Rozdział dwunasty. Wyższość kobiety

W swej książce Il Sangue di Cristo („Krew Chrystusa”) Igino Giordani wygłasza taki sąd: „Nawet jeśli jest dobry, mężczyzna zawsze przypomina kogoś w rodzaju czapli; stoi na jednej nodze i przyjmuje różne pozy. Obraca się w lewo, w prawo, a jak bardzo zainteresowany jest własnym wyglądem!

Niewiasta chrześcijanka wykonuje najbardziej niewdzięczne zadania, posługi niskie i ukryte. Kobieta ma być niczym Maryja. Przywyknie do zadań, które wymagają wyrzeczenia. Czyż nie jest łatwiej otrzymać katedrę niż czuwać nad łóżkiem umierającego? Jest wiele takich przykładów. Św. Augustyn napisał sterty książek, lecz kto uczynił z tego profesora wyznawcę? Jego matka – swymi łzami.

Więcej kobiet niż mężczyzn wstępuje do zakonu; jednak nie mogą mieć satysfakcji z kapłaństwa. Być może dzięki tym wstawiającym się i odchodzącym w cień kobietom nie wszystko idzie z dymem fajerwerków próżności”.

Mężczyźni mogliby pewnie ripostować, że w dziedzinie próżności kobiety nie ustępują im nawet o krok. Gdy oni, mężczyźni, wiedzą, jak grać dla korzyści, kobiety, po prostu żeby zdobyć podziw, również mają swój udział w puszeniu się, i to z powagą godną lepszej sprawy. Czy byłyby takimi niewolnicami mody, gdyby nie miały – i to w jakże większym stopniu niż mężczyźni – manii przewyższenia swych rywalek i skupiania na sobie uwagi?

Jest rzeczą oczywistą, że kobieta przoduje w ofiarnym dawaniu z siebie, a nade wszystko – w codziennym pokornym poświęcaniu się, czego wymagają obowiązki domowe. To nie oznacza, że mężczyzna w swojej pracy nie wie, jak się poświęcać dla tej, którą kocha. Czy spalałby się tak jak to czyni, gdyby nie wiedział, że otrzyma wieczorem uśmiech w nagrodę i że miły głos będzie śpiewał mu pochwały? Niemniej jednak, generalnie można przyjąć opinie Giordaniego, jak również dowody, które przytacza.

Nie musimy teraz rozpatrywać życia religijnego. Nie ma tutaj zastosowania. To, co powinniśmy zrobić to zajrzeć do domu chrześcijańskiego, żeby bez trudności znaleźć tam wzruszające przykłady niewyczerpanego poświęcenia. Oto żona – ma męża, który wyładowuje się z furią; miewa autentyczne napady złego humoru, krew napływa mu do głowy i praktycznie jest na granicy wylewu. Czy kobieta ta pozwoli mu, że doczeka się swego, i ukarze go za jego gwałtowność, pozbawiając go chociaż na moment swojej troski? Absolutnie nie!

Czy to nie Szekspir ukazał nam rozkoszną scenę: Szeryf wścieka się na żonę. Ona opuszcza pokój. Być może poszła się dąsać, gdyż nie ma jej dobrą chwilę. Lecz nie! Oto przychodzi z obładowanymi rękami i zaczyna przygotowywać okłady z gorczycy na stopy męża i zimne okłady na jego głowę, by odwrócić złe efekty przypływu jego furii.

To był chyba tylko mały epizod w sztuce, niemniej jednak jakże wymowny.

Oto kobieta dla ciebie!

Szef w domu

Przemyślawszy swój obowiązek objęcia rządów w swym przyszłym domu, Maurice Retour przekazał w liście do swojej narzeczonej następujące myśli: „We wszystkich rodzinach, gdzie bywałem, mężowie chcą uchodzić za tych, którzy rządzą swymi żonami, tymczasem żony spokojnie twierdzą, że to one rządzą swymi mężami. Ja pragnę żarliwie mieć wpływ na twoją duszę, by pomóc ci wzrastać; lecz równie żarliwie pragnę skłonić cię, żebyś wywierała wielki wpływ na mnie. Zostawmy innym małostkowe zachowanie i z całą pokorą dziękujmy Bogu za to, że nas oświecił”.

