Rozdział dziesiąty. Ostatnie wygnanie

Dla Atanazego pozostawanie przez długi czas w pobliżu Aleksandrii nie było bezpieczne, gdyż poganie robili teraz wszystko co chcieli. Dwóch najodważniejszych i najwierniejszych jego duchownych zostało schwytanych i wygnanych, a oddziały Juliana szukały Atanazego wszędzie. Atanazy dotarł do Tebaidy, gdzie został przyjęty z wielkim entuzjazmem. Pod osłoną nocy dotarł rzeką do Hermopolis, zamierzając zostać tu przez jakiś czas nauczając ludzi. Na brzegach rzeki tłoczyli się biskupi, mnisi i duchowni, którzy przybyli powitać swojego ojca.

Atanazy wysiadł na brzeg i na ośle prowadzonym przez Teodora, opata Tabenny, podążył w kierunku miasta, eskortowany przez tłum ludzi niosących pochodnie i śpiewających hymny pochwalne. W mieście zsiadł, a mnisi poprosili go o błogosławieństwo.

– Błogosławieni i godni pochwały są ci, którzy zawsze niosą krzyż Pański – odpowiedział.

Pozostał przez pewien czas w Hermopolis, później podążył z opatem Teodorem do jego klasztoru w Tabennie, gdzie wszyscy go kochali. Był żywo zainteresowany wszystkim, co dotyczyło życia religijnego, nawet pracą najmniej istotnego brata.

– Ci ludzie oddani uniżoności i posłuszeństwu – często mawiał – są raczej moimi ojcami niż ja ich.

Wokół leżały wielkie miasta starożytnego Egiptu – Teby „stubramne” i Memfis, dawna stolica królestwa – miasta zmarłych, których chwała przeminęła. Chwała, jakiej ci ludzie szukali w swoich skromnych klasztorach była wieczna. Rzeczy tego świata są małe i przelotne dla tych, którzy żyją myśląc o wieczności.

Był to kraj pełen świętych wspomnień. Na brzegach Nilu, który płynął tak spokojnie między starożytnymi miastami Egiptu, stał Mojżesz unosząc ręce w modlitwie za ocalenie swego ludu. Później sam Zbawiciel przybył i spędził pewien czas na tych brzegach, siejąc ziarno, które teraz przynosiło tak wielki plon.

Było lato, Atanazy był w Arsinoe, gdy dotarła wieść, że nieprzyjaciel jest znowu na jego tropie. Opat Teodor, który odwiedzał patriarchę, przekonał go by wsiadł na jego krytą łódź i wrócił z nim do Tabenny. Nurt i wiatr były przeciwko nim, mnisi musieli wysiąść na brzeg i ciągnąć łódź, przemieszczali się powoli, a żołnierze Juliana nie byli daleko. Atanazy był pochłonięty modlitwą, przygotowując się na męczeńską śmierć, która tym razem wydawała się tak bliska jak nigdy przedtem.

– Nie lękaj się – powiedział jeden z mnichów zwany Ammonem. – Bóg jest naszą ochroną.

– Nie lękam się – opowiedział Atanazy. – Przez wiele długich lat cierpiałem prześladowania i nigdy nie zakłóciło to spokoju mojej duszy. Radością jest cierpieć, a największa radością jest oddanie życia dla Chrystusa.

Nastała cisza, w której wszyscy oddali się modlitwie. Gdy opat Teodor błagał Boga by oszczędził patriarchę, nagle stało się dla niego jasne, dzięki Boskiemu objawieniu, że w tym momencie cesarz Julian spotkał swą śmierć w bitwie z Persami, i że jego następcą został Jowian, chrześcijanin i katolik. Od razu przekazał dobrą nowinę Atanazemu, radząc mu by bez zwłoki udał się do nowego cesarza i prosił o przywrócenie na tron biskupi.

W międzyczasie bezpiecznie przybyli do Tabenny, gdzie mnisi zebrali się radując się na wieść o przybyciu Atanazego. Wielki był ich smutek, gdy dowiedzieli się, że przybył tylko by się z nimi pożegnać. Zebrali się wokół niego szlochając, błagając by pamiętał o nich w swoich modlitwach.

