ona jest mu poddana jak Panu (Ef 5, 22); w obu przypadkach wzajemny dar z siebie staje się zasadą wzrostu i źródłem życia.

Odwieczna miłość Boga sprawiła, że świat i ludzkość powstała do istnienia z nicości; miłość Jezusa do Kościoła daje duszom zdolność dążenia do życia nadprzyrodzonego; miłość chrześcijańskiego męża do swej żony ma udział w tych dwóch Boskich aktach, ponieważ zgodnie z wolą Stwórcy mąż i żona przygotowują mieszkanie w duszy, w którym zamieszka Duch Święty ze swą łaską. W ten sposób, za pomocą misji opatrznościowo im zleconej, mąż i żona są rzeczywiście współpracownikami Boga i Jego Chrystusa; same ich dzieła mają coś z boskości i tutaj również można nazwać je „Divinae consortes naturae” – uczestnikami Boskiej natury.

Czy powinniśmy się dziwić, że te znakomite przywileje niosą za sobą poważne zobowiązania? Szlachectwo Boskiej adopcji nakłada na mężów i żony wiele wyrzeczeń i wiele aktów odwagi, tak żeby ciało nie ograniczało duszy w jej wznoszeniu się ku prawdzie i cnocie, i żeby jego ciężar nie ściągał jej w przepaść. Ale ponieważ Bóg nigdy nie wymaga rzeczy niemożliwych i nakładając nakaz daje też siłę do jego wypełnienia, małżeństwo, będąc wielkim sakramentem – razem z powinnościami, które wydawać się mogą przekraczać ludzkie możliwości – przynosi też pomoc, która okazuje się nadprzyrodzona.

Jesteśmy głęboko przekonani, drodzy małżonkowie, że ta Boża pomoc będzie wam dana, ponieważ gorąco o nią prosiliście, gdy u stóp ołtarza oddaliście sobie nawzajem swoje serca.

Piękno chrześcijańskiej miłości

Dzisiaj, w dniu poświęconym w świętej liturgii czci dobrego i wielkiego biskupa Genewy, św. Franciszka Salezego – kult tego świętego w Kościele to nie tylko wysławianie jego wspaniałych cnót oraz żarliwości duszpasterskiej, lecz także hołd oddawany jego wiedzy i mądrości jako mistrza życia chrześcijańskiego. Stąd poleca się go dziennikarzom katolickim jako ich patrona i wzór.

Zdaje się, że ten wielki Doktor spogląda dzisiaj z nieba swoim łagodnym spojrzeniem na was zebranych wokół nas, przywodząc nam na myśl i język owe „Rady” dla was, jakich sam udzielał małżonkom w swym niezrównanym dziele zatytułowanym: Droga do życia pobożnego (2). Na tych stronicach on żyje, przemawia, naucza i prowadzi; ostrzega jako ojciec, nauczyciel i wasz przyjaciel, albowiem niewiasta imieniem Filotea, do której książka była pierwotnie adresowana, madame de Charmoisy, była matką rodziny. Lecz nawet w kolejnych poprawionych wydaniach cel przekazu pozostaje ten sam: pouczać osoby żyjące w świecie, by wywołać u nich miłość i uczestniczenie w owym bezcennym oddaniu, które jest niczym innym jak tylko wypełnieniem chrześcijańskiego prawa i życia. Ta książka łagodnego biskupa Genewy, uważana przez współczesnych Świętemu za najdoskonalszą w swoim gatunku, cieszyła się tak dużym szacunkiem u naszego wielkiego poprzednika Piusa XI, iż pisał, że powinna ona, nawet dzisiaj, znaleźć się w rękach każdego.

Dlatego zachęcamy was, drodzy małżonkowie, do przeczytania i ponownego czytania tych stronic – równie zachwycających, co zdrowych. Powinny należeć do waszej ulubionej lektury, jak były dla owego pułkownika, znakomitego ojca rodziny, który wysłany na Wschód podczas wojny światowej, nosił ten mały tomik w swojej teczce oficerskiej jako towarzyszącą mu pociechę w czekających go trudnych zadaniach i niebezpieczeństwach.

