Rozdział dziesiąty. Lektura, emocje, lenistwo

Matka Lamartine’a napisała w swym pamiętniku pod datą 19 czerwca 1801 roku: „Znowu myślałam o niebezpieczeństwie wynikającym z lekkiej lektury. Sądzę, że dobrze bym zrobiła zaprzestając jej całkowicie; po pierwsze byłoby to poświęcenie, poświęcenie, które by niewątpliwie spodobało się Bogu, bo taka lektura jest jedną z najbardziej niebezpiecznych przyjemności na świecie. Poza tym gdy jestem pochłonięta tego typu rozrywkową lekturą, nuży mnie i nudzi poważna i pożyteczna; jednakże bez wątpienia jej potrzebuję, żeby umieć pouczać dzieci. Ostatecznie ze względu na nie zdecyduję się wyrzec się przyjemności frywolnej lektury”.

Rodzice powinni być ostrożni ze swoją lekturą. Muszą też unikać wszystkiego, co mogłoby pokalać ich dusze i pozbawić jej cnoty. Mogą pójść nawet dalej i – podobnie jak matka Lamartine’a – zrezygnować z lektury zabierającej cenny czas, który można poświęcić na czytanie czegoś pożytecznego. Trzeba przecież wiedzieć tyle rzeczy, żeby wychować dzieci! Dając należyty upust potrzebnym i pożytecznym rozrywkom, należy zawsze wybierać materiał do czytania, który wzbogaci umysł i rozwinie cechy potrzebne w delikatnej posłudze rodzicielskiej.

Co za szczęście otrzymać uprzedzającą pomoc od własnych dzieci: „Ostatecznie ze względu na nie zdecyduję się wyrzec się przyjemności frywolnej lektury”.

Lecz lektura rodziców – to nie jedyny problem. Jest jeszcze inny: lektura dzieci. Jak wielka to nieroztropność spotykana w niektórych rodzinach, gdy wszelkiego rodzaju przeglądy, magazyny, gazety i książki – absolutnie nieodpowiednie dla dzieci, pozostawione, leżą wokoło w zasięgu ich ręki, gdzie dzieciom, niemądrze, daje się swobodny dostęp do biblioteki, a te mogą wyłowić książki często szkodliwe dla ich zdrowia moralnego i przekonań religijnych.

Historia Jana Jakuba Rousseau jest dobrze znana. Urodzony jako wyznawca kalwinizmu, z rodziców, których postępowania raczej nie można określić jako godne pochwały, spotykał się we wczesnym dzieciństwie z niczym innym, jak tylko niepokojącymi przykładami zachowań; jednakże wykazywał wyjątkową czystość, opierając się wszelkiego rodzaju wewnętrznym i zewnętrznym pokusom. Został później katolikiem i poczuł powołanie kapłańskie. Przełożeni jego uznali jednak pod koniec kilkutygodniowej próby, że ostatecznie nie ma w sobie zalążków na dobrego księdza.

Jakiś czas po opuszczeniu seminarium został sprowadzony na złą drogę przez swą dobrodziejkę, madame de Warrens, która – mimo iż aspirowała do tego, by odgrywać wobec niego rolę matki – przez najbardziej godne nagany relacje z nim, bezwstydnie zdemoralizowała młodzieńca, którego nazywała „Małym”.

Zaczynając zdawać sobie sprawę z tej sytuacji, Rousseau napisał w 1738 roku: „Boże mój, przebacz mi grzechy, jakie popełniłem do tej pory, całe zło, w jakie wdepnąłem… Przyjmij moją skruchę, o Boże… Będę pamiętał, że jesteś świadkiem wszystkich moich czynów… Będę wyrozumiały dla innych, lecz surowy dla siebie; będę opierał się pokusom; będę żył w czystości… O Panie mój, Mistrzu, spędzę swoje życie służąc Tobie”. Lecz, niestety, otwarła się przed nim biblioteka i zaczął „pochłaniać książki jak wariat”, bez dozoru, bez rozeznania. Popadł pod wpływ Diderota i został adeptem encyklopedystów.

