Rozdział dwunasty. Religia zwykłego człowieka. Wymiana

„Ojcze – mówi John, po kilkuminutowym wyjaśnieniu – czy będziesz łaskaw wygłosić mi krótki wykład na temat tego, czego mogę się spodziewać wewnątrz Kościoła katolickiego? Jestem całkowicie zdecydowany zostać katolikiem, ale chciałbym otrzymać jakąś wskazówkę, co to oznacza”.

Ksiądz popatrzył na niego przez chwilę w milczeniu. Potem odchylił się do tyłu i zaczął.

„Bardzo się cieszę, że miałeś na tyle odwagi, aby przyjść. Znałem wielu protestantów, którzy dochodzili do samych drzwi, a potem zawracali. Nie zadawali sobie pytania, czy wierzą lub nie wierzą w Kościół katolicki. Zastanawiali się jedynie, czy mają do tej wiary słuszne powody. Są dokładnie jak ten człowiek, który powiedział do Jezusa Chrystusa, że musi najpierw iść i pochować swego ojca i – z tego co wiemy – nigdy więcej nie spotkał się z Naszym Panem. Bez wątpienia po kilku miesiącach wrażenie zblakło. Winszował sobie, że był taki rozsądny i ostrożny. Jego przyjaciele także mu gratulowali. Ale cóż za tragedia!…

Cóż, chcesz wiedzieć, co mamy do zaoferowania.

Trzysta lat temu moglibyśmy ci zaoferować wspaniałe rzeczy: nienawiść wszystkich, którzy słyszą twoje imię, pogardę tych, którzy najgłośniej demonstrowali swą miłość do Anglii. Moglibyśmy ci zaoferować więzienie w Tower, łańcuchy, cuchnące lochy, koło tortur, bicz, szubienicę, katowski kocioł. Teraz nie mamy nic, aby cię doświadczać, poza drzazgami z krzyża Chrystusa, niewielką drwiną i uniesieniem brwi, krótkim dobrodusznym śmiechem, kilkoma uwagami o «intelektualnej niewoli», uśmieszkiem politowania wobec twojej średniowieczyzny, twego materializmu, twego braku silnego brytyjskiego ducha, twej zabobonności i twej obawy przed księdzem.

Nie znam twojej sytuacji, być może doświadczysz większych oznak miłości twego Zbawiciela. Może zamierza wzbudzić dla ciebie nieprzyjaciół w twym własnym domu, pozbawić cię środków do życia, tak, abyś mógł się nauczyć pełniej Mu ufać. Może przygotowuje utratę wszystkich twych przyjaciół i pogardliwą nienawiść tych, którzy są ci najdrożsi, abyś mógł doskonalej poznać słodycz Jego Bożej przyjaźni. Ale cokolwiek może się stać, nie wzgardzisz nawet tymi drzazgami i kamykami z Kalwarii. On zsyła je tobie, abyś pamiętał, że tam gdzie krzyż, tam jest Chrystus.

W innych sprawach mamy więcej do zaoferowania. W zamian za szczerą sympatię i poradę twego kulturalnego duchowieństwa, które oczywiście utracisz, oferujemy ci moc kluczy, na tyle, na ile ich potrzebujesz dla swych grzechów. Nie możemy dać ci wielu uczonych za twych duchowych przewodników, ale nie wiem, czy bardzo odczujesz ich stratę. Zamiast tego oferujemy kapłanów Boga. W zamian za słowa wypowiadane do ciebie w zakrystii, kiedy klęczysz przy swym duchownym i wypowiadasz przed nim swoje grzechy – a on robi, co się da, aby przebaczenie Boga stało się rzeczywistością dla twojej duszy – oferujemy ci autorytatywne Absolvo te a peccatis tuis in nomine + Patris et Filii et Spiritus Sancti (1), wypowiadane z upoważnienia tego, którego Chrystus upełnomocnił do otwierania lub zamykania bram nieba. Nie ma co do tego cienia wątpliwości. Stwierdzisz, że jesteśmy w tych kwestiach daleko bardziej szorstcy i rzeczowi. Będziemy mówić znacznie mniej, niż twoi poprzedni pastorzy. Nie mamy ochoty uzasadniać naszych praw, żadnej potrzeby rozbudzania emocji, ponieważ zarówno kapłan, jak i penitent są całkowicie usatysfakcjonowani co do sytuacji. Oferujemy ci pewność w miejsce wątpliwości i drżącej nadziei. – Pamiętaj, pozostawiasz za sobą przepych.

