Rozdział dziesiąty. Paweł sam w drodze

Niektórzy z nowo nawróconych chrześcijan z Berei towarzyszyli Pawłowi aż do Aten, a potem wrócili do Berei. Paweł przesłał przez nich wiadomość, że chciałby, aby Sylas i Tymoteusz dołączyli jak najszybciej do niego.

W Atenach uderzyło Pawła, że całe miasto pełne było posągów bożków. Nie trzymał się więc swego planu i nie zaczął od nauczania w synagodze. Zrobił to później, ale wpierw poszedł na rynek, stanął tam i rozmawiał, i spierał się ze słuchającymi. Wiele osób chciało go słuchać, gdyż mieszkańcy Aten niczego tak nie uwielbiali, jak nowinek.

Nie czujmy się z tego powodu lepsi – my też to lubimy! W każdym razie ateńczycy cieszyli się, słuchając Pawła, ale całkiem czym innym było wcielanie tych słów w życie.

W owych dniach w Atenach było wielu ludzi, którzy uważali bożki za raczej niemądry pomysł. Próbowali wymyślić sami dobrą religię. Musiała to być religia z tego świata, gdyż w inny nie wierzyli. Ludzi tych nazywano filozofami; należeli do różnych szkół, nikt z nich jednak nie wierzył w życie po śmierci ani w prawdziwego Boga. Jeżeli wie się tak mało, trudno dobrze planować życie nawet na tym świecie. Przynajmniej jednak ludzie ci wysłuchali Pawła, i uznali jego słowa za coś naprawdę nowego i wartego słuchania.

Najwyższy trybunał sądowy w Atenach nazywał się Areopag – był to bardzo ważny i szczególny rodzaj sądu. Członkowie Areopagu musieli mieć ponad sześćdziesiąt lat i pochodzić z największych rodzin, nie przypuszczam więc, by było ich wielu. Jestem za to pewna, że mieli o sobie jak najlepsze zdanie.

Otóż niektórzy z filozofów, spotkani przez Pawła na rynku, uznali, że zabawnie będzie przedstawić apostoła tym właśnie członkom Areopagu i zobaczyć, co o nim pomyślą. Zaprowadzili go więc na Areopag (jest to zarazem nazwa wzgórza, leżącego w pobliżu). Starsi panowie tam zgromadzeni grzecznie poprosili Pawła, by wyjaśnił im, o czym mówi.

Paweł zauważył po drodze, że jeden z ołtarzy w Atenach poświęcony był „Nieznanemu Bogu”. Został zbudowany na pamiątkę niezwykłego i godnego pamięci wydarzenia, jakie się na tym miejscu wydarzyło. Ateńczycy uważali, ze musiał być za nie odpowiedzialny jakiś bóg, a że nie mieli pojęcia jaki, nazwali go „nieznanym bogiem”.

Paweł wiedział o tym wszystkim, pomyślał jednak, że napis był prawdziwszy, niż zdawali sobie z tego sprawę piszący go – był przecież Bóg, którego w ogóle nie znali: prawdziwy Bóg. Toteż wplótł tę myśl w swoją mowę.

A oto co powiedział:

– Mężowie ateńscy, widzę, że jesteście bardzo religijni. Wśród wielu innych, macie też ołtarz poświęcony Nieznanemu Bogu. I to właśnie jest Bóg, o którym chcę wam opowiedzieć! Jest to Bóg, który stworzył niebo i ziemię. Nie mieszka On w świątyniach zbudowanych przez ludzi – nie potrzebuje, byśmy budowali Mu świątynie, czy cokolwiek innego, gdyż to On dał nam życie i wszystko, co mamy. Uczynił On cały rodzaj ludzki, pozwalając każdemu narodowi, by Go szukał. Bo w rzeczywistości jest On niedaleko od każdego z nas. Bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy, tak jak powiedzieli niektórzy z waszych poetów: „Jesteśmy z Jego rodu”.

Będąc więc z rodu Bożego, nie powinniśmy sądzić, że jest On podobny do tych bożków, zrobionych ze złota i srebra, czy kamieni, wyrzeźbionych przez ludzi. Teraz prawdziwy Bóg wzywa wszędzie wszystkich ludzi do nawrócenia, gdyż wyznaczył dzień, w którym sprawiedliwie będzie sądził świat przez Człowieka.

Bóg przeznaczył Go do tego, i ukazał nam, że tak jest naprawdę, wskrzesiwszy Go z martwych po śmierci.

Tego było za wiele dla słuchaczy – nie potrafili uwierzyć, by człowiek mógł żyć znowu po śmierci! Niektórzy wyśmiali Pawła, inni powiedzieli grzecznie:

– Posłuchamy o tym innym razem.