– Jeruzalem, jeśli zapomnę o tobie – zapłakał Atanazy słowami psalmisty – niech uschnie moja prawica!

Cesarz Jowian był oficerem rzymskiej armii, swoją radosną i dobrą naturą podbił serca żołnierzy i został obwołany cesarzem natychmiast po śmierci Juliana. Nie było potrzeby prosić takiego człowieka o sprawiedliwość, gdy tylko Atanazy przybył do Aleksandrii otrzymał serdeczny list od samego cesarza.

„Jowian – do Atanazego, wiernego sługi Bożego” – pisał. „Jesteśmy pełni podziwu dla świętości twojego życia i gorliwej służby Chrystusowi Zbawicielowi, od dzisiejszego dnia bierzemy cię w naszą cesarską opiekę. Jesteśmy świadomi odwagi, która sprawia, że nie zważasz na najcięższe prace, największe zagrożenia, cierpienia prześladowań i nie lękasz się śmierci. Walczyłeś wiernie o prawdę i nauczałeś cały chrześcijański świat, który patrzy na ciebie jako na wzór wszelkich cnót. Jest wobec tego naszym pragnieniem byś powrócił na swoje biskupstwo i nauczał o zbawieniu. Wróć do swojego ludu, nakarm stado Chrystusa, módl się za naszą osobę, bo dzięki twojej modlitwie możemy uzyskać błogosławieństwo Boga”.

Niedługo nadszedł kolejny list od cesarza, w którym prosił Atanazego, by mu w prosty sposób wyjaśnił jaka jest prawdziwa wiara Kościoła katolickiego i zapraszał go, by odwiedził go w Antiochii.

Wyznawane może być tylko Credo nicejskie, odpowiedział patriarcha, to wiara całego katolickiego świata, z wyjątkiem kilku ludzi, którzy nadal wyznają doktryny Ariusza. Ponadto uznał za rozważne przyjęcie zaproszenia cesarza i niedługo potem wyruszył do Antiochii. Dobrze zrobił, bo arianie byli już na miejscu. Przywiedli ze sobą człowieka zwanego Lucjuszem w nadziei, że uda im się przekonać cesarza by wybrał go patriarchą Aleksandrii w miejsce Atanazego.

– Jesteśmy Aleksandryjczykami – mówili – i błagamy waszą wysokość by dał nam biskupa.

– Już nakazałem Atanazemu by powrócił na biskupstwo – brzmiała odpowiedź.

– Mamy dowody przeciw niemu – deklarowali. – Został potępiony i wygnany przez świętej pamięci Konstantyna i Konstancjusza.

– To było dziesięć lub dwadzieścia lat temu – odpowiedział cesarz. – Już za późno by odgrzebywać to teraz. Poza tym, wiem o tym wszystko – przez kogo został oskarżony i jak został wygnany. Nie mówcie nic więcej.

Arianie obstawali przy swoim.

– Daj nam kogokolwiek chcesz jako patriarchę – mówili – byle nie był to Atanazy. Nikt w mieście nie chce być z nim we wspólnocie.

– Słyszałem co innego – powiedział Jowian. – Jego nauki są bardzo cenione.

– Jego nauki są dość dobre – odpowiedzieli – ale jego serce jest pełne złej woli.

– Za swoje serce odpowie przez Bogiem, tylko On wie co naprawdę się w nim kryje – odpowiedział cesarz – mnie wystarczy, że jego nauczanie jest dobre.

W końcu arianie stracili cierpliwość.

– Nazywa nas heretykami! – wykrzyknęli z oburzeniem.

– To jego obowiązek i obowiązek każdego, kto strzeże owczarni Chrystusa – była to jedyna odpowiedź jaką uzyskali.

Cesarz przyjął Atanazego z najgłębszym szacunkiem i gorliwie słuchał tego, co Atanazy miał do powiedzenia na temat prawdziwej wiary.

Po krótkim pobycie w Antiochii, patriarcha powrócił do Aleksandrii, gdzie opowiedział ludziom o powodzeniu swojej wyprawy i powiedział wiele pochwalnych słów o nowym cesarzu.