Resztę znamy. Jego historia powinna pobudzić nas do poważnego zastanowienia się. Od czego zależy kierunek życia? Niezamknięte na klucz drzwi, chwilowe zapomnienie, niedbalstwo – i oto dusza jest na zawsze zdeprawowana!

Wniosek jest oczywisty: Nigdy nie trzymać w domu złych książek. Cóż dobrego z nich może wynikać?

Jeżeli dla celów studiów lub innych powodów absolutnie niezbędne są książki, które mogłyby okazać się niebezpieczne dla pozostałych członków rodziny, muszą być zawsze przechowywane pod zamknięciem. Dzieci są ciekawskie, taka też jest pomoc domowa. O krzywdę nietrudno!

Ćwiczenie emocji

Wielu rodziców jest za miękkich w wychowywaniu swych dzieci.

Żeby nie sprawiać bólu swemu potomstwu, ulegaj ą każdemu jego kaprysowi. Gdy maluch chce, żeby go pocałować, całuje się go. Częściej jednak jego tęsknota za pocałunkiem uprzedzana jest przez rodziców, którzy chcą zaspokoić własne pragnienia, obsypując dzieciaki dowodami przesadnej czułości. Niech tylko dziecku zachce się cukierka czy jakiegoś przedmiotu, rodzice pędzą, żeby go dać; dają dziecku wszystko, co chce lub co im się wydaje, że chce.

Jaki jest tego skutek? Dziecko jest niezdolne do odmówienia sobie czegokolwiek; dąży tylko do jednego: zaspokojenia swoich małych żądz. Jakież wielkie niebezpieczeństwo na dalsze lata!

Ojciec Viollet, dyrektor Stowarzyszenia Matek Katolickich, przemawiając na konwencji stowarzyszenia w roku 1929, powiedział:

„Wyobraźmy sobie matkę, która zaspokajała wszelkie fizyczne zachcianki swego dziecka; czyniąc tak, przygotowała grunt do wszelkiego rodzaju upadków w przyszłości. Mały człowiek żyje jakby tylko zmysłami smaku i dotyku. Jeżeli matka zaspokaja każde zmysłowe pragnienie dziecka, dostarczając rozkoszy jego podniebieniu i wygody ciału, nieświadomie czyni je niewolnikiem jego pragnień. Czy nie mamy zatem racji twierdząc, że sama wyścieliła mu drogę do późniejszej bezradności w panowaniu nad własną seksualnością?

Gdy pojawi się ciśnienie seksualne, zmienia się tylko miejsce, gdzie dadzą o sobie znać żądze zmysłowe. Pragnienia, które u dziecka były jedynie głodem podniebienia, rozleją się w wieku pokwitania na inne części ciała. Jeżeli dziecko nie było od maleńkości wdrażane do kontrolowania swego zmysłu smaku i dotyku, jak możemy spodziewać się, że uniknie stania się niewolnikiem zmysłowości seksualnej? Tej sprawy nie można przeoczyć”.

Niektórzy rodzice są zbyt wylewni wobec swych dzieci. Oczywiście nie chodzi o to, by zabraniać wszelkich przejawów tkliwości tak naturalnej ze strony rodziców wobec dzieci i ze strony dzieci wobec rodziców; to byłoby popadanie w drugą skrajność. Chodzi po prostu, by powściągać czułe pieszczoty, zachowywać w tym względzie właściwy umiar i porządek.

Podobnie jak ważne jest, żeby dzieci były wychowywane w atmosferze radosnej ufności, życzliwej prostoty, harmonijnego koleżeństwa – coraz bardziej przenikniętego wzajemną miłością, tak samo istotne jest, by unikać przesady w demonstrowaniu uczucia, pieszczotliwego wyrażania się, samych pieszczot i daleko idących czułości. Przesada w tym, jak przesada we wszystkim innym, jest wadą. Łatwo popaść w taką przesadę.

