Rozdział dziesiąty. Kłopoty z rachunkiem sumienia

Ula zjadła jedno jabłko i bierze się za drugie opowiadanie, które polecił jej ksiądz proboszcz. Dziwi się, że czytanie idzie jej dziś tak łatwo.

„To przecież opowiadanie, i takie ciekawe” – myśli.

Nowe opowiadanie jest nie mniej interesujące niż pierwsze. Ale przeczytajmy je razem z Ulą, a sami osądzimy.

***

Ignaś nie zjadł nawet porządnie obiadu, pomimo że na obiad były jego ulubione potrawy. Prosto od stołu pobiegł do obory, wziąwszy ze sobą zeszyt i wieczne pióro. Ukrył się w kącie i pisał. Wzdychał przy tym tak straszliwie, że aż krowa co chwila spoglądała na niego z litością.

– Co się z tobą dzieje? – zapytał Michał, który przyszedł karmić bydło – odkąd odrabiasz zadania w oborze?

– To nie jest zadanie – jęknął Ignaś i szybko zamknął zeszyt.

– To może list miłosny – żartował Michał.

– Ale skądże! Ale tobie mogę powiedzieć, co piszę. Dziś po południu mamy spowiedź. Piszę rachunek sumienia.

– Bardzo ci współczuję. To będzie przecież cała litania. Ale dlaczego nie robisz tego w pokoju?

– Znasz przecież moją mamę! Gdyby to przeczytała, dostałbym mokrą ścierką po głowie.

– No tak. Rzeczywiście, to byłoby niezbyt przyjemne – śmiał się Michał. – Czy mógłbym ci pomóc?

– Początek już mam – westchnął Ignaś. – Ale nie wszystkie moje grzechy mogę zmieścić w przykazaniach. – Z wahaniem otworzył zeszyt… – Jeśli mi dasz słowo honoru, że nikomu nie powiesz, przeczytam ci wszystko.

– Oczywiście. Słowo honoru, że nie powiem nikomu – odpowiedział Michał i usiadł pełen oczekiwania. Ignaś czytał:

– Pierwsze – modlitwa: często ją opuszczałem, a prawie zawsze odmawiałem ją bezmyślnie. Drugie – imiona święte: co najmniej sto razy przeklinałem, mogło być nawet tysiąc przekleństw.

– Też coś – mruczał Michał, który usiłował naśladować spowiednika i zasłonił twarz dużą czerwoną chustką (widział, że ksiądz często zasłania w konfesjonale twarz stułą). – Jakim jesteś niedobrym chłopcem, jeżeli tak dużo przeklinasz!

Ignaś zakończył czytanie swego wyznania: dziesięć tysięcy kłamstw.

– Tyle było ich co najmniej – powiedział. – Ale mam jeszcze inne grzechy. Nie wiem jednak, gdzie je zaliczyć.

– Na przykład? – zapytał Michał zza swojej chustki.

– Na przykład: żaby, które włożyłem ci do łóżka!

Michał zapomniał w tej chwili o swojej roli spowiednika, rzucił z gniewem chustkę i zawołał:

– Ty nicponiu! A ja za to jednemu małemu chłopaczkowi dałem parę porządnych szturchańców.

– Bardzo mi przykro – jąkał się Ignaś w poczuciu winy – ale gdzie umieścić żaby?

– W każdym razie nie w moim łóżku!

– Ja wiem, ale chodzi mi o to, do którego przykazania można je zaliczyć. Do szóstego? Jako coś bezwstydnego?

– Tu na pewno nie, ale także nie wiem, do którego przykazania można je zaliczyć. Najlepiej będzie jak powiesz: dziewiąte – żaby. I wyznasz osobno.

– Dobrze, tak rzeczywiście można, a ta sprawa z bańkami mydlanymi?

– Jakie znowu bańki mydlane? Zabawa bańkami mydlanymi wcale nie jest grzechem – oświadczył Michał.

– Ale pamiętaj o słowie honoru!

– Będę milczał jak grób!

– Więc słuchaj: Byłem raz z Piotrkiem w kościele. Jesteśmy przecież ministrantami, chcieliśmy zajrzeć do ogłoszeń ministranckich w zakrystii.

– Ale co to ma wspólnego z bańkami? – przerwał Michał.

– To było tak: coś poniosło nas na chór. A tam sprzątaczka zostawiła wiadro mydlin. Skorzystaliśmy, że na chwilę odeszła. Wlaliśmy trochę mydlin do piszczałek organowych. Kiedy nazajutrz organista grał na organach, te kwiczały jak głodne świnki, a po całym kościele latały bańki mydlane.

– Ależ wy macie pomysły! Gdyby organista wiedział o tym!

