Rozdział dwunasty. Odczyniający uroki

Senan, syn Gergenna, miał siedem lat, kiedy jego matka zabrała go ze sobą idąc po wodę ze studni. Choć była jesień, słońce grzało mocno, a dzban z wodą był ciężki, więc kobieta zatrzymała się i zerwała kilka dojrzałych jagód, które rosły przy ścieżce. Ale Senan, który zawsze okazywał wielką mądrość w sprawach życiowych, powiedział wówczas do niej:

– Matko! To niedobra pora na jedzenie. Wszak obiad jeszcze nie gotowy, a czy mój ojciec nie będzie już czekał, kiedy dotrzemy do domu? Zostaw te jagody w spokoju!

Zdumiona kobieta usłuchała słów swego syna.

Rodzice Senana mieli dwa majątki i raz mieszkali w jednym, a raz w drugim. Za każdym razem, kiedy chcieli się przenieść, prosili Senana, aby ruszył pierwszy i sprawdził, czy wszystko jest gotowe na ich przybycie, a on zawsze przygotowywał dla nich dom i obory dla bydła, które przed sobą pędzili i zagrodę dla kur i wszystko, co tylko było potrzebne, ponieważ kochał pomagać innym i nikt nie umiał lepiej tego robić, niż on.

Raz zdarzyło się jednak, że Senan nie poszedł na farmę, jak go proszono, ponieważ jeden z sąsiadów miał kłopoty i potrzebował pomocy. Gdy matka zobaczyła, że wraca do domu, choć powinien być już daleko, rozgniewała się i zaczęła utyskiwać, że nic nie będzie gotowe na czas i że to wszystko jego wina.

– Niewielki z ciebie pożytek – zakończyła ze złością, ale Senan tylko się do niej uśmiechnął.

– Uspokój się, matko – powiedział. – Nie obawiaj się, będziesz mieć wszystko, czego ci potrzeba.

A kiedy ruszyli w drogę zobaczyli, że obora i dom i narzędzia, które zostawili w gospodarstwie, przelatują koło nich w powietrzu, po czym opadają wszystkie na właściwe miejsca.

Senan czynił też inne cuda nim stał się mężczyzną, ale jest ich zbyt wiele, żeby o wszystkich opowiadać. Tymczasem zbliżała się pora, kiedy miał zostać księdzem, choć on sam jeszcze o tym nie wiedział. A oto jak do tego doszło.

Jego ojciec, Gergenn, poprosił go kiedyś, aby zabrał woły z gospodarstwa na zachodzie i przepędził je do gospodarstwa na wschodzie, a Senan ruszył zaraz wykonać to polecenie. Droga była długa i o zmroku nadal znajdował się daleko od celu, ponieważ woły chodzą powoli. Zastanawiał się, co zrobić ze zwierzętami do świtu, ponieważ właśnie zaczął się przypływ i dopiero za kilka godzin będzie można przeprawić je dalej. Ucieszył się bardzo, kiedy zobaczył warownię Machara, ponieważ był pewien, że na jej dziedzińcu zwierzęta znajdą schronienie. Polecił zatem wołom położyć się tam gdzie stały, a sam zapukał do bramy.

Samego Machara nie było tej nocy w forcie, a rządca, którego zostawił w swoim zastępstwie, potraktował Senana grubiańsko i nie chciał wpuścić do środka. Senan wrócił do swoich wołów i usiadł przy nich czekając aż wody znowu opadną. Kiedy tylko piasek wyłonił się spod fal, nakazał wołom wstać i ruszać dalej. Sam szedł za nimi, a morze obmywało jego buty. Był zły i rozgoryczony, że tak go potraktowano w twierdzy i idąc za wołami powiedział do siebie co następuje:

– Dość długo wykonywałem już tę pracę. Od tej pory będę księdzem – a kiedy tylko wymówił te słowa, złamał włócznię, którą niósł w ręku na wypadek ataku wilków, związał jej dwa kawałki na kształt krzyża i wbił w ziemię nad znakiem oznaczającym najwyższy stan wody. Potem ukląkł i złożył przed krzyżem przysięgę.

Następnie wstał i ruszył dalej nie wiedząc, że zaraz następnej nocy warownia Machara została splądrowana przez rabusiów, a żona Machara uprowadzona w niewolę.

