Rozdział dwunasty. Święty Augustyn. Jezus Chrystus, cz. 1

W jaki sposób Chrystus może wpływać na poprawę twego życia?

Możemy wyobrazić sobie człowieka okradającego sklep, który nie został przyłapany. Możemy nawet uskarżać się na to, że nikt nie ukarze rabusia. Jeśli pragniesz więzienia jako sposobu poprawy dla ręki, która obrabowała sklep, powinieneś wcześniej poprawić swój język. Jeśli chcesz, by sprawca włamania miał serce zdolne kochać innych ludzi, sam musisz obrócić swoje serce ku Chrystusowi. Jeśli tego nie uczynisz, niewykluczone, że On najpierw napomni i wpłynie na ciebie, a dopiero później na rabusia.

Komentarz do Psalmu 94.

W jaki sposób Maria wybrała lepszą cząstkę?

W trakcie czytania słowa Bożego usłyszeliśmy, że Pan został przyjęty przez religijną kobietę w jej domu, a na imię było jej Marta. A gdy zajęła się troską o posługę, jej siostra Maria siadła u stóp Pana i słuchała Jego Słowa. Jedna była zabiegana, druga trwała w bezruchu, ta pierwsza udzielała się, ta druga przyjmowała. Ponadto zapracowana Marta, jak to bywa w przypadku takich zajęć i trudu, zwróciła się do Pana skarżąc na siostrę, że ta nie pomaga jej przy pracy. Lecz Pan odpowiedział Marcie za Marię, stając się jej obrońcą, który wnosi apelację przed sąd, którym sam jest. I rzekł: „Marto, Marto! Troszczysz się i frasujesz o wiele, ale jednego potrzeba. Maria obrała najlepszą cząstkę, która od niej odjętą nie będzie” (por. Łk 10, 41–42). Dlatego usłyszeliśmy zarazem apelację, jak i sędziowski wyrok, który odpowiadał obrońcy, posługującemu się nim także w innych sprawach. Maria skupiła się na słodyczy Słowa Pańskiego. Marta skupiła się na tym, w jaki sposób może nakarmić Pana. Maria na tym, w jaki sposób może zostać nakarmioną. Marta przygotowała Panu posiłek. Posiłkiem, który przygotował Pan dla Marii, może się ona cieszyć po wszystkie czasy. Gdy zatem Maria słuchała z wielką radością najsłodszego Chrystusowego Słowa, i karmiła się w prostocie u Jego stóp, czy mogła czuć obawę, gdy Pan zwrócił się do jej siostry, że powie: „wstań i pomóż jej?”. U Jego stóp trzymała ją słodycz najwyższej próby: duchowe dobro, które bez wątpienia jest większe niż dobro zmysłowe. Została usprawiedliwiona, siedziała u Jego stóp z wielką ufnością. Jak dokonało się to usprawiedliwienie? Rozważmy to, przyjrzyjmy się, zbadajmy tak gruntownie, jak potrafimy, abyśmy także mogli zostać nakarmieni.

Czy jednak z tego powodu sądzimy, że w służbie Marty, która troskliwie zajęła się gościną i przyjęła do domu samego Chrystusa, była jakaś przewina? Jakże mogłaby zostać słusznie obwiniona ta, która została zaszczycona przez tak wspaniałego gościa? Jeśli byłoby to jednak prawdą, to niech ludzie porzucą swą służbę potrzebującym, niech wybiorą „najlepszą cząstkę, która nie będzie od nich odjęta”, niech oddadzą się w pełni Słowu, niech skupią się na radości Bożej nauki, niech zajmą się pielęgnowaniem poznania Boga, niech zaniechają troski o obcego człowieka na ulicy, który łaknie chleba, odzienia, odwiedzin, uzdrowienia, pochówku. Niech pójdą precz czyny miłosierdzia, słuszniej będzie zająć się wiedzą. Jeśli tym właśnie jest „najlepsza cząstka”, dlaczego nie wszyscy tak czynią, skoro sam Pan jest naszym obrońcą w tej sprawie? Wszak nie ma powodów do obaw w tej kwestii, skoro nie obrazimy Jego sprawiedliwości, bo podtrzymuje nas i prowadzi Jego sąd.

