Rozdział dwunasty. Poszukiwania dobrego dziecka

Każdy kocha twe dziecko, gdy grzeczne
I dobre, lecz niech ktoś mu powie,
Że to, co dla innych tak miłe,
Tobie szczególnie jest drogie.

Dawno, dawno temu, w pewnym dalekim królestwie żyło pięciu rycerzy, którzy byli tak dobrzy i mądrzy, że każdemu z nich nadano przydomek związany z jakąś zaletą.

Pierwszy rycerz nazywał się Brian Odważny. Zabił kiedyś wielkiego lwa, który wyszedł z lasu i zagrażał kobietom i dzieciom. Pokonał smoka i uwolnił księżniczkę z płonącego zamku, ponieważ nie bał się niczego pod słońcem.

Drugi rycerz, Gerald Szczęśliwy, był tak radosny, że rozweselał wszystkich dookoła. Jego miły uśmiech i pogodne słowa poprawiały humor każdemu i nikt w obecności Geralda nie czuł się smutny ani rozgniewany.

Trzecim rycerzem był Kenneth Dobry. Zyskał sobie swój przydomek dzięki czułemu sercu. Nawet zwierzęta z lasu znały go i kochały, nigdy bowiem nie skrzywdził żadnego Boskiego stworzenia.

Oblicze czwartego rycerza było tak piękne jak jego imię, a nazywał się Persival Uczciwy. W głowie miał czyste myśli, wypowiadał szlachetne słowa i spełniał zacne uczynki, starał się bowiem, aby jego życie było tak wspaniałe, jak ogród pełen kwiatów, w którym nie ma żadnych chwastów.

Ostatni rycerz nazywał się Tristram Prawdomówny i był przywódcą pozostałych.

Król owego kraju darzył zaufaniem wszystkich pięciu rycerzy. Pewnego ranka wczesną wiosną wezwał ich do siebie i rzekł:

– Moi drodzy, starzeję się i chciałbym, żeby w królestwie było wielu rycerzy takich jak wy, którzy zadbają o mój lud. Chcę, żebyście przeszukali cały kraj i znaleźli chłopca, który mógłby zamieszkać na dworze i nauczyć się od was tego, co rycerz wiedzieć powinien. Nadaje się do tego tylko dobre dziecko, które jest warte więcej niż całe królestwo. Kiedy znajdziecie takiego chłopca, przyprowadźcie go do mnie, jeśli się zgodzi, a uczynicie mnie na starość szczęśliwym.

Słowa króla ucieszyły rycerzy. Następnego ranka byli już gotowi do drogi. Ruszyli królewskim gościńcem; ich pióra owiewał wiatr, a tarcze błyszczały w słońcu.

Kiedy tylko rozpoczęli swą podróż, wieść o tym rozeszła się po całym kraju. Wielu rodziców pragnących wkraść się w łaski króla, zaczęło wysyłać posłańców, aby zaprosić rycerzy do siebie.

Wieści od matek i ojców były tak pełne pochwał na temat ich dzieci, że rycerze nie bardzo wiedzieli, gdzie się udać. Niektórzy rodzice zachwalali urodę swoich synów, inni zaś ich inteligencję. Rycerzy interesowały jednak tylko dzieci, które były dobre, tak więc nie palili się zbytnio do przyjmowania zaproszeń.

Drugiego dnia podróży spotkali na drodze grupę ludzi w wytwornych strojach, którzy pokłonili się nisko. Kiedy zaskoczeni rycerze zatrzymali konie, do przodu wystąpił jakiś człowiek, aby przemówić.

Był mały, pulchny i miał niski głos. Powiedział rycerzom, że zaprasza ich do zamku barona Borribalda, którego syn Florimond to najcudowniejsze dziecko na świecie.

– Wszystko potrafi – zachwalał pękaty pan, który nazywał się Puch. – Musicie koniecznie go zobaczyć!

Rycerze zgodzili się z nim pojechać. Kiedy dotarli do zamku, Florimond wybiegł im na spotkanie. Był wesołym chłopcem o długich kręconych włosach i rumianych policzkach. Ujrzawszy wspaniałe rumaki, zaklaskał w dłonie z zachwytu. Baron i baronowa także bardzo ucieszyli się z gości i wydali na ich cześć przyjęcie. Wczesnym rankiem następnego dnia rycerzy obudził jakiś okropny hałas dobiegający z holu na dole.

– Uuu-uuu-uuu!

Brzmiało to jak wycie psa. Dźwięk jednak stawał się coraz głośniejszy, aż w końcu zaczął przypominać ryk lwa.

