Rozdział dziesiąty. Moi rodzice, ubodzy, moja szkoła, czytanie

Moi rodzice

Rodzicielstwo, wzajemną miłość, dzięki której przyszedłem na świat, powinienem zawsze darzyć czcią i szacunkiem. Spotkam, a może już spotkałem, ludzi, którzy świętą relację ojca i matki do dziecka pochodzącego z ich miłości traktują jako przedmiot kpin. Ale dla mnie wszystkie te wspaniałe sposoby, dzięki którym Bóg sprawia, że ludzkość trwa i pomnaża się, powinny być żywymi cudami Jego mądrości i Jego dobroci, czymś tak ewidentnie dobrym i prostym, że instynktownie będą budzić wdzięczność i cześć w mojej duszy.

Tak w szczególny sposób wzrośnie mój szacunek i miłość do rodziców. Byli oni odpowiedzialni przed Bogiem za moje przyjście na świat. Ich trosce i miłości zawdzięczam istnienie. Dbali o mnie i otaczali opieką, kiedy byłem zbyt mały i słaby, by troszczyć się o siebie, kiedy nie umiałem chodzić, kiedy nic nie mogłem dla siebie zrobić, a nawet nie potrafiłem wyrazić, nie mogłem wiedzieć jasno, czego chciałem. Im zawdzięczam ten pierwszy okres życia. Także od tamtej pory mam za co być im wdzięczny, jeśli chodzi o moje odżywianie, moje kształcenie intelektualne i edukację, moje wychowanie moralne i formację duchową, moją wiedzę o zbawiennych prawdach wiary. Dlatego w moich uczuciach wobec rodziców powinny górować wdzięczność i miłość.

Ale miłość i wdzięczność ma przejawiać się w czynach, nie powinna ograniczać się do samego wyrażania myśli i słów. Okazuję je przez posłuszeństwo. Muszę słuchać moich rodziców we wszystkim, co nie jest grzechem. Czasami może wyda się to nieprzyjemne, ale muszę przypomnieć sobie, że ich obowiązkiem jest poprawiać mnie i pouczać, że w dzieciństwie, jak długo mnie utrzymują i żyję pod ich dachem, jestem zobowiązany do posłuszeństwa, że nawet później, kiedy stanę się niezależnym członkiem społeczeństwa, będę nadal zobowiązany do słuchania z szacunkiem ich rad, nawet jeśli ostatecznie je odrzucę. Powinny mnie wspierać w dzieciństwie ich autorytet, w wieku męskim ich wpływ. Zawsze winien im jestem cześć i miłość.

Ubodzy

W taki czy inny sposób ludzie z pewnością poproszą mnie o zainteresowanie się jakąś pracą charytatywną, być może, abym pomógł im w jakimś stowarzyszeniu dla chłopców czy młodzieży męskiej lub bym dał im pieniądze na jakąś wartą zaangażowania sprawę. Nawet jeśli inni tego nie zrobią, to sami ubodzy z pewnością pojawią się na mojej drodze i poproszą o pomoc. Co wtedy powinienem zrobić? Pierwsze, co powinienem uczynić, zanim w ogóle wezmę pod uwagę konkretny przypadek, a nawet zanim rozważę, czy jestem w stanie pomóc, to zdać sobie sprawę, że możliwość pomocy innym jest przywilejem. Nieważne, czy to sprawa pieniędzy lub czasu, czy wpływów albo talentów osobistych, cokolwiek mogę użyć w służbie innym z pewnością jest darem Boga udzielonym mi właśnie po to, bym go używał.

Wtedy zaczynam uświadamiać sobie, że to nie ja robię przysługę, pomagając innym, ale Bóg, który wyświadcza łaskę, pozwalając mi uczestniczyć z Nim w dziele troski o ludzkość. Wtedy powinna mi przyjść do głowy inna myśl, mianowicie, że mam traktować wszystkich tych ludzi: ubogich, chorych, żebraków, z szacunkiem. Zostali stworzeni przez Boga i odkupieni przez Boga, i dlatego spowici są boskością, i naznaczeni stwórczą mocą Bożą. Toteż powinienem pamiętać, jak Chrystus mówił, że cokolwiek uczyni się jednemu z Jego najmniejszych braci, to uczyni się Jemu samemu. To z kolei pogłębia mój szacunek dla ubogich, chorych, nieszczęśliwych, ponieważ jest przywilejem danym od Boga dzielenie się swoimi dobrami z nimi, a także dlatego że ci, z którymi się stykam, są sami – jakkolwiek obecnie rozbici – dziełem Bożym.

Zatem moim ideałem jest być zawsze tak pomocnym innym, jak pozwalają mi na to środki lub czas. Naturalnie, często będę musiał zadowolić się tym, że zostanę nabrany, bo lepiej jest być wspaniałomyślnym, niż odmówić naprawdę potrzebującym. Lecz zwykle najlepszym sposobem pomocy nie jest dawanie pieniędzy, ale czasu, ponieważ czas rzeczywiście jest dla mnie cenniejszy. Prace, na przykład w stowarzyszeniach dla chłopców, przy skautach, przy organizacji zabaw i letnich obozów, to zawsze sposoby, które wymagają ofiary z czasu i wygody, ale są pewnymi i pełnymi oddania sposobami pożytecznymi dla moich kolegów i dlatego podobają się Bogu. Być może ksiądz z parafii ucieszy się z pomocy, a jeśli nie on, to nie będzie trudno znaleźć jakąś organizację katolicką czy niekatolicką, która będzie wdzięczna za moją posługę.