– Pamiętaj o słowie honoru! Poradź mi, do jakiego przykazania mam zaliczyć tę sprawę. W rachunku sumienia w katechizmie nie ma nic o bańkach mydlanych… Dalej rycynus… Sąsiad prosił mnie, aby mu przynieść piwo i ja mu dolałem rycynusu…

Dużo jeszcze miał Ignaś grzechów, których nie było w katechizmowym rachunku sumienia. Michał po wysłuchaniu wszystkiego powiedział:

– Nie chciałbym być w twojej skórze, gdyby ktoś znalazł ten twój rachunek sumienia. Połowa wioski urządziłaby na twoich plecach straszliwą młockę.

Ignaś wkrótce z ciężkim sercem udał się do kościoła. Padał deszcz. Ignasiowi zdawało się, że to niebo chce obmyć ziemię z brudu grzechów i złości.

W drodze Ignaś spotkał swojego przyjaciela Piotrka, on też miał kłopot z rachunkiem sumienia.

– Wszystko powiesz? – zapytał Ignaś Piotrka.

– Oczywiście! Inaczej nie można – odpowiedział zapytany. – Jak to dobrze, że krata dzieli od spowiednika!

– Dobrze także, że obowiązuje tajemnica spowiedzi. Kapłan powinien nawet nie myśleć o tym, co słyszał na spowiedzi.

Dwa długie szeregi dzieci były przy konfesjonale. Dziewczynki spowiadały się szybciej. Chłopcy dłużej, prawdopodobnie wszyscy mieli grzechy niemieszczące się w rachunku sumienia… Ignaś postanowił spowiadać się po wszystkich, na końcu. „Ksiądz już będzie przyzwyczajony do wszystkiego i moje grzechy przyjmie łatwiej” – myślał.

W końcu i na niego przyszła kolej. Drżąc ukląkł przy konfesjonale… Wyznał wszystko, chociaż było mu bardzo trudno. Nic nie zapomniał. Kiedy wyznał ostatni grzech, zrobiło mu się lżej.

„Teraz niech się dzieje, co chce!” – pomyślał.

– Czy masz coś jeszcze, moje dziecko? – usłyszał pytanie. Głos był poważny, ale pełen dobroci.

– Nie! To już wszystko!

Kapłan nie mówił o każdym grzechu. Ale o niektórych pouczał, że były bardzo złe, szczególnie ta zuchwałość w kościele.

– Czy pomyślałeś, jak bardzo obraziłeś Zbawiciela, kiedy jako ministrant, będący najważniejszą po kapłanie przy ołtarzu osobą, czyniłeś coś takiego w Jego obecności. Czy nie wiedziałeś o tym, że ministrant musi być całym sercem przy Tym, który na ołtarzu odnawia swoją ofiarę i znowu ofiarowuje swojemu Ojcu za nasze grzechy swoją Krew?

– Już nigdy nie uczynię nic podobnego! – zapewniał skruszony Ignaś.

– Wiem, że nie pomyślałeś o tym, że nie zdawałeś sobie sprawy z tego co czynisz. Dlatego Zbawiciel, który słyszał to twoje wyznanie, prosi teraz swojego Ojca: „Ojcze, przebacz mu” i sam ci przebacza z całego serca i wymazuje wszystkie twoje grzechy.

Tak bardzo cię kocha, moje dziecko… A za pokutę odmów trzy „Ojcze nasz”…

– Za tyle grzechów, tylko trzy „Ojcze nasz”? – zdziwił się Ignaś. – Odmówię Różaniec, mogę tajemnice bolesne. – I chciał już odejść. Ale kapłan zatrzymał go, tłumacząc, że musi zaczekać na rozgrzeszenie.

Ignaś widział przez kratkę kapłana ze złożonymi rękami, jego poważne, spokojne oblicze, słyszał łacińskie słowa modlitwy – a w końcu kapłan uczynił nad nim znak krzyża i powiedział: „Idź w pokoju”.

Ignaś odszedł z radosnym sercem. Ukląkł przed ołtarzem i dziękował Zbawicielowi serdecznie za Jego miłość i łaskę. Był tak szczęśliwy jak nigdy dotąd.

– Tak się cieszę, że się wyspowiadałem ze wszystkiego – powiedział do Piotrka, który czekał na niego przed kościołem – i że Pan Jezus wszystko mi przebaczył.

***

Ula zamyka książkę.

„Te opowiadania muszę koniecznie powtórzyć mamie… i Piotrkowi też. Zaraz po powrocie” – postanawia.

Je jeszcze jedno jabłko. Dziękuje pannie Agnieszce. I szybko biegnie do domu, bo zrobiło się już całkiem ciemno.

Erika Goesker

Powyższy tekst jest fragmentem książki Eriki Goesker Przygody Piotrka i Uli, czyli jak przygotować się do I Komunii Świętej.