Kanonik Dermine, człowiek bardzo rozsądny, poczynił taką uwagę: „Rodzice, starsze rodzeństwo, służące, guwernantki, przyjaciele rodziny są przymuszani własnymi uczuciami do zasypywania maluchów uściskami i całusami. Te nieumiarkowane demonstracje, chociaż nie kryje się w nich nic nieprzyzwoitego, niosą ze sobą pierwiastek niebezpieczeństwa, ponieważ są u dziecka pożywką dla potrzeby czułości i pewnego rodzaju zmysłowości, które mogą łatwo przyczynić się do rozbudzenia namiętności. Umiarkowanie musi być tu regułą”.

Wychowanie dzieci zaczyna się od wychowania rodziców. Powinni moderować własne uczucia, jeżeli nie chcą, żeby ich dzieci zaczęły później przejawiać niebezpiecznie roszczeniowe potrzeby. Jest taki typ żarłoka, który opycha się żywnością i słodyczami; jest inny typ: którego zżera potrzeba pieszczot.

Bądźmy sami umiarkowani w tych sprawach, żebyśmy mogli uczyć nasze dzieci umiarkowania. Wychowanie jest oparte na mądrym i inteligentnym umiarze.

Dziecko a lenistwo

Ktoś powiedział, że ogromna trudność w wychowaniu dziecka – to wiedzieć, kiedy pieścić, a kiedy karcić.

Podczas gdy prawdą jest, że wiele z wad dzieci wynika z ich kondycji fizycznej, nie powinniśmy demonizować tego faktu; jednak dopóki się nie udowodni, że wada nie jest wynikiem stanu fizycznego, przytulenie jest bardziej godne polecenia niż kara.

Ale dziecko, którego wady mają charakter moralny, a nie fizyczny i gdy nie wchodzi w grę żaden problem natury psychologicznej, takie dziecko jest zmysłowe, kłamie i kradnie. Nie ma innego wyjścia, jak zastosować wobec niego rygory i kary, nie zaniedbując jednak zdrowej zachęty, gdy zauważymy z jego strony choćby cień dobrej woli.

Wszystko to jest bardzo proste w teorii, lecz praktyczne zastosowanie nie zawsze jest łatwe, zwłaszcza gdy wadą dziecka jest lenistwo. Gdy dziecko o normalnej inteligencji marudzi przy pracy, gdy pomimo wszelkich wysiłków w kierunku pobudzenia go wzniosłą motywacją odnoszącą się do męstwa, nadziei na nagrodę i podobne atrakcje, tkwi w swojej inercji, jest podejrzenie, że jest z nim fizycznie coś nie w porządku albo doświadcza złych warunków higienicznych. Był na przykład mały chłopiec, który wydawał się wstrętnie leniwy. Któregoś jednak dnia musiał być natychmiast operowany z powodu ataku wyrostka robaczkowego. Po sześciu miesiącach dziecko było w czołówce klasy.

Inne dziecko znajdowało się w zatłoczonej klasie, gdzie powietrze było tak zepsute, że miało trudności z oddychaniem. Wysłane zostało na wieś i natychmiast poprawiły się jego nawyki związane z nauką.

Karanie w żadnym z tych dwóch przypadków nic by nie pomogło w leczeniu bezczynności tych dzieci; należało jedynie poprawić im warunki pracy.

Lecz są dzieci naprawdę leniwe; ich lenistwo ma charakter moralny. Wcale nie pracują, ponieważ nie ma w nich choćby szczypty energii. Katechizm określa lenistwo jako „nadmierne przywiązanie do odpoczynku, które powoduje, że unika się każdego przykrego obowiązku”. Oto, czym dokładnie jest lenistwo.