W innym liście powrócił do tej samej myśli: „Chcę być naszym przedstawicielem, gospodarzem wobec prawa, chcę być nawet odpowiedzialny wobec Boga za moralność naszej rodziny, ale nie ma gospodarza jeśli chodzi o wszelkie szczegóły naszego życia. Nigdy nie miałem większej pogardy do kogokolwiek niż do człowieka żonatego, który zakłada, że będzie dominował nad swoją żoną. Widziałem kilku mężów, którzy stawali się faktycznie uparci w sprawie jakiegoś szczegółu po to, żeby innym nie wydawało się, że ulegają swoim żonom. Myślę, że tacy mężowie to idioci”.

Następnie dla podbudowania swojej opinii dodaje: „Dwie osoby żyjące razem muszą wzajemnie mieć wpływ na siebie, lecz obiecuję ci, że nigdy nie będę w żaden wyrafinowany sposób dążył, by dominować nad tobą. Będziemy żyli ramię w ramię, bez cienia nawet myśli o czymś podobnym.

Chcę wierzyć, że będziemy potrafili należeć do siebie, by cieszyć się życiem, lecz z miłością, która będzie nas stale przybliżała do Boga… Bóg musi być zawsze na pierwszym miejscu i nawet w naszej miłości musi być naszym celem, teraz i zawsze”.

Nie wszyscy mężowie są tego formatu. W powieści niemieckiego autora, pewien baron podaje swoją opinię co do tego, jak należy traktować kobiety. „Trzeba sprawić, żeby czuły swoją niższość, inaczej się je rozpuści. Jeśli się ożenisz, rób to, co ja. Nigdy nie mów jej wcześniej o podróży lub przejażdżce konnej. Po prostu wyprowadź konia. «Dokąd się udajesz, kochanie?», zapyta za pierwszym czy drugim razem. «Chcesz mnie tak zostawić samą?», doda głaszcząc cię po policzku. Chwytasz szybko swój bat i mówisz: «Tak, muszę jechać do miasta. Mam to a to do załatwienia. Do widzenia! Jeżeli nie wrócę o dziewiątej na kolację, nie czekaj na mnie». Ona drży, lecz ty nie zwracasz na to uwagi. Ona biegnie za tobą, lecz ty dajesz jej znak batem, żeby wróciła. Ona biegnie do okna, wychyla się i macha chusteczką, wołając «Adrian!». Ale niech jej biały transparent powiewa, nie przejmuj się. Zepnij ostrogi i ruszaj! Klnę się, że to dobry sposób na trzymanie kobiet w ryzach. Za trzecim razem żona nie zadawała mi już żadnych pytań i Bogu dzięki, jęki się skończyły”.

Zwykłe porównanie tych dwóch postaw jasno wskazuje na tę właściwą. Są mężowie niegodziwcy, są też dżentelmeni. Ja dokonałem wyboru.

Małżeństwo a Eucharystia

Młoda niewiasta przed swym małżeństwem napisała do swego przyszłego męża prosząc go, żeby chodził z nią jak najczęściej do Komunii świętej; „Eucharystia jest sakramentem zaręczonych, którzy mają zamiar się pobrać, ponieważ jest to Sakrament Miłości”. Młody mężczyzna był tak poruszony jej opinią i tyle dobrego z niej wyniósł, iż wyrył to zdanie na jej grobie, gdy wczesna śmierć mu ją zabrała.

Małżeństwo a Eucharystia… jak bardzo prawdziwym jest, że jedno i drugie – to sakramenty miłości.

Czego domaga się miłość?

Miłość wyraża się w tych oto trzech postulatach: postulat obecności kochających się, postulat zjednoczenia, postulat wzajemnego poświęcenia się. Każdy z dwóch sakramentów spełnia te trzy postulaty.