Rycerze chwycili za miecze i pobiegli na dół, aby zobaczyć, co się dzieje. A tam, pośrodku holu stał Florimond z nadętą buzią i spuchniętymi oczami. To on wydawał ów straszny odgłos:

– Uuu-uuu-uuu!

Mama i tata błagali, by przestał. Przybiegła kucharka z ciastem i niania z zabawką, ale Florimond wciąż darł się wniebogłosy, ponieważ padał deszcz, a on chciał bawić się na dziedzińcu!

Kiedy rycerze zobaczyli, że nic tu po nich, pospieszyli na górę, by przygotować się do dalszej drogi. Baron, baronowa i niewysoki pulchny pan Puch błagali ich o pozostanie, a Florimond rozpłakał się ponownie, widząc, że odjeżdżają. Rycerzy jednak nie interesowało dziecko, które było tak niegrzeczne.

Doszli do wniosku, że ich misja wcale nie należy do łatwych. Mimo to jechali dalej i pytali w każdym domu:

– Czy jest tutaj jakiś dobry chłopiec?

Wciąż jednak spotykało ich rozczarowanie.

Szukali na północy, południu, wschodzie i zachodzie. W końcu pewnego popołudnia zatrzymali się pod dębem na naradę i postanowili się rozdzielić.

– Niech każdy jedzie inną drogą – rzekł Tristram Prawdomówny – a jutro spotkamy się pod tym drzewem i opowiemy sobie, co widzieliśmy. Niedługo czas nam wracać do króla.

Pożegnali się i każdy pojechał w swoją stronę oprócz Tristrama, który długo jeszcze pozostał pod dębem, ponieważ był przywódcą i miał sporo rzeczy do przemyślenia.

Kiedy słońce poczerwieniało się na zachodzie, ujrzał nagle małego chłopca idącego w jego stronę z wiązką patyków na plecach.

– Witaj, chłopcze – rzekł.

– Witaj, panie – odparł malec, przyglądając się ciekawie rycerzowi na wspaniałym rumaku, który stał spokojnie, posłuszny nakazom jeźdźca.

– Jak masz na imię? – spytał rycerz.

– Gauvain – odparło dziecko.

– Mały Gauvainie, czy zgodzisz się być moim przewodnikiem i zaprowadzić mnie w jakieś miłe miejsce, gdzie mógłbym odpocząć przez noc?

– Pewnie, że tak – odparł ochoczo chłopiec, a cała jego twarz pojaśniała z zadowolenia. – Jeśli tylko poczeka pan, aż zaniosę chrust babci Powolnej i przyniosę jej wodę ze strumienia. Obiecałem zrobić to przed zachodem słońca.

Mały Gauvain tak bardzo chciał pomóc rycerzowi, że przykro mu było mówić te słowa, ale Tristram obiecał czekać na niego cierpliwie. Wkrótce chłopiec wrócił, biegnąc przez las jak jelonek. Pragnął zaprowadzić rycerza do własnego domu.

Gdy tam dotarli, wybiegł im na spotkanie mały piesek, kot otarł się o nogi Gauvaina, a matka zawołała z kuchni:

– Czy to mój promyk słońca wraca do domu?

Chłopiec i rycerz się roześmiali.

Matka pospieszyła na ganek, by powitać przybysza. Przyjęła go z honorami, posadziła przy stole na zaszczytnym miejscu i dała mu najlepszy kawałek ciasta.

Mieszkała tylko z synem, ponieważ jej mąż poszedł na wojnę, gdy Gauvain był niemowlęciem, i zginął walcząc za króla.

Miała krowy, konie, prosiaki i kury, psa oraz kota, a także skarb cenniejszy niż królestwo: dobre dziecko.

Tristram przekonał się o tym bardzo szybko. Gauvain zawsze przybiegał na zawołanie, pamiętał o karmie dla kota i psa, kiedy sam jadł kolację, kładł się do łóżka bez ociągania, gdy mu kazano, choć rycerz opowiadał o lwach, niedźwiedziach, bitwach i wielu innych rzeczach, które interesują małych chłopców.

Tristram tak się ucieszył, że nie mógł się doczekać, kiedy spotka pod dębem swoich towarzyszy.

– Znalazłem dziecko, które koniecznie musicie poznać – oznajmił, kiedy tylko ich zobaczył.

– Ja także – zawołał Gerald Szczęśliwy.

– I ja – rzekł Brian Odważny.

– I ja też – powiedział Persival Uczciwy.

Wszyscy spojrzeli na siebie zdumieni.