Następnie, dla odmiany, oferujemy ci pokój. Nie zobaczysz, jak sprzeciwiam się memu biskupowi w kwestii doktryny czy ceremoniału, ani nie znajdziesz w naszych gazetach religijnych aprobaty dla tego czy owego prałata za jego zdrowe, katolickie poglądy. Wszystko to jest u nas oczywiste. Faktycznie wydaje mi się raczej dziwne, aby mówienie o tym było konieczne. Nie będziesz musiał wygłaszać przemówień o korzyściach spowiedzi, ani ich wysłuchiwać, poza – być może – wypowiedziami z ambony, od czasu do czasu. Nie będziesz witany jako obrońca Kościoła, kiedy opowiesz się za „niepełnym uczestnictwem w Mszy świętej”. W rzeczywistości, jak kiedyś powiedział jeden z naszych biskupów do beztroskiego konwertyty, nie będziesz miał innego miejsca w Kościele katolickim, niż siedzenie pod amboną i klęczenie przy balustradzie ołtarza.

Nie sądź proszę, że drwię. W pełni zdaję sobie sprawę z dobrej wiary twoich dawnych przyjaciół. Doskonale wiem, że wierzą, iż jest ich obowiązkiem zachowywać i propagować doktryny katolickie i dziękuję Bogu, że robią to szczerze i odważnie. Oczywiście chciałbym ich wszystkich widzieć katolikami, ale na razie jestem wyjątkowo zadowolony, że szerzą wiarę chrześcijańską na tyle, na ile ją otrzymali. Podziwiam ich poświęcenie, ich wierność, ich odwagę, bardziej, niż mogę to wyrazić. Walczą w przegranej bitwie przeciwko przerażającej przewadze i nie można ich za to nie szanować. Ale konieczne jest, abyś zrozumiał, że my jesteśmy w zupełnie innej sytuacji. Być może pomyślisz, że brak nam gorliwości, ale musisz pamiętać, iż jej sporadyczne pojawianie się wyrasta nie z naszego braku wiary, ale z posiadania jej na sposób doskonały. Jesteśmy tak całkowicie bezpieczni i ufni, że być może czasami stajemy się nieco nieostrożni. Ale mamy naszych proroków, a także nasze gęsi, aby wszcząć alarm, kiedy bastiony są w niebezpieczeństwie. Będziesz teraz uczniem, zamiast nauczycielem, a w zamian za to niewielkie upokorzenie otrzymasz pokój w miejsce wojny. Jesteś znowu dzieckiem w szkole, nie…”

John zdecydowanie pokiwał głową.

„Dokładnie tym chcę być, ojcze.”

Ksiądz uśmiechnął się z zadowoleniem.

„To znakomicie”, powiedział. „Cóż, kontynuując…

Dla twych duchowych wysiłków oferujemy ci Komunie sakramentalne.

Zamiast chleba i wina przyjmowanych z wiarą, dziękczynieniem i świadomością, że Chrystus umarł za ciebie, oferujemy ci samo Ciało, które drżało w żłóbku i konało na krzyżu, tę samą Krew, która polała się na Kalwarii za twoje zbawienie, wielbione przez anioły i upragnione przez ludzi. Zamiast twych pustych ołtarzy – bez wątpienia drogich ci i uświęconych przez święte wspomnienia oraz momenty odpoczynku i wizji Boga – oferujemy ci samo szekina chwały (2), obecne w tabernakulum, które stoi na każdym katolickim ołtarzu. Nie musisz już dłużej tego kwestionować, ani w to wątpić, ani zadawać sobie pytania, czy praktyka przechowywania Najświętszego Sakramentu jest zgodna z praktyką pierwotną. To jest to! Kościół ją sankcjonuje! Oto przybytek Boga z ludźmi (Ap 21, 3).

A wreszcie, w zamian za przyjaciół, których możesz utracić, którzy mogą odsunąć się od ciebie, nazywając cię renegatem i zdrajcą, oferujemy ci wspólnotę Kościoła, która nie zna różnic w pochodzeniu, rasie, czy kolorze skóry. Będziesz miał Hindusów i Japończyków, i Włochów, i Francuzów za twych krewnych… krewnych, ponieważ wszyscy narodziliście się ponownie z tej samej matki zbawienia. Jeśli Bóg zabiera ci kilku z tych, których nauczyłeś się kochać, daje ci w zamian wiele milionów innych dusz, jako twoich braci w Jezusie Chrystusie. Będziesz stanowić jedno ze świętymi wszystkich czasów i ziem. Nie musisz się już martwić wyborem między Aidanem (3) i Augustynem. Ta kwestia została już rozstrzygnięta i możesz się modlić do któregokolwiek chcesz, albo do obu naraz, nie obawiając się, że będziesz historycznie nielojalny w stosunku do któregoś z nich. Oferujemy ci jeszcze więcej niż to.