Tylko nieliczni poszli z Pawłem, by usłyszeć więcej, i uwierzyli w Naszego Pana. Jeden z nich miał na imię Dionizy, a że należał do Areopagu, nazywamy go Dionizym Areopagitą, była też kobieta imieniem Damaris.

Dionizy został podobno pierwszym biskupem Aten. Nie wiemy co się stało z Damaris, choć chciałabym coś o niej usłyszeć. Zawsze się zastanawiam, czemu tak niewiele dziewczynek nazywa się Damaris. To bardzo ładne imię.

Po tym wszystkim Paweł doszedł do wniosku, że Ateny są bardzo chętne do słuchania go, ale powolne jeśli chodzi o uwierzenie. Opuścił miasto jeszcze zanim przybyli Sylas i Tymoteusz, i udał się do Koryntu.

Gdybyście chcieli przeczytać całą mowę Pawła przed Areopagiem, znajdziecie ją w siedemnastym rozdziale Dziejów Apostolskich.

Paweł pożeglował z Aten przez morze, wciąż kierując się na zachód, aż dotarł do Koryntu. Port do którego zawinął statek nazywał się Kenchrae. Leży on kilka kilometrów od miasta. Korynt zbudowany został na wąskim skrawku lądu, pomiędzy dwoma portami. Miasto stanowiło ośrodek wzmożonego handlu pomiędzy wschodem i zachodem. Czyniło to z niego bardzo ważne miejsce. Korynt pełen był ludzi, pragnących się jak najszybciej wzbogacić.

Paweł spotkał tu parę małżonków, chrześcijan z Rzymu. Nazywali się Akwila i Pryscylla. Przybyli do Koryntu, gdyż cezar wysiedlił z Rzymu wszystkich Żydów, jako sprawiających kłopoty, czy byli chrześcijanami, czy nie.

Łukasz nie mówi nam, dlaczego tak się stało. Napisał o tym inny historyk, poganin. Wspomina on, że Żydzi wzniecali zamieszanie z powodu kogoś zwanego „Chrestos”.

Wygląda na to, że chrześcijanie w Rzymie mieli te same kłopoty z Żydami, jakie spotkały Pawła w wielu miejscach, prawda? W każdym razie Rzymianie zmęczeni byli tą sprawą i wysiedlili Żydów, by z tym skończyć.

Paweł od razu zaprzyjaźnił się z Akwilą i Pryscyllą. Ponieważ zaś Akwila, tak jak Paweł, wyrabiał namioty, apostoł zamieszkał u niego w domu i razem zajmowali się rzemiosłem.

Paweł co tydzień szedł do synagogi i mówił Żydom o Naszym Panu, oni jednak nie chcieli go słuchać i oskarżyli o bluźnierstwo. Tymczasem Sylas i Tymotesz, których Paweł zostawił w Berei, dołączyli w końcu do niego. Możecie sobie wyobrazić, jak apostoł się cieszył, widząc ich znowu przy sobie.

Gdy już stało się jasne, że nie ma sensu dłużej nauczać w synagodze, Paweł powiedział Żydom wprost, że dał im możliwość poznania Jezusa, ale teraz idzie głosić Go poganom.

Tuż obok synagogi stał dom należący do człowieka o imieniu Tycjusz Justus. Nauczył się on od Żydów wiary w prawdziwego Boga. W jego to domu Paweł założył pierwszy chrześcijański Kościół w Koryncie. To było bardzo w stylu Pawła, prawda? Na chrześcijaństwo nawrócił się jednak również przełożony synagogi, Kryspus, wraz z całą rodziną. Nawrócili się również liczni poganie.

I tak Paweł, któremu było trochę smutno, że tak niewiele zdziałał w Atenach, poczuł się raźniej. Myślę jednak, że nie był pewien, czy Bóg chce, by został w Koryncie, czy też powinien udać się gdzie indziej. Nasz Pan objawił mu się więc w widzeniu.

– Nie lękaj się – rzekł. – Przemawiaj i nie milcz, bo Ja jestem z tobą. Mam wiele ludu w tym mieście.

Dzięki temu Paweł całkiem się rozchmurzył i został w Koryncie, by budować tu mocny Kościół.

Wszystko szło dobrze, przybywało coraz więcej nawróconych. Minęło całe półtora roku, nim zaczęły się kłopoty. W synagodze na miejsce Kryspusa pojawił się nowy przełożony, Sostenes. Coraz bardziej nie podobało mu się – a i całemu zgromadzeniu żydowskiemu – że tuż obok synagogi ma Pawła i chrześcijan. Sostenes wraz z Żydami czekał na okazję, by pozbyć się tego sąsiedztwa.