Otóż, ludzie, którzy pracują, robią to albo z upodobania, albo z szacunku dla siebie, albo z obowiązku. Zatem problem związany z dzieckiem naprawdę leniwym polega na tym, by wzbudzić w nim zamiłowanie do pracy, albo obudzić uzasadnioną wiarę w siebie, lub też rozwinąć w nim poczucie obowiązku.

Wzbudzić zamiłowanie do pracy. – Niektóre dzieci nie lubią nauki w szkole, ponieważ pierwsze lekcje, które odbierały z danego przedmiotu były mizernie prowadzone. Dziecko zraziło się początkowymi trudnościami. Często zdarza się to w przypadku matematyki.

„Mój syn sobie radzi – wyjaśniła matka – lecz jest nieco słaby w grece”. Faktem jest, że podstawy tego języka zostały mu źle wyjaśnione. Następnie w swoje ręce wziął go mądry nauczyciel, pokazał mu, że greka jest łatwiejsza od łaciny, jeżeli tylko przezwycięży się pierwsze trudności związane z alfabetem, deklinacjami i koniugacjami. Chłopiec został prymusem w grece.

Obudzić uzasadnioną pewność siebie. – Niektóre dzieci kochają nade wszystko odpoczynek i wygodę. To, że zajmują ostatnie miejsce, niewiele je obchodzi. Wydaje się, że nie mają ambicji; sukces jest im zupełnie obojętny. Nie powinniśmy mieć skrupułów, by je zawstydzić, lecz musimy baczyć, by ich nie zniechęcić. Zgrywanie durnia prowadzi często do prawdziwej durnoty. Musimy ruszyć głową, by znaleźć sposób na to, by ten uczeń choćby raz odniósł w czymś sukces. Mógłby to być dobry punkt wyjścia; później zaś, gdy nic z tego nie wyjdzie, powinna przyjść kolej na karę.

Musimy pamiętać, że rozpatrujemy przypadek dziecka, które nie ma sukcesów nie dlatego, że nie dostaje mu środków, lecz dlatego, że nie pracuje.

Rozwijać poczucie obowiązku. – „Powinieneś pracować, ponieważ tata i mama sobie tego życzą, a Pan Bóg o to prosi”. Odwołajmy się do ducha synostwa i miłości Boga.

Rodzice muszą znać psychikę dziecka. To oni dali mu fizjologiczny byt. Do nich należy zbadanie, czy coś w kondycji fizycznej dziecka tłumaczy jego bezczynność przy pracy; mają po temu lepsze warunki niż ktokolwiek inny. Jeżeli ten niedostatek ma charakter psychologiczny, mają obowiązek wniknięcia w jego przyczynę i dostarczenia odpowiedniego środka leczniczego. Do nich należy, bez wyręczania dziecka, wpojenie mu poprzez pobudzanie jego woli, że trzeba chcieć.

Leniwe dzieci

Dzieci, które nie pracują lub pracują słabo, można podzielić na kilka kategorii.

Są dzieci chorowite. – Tutaj uzdrowienie sytuacji zależy od lekarza.

Są też dzieci mało uzdolnione. – Niezupełnie można je zaliczyć do chorych; można bowiem cieszyć się doskonałym zdrowiem, nie będąc zbyt inteligentnym. Niektóre dzieci są mało utalentowane. Niewielu rodziców stać na to, by to przyznać. Wstydzą się – i to niedobrze – że ich potomstwo dysponuje słabszymi możliwościami. Powinni współczuć dziecku, słabszemu intelektualnie – tak samo, jak temu, które ma niepełnosprawne nogi lub jest słabego zdrowia. Poza tym zachowując cierpliwość mogą czasem osiągnąć znakomite rezultaty.