Jednak ich radość nie miała trwać długo. Jowian był na tronie zaledwie od kilku miesięcy, gdy nagle zmarł w drodze z Antiochii do Konstantynopola. Jego następcą został Walentynian, który na nieszczęście dla Kościoła, wybrał swojego brata Walensa, by pomógł mu rządzić, obejmując rządy na Wschodzie. Walentynian rządził na Zachodzie.

Walens, który był jednocześnie słaby i okrutny, miał za żonę ariankę i stanął po stronie arian. Wschód po raz kolejny był świadkiem konfliktów i prześladowań. Cesarz, który nie był jeszcze ochrzczony, otrzymał sakrament z rąk Euksodiusza, ariańskiego biskupa Konstantynopola, godnego następcy Euzebiusza, który w trakcie ceremonii, wymusił na Walensie przysięgę, że pozostanie wierny arianom i będzie bezwzględnie ścigał chrześcijan.

Zdobywszy w ten sposób cesarza, arianie rozpoczęli prześladowanie i oczernianie tych, którzy byli wierni Kościołowi, zabito kilka osób. Zdesperowani katolicy, postanowili wysłać poselstwo do Walensa, by prosić go o sprawiedliwość, wybrano osiemdziesięciu księży i duchownych by złożyli petycję.

Cesarz, który udawał, że cierpliwie słucha ich skarg, wydał tajny rozkaz Modestowi, prefektowi pretorian, by wszystkich ich zabił. Modest był tak okrutny jak jego pan, ale nawet w Nikomedii, gdzie Ariusz i Euzebiusz byli tak aktywni w nauczaniu herezji, wielu ludzi pozostało wiernych Credo nicejskiemu. Tak ogromna rzeź niewinnych duchownych, prawie na pewno spowodowałaby powstanie, rzecz musiała zostać zrobiona w sekrecie.

Wzywając skazanych by pojawili się przed nim, Modest poinformował ich, że cesarz skazał ich na wygnanie. Szczęśliwi, że będą cierpieć za wiarę, przyjęli tę wieść z radością i zostali szybko zaokrętowani na statek, który miał przetransportować ich do kraju wygnania. Jednak załoga otrzymała inne rozkazy od Modesta. Podpaliła statek i uciekła jedyną łodzią, zostawiając osiemdziesięciu męczenników, by zginęli w płomieniach. Po tym wydarzeniu, było jasne, jak bezużyteczne jest odwoływanie się do Walensa o sprawiedliwość.

Zarządcy prowincji wkrótce otrzymali rozkazy, by usunąć wszystkich biskupów wygnanych przez Konstancjusza, którzy powrócili za panowania Juliana. Lud Aleksandrii protestował, że Atanazy nie powrócił za panowania Juliana, a został osobiście wezwany przez Jowiana. Zarządca Egiptu nie śmiał nalegać, gdyż mieszkańcy zebrali się gotowi siłą bronić swojego biskupa, jednak powiadomił cesarza o katolickim duchu Aleksandryjczyków.

Kilka dni później, Atanazy opuścił miasto, by pozostać przez pewien czas w wiejskiej chacie niedaleko. Była to opatrznościowa decyzja. Tej nocy zarządca, z uzbrojonymi oddziałami, włamał się do kościoła, w którym zwykle można było znaleźć modlącego się patriarchę. Szukali wszędzie i byli bardzo zaskoczeni gdy zrozumieli, że zdobycz im umknęła. Atanazy w międzyczasie ostrzeżony przez przyjaciół, ukrył się w grobowcu swego ojca, krypta była dość duża, by człowiek mógł spędzić w niej pewien czas w ukryciu. Tajemnica była dobrze strzeżona przez wiernych, którzy nocami przynosili patriarsze jedzenie i informacje o tym, co działo się w mieście. Przez cztery długie miesiące Atanazy pozostawał w ukryciu, pod koniec tego czasu zarządca, bojąc się wybuchu niezadowolenia wśród ludu – cały Egipt buzował – wytłumaczył Walensowi, by pozwolił Atanazemu powrócić w pokoju na tron biskupi.

cdn.

Frances Alice Forbes

Powyższy tekst jest fragmentem książki Frances Alice Forbes Św. Atanazy. Strażnik wiary.