Pozostawiwszy woły ojcu, Senan ruszył do świętego człowieka o imieniu Cassidan, który wyświęcił go na księdza i nauczył psalmów i zasad, jakie odtąd miały kierować jego życiem. Jeśli jednak sądził, że ucieknie w ten sposób od zaganiania bydła, bardzo się mylił – wkrótce przekonał się, że wszyscy uczniowie Cassidana po kolei wypasają krowy i cielęta należące do Kościoła. A choć zwierzęta spokojnie poddawały się woli innych uczniów, kiedy tylko Senan wzywał je z obory na pola, jakby wstępował w nie zły duch. Kiedy oddzielał cielęta, żeby poprowadzić je oddzielnie na łąkę, krowy szły każda za swoim młodym, a kiedy oddzielał krowy, cielęta biegły każde za swą matką. Robiły to wiele razy, aż wreszcie Senan laską wyrysował między nimi linię na ziemi, a wtedy ani jedne, ani drugie nie śmiały jej przekroczyć.

Potem wziął psałterz i zaczął się uczyć psalmów, aż nadszedł czas udoju.

W owym roku na cały kraj spadł wielki głód, zaś ludzi dręczyli rabusie. Pewnej nocy jeden taki rabuś rzekł do drugiego:

– Jak się ściemni chodźmy do młyna Cell Manach, gdzie tylko jeden człowiek mieli zboże. Łatwo go będzie zabić i zabrać do domu dość ziarna, żeby starczyło na wiele tygodni.

– Dobrze – odparł jego towarzysz i obaj ruszyli w drogę. W drzwiach młyna była dziura, przez którą zajrzeli do środka i zobaczyli, że w środku siedzi nie jeden człowiek, a dwóch – jeden czyta, a drugi mieli zboże. Tym, który czytał był Senan.

– Co robimy? – zaczęli się zastanawiać rabusie. – Wchodzimy i ich atakujemy?

Ale mądrzejszy stwierdził:

– Nie. Ich jest dwóch i nas też. Poczekajmy aż młynarz, który miele zboże, będzie wracał do domu z mąką. Zabijemy go wtedy i zabierzemy worek. A ten drugi, nie wiem, kto to jest, ale na pewno nie należy do rodziny młynarza, więc pójdzie pewnie w swoją drogę.

Ukryli się więc czekając na koniec przemiału, a Senan, który czytał księgę, położył się i zasnął. Młynarz jakoś nie wracał do domu. Nadszedł świt i wzeszło słońce, ale z młyna nadal nikt nie wychodził. Wreszcie Senan wstał i otworzył drzwi, a wówczas rabusie weszli do środka i zapytali:

– Kto był z tobą w nocy, kiedy tu czytałeś, a potem spałeś. I dokąd się udał?

Senan popatrzył na nich i odrzekł:

– Oto nie zdrzemnie się ani nie zaśnie Ten, który czuwa nad Izraelem.

I rabusie zrozumieli, że był to sam Chrystus, który przybył tu chronić Senana, swego sługę. Zaczęli więc żałować za grzechy i porzucili złe uczynki.

Senan pracował niegdyś w majątkach swego ojca, a kiedy został księdzem i poszedł do szkoły Notala, powierzono mu, jak już mówiliśmy, opiekę nad bydłem i pokarmem dla wszystkich. Dlatego właśnie był w młynie tej nocy, kiedy rabusie planowali napad – młynarz był jego przyjacielem i Senan często pomagał mu w pracy. W domu Notala również był młyn i Senan mielił tam mąkę, z której pieczono potem chleb. Zwykle robił to w nocy, po wydojeniu krów.

– Daj mi proszę świecę – powiedział pewnego wieczoru do kucharza. – Jest mi potrzebna, żeby zmielić mąką, a nie została mi już ani jedna.

– Nowe knoty jeszcze nie zostały zanurzone w łoju, ale weź tę, powinna ci wystarczyć – rzekł kucharz.

Senan wziął świecę i poszedł do młyna.

Pod koniec tygodnia kucharz przypomniał sobie o świecy i doszedł do wniosku, że musiała się wypalić już dawno temu. Zastanawiał się skąd Senan wziął następną. Był tym tak zaciekawiony, że pobiegł do młyna, zajrzał przez dziurkę od klucza i zobaczył, że Senan siedzi przy świecy i czyta, a żarna obracają się same.

Wielkie było jego zdumienie, ale nic nie powiedział i cicho odszedł. Następnej nocy znowu tam poszedł i znów zobaczył, jak Senan czyta przy świecy a żarna obracają się same. To samo powtórzyło się trzeciej nocy. Kiedy mielenie mąki zostało zakończone, Senan oddał świecę kucharzowi. I wtedy wyszło na jaw, że pod koniec tygodnia była równie długa jak na początku, a to z pewnością był prawdziwy cud!

W tym czasie sława Senana sięgała już daleko i przychodziło do niego wielu ludzi, jedni z takich powodów drudzy z innych, ale przede wszystkim po to, by prosić Świętego, aby zamieszkał wśród nich. Kiedy Notal, jego opiekun, dowiedział się o tych naleganiach, wezwał Senana i poprosił, aby wysłuchał proszących i wybrał miejsce, gdzie zamieszka, przynajmniej na jakiś czas. Dlatego, choć wbrew swej woli, Senan przeniósł się do Inniscorthy.