– Nie znam jego imienia – podjął Gerald. – Kiedy jechałem przez las, usłyszałem nagle jak ktoś śpiewa wesoło. Zobaczyłem za drzewami chłopca, uginającego się pod wielkim ciężarem. Pospieszyłem, żeby mu pomóc, lecz kiedy dotarłem na miejsce, malca już nie było. Chętnie posłuchałbym znowu jego piosenki.

– Jechałem gościńcem – rzekł Brian Odważny – i natknąłem się na bandę chuliganów, którzy męczyli czarnego psa. Podbiegł do nich mały chłopiec, odważny jak rycerz, wziął zwierzę na ręce i przykrył własną kapotą. Napastnicy uciekli, gdy się zbliżyłem, a malec został i powiedział mi, że nazywa się Gauvain.

– A to dopiero! – wykrzyknął Kenneth Dobry. – To ten sam chłopiec, który przynosi drewno i wodę babci Powolnej. Zatrzymałem się u niej na noc i opowiedziała mi o jego dobroci.

– Widziałem przy strumieniu chłopca, który przyszedł napełnić wiadro – rzekł Persival Uczciwy. – Jakiś złośliwiec zmącił mu wodę. Chłopiec się nie rozzłościł i nic nie powiedział, tylko czekał cierpliwie, aż woda znowu się ustoi. Chciałbym wiedzieć, gdzie mieszka.

Tristram czekał, aż wszyscy opowiedzą, co widzieli, po czym wstał i oznajmił:

– Chodźcie, zaprowadzę was do tego dziecka.

I zawiódł rycerzy do chaty, w której mieszkał z matką mały Gauvain, radosny niczym skowronek i łagodny jak baranek.

Było południe i słońce połyskiwało jasno na tarczach rycerzy, a ozdoby ich hełmów powiewały z wiatrem. Kiedy stanęli przy furtce, Tristram zadął głośno w srebrną trąbkę.

Wtedy wszystkie kury zaczęły gdakać, pies szczekać, koń rżeć, a świnie kwiczeć, ponieważ wiedziały, że nadszedł wielki dzień. Mały Gauvain i jego matka wybiegli z domu, aby zobaczyć co się dzieje.

Ujrzawszy chłopca, rycerze spojrzeli po sobie i każdy z nich zawołał:

– To on!

Tristram Prawdomówny rzekł do matki Gauvaina:

– Witaj! Król, nasz mądry władca, wysłał nas tutaj po twoje dobre dziecko, bo jest ono cenniejsze od całego królestwa. Pragnie ofiarować chłopcu swoją miłość i łaskę, jeśli pozwolisz synowi jechać z nami, aby zamieszkał na królewskim dworze i został rycerzem.

Chłopiec i jego mama zdziwili się wielce. Ledwie mogli w to uwierzyć. Czyżby naprawdę król wysłał posłańców po małego Gauvaina? Zrozumieli jednak, o co chodzi, gdy rycerze powtórzyli im wszystko jeszcze raz. Gauvain podbiegł do matki i objął ją ramionami. Wiedział, że jeśli pojedzie z rycerzami, będzie musiał ją opuścić. Ona zaś zdawała sobie sprawę, że gdy pozwoli mu jechać, zostanie sama.

Kogut na płocie zapiał głośno: „Ku-ku-ry-kuuu!”, chcąc w ten sposób oznajmić, że należy do Gauvaina. Mały kurczak, który się zgubił, pisnął kilka razy: „Pip! Pip!”. Gdy matka chłopca to usłyszała, odparła rycerzom:

– Nie potrafię obejść się bez mojego dziecka. Miłość króla jest cenna, ale ja kocham swego syna bardziej niż cokolwiek na świecie i wydaje mi się droższy od tysiąca królestw.

Mały Gauvain ogromnie się ucieszył, gdy to usłyszał. Spojrzał na rycerzy z uśmiechem i pomachał im na pożegnanie, kiedy odjeżdżali. Podróżowali dzień i noc. Nastawał świt, gdy dotarli do królewskiego gościńca. Jechali powoli, ponieważ mieli dla króla smutne wieści. On jednak wcale się nie zmartwił, gdy je usłyszał. Rzekł:

– Takie dziecko, mające tak dobrą matkę, wyrośnie na rycerza w domu.

I miał rację. Kiedy był już bardzo stary, Gauvain przyjechał na jego dwór i został pasowany na rycerza.

Miał już własny piękny przydomek: Gauvain Szlachetny. Był też odważny, pogodny, dobry, uczciwy i prawdomówny. Kochali go wszyscy na świecie, a najbardziej jego mama.

Maud Lindsay

Powyższy tekst jest fragmentem książki Maud Lindsay Opowieści mojej mamy.