Moja szkoła

Do moich lat szkolnych będę powracał z wielkim uczuciem, na pewno jako do lat, w których nawiązałem najwięcej przyjaźni i zaznałem poczucia największej wolności w życiu. Być może w obecnej chwili mojej edukacji tak mi się nie wydaje, bo zdarza się, że rutyna szkolnego życia pełna jest goryczy. Naturalnie, latom ćwiczeń musi towarzyszyć dyscyplina, która od czasu do czasu daje się we znaki i zdaje się krępować wolność, za którą tęsknię; ale powinienem sobie uświadomić, że owa dyscyplina jest dla mnie podstawą. Przynajmniej skutki jej braku są dobitnie zauważalne u chłopaków, którzy nigdy nie chodzili do szkoły, a zamiast tego czekali w domu, wkraczając we wczesny wiek męski zarozumiałymi, samolubnymi i delikatnymi. Oczywiście można znaleźć te wady także u chłopaków, którzy chodzą do szkoły, ale rzadziej.

Jako zasadę mogę przyjąć to, że cały mój szkolny czas ma być treningiem, dyscypliną i dlatego muszę spodziewać się, że nie będę mógł zrobić wielu rzeczy, na jakie miałbym ochotę. Dyscyplina ma pierwszorzędne znaczenie. Konieczność nauki, monotonia i mozół uczenia się przedmiotów lub takiego czy innego z nich, egzaminy semestralne, wymaganie znajomości szczegółów, wytężanie pamięci do granic, nawet pozorna bezużyteczność wielkiej części tego, czego wymaga się, abym się nauczył – wszystkie te rzeczy mają na celu mnie ćwiczyć i uczyć dyscypliny. Nie mniejszym źródłem dyscypliny jest mój codzienny kontakt z innymi chłopakami i moje z nimi relacje. Być posłusznym innym, umieć walczyć o swoje, zdawać sobie sprawę z ich innych punktów widzenia, znaleźć dla nich miejsce we wszystkim, co robię, zważać na innych, przebaczać, kochać – to także wchodzi w zakres systemu treningu.

Na okres szkolny należy więc patrzeć jako na czas nauki nie tyle przedmiotów, co dyscypliny. Cokolwiek poza nią wchodzi do mojego umysłu, jakakolwiek ilość dodatkowych informacji, to niewiele w porównaniu z treningiem mojego umysłu, czynieniem go subtelnym i wykształconym, zwłaszcza w treningu mojego charakteru, uczeniu go samokontroli, oddania obowiązkom, akceptacji bolesnej strony życia, jak również strony przyjemnej, hartu ducha, wytrwałości, wytrzymałości, szerokiej tolerancji w postrzeganiu opinii innych ludzi, co nie pochodzi z obojętności, ale z intensywnego cenienia własnych opinii. Z tego rodzi się wdzięczność i lojalność wobec mojej szkoły, jej nauczycieli, chłopaków, tradycji.

Czytanie

Co powinienem czytać? Najprostszą z zasad jest czytanie tego, co mnie najbardziej interesuje. Nigdy nie powinienem czytać książki, tylko dlatego że jest jedną z tych, które „powinno się przeczytać”. Lepiej nigdy nie czytać wbrew usposobieniu. Często rzeczywiście jest bardzo pomocne, kiedy ludzie polecają mi książki, będące dziełami literackimi. Mogę dowiedzieć się od dorosłych przyjaciół i nauczycieli, jacy są najwięksi klasycy mojej ojczyzny czy innych krajów, bo na szczęście nie brakuje tych wspaniałych przykładów ludzkiego talentu, ludzkiej wrażliwości czy sztuki i życia. Ale z tego właśnie powodu, jedynie dlatego że ich nie brakuje, będzie dla mnie konieczne, abym wybrał z tych wszystkich drogocennych dzieł to, które najbardziej mnie pociąga, gdyż doświadczenie uczy, że człowiek najlepiej pracuje wtedy, kiedy pracuje chętnie; i skorzystam najwięcej z czytania, czytając to, co lubię.

Oznacza to, że muszę wyrobić sobie własny gust i nim się kierować. Elementarne początki gustu są we mnie, a zatem mam kierować się nim, korzystając głównie z ważniejszych autorów, piszących na temat, który z natury mnie interesuje. Dlatego pewne nauki, sztuka, forma literatury, historii, itd. mnie pociągają. Dlatego powinienem zapytać kogoś, kto według mnie ma naprawdę głęboką i szeroką wiedzę na ten szczególny temat, by zrobił mi listę najważniejszych i najwspanialszych książek, jakie na ten temat napisano. W nich z kolei znajdę referencje innych książek i tak cała literacka rzeka będzie poszerzać się nieustannie, sięgając źródła i codziennie publikowanego materiału. Dzięki temu zauważę, że moje czytanie przestaje być chaotyczne, a jednak nigdy się nie zawęża.

Jednak czytanie jest tylko środkiem do celu, którym jest radość cieszenia się szlachetnymi myślami i do inspirowania szlachetnych i konkretnych czynów. Toteż trzeba uważać, aby nie czytać zbyt wiele, ponieważ takie czytanie zatyka myśl, tak jak czytanie zbyt mało ją głodzi. Powinienem robić przerwy, by rozmyślać czy zadumać się, kiedy napotkam zdanie, które mi się spodoba, ideę, która mnie przebudzi, zdarzenie, które mnie rozbawi, poruszy, pouczy. W ten sposób nie stracę nic z zainteresowania, lecz zdobędę głębszy zasób myśli, które dzięki rozważaniom, stopniowo będą stawały się częścią mojego intelektualnego ekwipunku. Trawione powolną myślą, szlachetne idee innych ludzi staną się tkanką mojego umysłu. Znaczenie ma nie to, skąd pochodzi idea, lecz jak się nią posłużę.

O. Bede Jarrett OP

Powyższy tekst jest fragmentem książki o. Bede Jarretta OP Szlachetny rycerz.