Przez jakiś czas nauczał tam ludzi, a potem porzucił to miejsce i jeździł od miasta do miasta, zakładając kościoły. Na Inis Mor, czyli „Wielkiej Wyspie” mnisi czerpali potrzebną w kościele wodę ze źródła, które znajdowało się na pobliskich skałach. Pewnego wieczoru przyszli do biskupa i powiedzieli, że woda została zanieczyszczona przez kobietę, która uprała w źródle ubranka swego dziecka.

– To zła sprawa – stwierdził biskup usłyszawszy tę nowinę – i nie przyniesie nic dobrego.

Wówczas przemówił Libern, syn Daila:

– Syn tej kobiety odszedł od niej poza kraniec Irlandii.

Gdyż chłopiec, bawiąc się na stromym klifie, poślizgnął się i wpadł do wody. Kiedy ta wieść dotarła do jego matki, głośno rozpaczała i pobiegła do Senana i powiedziała mu, co się stało z jej dzieckiem, a wówczas Senan wpadł w złość i poszedł do biskupa.

– Setno – powiedział – wiem, że to ty i Libern, w odwecie za zanieczyszczenie wody, rzuciliście urok na chłopca i staliście się przyczyną jego śmierci. Idź czynić pokutę na skale na środku morza i odszukaj dziecko i przynieś je matce.

Ze wstydem w sercu biskup uczynił jak Senan mu kazał. Zostawił Liberna na skale i szukał chłopca, którego znalazł wreszcie u podnóża wysokiego klifu, bawiącego się z falami, które śmiały się wokół niego. Dziecko również się śmiało, zbierało rączkami białą pianę i piło ją, ponieważ sądziło, że to mleko, takie prosto od krowy, które się pieni i ma bąbelki. Biskup ucieszył się bardzo, kiedy zobaczył chłopca i stwierdził, że żyje, po czym wziął go na ręce, wrócił do łódki i zawiózł go Senanowi, a Senan zwrócił go matce.

– Pan przebaczył Libernowi, gdyż morze nie zalało skały – powiedział potem Senan do biskupa. – Przywieź go zatem na brzeg i przyprowadź do mnie.

I tak Libern opuścił skałę, wiedząc, że grzech został mu wybaczony i z pokornym sercem stanął przed Senanem.

– Senanie, skąd weźmiemy teraz wodę, skoro źródło jest zanieczyszczone? – zapytał.

Na co Senan:

– Uderz pastorałem w ziemię, a wypłynie z niej woda.

Libern uderzył pastorałem, a woda trysnęła tak, jak przepowiedział Senan. Do dziś dnia to źródło nazywane jest „źródłem Liberna”.

Senan siedział właśnie na stopniach przed domem, kiedy zjawił się przed nim archanioł Rafał.

– Na morzu znajduje się wyspa, na której Bóg umieścił strasznego potwora, żeby nie mógł tam wylądować żaden grzesznik – powiedział archanioł. – Ty jednak masz tam popłynąć i zbudować kościół, a wówczas potwór zostanie wygnany, by nie straszył tych, którzy pójdą za tobą.

– Co podoba się Bogu jest dobre i dla mnie – odparł Senan, a wówczas anioły, które przybyły z Rafałem, chwyciły stopień, na którym siedział i zaniosły go na nim przez morze na wysokie wzgórze na środku wyspy i tam zostawiły go i poszły szukać potwora.

Bardzo zdumiał się potwór, kiedy zobaczył anioły przebrane za ludzi, gdyż nigdy wcześniej nie widział na tej wyspie innego żywego stworzenia. A kiedy ruszył szybko na ich spotkanie, ziemia aż trzęsła się pod jego łapami. Straszliwa i cudowna była ta bestia: na szyi miała grzywę niczym koń i tylko jedno oko, purpurowe i wściekłe. Jej łapy były grube, ze stalowymi pazurami, które krzesały iskry ze skał gdy biegła, zaś jej tchnienie paliło trawę i kwiaty, które rosły w szczelinach skał. Ogon pożyczony został chyba od wieloryba, a ciało zdawało się tak długie jak cała wyspa. A kiedy bestia wbiegła w morze, woda zaczęła się gotować wokół jej gorącego ciała.

Potwór minął szybko anioły i skierował się prosto w miejsce, gdzie czekał na niego Senan, z paszczą otwartą tak szeroko, że Święty mógł zajrzeć mu do samego środka trzewi. Uniósł jednak tylko rękę i uczynił znak krzyża, a potwór zatrzymał się i zamilkł.

– Nakazuję ci, odejdź z tej wyspy – powiedział Senan. – I pamiętaj, że nie wolno ci nikogo skrzywdzić, gdzie byś nie poszedł.