A przecież nie tak mają się sprawy, lecz tak, jak On je przedstawił. Nie o nasze własne pojmowanie tu chodzi, lecz o to, jak faktycznie powinniśmy je rozumieć. Zwróćcie na to uwagę: „troszczysz się i frasujesz o wiele, ale jednego potrzeba. Maria obrała najlepszą cząstkę”. Nie wybraliście złej cząstki. Lecz ona wybrała lepszą. Dlaczego lepszą? Bo wy „troszczycie się o wiele”, a ona o to jedno. Jedno przedkłada się nad wiele. Bo nie jedno pochodzi z wielości, ale wielość z jednego. Wiele jest rzeczy, które zostały stworzone. Jeden jest ten, który je stworzył. Niebo, ziemia, morze, wszystko, co je napełnia – jak tego wiele! Któż to zliczy? Kto poda tak wielką liczbę? I kto tego wszystkiego dokonał? Bóg. Spójrzcie – to jest „bardzo dobre” (por. Rdz 1, 31). Bardzo dobre jest to, co Bóg stworzył. Lecz o ileż wspanialszy jest Ten, który to stworzył. Rozważmy zatem naszą „troskę o wiele”. Większość z tych czynności jest konieczna dla odpoczynku naszych ciał. Dlaczego tak jest? Bo czujemy głód i pragnienie. Z kolei miłosierdzie potrzebne jest ludziom opuszczonym i nieszczęsnym. Łamiesz chleb dla głodnych, bo są tacy; lecz jeśli minie głód, komu dasz jałmużnę? Jeśli przeminie bezdomność, komu okażesz gościnę? Jeśli nie będzie ludzi pozbawionych środków do życia, komu dostarczysz ubrań? A gdy nie będzie chorób – kogo odwiedzisz? Jeśli nie będzie niewoli – kogo wyzwolisz? Jeśli nie będzie waśni – kogo pogodzisz? Nie będzie śmierci – kogo pogrzebiesz? Nie będzie zła w świecie, który nadchodzi, więc i nie będzie uczynków, które złu zapobiegają. Dobrze zatem uczyniła Marta troszcząc się o to, co mógłbym nazwać cielesną potrzebą Pana, czy też Jego wolą i służąc Jego śmiertelnemu ciału. Lecz kim On jest, choć w śmiertelnym ciele? „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo” (J 1, 1). Spójrzcie, kogo słuchała Maria! „A Słowo ciałem się stało i mieszkało między nami” (por. J 1, 14). Spójrzcie, komu służyła Marta! Dlatego też „Maria obrała najlepszą cząstkę, która od niej odjętą nie będzie”. Bo wybrała to, co pozostanie na wieki i co „odjęte nie będzie”. Zapragnęła zatroszczyć się o to jedno. I zrozumiała natychmiast: „dobrze jest dla mnie przylgnąć do Pana”. Usiadła u stóp Tego, który jest naszą Głową. Usiadła nisko, by więcej otrzymać. Oto ze szczytu wzgórza deszcze spływają ku dolinom. Tak zatem Pan nie oskarżył pracy Marty, lecz uczynił rozróżnienie między jej służbą a siostry. „Troszczysz się i frasujesz o wiele, ale jednego potrzeba”. To jedno wybrała dla siebie Maria. Praca nad wieloma rzeczami przemija, miłość dla Jedynego pozostaje. Dlatego to, co wybrała nie będzie jej odjęte. Lecz tobie – co zrozumiałe – zostanie odjęte to, co wybrałeś. Lecz – w imię twego szczęścia – zostanie odjęte, byś mógł otrzymać to, co lepsze. Bo gdy minie życiowa praca, będziesz mógł otrzymać odpocznienie. Tak oto ty wciąż jesteś na morzu, gdy Maria jest już w porcie.