W zamian za ziemskich przyjaciół, których tracisz, oferujemy ci odzyskaną przyjaźń wszystkich, których utraciłeś. Nie porzucasz wiary twych ojców – powracasz do niej. Twoi rodzice, którzy zmarli, jak mówisz, dwadzieścia lat temu, byli katolikami – głęboko wierzę, że wspominałeś ich, odkąd zamknąłeś im oczy. Oni czekali na to, modlili się o to, pragnęli tego z całego serca. A teraz, daj Boże, dziękują Mu za Jego łaskę i za to, że ich syn na nią odpowiedział.

Jednym słowem, oferujemy ci świętych w chwale jako pomocników i obrońców, święte dusze jako twych braci i rzeczników, Maryję jako twoją Matkę, Jezusa Chrystusa jako twego umiłowanego i Boga jako twoje wszystko we wszystkim.

Wiem, że poświęcasz się bardziej, niż to przyznajesz. Rozumiem, może nawet lepiej, niż ty sam, agonię każdego włókna, kiedy jest wyrywane z ziemi, w której rosło tak długo. Być może stwierdzisz, że ból jest większy, niż w tej chwili możesz sobie wyobrazić. Nie bagatelizuję tego wszystkiego. W rzeczywistości mówię ci wyraźnie, że będzie gorzej, niż sądzisz.

Ale jeśli nie bagatelizuję tego, to nie bagatelizuję też nagrody, którą otrzymasz. Mówię ci, że Pan jest łaskawszy, niż można sobie wyobrazić, że Jego Serce jest zbyt słodkie, aby język ludzki mógł to opisać i że Wiekuiste Ramiona mają więcej mocy, niż o tym marzysz. Kiedy zatem myślę, że nie rozumiesz jeszcze cierpień, jakim będziesz poddany, gdy wyszarpywany jest nerw po nerwie i rozwiewana iluzja po iluzji, jestem też absolutnie pewien, że nie masz jeszcze najmniejszego wyobrażenia o wszystkim, co Bóg przygotowuje jako twą doczesną i wieczną nagrodę. Mogę ci jedynie powiedzieć, że wynagrodzi ci tak, jak tylko On może to uczynić”.

Kiedy John opuścił plebanię tamtego wieczoru, jeden czy dwa urywki Pisma dźwięczały w jego głowie jak pieśń. „Wy natomiast przystąpiliście do góry Syjon, do miasta Boga żyjącego, Jeruzalem niebieskiego, do niezliczonej liczby aniołów, na uroczyste zebranie, do Kościoła pierworodnych, którzy są zapisani w niebiosach, do Boga, który sądzi wszystkich, do duchów sprawiedliwych, które już doszły do celu, do Pośrednika Nowego Testamentu – Jezusa…” (Hbr 12, 22–24).

„Oto przybytek Boga z ludźmi…” (Ap 21, 3).

A gdy w jego sercu wzbiera uwielbienie i dziękczynienie dla Boga, który okazał taką łaskawość, staje się to wreszcie jasne, kiedy tak klęczy, drżąc z umiłowania, którego nie może zrozumieć, i widząc tajemnicę, której nie umie wytłumaczyć.

„I jestem pewien – wykrzykuje sam do siebie – że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Jezusie Chrystusie, Panu naszym” (Rz 8, 38 i 39).

Ks. Robert Hugh Benson

(1) Formuła rozgrzeszenia: „Ja odpuszczam ci twoje grzechy, w imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego”.

(2) Pojęcie „szekina” pochodzi z języka hebrajskiego i oznacza obecność Boga lub miejsce, w którym Bóg jest obecny.

(3) Św. Aidan, biskup Lindisfarne w VII wieku. Żył w modlitwie i wyjątkowym ubóstwie. Autor jego żywota, Beda, pisał, że Aidan „był człowiekiem o niezwykłej łagodności, dobroci i umiarkowaniu, gorliwie służącym Bogu, lecz nie w zgodzie z przepisami”. Beda miał tu na myśli pewne stosowane przez niego celtyckie zwyczaje, często różniące się od rzymskich.

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Roberta Hugh Bensona Religia zwykłego człowieka.