Potrzeba obecności. – W przypadku Eucharystii: „Oto Ciało Moje”. Bóg obecny w nas w swej Boskiej naturze poprzez łaskę uświęcającą otrzymaną na chrzcie świętym znalazł sposób, żeby zjednoczyć ze sobą naturę ludzką: „A Słowo stało się Ciałem”. Był pewien, że pod tą nową postacią znajdzie sposób stania się obecnym dla ludzkości. Stąd Eucharystia.

W przypadku małżeństwa: Nie trzeba mówić, jak bardzo młodzi pragną być razem. Gdy rozmawiają, to tylko po to, żeby powiedzieć sobie, jak bardzo się cieszą, że są blisko siebie. Mogą nic nie mówić, lecz wówczas w głębokiej ciszy, która ich otula, splatają się ich dusze, obcują ze sobą i wymieniają wzajemnie to, co mają w sobie najlepszego. Milczenie między kochającymi się jest bardziej wymowne niż słowa. Następująca rada chińskiego mędrca, którą dał młodej dziewczynie w sprawie propozycji małżeńskiej, ukazała wielki rozum i doświadczenie:

„Jeżeli on powie ci: «Kocham cię bardziej niż cały świat», odwróć głowę i nonszalancko potargaj sobie włosy. Jeżeli ci mówi: «Kocham cię bardziej niż złotą różdżkę w świątyni», popraw fałdy sukni i skarć go śmiejąc się, jak gdyby rozbawiona jego brakiem pobożności.

Jeżeli przespaceruje się pod twoim oknem na białym koniu, żeby pożegnać się z tobą, ponieważ woli umrzeć od pchnięcia mieczem niż rozpaczać, daj mu kwiatka i życz mu szczęśliwej podróży.

Lecz jeżeli pozostanie obok ciebie, sparaliżowany jak niewolnik przed królem i niezgrabny do tego stopnia, że rozleje herbatę na twój niebieski obrus, wówczas uśmiechnij się do niego czule jakbyś uśmiechnęła się do tego, którego chciałabyś przyjąć na zawsze”.

Chociaż na początku małżeństwa bycie razem stanowi niezmąconą radość i nie ma potrzeby zachęcać nowożeńców do wspólnego życia, może się zdarzyć, że na dłuższy dystans będą pojawiać się nieprzyjemności; urok bycia razem słabnie może dlatego, że łatwiej niż w przeszłości ujawniają się wady albo dlatego, że wyobrażenie młodych o małżeństwie było nazbyt romantyczne, nie przygotowujące ich do możliwych niedostatków drugiej strony, a może dlatego, że mężczyzna, po prostu, nie będzie nigdy kimś innym jak tylko mężczyzną, a kobieta – kimś innym jak kobietą, to znaczy – ograniczonymi istotami, które nie mogą wzajemnie nie dostrzec, prędzej czy później, swoich ograniczeń.

Nikt nie musi się żenić czy wychodzić za mąż. Lecz po wstąpieniu w związek małżeński, wspólne pożycie jest obowiązkiem. Prawo kanoniczne stwierdza: „Małżonkowie muszą przestrzegać wspólnoty życia małżeńskiego” (1). Święty Alfons mówi jeszcze bardziej konkretnie: „Małżonkowie są zobowiązani do wspólnego życia w jednym domu, do dzielenia łóżka i stołu”. Separacja dotycząca dwóch ostatnich punktów może być, ze słusznych powodów, dozwolona w określonych wypadkach. Bardzo poważne powody są konieczne, by dyspensować męża i żonę od wspólnego zamieszkiwania; istnieje zawsze obawa wywołania skandalu, a pod presją pokus, jakie mogą się pojawić – istnieje również obawa, że zwykła separacja ciał zmieni się w rzeczywisty rozwód.

***

Miłość, która rozwija się w oparciu o wzajemną obecność dwojga, którzy się kochają i chcą być blisko siebie, przejawia się również w wyrazie zewnętrznym.