Kiedy rządy w Koryncie objął nowy prokonsul zwany Gallio, Żydzi uznali, że nadeszła sposobna chwila.

– Dopiero co przybył, nie będzie wiedział, co i jak – mówili między sobą. – Nadszedł czas, by utrudnić tym chrześcijanom życie.

Rzucili się na Pawła i przyprowadzili go na sąd przed Gallia. Oskarżyli apostoła:

– Ten człowiek namawia ludzi, by czcili Boga niezgodnie z naszym prawem.

Paweł już otwierał usta, by się bronić, gdy Gallio, który nie był głupcem, choć dopiero co objął tu rządy, powiedział:

– Gdybyście oskarżyli go o jakieś przestępstwo, zająłbym się tym i wysłuchał cierpliwie, ale skoro jest to tylko spór o wasze prawo – słowa, nazwy, i tak dalej – rozpatrzcie to sami, to nie moja sprawa.

I wypędził ich z sądu.

Żydów niezbyt w Koryncie lubiono, z powodów, o których wspomniałam wcześniej. Gdy więc Grecy zobaczyli, że Gallio zlekceważył prośbę Sostenesa, schwycili go i bili. Gallio widział co się dzieje, ale nic go to nie obchodziło. I tak po raz pierwszy prześladowanie chrześcijan przez Żydów przyniosło odwrotny skutek, prawda?

Paweł po tym incydencie został jeszcze przez jakiś czas w Koryncie, ale w końcu pożegnał się z chrześcijanami i wypłynął do Syrii. Przed odjazdem uczynił ślub, że odwiedzi Jerozolimę, a na znak ślubowania ogolił sobie głowę.

Był to zwyczaj żydowski. Jednak jeśli tradycja się nie myli, przekazując, że Paweł i tak był prawie całkiem łysy, myślę, że ogolenie głowy nie sprawiło wielkiej różnicy. Tak czy siak, pozbył się wszystkich włosów.

Pryscylla i Akwila towarzyszyli Pawłowi aż do Efezu, miasta portowego obecnie położonego w Turcji. Leżało ono na trasie pielgrzymki Pawłowej.

W Efezie Paweł nauczał raz w synagodze. Tutejsi Żydzi prosili go, by u nich został, chcieli usłyszeć więcej, ale Paweł odmówił, musiał jechać do Jerozolimy. Obiecał im, że wróci do nich później, jeśli Bóg pozwoli.

Paweł zostawił Pryscyllę i Akwilę w Efezie, a sam morzem przeprawił się do Cezarei, a stamtąd do Jerozolimy.

Czytając Dzieje Apostolskie, możecie przeoczyć tę podróż, i zastanawiać się, co z tym ślubowaniem Pawła. Łukasz wspomina tylko, że Paweł „udał się do Jerozolimy. I pozdrowiwszy tamtejszy Kościół, zeszedł do Antiochii”. Uczeni dodali słowo „tamtejszy”, gdyż zbadali, że Paweł oddał należny szacunek właśnie Kościołowi w Jerozolimie, matce wszystkich chrześcijan.

Później Paweł odwiedził Antiochię, zobaczyć, jak tam toczą się sprawy. Został tu przez jakiś czas – nawet Paweł musiał czasami odpocząć.

Gdy już doszedł do siebie, wyruszył znowu i jeszcze raz odwiedził Kościoły w Galacji i Frygii.

Tymczasem Akwila i Pryscylla wciąż przebywali w Efezie. Przybył tu gość z Aleksandrii, Żyd o imieniu Apollos. Bardzo ich zainteresował, gdyż nauczał o Naszym Panu w synagodze i poza nią, i wydawał się bardzo dobrze znać Stary Testament. Słuchając go, odkryli jednak, że wielu rzeczy jeszcze nie wiedział: znał na przykład tylko chrzest udzielany przez Jana Chrzciciela. Akwila i Pryscylla uznali, że dobrze będzie zaprzyjaźnić się z Apollosem. Tak też zrobili. Okazało się, że Apollos jest otwarty na poznanie nowych rzeczy, o których jeszcze nie słyszał.

Apollos wybierał się do Achai, toteż chrześcijanie efescy dali mu listy do tamtejszego Kościoła, i bardzo się cieszyli, że go poznali. Znał bardzo dobrze Pismo Święte, był też doskonałym mówcą i chętnie głosił Żydom, że Nasz Pan jest Mesjaszem, gdy tylko chcieli go słuchać.

Niedługo po tym, jak Apollos opuścił Efez, Paweł zakończył swą podróż po Frygii i Galacji i wrócił do tego miasta. Paweł, jak pamiętacie, obiecał Żydom z Efezu, że wróci i opowie im więcej o Naszym Panu, jeżeli Bóg mu na to pozwoli. W drodze do synagogi napotkał grupkę chrześcijan i oczywiście przystanął, by z nimi porozmawiać.