Jednakże z owych nauk tego wielkiego biskupa ograniczmy się w tej chwili do przypomnienia wam jego specjalnych rad dla osób żyjących w małżeństwie, a zwłaszcza pierwszej, która jest najważniejsza: „Nade wszystko zachęcam mężów i żony – mówi święty – do wzajemnej miłości, jaką Duch Święty tak mocno zaleca im w Piśmie Świętym”. Jakaż to miłość, której uczy pobożny mistrz życia chrześcijańskiego? Czy jest to może – jak pisze – po prostu instynktowna miłość naturalna, jak ta pomiędzy parką turkawek albo jedynie miłość ludzka, jaką nawet poganie znali i praktykowali? Nie, nie taką miłość Duch Święty zalecał mężom i żonom, lecz raczej miłość, która nie odrzucając naturalnego biegu wypadków, wznosi się wyżej, by stać się „absolutnie świętą, absolutnie sakralną, absolutnie Boską” w swych początkach, w swoim celu, w swych zaletach, w swojej formie i substancji. Jest podobna do miłości, jaka łączy Chrystusa z Kościołem.

Nie wystarczy nigdy wzajemne upodobanie zrodzone jedynie z wzajemnej atrakcyjności czy nawet czystej przyjemności z ludzkich darów, jakie z taką satysfakcją u siebie wzajemnie odnajdujecie, jak bardzo pięknym i głębokim by to się nie wydawało i nie odzwierciedlało się w intymności obcowania nowożeńców, pełnego wzajemnego oddania. Nie będzie też ono wystarczało dla związku waszych dusz, jaki miłująca Opatrzność Boska zamierzyła i zapragnęła dla was wzajemnie. Jedynie nadprzyrodzona miłość, więź przyjaźni między Bogiem a człowiekiem, jest w stanie zawiązać węzeł odporny na wszelkie wstrząsy, wszelkie zmienności oraz wszelkie nieuchronne doświadczenia waszego długiego życia razem.

Jedynie łaska Boża potrafi sprawić, że wzniesiecie się ponad wszelkie małe codzienne udręki, wszelkie różnice w gustach i poglądach, wyrastające jak chwasty z korzeni biednej natury ludzkiej. A czyż ta miłość i łaska nie są siłą i cnotą, jakich szukaliście w tym wielkim sakramencie, który stał się waszym udziałem? To właśnie tej Bożej miłości, która jest większa od nadziei i wiary, potrzebuje prawdziwie świat, społeczeństwo i rodzina! Może powiecie: „Czy aby ta święta, uświęcona i Boża miłość nie jest czymś poza naszym zasięgiem?”. Możecie nawet zapytać: „Czy miłość tak dalece nadprzyrodzona może nadal być tą prawdziwie ludzką miłością, jaka poruszyła nasze serca, której nasze serca szukają, w której znajdują odpocznienie – miłością, której one potrzebują i są tak szczęśliwe znalazłszy ją?”. Bądźcie pewni, że tak. Bóg bowiem nie niszczy ani nie zmienia natury swoją miłością, lecz ją doskonali. I dlatego św. Franciszek Salezy, który tak dobrze znał ludzkie serce, zakończył swoją przepiękną kwestię na temat świętego charakteru miłości małżeńskiej taką podwójną radą: „Mężowie, pielęgnujcie czułą, stałą i serdeczną miłość do swych żon… wy zaś, żony, kochajcie mężów, jakich wam da Bóg, z czułością i z całego serca, lecz również z szacunkiem i uszanowaniem”.