Widzicie zatem, ukochani, i jak przypuszczam, już rozumiecie, że w postaciach tych dwóch kobiet, z których każda dobrze służyła Panu, ukazane zostały dwa typy miłości dla Chrystusa i dwa rodzaje Jego uczniów. Widzicie zatem, powiadam, że te dwie kobiety są figurami dwóch rodzajów życia: obecnego życia i życia, które nadejdzie, życia pośród pracy i życia w pokoju, życia pośród smutków i trosk i życia w niczym niezmąconej szczęśliwości, życia doczesnego i życia wiecznego. Oto są dwa życia – które z nich uważacie za pełniejsze? Co zawiera w sobie to życie? Nie mówię tutaj o złu, niesprawiedliwości, nieprawości, zbytkach, niegodziwości, lecz o ciężkiej pracy, pełnej trosk, w cieniu wielu obaw, o życiu niepokojonym przez pokusy. I nawet jeśli myślę o życiu tak niewinnym jak Marty, proszę, przyjrzyjcie mu się bacznie, o wiele baczniej, niż są w stanie dokonać tego me słowa. I zważcie, że niegodziwe życie nie miało wstępu do tego domu, nie było udziałem ani Marty, ani Marii i zawsze, gdyby zaszła taka konieczność, pospieszyłyby one otworzyć Panu drzwi. Takim jawi się ten dom, w których przyjęły Pana dwie kobiety prowadzące dwa rodzaje życia, obie niewinne, obie godne pochwały, lecz jedna oddana pracy, druga wyciszeniu, w Marcie nie było gwałtowności, która grozi życiu oddanemu pracy, w Marii nie było lenistwa, które grozi życiu bez troski o doczesne zabieganie. Tak było w tym domu gdzie współistniały te dwa sposoby życia, a pośród nich był On sam, Dawca Życia. Marta była obrazem rzeczy doczesnych, Maria obrazem rzeczy, które nadejdą. Co czyniła Marta, my teraz czynimy, wyczekując tego, co było udziałem Marii. Wypełniajmy dobrze obowiązki Marty, a w pełni otrzymamy to, co Maria. Lecz co z tego jest teraz naszym udziałem? I jak dalece? Tu, gdzie teraz jesteśmy, jak wiele mamy w sobie z życia Marii? W pewnej mierze i my, biskupi, stosujemy to teraz do siebie. I wy również, gdy odsuwacie się od swoich zajęć, odkładacie na bok domowe zajęcia, spotykacie się, przystajecie, słuchacie. W takim stopniu, w jakim to czynicie, żyjecie życiem Marii. Przychodzi to wam z większą łatwością niźli mnie, który jestem szafarzem. A jeśli powiedziałem wam teraz co powinienem, uczyniłem to w Chrystusie. I to was nakarmi, bo pochodzi od Niego. Bo wspólny jest dla nas Chleb, dzięki któremu żyję tak ja, jak wy. „Bo już żyjemy, skoro wy mocno stoicie w Panu” (1 Tes 3, 8). Nie mówię, że winniście oprzeć się na nas, lecz na Panu. „Bo ani ten, co sadzi, nie jest kimś, ani ten, co podlewa, ale Bóg, który pomnożenie daje” (por. 1 Kor 3, 8).

Kazanie 54, 1–4.

W jaki sposób Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami?

Jak to możliwe, że Jezus Chrystus przyszedł do nas tak, jak opisuje to Ewangelista: „Słowo ciałem się stało i mieszkało między nami” (por. J 1, 14)? Gdy przemawiamy do ludzi, myśl w naszych umysłach przemienia się w dźwięk i poprzez głoszoną przemowę, przez uszy słuchaczy, oświeca ich myśli. W trakcie tego przekazu nasza myśl nie zmienia się, lecz pozostaje cała, sama w sobie, przechodząc w mowę i przenikając do uszu słuchaczy. Myśl nie psuje się w trakcie tego procesu. W podobny sposób, Słowo Boga nie zmieniło się dokonując wcielenia, aby zamieszkać pośród nas.

Nauka chrześcijańska 1, 13.

W jaki sposób zawsze mogę głosić Bożą chwałę?

Cesarz wydaje rozkazy żołnierzom swej armii, by wykonali wiele jego różnorodnych zamierzeń. Jednemu nakazuje strzec więźniów. Innemu każe patrolować swoje terytorium i wypatrywać znaków wroga. Kolejnemu wyznacza zadanie poprowadzenia wyborowego oddziału żołnierzy i zniszczenia mostu.

Jak cesarz używa swojej armii dla ochrony najróżniejszych naszych zajęć, tak też Chrystus przez wiarę mieszkając w moim sercu używa moich niewidzialnych cnót niczym swojej armii dla poruszenia mego języka, moich rąk, moich stóp, by wychwalały Boga. Tę niewidzialną armię tworzą cnoty miłosierdzia, wielkoduszności, pobożności, czystości i trzeźwości. Czyny wcielające te cnoty mogą być zawsze ukazane, czy jestem w miejscu publicznym, czy pośród najbliższych, czy mówię, czy zachowuję ciszę, czy działam aktywnie w świecie, czy jestem wolny od takiej aktywności. Moje cielesne członki, które dokonują cnotliwych czynów są widziane; Chrystus, ich wewnętrzne źródło jest znany tylko samemu sobie i mojej duszy.

Tak zatem Chrystus przez wiarę obecny w moim sercu używa tych cnót niczym swoich sług, dzięki czemu mogę zawsze głosić Bożą chwałę.

