Rozdział dwunasty. Śmierć na krzyżu

Przykre słowo, które wypowiedziałeś do swojej żony… zrzędzenie, którym zalewasz męża… zatargi, które masz z sąsiadem… wybuch niecierpliwości, który uderza w twoje dziecko albo okrutna, pozbawiona miłości kara, na którą je skazujesz, ponieważ uczyniło coś, co cię rozdrażniło…

Między innymi za te rzeczy Chrystus umarł, a Maryja patrzyła jak umierał w udręce nie do zniesienia. Te rzeczy nie są najmniejszymi z tych, które smagały Go biczem, ukoronowały cierniami i zawiesiły na krzyżu. To nie są najmniejsze z rzeczy, które skazały Naszą Panią na bezradne stanie przed Nim bez możliwości ulżenia Jego cierpieniu, pocieszenia serca, otarcia krwi z twarzy, której nie mógł sięgnąć przebitymi gwoźdźmi rękami.

O, jesteśmy rozgniewani, słusznie rozgniewani, z powodu obrzydliwości, bestialstwa i nienawiści narzucanych mężczyznom, kobietom i dzieciom, kardynałom, biskupom i księżom Chrystusa przez Stalinów, Hitlerów i Titów. Zazwyczaj jednak nie możemy nic bezpośrednio zrobić, żeby zapobiec tego typu postępowaniu. Nie jest tak z obrzydliwościami, których się dopuszczamy wobec naszych najbliższych, naszych ojców i matek, żon i mężów, naszych własnych dzieci i sąsiadów. Z tymi podłymi czynami możemy coś zrobić. Możemy ich zaprzestać.

Skarżymy się też na ataki antykatolików na Kościół, kłamstwa, które o nim opowiadają, absurdalne zarzuty oraz kalumnie, oszczerstwa i insynuacje, jakie publikują. Czasami możemy zrobić coś, żeby to poprawić, a czasami nie. Jednak zawsze możemy zrobić coś z naszym chłodem wobec Chrystusa. A jesteśmy zimni. Zimni!

Każdego dnia Kościół proponuje nam Mszę świętą. Oferuje nam możliwość przyłączenia się do Maryi i Józefa, aniołów i świętych w adoracji i dziękowaniu Chrystusowi za to, że złożył siebie ponownie w ofierze za nas. Czy jesteśmy tam, w kościele? Jak niewielu jest obecnych w kościele parafialnym każdego poranka! Jak niewiele rodzin jest reprezentowanych choć przez jedną osobę! A dlaczego nie jesteśmy reprezentowani? Ponieważ jesteśmy leniwi. Zwyczajnie leniwi.

Lenistwo jest tą zdradliwą, podstępną, niską, podłą i tanią słabością, która doradza nam być beztroskim i opieszałym w sprawach duchowych. Lenistwo szepcze nam, że potrzebujemy snu, że jesteśmy zbyt zmęczeni, żeby rano wstać dwadzieścia czy trzydzieści minut wcześniej i uczestniczyć we Mszy świętej. Jaką złodziejską i kłamliwą cechą jest lenistwo i jak przez nasze własne błędy zwodzi nas aż do utracenia bogactw, jakie niosą słowa o największej mocy możliwej do opisania!

Codziennie Kościół proponuje nam Komunię świętą. Oferuje Chrystusa we własnej osobie jako wzmocnienie i uświęcenie naszych dusz, oświecenie umysłów, faktycznie nawet ochronę naszych ciał, naszych rodzin, domów i naszego kraju. Jednak lenistwo, ta nędzna cecha, czyni z nas głupców i zostawia leżących w łóżku, przez co tracimy najwspanialsze rzeczy, jakie życie może nam dać.

Kiedy przestaniemy myśleć, pytamy siebie: dlaczego kłócę się z moją żoną lub mężem? Dlaczego byłem taki zapalczywy, a nawet podły, a może jeszcze okrutny dla dzieci? Czemu popełniam ten grzech czy inny? Dlaczego jestem taki małostkowy i pozbawiony miłosierdzia, tak szybko popadam w dumę, złość, próżność? Czemu skarżę się na wszystko i niemal nic nie doceniam? Dlaczego jestem nieszczęśliwy? Dlaczego nie idę przez życie ze śpiewem i uśmiechem na ustach podniesiony pięknem świata? Dlaczego jestem opryskliwy i grubiański wobec kobiety i dzieci, które kocham, wobec tych ludzi, którzy umierając złamaliby mi serce i zrujnowali życie.

Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? Odpowiedź jest pod ręką. Odpowiedzią jest nasze niepowodzenie w wykorzystaniu źródeł łaski, która opromieniłaby blaskiem nasze dusze i otworzyła nasze umysły i serca na szlachetność istnienia. Przyczyną porażki jest lenistwo i pobłażanie sobie.