Zatem serdeczna i czuła miłość po obu stronach. „Miłość i wierność – stwierdzał – zawsze rodzą bliskość i zaufanie. Z tego powodu święci: zarówno mężczyźni, jak i kobiety, z przyzwyczajenia w swych małżeństwach przejawiali wiele uczucia – uczucia prawdziwej, lecz czystej miłości, czułej, lecz szczerej”. I Święty cytował przykład wielkiego króla, św. Ludwika, który był wymagający wobec siebie, ale czuły w swej miłości do żony, która wiedziała znakomicie, jak nagiąć jego odważny i wojowniczy charakter „ku owym szczegółom niezbędnym dla zachowania pożycia małżeńskiego”, do owych „drobnych przejawów czystego i autentycznego uczucia”, które tak bardzo przyciągają do siebie serca, by osłodzić życie małżeńskie. Prawdziwa miłość chrześcijańska, ofiarna, pokorna i cierpliwa, przezwyciężająca i panująca nad naturą, która nie pamięta o sobie i w każdej chwili dba o dobro i szczęście innych, będzie najlepiej wiedziała, jak proponować i kierować owe małe czujne przejawy uwagi, owe delikatne wyrazy upodobania. Jednocześnie zachowa ona ich spontaniczność, szczerość i dyskretność, tak iż nie stają się nigdy nudne, lecz przyjmowane są zawsze z przyjemnością i wdzięcznością. Łaska, która jest duszą i źródłem tej miłości, będzie waszym najlepszym przewodnikiem i nauczycielem w nieomal instynktownym wyczuciu odpowiedniej sposobności do takiej ludzkiej i Boskiej manifestacji uczucia.

Myśl jednak Świętego jeszcze bardziej wniknęła w tajniki ludzkiego serca. Przemawiając do mężów, dodał jeszcze stałość do czułości i serdecznej miłości; mówiąc do żon, dodał poszanowanie i atencję. Być może zrobił to, ponieważ obawiał się o niestałość u tych pierwszych oraz brak uległości u drugich. A może zamierzał zwrócić nam uwagę, że u męża siła głowy rodziny musi iść w parze z delikatnością wobec kobiety, która jest słabsza i szuka w nim oparcia? Dlatego radzi mężom, żeby okazywali swym żonom absolutną delikatność, „subtelne i czułe współczucie” i przypomina żonom, że ich miłość musi być ubrana w poszanowanie wobec tego, którego Bóg dał im jako głowę.

Wszakże, rozumiejcie dobrze, że podczas, gdy miłość i czułość muszą być pomiędzy mężem i żoną wzajemne i muszą zdobić ich oboje, to są oni jednak kwiatami różnej piękności, wyrastającymi, jako mężczyzna i kobieta, z tak różnych korzeni. U mężczyzny korzeniem musi być wierność, całkowita i nienaruszalna, niedopuszczająca najdrobniejszej nawet skazy, jakiej on sam nie tolerowałby u swej żony, a która licując ze statusem głowy rodziny, daje jasny przykład moralnej godności i autentycznej odwagi, by nie zboczyć nigdy ani cofnąć się w pełnym wykonaniu swych obowiązków. U kobiety korzeniem jest mądra, roztropna i czujna rezerwa, która usuwa i oczyszcza najmniejszy cień czegokolwiek, co mogłoby przyćmić blask nieskazitelnej reputacji albo w jakikolwiek sposób ją narazić.

Z obu tych korzeni wyrasta również owo wzajemne zaufanie, które jest tym drzewem oliwnym trwałego pokoju w życiu małżeńskim i w rozkwitaniu miłości małżeńskiej, czyż nie jest bowiem prawdą, że bez zaufania miłość karłowacieje, ziębnie, zamiera, a z drugiej strony powoduje zamęt w ludzkich sercach, wybucha, kruszy się, rozdziera je i niszczy? „Dlatego też – zauważa święty biskup – podczas gdy zawsze zachęcam was, abyście potęgowali wzajemną miłość, jaką jesteście sobie dłużni, baczcie, by nie przeobraziła się ona w jakąś formę zazdrości, zdarza się bowiem często, że jak robak rośnie w najwyśmienitszym i dojrzałym jabłku, tak i zazdrość daje znać o sobie w najbardziej oddanej i żarliwej miłości, degenerując i psując jej substancję, co prowadzi stopniowo do kłótni, niesnasek i rozwodów”.