Kazania na podstawie Pierwszego Listu świętego Jana 8, 1.

Czy powinniśmy wybaczać tym, którzy nas zranili?

„Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu” (por. Ps 69, 1). Bo trzeba nam nieustannej pomocy w tym świecie. A jeśli jej nie mamy? Od dziś, skoro tylko znajdziemy się pośród strapień, w sposób szczególny wołajmy tymi słowy: „Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu. Niechaj będą zawstydzeni i pohańbieni, którzy szukają duszy mojej” (por. Ps 69, 1. 3). I przemówi Chrystus, bo czy mówi Głowa, czy Ciało, On mówi te słowa: „czemu mnie prześladujesz?” (por. Dz 9, 4). I również On wypowiada takie słowa: „cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnie uczyniliście” (por. Mt 25, 40). Oto głos Człowieka (w Nim każdy z ludzi ma ucieczkę), zarówno Głowy, jak Ciała, nie trzeba o tym więcej mówić, bo jest to oczywiste. Psalmista powiada: „będą zawstydzeni i pohańbieni, którzy szukają duszy mojej”. A w innym psalmie głosi: „były mi łzy moje chlebem we dnie i w nocy, gdy mi mówią co dzień: «Gdzież jest Bóg twój?»” (Ps 41, 4). Mowa tu o prześladowcach pytających: „Gdzież jest Bóg twój?”. A przecież „będą zawstydzeni i pohańbieni”. Ale gdzie tu miejsce na słowa, które słyszeliście od Chrystusa: „miłujcie nieprzyjaciół waszych, dobrze czyńcie tym, którzy was mają w nienawiści, a módlcie się za prześladujących i potwarzających was” (por. Mt 5, 44)? Jezus Chrystus na Krzyżu prosił swego Niebieskiego Ojca, by wybaczył tym, którzy Go krzyżują, gdyż nie wiedzą co czynią. Dlatego też i my powinniśmy wybaczać naszym wrogom, by naśladować to, jak Chrystus przebaczył swoim prześladowcom.

Naśladowcami Chrystusa są męczennicy, którzy w Nim znajdują swój wzór. Lecz co znaczą słowa, które i my wypowiadamy – „niechaj będą zawstydzeni i pohańbieni, którzy szukają duszy mojej”? Taka przecież odpłata dana została prześladowcom męczenników. Tak został zawstydzony i pohańbiony Szaweł, który uczestniczył w męczeństwie Szczepana. Szaweł dyszał żądzą mordu, chciał kaźni i morderstw dla niewielkiej grupy chrześcijan. I usłyszał głos z wysoka: „Szawle, Szawle, dlaczego mnie prześladujesz?”. I doznał pohańbienia i upadł na ziemię. I powstał posłuszny ten, który judził przeciw chrześcijanom. Tego zatem pragną męczennicy dla swych prześladowców: by zostali zawstydzeni i obudziła się w nich bojaźń. Bo tak długo, jak nie zostaną „zawstydzeni i pohańbieni”, czują się usprawiedliwieni w swoich czynach: wysławiają samych siebie, bo mają moc zniewalania, krępowania, budzenia trwogi, zabijania, siania terroru, znieważania. Lecz wszystko to musi spotkać upokorzenie. Bo jeśli prześladowcy zostaną zawstydzeni, mogę też zostać nawróceni. Pragnijmy zatem zawstydzenia dla naszych przeciwników, nie obawiajmy się tego.

Komentarz do Psalmu 70, 3.

Dlaczego przybył do nas Chrystus?

Istnieje ogromna różnica między więźniem osadzonym za jego murami i przyjacielem, który odwiedził skazanego. Przez chwilę obaj są w więzieniu. Lecz po zakończeniu rozmowy więzień wróci do celi, a odwiedzający go opuści więzienie, by nadal żyć jako wolny człowiek.

Przed Wcieleniem ludzkość była słusznie więziona w okowach grzechu pierworodnego. Gdy Chrystus przyszedł na ziemię, odwiedził skutą kajdanami ludzkość. Przez jakiś czas, zarówno On jak i ludzie razem przebywali w więzieniu. Przelewając na Krzyżu swą krew, Chrystus nie tylko opuścił więzienie tego świata, ale także uwolnił wszystkich ludzi, więzionych przez pierworodny grzech. Choć teraz przeżywamy swoje krótkie, śmiertelne życie, Jezus Chrystus dał nam nadzieję na wieczne życie w Niebie.