Po chwili zapytał ich:

– Czy otrzymaliście już Ducha Świętego, gdy przyjęliście wiarę?

Chodziło mu o to, czy zostali bierzmowani. Ku zdziwieniu apostoła, chrześcijanie ci nie wiedzieli, o czym mówi.

– Nie słyszeliśmy nic o Duchu Świętym – odparli.

– Ach tak! – powiedział Paweł. – Jaki więc chrzest przyjęliście?

I wtedy wszystko się wyjaśniło:

– Chrzest Janowy – odrzekli owi chrześcijanie.

Być może dowiedzieli się o Naszym Panu od Apollosa, jeszcze zanim zaprzyjaźnili się z nim Akwila i Pryscylla, może też nauczył ich o Jezusie jakiś inny uczeń świętego Jana Chrzciciela.

W każdym razie, Paweł powiedział im, że chrzest Jana był tylko znakiem żalu za grzechy. Przypomniał im też, że Jan mówił o Kimś, kto przyjdzie po nim i kto będzie od niego o wiele ważniejszy. Paweł wyjaśnił im, że jest to Jezus, i przybliżył im jeszcze wiele rzeczy. Później udzielił im chrztu i bierzmowania.

Gdy tylko Paweł ich bierzmował, zstąpił na nich Duch Święty, zaczęli mówić obcymi, nieznanymi sobie językami i przepowiadać proroctwa. Teraz wiedzieli już o Duchu Świętym. Jestem pewna, że cieszyli się ze spotkania z Pawłem.

Później Paweł udał się do synagogi. Nauczał tu przez trzy miesiące. Pod koniec tego okresu nabrał pewności, że wszyscy, którzy mieli uwierzyć, już się nawrócili, a inni coraz bardziej się rozsierdzają i nie chcą słuchać. Paweł uznał, że czas na to, by znalazł jakieś inne miejsce, dokąd mógłby zaprowadzić nawróconych i tam uczyć ich, jak być chrześcijanami.

Był w Efezie pewien człowiek, Tyrannos, który prowadził szkołę. Paweł poprosił go, by mógł wraz z chrześcijanami przychodzić tam po godzinach nauki w szkole. Tyrannos zgodził się i plan apostoła powiódł się w pełni: chrześcijanie spotykali się w tej szkole przez całe dwa lata.

Łukasz mówi, że wszystko układało się tak pomyślnie, że nie tylko Efez, ale i cała ta okolica Turcji nazywana Azją Mniejszą usłyszała o Naszym Panu – dowiedzieli się o nim tak Żydzi, jak i poganie.

Bóg uczynił w Efezie przez Pawła wiele cudów, dużo więcej niż zwykle – nawet jak na tamte czasy. Kładziono na chorych i opętanych jego fartuchy, które nosił wyrabiając namioty, i nawet jego chusty, a chorzy zostawali dzięki temu uzdrowieni, zaś złe duchy odchodziły, gdy tylko dotknęła ich chusta czy inna część ubrania należąca do Pawła.

Zastanawiam się, czy Paweł wiedział, gdzie znikają wszystkie jego fartuchy i chusty, i czy ludzie zabierający te rzeczy zawsze pamiętali, by je potem oddać.

Niektórzy Żydzi w Efezie wędrowali, wyrzucając złe duchy dzięki magii, lub przynajmniej tego próbując. Zobaczyli, że Paweł jest od nich o wiele lepszy w uzdrawianiu opętanych, pomyśleli więc, że spróbują postępować tak jak on.

Następnym razem, gdy przyprowadzono do nich człowieka opętanego przez złego ducha, rozkazali demonowi odejść „w imię Jezusa, którego głosi Paweł”. Jednak duch odpowiedział:

– Znam Jezusa, i wiem o Pawle, a kim jesteście wy?

I opętany przez złego ducha człowiek rzucił się na nich, powalił ich i pobił, tak że uciekli ile sił w nogach, poranieni i bez ubrań.

Dowiedzieli się o tym wszyscy w Efezie i bardzo się przerazili. Chrześcijanie, którzy mieli coś na sumieniu, pospieszyli, by się wyspowiadać. Wielu zaś ludzi parających się magią uznało, że nie jest to bezpieczne, skoro zdarzają się takie rzeczy. Przynieśli więc swe magiczne księgi i wrzucili je w wielkie ognisko. Księgi te bardzo dużo kosztowały, można więc powiedzieć, że ci ludzie naprawdę potraktowali sprawę poważnie.

Marigold Hunt

Powyższy tekst jest fragmentem książki Marigold Hunt Pierwsi chrześcijanie.