Nie. Zazdrość, ten swąd i słabość serca, nie zdarza się tam, gdzie płonie miłość, która dojrzewa i zachowuje zdrowy smak prawdziwej cnoty. Bo „doskonałość miłości zakłada, że jest się pewnym tego, co się kocha, gdy tymczasem zazdrość zakłada brak pewności”. Czy nie dlatego właśnie zazdrość, niepotrafiąca symbolizować głębi i prawdziwej siły miłości, zamiast tego odsłania swe podłoże i mało budujące strony, zniżając się do podejrzeń raniących niewinność i wywołujących u niej krwawe łzy? Czyż zazdrość nie jest często zakamuflowanym egoizmem, który poniża miłość i który odarty jest z prawdziwej woli dawania, które oznacza zapomnienie o sobie? Jest ona odarta z owej wiary pozbawionej niegodziwości, a ufnej i bez podstępu, którą pochwalił św. Paweł, gdy mówił o chrześcijańskiej miłości (1 Kor 13, 4–7) i która nawet na tej ziemi jest najgłębszym i niewyczerpanym źródłem, a także najpewniejszym nauczycielem i stróżem doskonałej miłości małżeńskiej, którą święty biskup Genewy tak dobrze opisał.

Drodzy nowożeńcy, prosimy go, by orędował u Boga, Dawcy wszelkich łask i Zasady wszelkiej prawdziwej miłości, aby ten związek waszych serc, będący jednocześnie czuły i nadprzyrodzony, Boski w swym pochodzeniu, a jednocześnie tak intensywnie i pogodnie ludzki w swych wyższych przejawach, był szczęśliwy i niezmącony oraz stale chroniony dla was obojga; aby wraz z postępem waszego życia stawał się coraz silniejszy; abyście coraz bardziej się poznawali, aby wasza wzajemna miłość umacniała się i utrwalała, gdy obejmie też wasze dzieci, które będą jej chwalebnym ukoronowaniem, wsparciem waszego trudu i błogosławieństwem od Boga.

Miłość pogańska a chrześcijańska

Chodząc po Rzymie, drodzy nowożeńcy, musiało uderzyć was, w jaki sposób mieszają się, łączą i nakładają w tym jedynym w swoim rodzaju mieście pozostałości pogańskiej przeszłości z rzeczywistością jego chrześcijańskiej przeszłości i teraźniejszości. W szczególności, kontrastując z waszą wzajemną miłością jako chrześcijańskich małżonków i jeszcze niezrodzonych chrześcijańskich rodzin, ruiny wspaniałych pałaców i starożytnych świątyń, musiały przywołać na myśl moralność imperialnego Rzymu. Pomimo splendoru jego sztuki i literatury, gdy zdegenerowała się jego prawość i prostota życia, zgnilizna rozszerzyła się do tego stopnia, że poeta Horacy musiał wykrzyknąć w taki sposób:

„Czasy nasze w grzech płodne,
Wpierw, plamiąc je, przeklęły małżeńskie łoże,
Takoż rodzinę i dom;
Oto źródło wszystkich
Smutków i nieszczęść
Na Rzymian i Rzym spadających.
Dziewica dojrzewająca rada się uczyć
Obracać w tańcu jońskim
Wyginać członki giętkie –
Dziecko jeszcze,
A w oczach zła ogniki,
Miłość kazirodcza, marzenia nieświęte
Przed nią fantazji strumień” (3).

Zaszokowani takimi myślami, woleliście pewnie zwrócić swe umysły ku starożytnym rodzinom rzymskim, silnym i surowym, które wykuwały wielkość tego miasta, będącego panem świata. Wyobrażaliście je sobie, przedstawione w opowiadaniach Liwiusza (4) – owi twardzi ojcowie rodzin, z absolutnym, niekwestionowanym autorytetem, wierni stróże tradycji swych rodów, całkowicie oddani służbie publicznej; a u ich boku – szlachetnie uległe owe nienaganne matrony, oddane trosce o dom, które jak Kornelia, matka rodu Grakchów, przedstawiały swe dzieci jako najpiękniejsze ozdoby, najcenniejsze klejnoty.