Kazania na podstawie Pierwszego Listu świętego Jana 2, 10.

W jaki sposób możemy przyjść do Chrystusa?

Czytamy: „Był człowiek posłany od Boga, któremu imię było Jan”. Zaprawdę, ukochani, wszystko, o czym mówiliśmy wcześniej, odnosiły się do niewysłowionej Boskości Chrystusa i były niemal niewypowiedziane. Bo kto może pojąć te słowa: „na początku było Słowo, a Słowo było u Boga” (por. J 1, 1). I nie myślcie, że „słowo” znaczy tutaj to, co zwykliście przez nie rozumieć, skoro Ewangelista dodaje: „a Bogiem było Słowo” (por. J 1, 1). Tym Słowem jest On, o którym wczoraj tak wiele mówiliśmy. Ufam, że Bóg był przy tym obecny i że choćby z tego jednego powodu wasze serca zostały wzbogacone. „Na początku było Słowo”. Słowo zawsze jest to samo, na ten sam sposób; jakiekolwiek jest, takie jest zawsze; nie ma w Nim zmiany; zaiste – Słowo Jest. Swoje Imię Bóg powiedział swemu słudze, Mojżeszowi: „«Jam jest, który jest», tak powiesz synom Izraelowym: «Który jest, posłał mnie do was»” (por. Wj 3, 14). Kto zatem może to pojąć, skoro sami widzicie, że wszystkie śmiertelne rzeczy są zmienne? Widzicie przecież, że nie tylko ciała są różne w swych właściwościach, przez narodziny, wzrost, uwiąd, śmierć, lecz nawet dusze różnią się między sobą, bo w skutek różnorodnych pragnień nadymają się żądzami i doznają wewnętrznego podziału; czy nie widzicie, że człowiek nabywa mądrości kierując swymi pragnieniami lub traci mądrość rezygnując z wędzidła pod wpływem złego podszeptu? Zatem, skoro widzicie, jak wszystkie rzeczy są zmienne, czymże jest to, co przekracza wszystkie te stworzenia, które są, a jakby ich nie było? Czyim udziałem stać się może niezmienność? I czy ten, kto dotknie ją umysłem, zdolny jest trzymać się jej o własnych siłach? (1) Jeśli człowiek na pokładzie statku zakotwiczonym na stałe na oceanie ujrzy z daleka swój rodzinny ląd i zarazem uświadomi sobie przeszkodę, którą jest woda, pojmie, że nie ma sposobu by dostać się na brzeg. Morze nie pozwala temu człowiekowi stanąć na suchym lądzie.

Chrystus przychodzi z pomocą i dostarcza drzewa, dzięki któremu taka osoba może przebyć głębokie wody. Tym drzewem jest Krzyż Chrystusa. Nikt nie uniesie się ponad głębię morza tego życia, jeśli nie dźwignie go Chrystusowy Krzyż. Kto nie odpadnie od Chrystusowego Krzyża, przybije do prawdziwej ziemi swych narodzin, Królestwa Niebieskiego.

Traktaty o Ewangelii św. Jana 2, 2.

Czy wszystkie teksty Starego Testamentu mówią o Chrystusie?

Nieszczęśnicy, którzy nie przyjęli w swe serca słodyczy prawdy, muszą odczuwać jej siłę niczym knebel na swe usta. Teksty ze Starego Testamentu mówią bowiem o Chrystusie. Głowa bowiem, która wstąpiła w niebiosa i ciało, doznające wciąż udręk na ziemi, wespół są pełnią tego, ku czemu dążyli autorzy Pism, nazywanych świętymi. W harfie muzyczne dźwięki pochodzą ze strun, a nie z pozostałych jej części. Gdy struny są nastrojone, uderzający w nie harfista tworzy przepiękną muzykę. Pozostała część instrumentu łączy i utrzymuje struny. Podobnie poszczególne fragmenty Starego Testamentu przepowiadają przyszłe wydarzenie, czyli Chrystusa, ale i zjednoczone w całość zapowiadają Jego przyjście.

(1) Wypowiedź św. Augustyna można uznać za polemikę z pogańską filozofią, jej nurtem platońskim, zgodnie z którym filozof miał dążyć do kontemplacji Absolutu, oderwawszy swój umysł od rzeczy doczesnych. Augustyn wskazuje, że jest to możliwe jedynie za sprawą Jezusa Chrystusa.

Przeciwko manichejczykowi Faustusowi 22, 94.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Święty Augustyn. 101 pytań i odpowiedzi.