Następnie, są dzieci źle wychowywane przez rodziców lub słabo wyuczone przez nauczycieli. Dopuszczono do tego, że nabyły nawyku bałaganiarstwa lub kapryśności, albo też były ostro traktowane, przeładowywane zadaniami ponad ich możliwości aż do przygniecenia pracą; nie nauczono ich ani dyscypliny, ani dobrej metody pracy. W ich przypadku winna jest zła pedagogia. Wreszcie, są dzieci rzeczywiście leniwe – są wystarczająco uzdolnione, dostatecznie zdrowe, by normalnie pracować, lecz odmawiają zaangażowania się, zabierają się do pracy opieszale i robią wszystko, żeby wykonać jej jak najmniej.

Takie złe zachowanie wskazuje często na to, że we wczesnym dzieciństwie dziecko było zbyt pobłażliwie wychowywane oraz że nie uczono go wysiłku i cierpliwości. Dziecko nie dość wcześnie zaczęło wykorzystywać z pożytkiem wolność, podejmować odpowiedzialność i brać się do pracy. Wyręczali je rodzice, zamiast starać się je uformować. Zabrakło im umiejętności przekształcania zabawy w pracę oraz pracy w zabawę. Dawali mu zabawki, które nie stwarzały możliwości korzystania z inteligencji, pożytecznych zamiłowań, wyobraźni oraz twórczych zdolności.

A ilekroć wspominali o szkole, przedstawiali ją jako ciężkie zadanie lub karę: „Jeżeli nie będziesz grzeczny w domu, wkrótce wyślemy cię do szkoły”, zamiast: „Jeżeli będziesz grzeczny, będziemy mogli wysłać cię do szkoły i będziesz się cieszyć, że zaczniesz pracować”.

Dziecko miernie wychowane przyzwyczai się dzielić swoje życie na dwie części: część główna – to przyjemności, a druga – wypadająca od czasu do czasu – to te nudne chwile przeznaczone na pracę. Trzeba mu było wpoić, że praca jest zasadą naszego całego życia; że jest rozwinięciem i rozszerzeniem naszych możliwości i jeżeli niesie ze sobą jakąś dozę trudu, to również – jeszcze większą porcję radości, wynikającej z przezwyciężenia trudności, zdobycia nowej wiedzy i otwarcia nowych możliwości zgłębienia prawdy. Rekreacja, zabawy – to tylko okazje do relaksu i – że tak powiem – do wyciągnięcia się w plenerze, żeby nabrać nowych sił do dalszej pracy.

Pracę należy przedstawiać nie jako harówkę, lecz jako wyzwanie. Bardzo wcześnie dziecko powinno zostać ukierunkowane na swoją przyszłą karierę czy misję: „Jeżeli chcesz zostać inżynierem, marynarzem, to…”. Ewentualnie: „Może zostaniesz matką i będziesz musiała prowadzić dom”. Dzieci powinny widzieć, że tata i mama znajdują w pracy przyjemność, mało tego: że praca podoba się Bogu. My wszyscy musimy się uświęcić, wykonując w każdym momencie obowiązki swego stanu – czy się nam to podoba, czy nie. Jeżeli to lubimy, tym lepiej. Jeżeli tego nie lubimy, powinniśmy włożyć w to więcej serca i ofiarować swoje cierpienie w godnej intencji, na przykład za misje, za uświęcenie kapłanów i osoby zakonne, za własną rodzinę lub w innych podobnych intencjach.

Trzeba baczyć, żeby nie szafować ideą nagrody, a zwłaszcza jeśli chodzi o nagrody obiecane za żądaną pracę; to bowiem rodzi wyrachowanie. Proś o wykonanie pracy z racji wcześniej wskazanych i czekaj na sposobność, by dać stosowną rekompensatę przy innej okazji; to będzie znacznie lepsza nagroda, ponieważ będzie nieoczekiwana.

Ks. Raoul Plus SI

Powyższy tekst jest fragmentem książki Ks. Raoula Plus SI Chrystus w rodzinie. t. III: Wychowanie.