Nawet w erze cesarstwa można było jeszcze spotkać rodziny, w których mężowie i żony żyli w szczęśliwej harmonii i wzajemnym upodobaniu; rodziny, gdzie cnoty dobrej żony zasługiwały na tym większą pochwałę, tak samo jak złej wywoływały cięższą dezaprobatę (Tacyt). Kobiety, które – nawet w owych czasach terroru – były sądzone i przyprawiane o śmierć zaledwie za to, że płakały po śmierci swych dzieci, były wszak wzorami odwagi i poświęcenia dla swych mężów. Były matki, które towarzyszyły swym zbiegłym synom, żony idące na wygnanie razem ze swymi mężami, czyste żony, jak Ostoria, o której elegia „Kobieta niezrównanej czystości” wyryta jest na sarkofagu, odkrytym ostatnio głęboko w Grotach Watykańskich.

A jednak jeśli przeniesiecie swój wzrok z owych pogańskich rodzin na rodziny, które wszyscy znacie – rodziny wielce i znakomicie chrześcijańskie – wyczujecie instynktownie, że tym pierwszym czegoś brakuje. To coś jeszcze silniejszego niż starożytna siła Kwirytów (5); jest to siła bardziej wewnętrzna, a jednocześnie cieplejsza, dalej idąca, lepsza i bardziej ludzka.

Czyż jej niedostatek nie jest owym nieuleczalnym nieszczęściem społeczeństw pogańskich lub półpogańskich? Przestały one być aktywne i silne, zachowując jednocześnie prawdziwie ludzkie serce zdolne do prawdziwego i czystego uczucia i współczucia. Spójrzcie na te starożytne rodziny rzymskie, których surowe cechy właśnie przywołaliśmy na pamięć. Z chwilą, gdy zetknęli się z subtelnością i wykwintnością cywilizacji greckiej i orientalnej i opanowała ich żądza pereł i innych kamieni szlachetnych oraz złota, rozprzęgli dyscyplinę i w wielkiej liczbie stoczyli się w zepsucie, na co jako świadek oburzał się Apostoł Pogan. Zniknięcie surowych standardów nie pociągnęło za sobą praktyki prawdziwej miłości. „Bez serca, bez litości” (Rz 1, 31), jak to Paweł określił świat pogański swoich czasów. Rozpętały się raczej najniższe namiętności, które wielki Cezar August, autentycznie zatroskany o dobro publiczne, na próżno starał się trzymać w ryzach za pomocą dekretów – z których pozostały prawa juliańskie – aby przywrócić rodzinie siłę i spójność, jaką dać ponownie mogła jedynie wiara w Jezusa Chrystusa.

U pierwszych rodzin nawróconych Rzymian, takich jak Flawiusze i Acyliusze, w czasach prześladowań za Domicjana, możemy dostrzec prawdziwe upodobanie bez szorstkości i słabości, prawdziwe upodobanie inspirowane i wywyższone przez Chrystusa i podziwiać możemy jego wspaniały blask u św. Pauli i św. Melanii.

Po co jednak cofać się do tak odległych stuleci? W czasach nam bliższych, na tychże ulicach Rzymu żyła inna żona, której życie jest lub powinno być znane każdej matce rodziny, jest to bł. Anna Maria Taigi. Nie zamierzamy tutaj opisywać jej widzeń ani obfitości nadzwyczajnych darów, jakie zlewał na nią Bóg. Popatrzcie na nią choćby jako na żonę Dominika, uczciwego lecz szorstkiego i zrzędliwego odźwiernego w Casa Chigi. Była zawsze życzliwa i uśmiechnięta. Zwykła czekać na powrót męża do późnych godzin nocnych, a kiedy ten wracał zmęczony, zniecierpliwiony i zły na cały świat, zajmowała się nim uniżenie i czule, znosząc wszystko i przyjmując z anielską słodyczą. A jednak była stanowcza w utrzymywaniu porządku wśród licznego personelu domowego, temperując zły język swego męża. Jako energiczna i zapobiegliwa gospodyni, będąc sama w biedzie, znalazła sposób, by wspierać – nie wspominając własnych dzieci – swoją matkę, a później rodziny swej córki oraz synowej; i zawsze potrafiła być dla nich wszystkich, nawet dziwaków o trudnych i grubiańskich charakterach, kochającą córką, oddaną żoną, matką, teściową i babką.