Tak jest w przypadku małżeństwa; tak jest też z Eucharystią. To, że wyraz fizyczny jest potrzebą miłości, udowadnia bardziej w całej rozciągłości zarówno doświadczenie, jak i elementarna psychologia.

Czyż matka nie mówi często do swego maleństwa, które obsypuje pocałunkami: „Mogłabym cię zjeść”, tak jakby daremnie marzyła o tym, żeby je ponownie wcielić w siebie?

Co jest niemożliwe dla matki, możliwe jest dla Chrystusa Pana. On chciał dać nam siebie jako pokarm nie tyle, żebyśmy my wcielili Go w siebie, lecz żeby On wcielił nas w siebie. W przypadku zwykłego pokarmu to ten, który je, asymiluje go. W przypadku Eucharystii to Żywy Chleb asymiluje nas w siebie: „Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało Moje. Pijcie z niego wszyscy, bo to jest Krew Moja. Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa Moje Ciało i Krew Moją pije, ma życie wieczne”.

Eucharystia żąda, żebyśmy ją brali i spożywali. Hostia nie jest dla oczu, żeby ją widzieć, lecz żeby ją spożywać. Nie wystarczy na nią patrzeć i ją adorować; musimy ją przyjmować i asymilować: „Bierzcie i jedzcie!”. Prawdziwa Obecność jest już wielkim darem, a obecność w czasie błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem – cenną praktyką pochwalaną przez Kościół. Jednak nie wyczerpuje to jeszcze całej doniosłości Eucharystii. Eucharystia domaga się komunii, komunijnego zjednoczenia… i jeszcze jak ścisłej komunii… dwóch istot, które się kochają, Chrystusa i chrześcijanina.

Ponieważ miłość stanowi idealną podstawę sakramentu małżeństwa, to małżeństwo – z kolei – szuka swej realizacji w wyrazie fizycznym.

Jako że małżeństwo odnosi się do zjednoczenia natur nie anielskich a ludzkich, tzn. duchów zamieszkujących ciała, oznaczając zjednoczenie dusz, oznacza zwykle także zjednoczenie ciał, które powinno ułatwiać zjednoczenie dusz. To cała istota jednej osoby poszukuje zjednoczenia z całą istotą drugiej.

Można więc łatwo zrozumieć dlaczego – ze względu na konkretną intymność osiąganą przez zjednoczenie cielesne – rzeczy delikatne domagają się prywatności. Jest to, bez żadnych wątpliwości, czyn dobry, zamierzony przez Boga, który ze swej natury nie nosi w sobie nawet cienia grzechu. Kościół, na przestrzeni historii, potępił owych nazbyt surowych moralistów, którzy chcieli obligować ludzi żyjących w małżeństwie do pójścia do spowiedzi przed przyjęciem Komunii świętej, jeżeli odbyli wcześniej stosunek małżeński.

Nie ma kwestii jeśli chodzi o prawo pary małżeńskiej do wszystkich owych oznak uczuć i czułości, które zwykle towarzyszą aktowi przekazywania życia. Jednak pomiędzy chrześcijańskimi małżonkami regułą będzie roztropna skromność, w żadnej mierze nie strachliwa, lecz przyzwoicie powściągliwa.

Osobną rzeczą jest ścisłe prawo, wedle którego mierzy się grzech; zupełnie czym innym jest sfera doskonałości lub nawet niedoskonałości, która rozciąga się znacznie dalej i która jest właściwie przedmiotem formacji chrześcijańskiej.

(1) Brzmienie według Kodeksu Prawa Kanonicznego z 1917 roku obowiązującego gdy pisana była książka. Obecnie postulat ten ma następujące brzmienie: „Małżonkowie mają obowiązek i prawo zachowania współżycia małżeńskiego” – kan. 1151.

Ks. Raoul Plus SI

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Raoula Plus SI Chrystus w rodzinie. t. I: Małżeństwo.