Jest tam Msza święta, Komunia święta, sakrament pokuty, Przenajświętszy Sakrament, są tam stacje Drogi Krzyżowej. W zasięgu jest Różaniec. Żebyśmy tylko chcieli po to wyciągnąć ręce.

Chrystus umarł, żeby nas wykupić i oferować świętość. Umarł w poruszającej posady świata agonii, żeby spróbować uzmysłowić nam wielką lekcję tego, kim jesteśmy. Umarł aby spróbować sprawić, że popatrzymy na siebie, tak jak On nas patrzy. A jak widzi nas Chrystus?

Popatrzmy na siebie oczami Jezusa. Co powiedział Bóg, kiedy nas stworzył? „Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam” (Rdz 1, 26). Teraz wszystko, co istnieje jest odbiciem Boga. Zachód słońca i kwiaty odzwierciedlają Jego piękno. Wiatr i wodospad są odbiciem Jego siły. Góry i morza są odbiciem Jego majestatu. Nocne niebo, gwiazdy, rażące promienie słoneczne, księżyc, drzewa, skały, piasek, zwierzęta i owady, zboże rosnące na polu, pomidor dojrzewający na podpórkach, robak pracowicie użyźniający glebę – wszystko stanowi odbicie nieskończonej Boskiej doskonałości.

Bóg powiedział: „Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam” i zgromadził w człowieku wszystkie te odbicia. Z każdego stworzonego królestwa wziął część dla człowieka, więc kiedy Adam i Ewa stanęli przed Nim, stanęło przed Nim całe stworzenie. Człowiek jest minerałem, warzywem, jest wrażliwy jak zwierzęta, człowiek jest duchowy. Szlachetność ludzkiej natury sięga poza możliwość opisania tego słowami. A jednak wszystko to stanowi jedynie początek.

Wisząc na krzyżu Chrystus wziął człowieka i dodał mu boskości. Przez swoje sakramenty czyni nadprzyrodzoną nie dającą się opisać naturalną szlachetność człowieka. Człowiek staje się synem i córką Boga. Jesteśmy książętami i księżniczkami wiecznego i nieskończonego królestwa Chrystusa.

Dlaczego wydaje się, że nie jest przesadą stwierdzenie, iż aniołowie są pełni respektu wobec nas, gdyż jesteśmy wypełnieni Chrystusem, stanowimy świątynię Ducha Świętego. W nas zamieszkał Syn Człowieka i Syn Boga, tak jak obiecał z Ojcem i Duchem Świętym.

Wtedy jest to chrześcijanin. To jest ochrzczony mężczyzna lub kobieta. To ten, który może wejść do Domu Bożego i podążyć w stronę ołtarza i otrzymać ciało Chrystusa Zmartwychwstałego, prawdziwego Boga, a jednak prawdziwego człowieka, naszego Stwórcę, Zbawcę i Brata, jako pożywienie i napój dla duszy.

Oto kim jesteśmy. A jednak warczymy na siebie, wypełniamy nasz dom sporami i konfliktami, pazerności ą, zazdrością i podejrzeniami, bezbożnością i nieludzkim zachowaniem w stosunku do innych. Co za niedorzeczna głupota! Co za idiotyzm.

Nie, nie możemy krążyć wokół tego tematu, nie możemy odmówić stawienia czoła temu faktowi. Chrystus konający na krzyżu umierał za nasze upodobnienie się do Niego, za upodobnienie naszego domu do Jego domu w Nazarecie, za upodobnienie naszych rodzin do Świętej Rodziny Jezusa, Maryi i Józefa. Nie ma sensu w naszym bezczynnym siedzeniu i wmawianiu sobie, że świętość jest dla zakonników i pustelników, dla księży, braci i sióstr. Owszem, świętość jest dla nich, ale także dla nas.

To jest nasza sprawa. My, którzy jesteśmy mężami, żonami i dziećmi, my, którzy jesteśmy ludźmi kochającymi rodzinę i dom – to do nas należy chrystianizacja samych siebie, naszych domów i sąsiedztw. To jest sprawa, w której powinniśmy wiedzieć o co chodzi. Gdybyśmy wiedzieli, tak jak powinniśmy, stopniowo chrystianizowalibyśmy cały świat. Uczynilibyśmy pokój na świecie, rozbroilibyśmy i pogodzilibyśmy narody.

Msza święta i sakramenty są tam na wyciągnięcie ręki i zapraszają chcąc dać nam siłę, mądrość i zapał, jakich potrzebujemy. Pozostaje tylko jedno pytanie: czy coś zamierzamy zrobić, czy zamierzamy odrzucić niewykorzystane zaproszenie albo ledwie tkniętą siłę płynącą od Chrystusa Ukrzyżowanego do nas, o ile tylko zechcemy otworzyć na nią swoje serca?

Joseph A. Breig

Powyższy tekst jest fragmentem książki Josepha A. Breiga Mądrość Krzyża szczęściem rodziny.