Na czym polega sekret takiego życia? Jest to zawsze to samo – sekret życia wszystkich świętych: Chrystus żywy i promieniejący, z Jego łaską panującą w duszy, która podąża posłusznie za Jego natchnieniami i podpowiedziami. Tylko Pan Jezus jest w stanie zasiać w biednych sercach ludzkich, okaleczonych i sprowadzonych na manowce przez grzech pierworodny – miłość, która pozostaje czysta i mocna bez sztywności i twardości, miłość na tyle duchową, że potrafi się wyrwać z brutalnych instynktów zmysłów i opanować je, zachowując jednocześnie swoje ciepło i delikatną czułość. On sam przez przykład i wewnętrzne akty Serca płonącego miłością, mógł spełnić obietnicę daną dawno temu Izraelowi: „…odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała” (Ez 36, 26). On jeden wie, jak wzbudzić i zachować w duszach prawdziwe uczucie, czułe a jednocześnie silne, ponieważ On jeden może swoją łaską wyzwolić je od owego wrodzonego egoizmu, który bardziej lub mniej świadomie zatruwa czystą ludzką miłość.

I oto dlaczego, drodzy synowie i córki, nieustannie zachęcamy was i wszystkich, którzy przychodzą prosić dla swych nowych rodzin o nasze ojcowskie błogosławieństwo: zawsze w swych domach dawajcie pierwszeństwo Chrystusowi, Zbawcy, Królowi, Panu rodzin, Światłu, które je rozjaśnia, Płomieniowi, który ogrzewa je i sprawia im radość, wszechmocnemu Opiekunowi, który zachowa je w pokoju. Ta miłość, która was łączy i na której Bóg zapragnął postawić pieczęć swego sakramentu, będzie trwała tak długo, jak długo pozostanie chrześcijańska, i nie słabnąc ani nie rozpływając się, stanie się głębsza i silniejsza, w miarę jak ręka w rękę kroczyć będziecie razem przez życie. Brońcie ją od wszystkiego, co mogłoby ją spoganizować. Ileż to dusz ochrzczonych, niestety, umie kochać się wzajemnie tylko na sposób pogański! Tracąc z pola widzenia prawdziwy cel swojego związku, co wpajała im wiara, wymykają się spod surowych, lecz pomocnych i pożytecznych powinności prawa chrześcijańskiego, dochodząc tym samym do punktu, gdzie stopniowo zamieniają małżeństwo, które Chrystusowe błogosławieństwo uczyniło tak wielkim i pięknym – w rodzaj zwykłego partnerstwa przyjemności i egoizmu, zabijając w sobie wszelki ślad prawdziwej miłości.

Nie tak będzie z wami, drodzy nowożeńcy. Wasza miłość będzie żywa i trwała. Będzie ona kształtowała wasze szczęście nawet pośród nieuchronnych trudności życia, ponieważ pozostanie miłością chrześcijańską i ponieważ nigdy nie przestaniecie podtrzymywać jej wewnętrznej siły, nawiązując do jej prawdziwego źródła, w żywym duchu wiary, ze stałym przestrzeganiem praktyk religijnych – nakazywanych i zalecanych przez Kościół, oraz przez niewzruszoną wierność obowiązkom stanu.

Pius XII

(1) Dante Alighieri, Boska komedia, Raj, pieśń V, wers 19–21, tłumaczenie: E. Porębowicz.

(2) Za przekładem ks. H. Libińskiego TJ, Olsztyn 1985.

(3) Horacy, Pieśni, 3, 6.

(4) Tytus Liwiusz (59 r. przed Chr. – 17 r. po Chr.) – rzymski historyk pochodzący z miasta Patavium (dziś Padwa), autor monumentalnego dzieła o historii Rzymu.

(5) Kwiryci – w starożytnym Rzymie początkowo nazwa pełnoprawnych obywateli, którzy tworzyli lud rzymski.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Piusa XII Małżeństwo na zawsze.