Potwór odwrócił się i skoczył w fale i popłynął w stronę lądu, ale od tamtej pory nie krzywdził nikogo.

Kiedy do króla tej krainy dotarła wiadomość, że Senan zamieszkał na wyspie i zmusił potwora by ją opuścił, wpadł w wielką wściekłość i nakazał braciom Senana – Coelowi i Liathowi – popłynąć i wyrzucić stamtąd Świętego. Ale kiedy wylądowali na wyspie i odszukali Senana, ten nie zgodził się wykonać polecenia króla, twierdząc, że zgłasza on pretensje do czegoś, co do niego nie należy i że nie ma władzy, żeby go wyrzucić.

– Skoro nie chcesz odejść na naszą prośbę, będziemy musieli cię zmusić – powiedzieli bracia, złapali go za ręce i pociągnęli w dół klifu. Wówczas Liath puścił rękę Senana, ale Coel ciągnął go dalej po kamienistej plaży, aż niemal połamał mu kości.

– Dlaczego mi nie pomagasz? – zapytał Coel ze złością.

Na co Liath:

– Nie zrobię tego i żałuję, że już uczyniłem mu krzywdę.

– Dlaczego ryzykujesz konfiskatę swoich ziem – bo król z pewnością ci je zabierze – zamiast wyrzucić tego człowieka z miejsca, które do niego nie należy?

– Ponieważ łatwiej jest opuścić Irlandię, niż zrobić coś złego Senanowi – odparł Liath. A ponieważ bez Liatha Coel nie mógł pokonać Senana, więc wsiadł z nim do łodzi i popłynęli z wyspy do domu. A kiedy przeszedł przez próg swego domu, poślizgnął się i upadł, uderzając głową w ostry róg i zmarł, a wkrótce zmarły i jego dzieci i wszystkie jego ziemie przypadły Senanowi. Kiedy Liath to zobaczył, wrócił na wyspę i opowiedział Świętemu o wszystkim, co się stało i o śmierci Coela.

– Dobrze zrobiłeś nie przyłączając się do Coela w jego walce przeciw woli Bożej – powiedział Senan. – Gdybyś to zrobił, też leżałbyś teraz martwy, ty i twoje dzieci, tak jak dzieci Coela.

Kiedy tylko królewski rządca usłyszał o tych sprawach, pospieszył donieść o nich władcy. Król rozgniewał się jeszcze bardziej i posłał po czarnoksiężnika, żeby się go poradzić w tej sprawie. A czarnoksiężnik powiedział:

– Nie kłopocz się o to, mój panie, gdyż rzucę czar na Senana i albo umrze, albo odda ci te ziemie.

– Zatem zrób to, a ja cię wynagrodzę – odparł król.

Wówczas czarnoksiężnik popłynął na wyspę, gdzie mieszkał Senan i rzucił na niego czar, nakazując mu opuścić to miejsce, bo spotka go coś złego. Ale Senan nie zważał na jego słowa i powiedział, że zna silniejsze czary i że może je również rzucić. To rozgniewało czarnoksiężnika, który zaczarował słońce i na wyspie zapanowały ciemności, ale Senan odegnał ciemność i słońce zaświeciło równie jasno jak przedtem. Wówczas czarnoksiężnik wywołał burzę. Powietrze wypełniły zaraz gromy i błyskawice, ale Senan nakazał jej zamilknąć, nim zdołała kogoś skrzywdzić. Czarnoksiężnik rzucił jeszcze wiele czarów, ale żaden nie imał się Senana, aż wreszcie stwierdził:

– Odchodzę z tej wyspy w miejsce, którego nie znasz, ale jeszcze tu wrócę.

– Nigdy tu nie wrócisz – odparł Senan. – A tam gdzie idziesz nie będziesz miał szczęścia.

Jego słowa ponownie rozgniewały czarnoksiężnika. Wyczarował mgłę, która otuliła wyspę, aby Senan nie widział, w którą stronę się udaje, po czym dotarł bezpiecznie na wyspę po drugiej stronie morza, ale w nocy wiatr sprawił, że zalały ją fale i wszyscy, którzy tam mieszkali utonęli, łącznie z czarnoksiężnikiem.

Donnan, syn Liatha – brata Senana – przybył na wyspę, by nauczyć się czytać oraz poznać magisterium Kościoła w szkole mnichów. Pewnego dnia Senan nakazał mu zejść na wybrzeże i naciąć wodorostów. Donnan wziął ze sobą dwóch małych chłopców, którzy również chodzili do tej szkoły. Razem wspięli się na skały, które sięgały het w morze, tam gdzie rosły najpiękniejsze wodorosty.

– Muszę teraz wrócić, bo mam inne prace do wykonania – powiedział po chwili Donnan. – Kiedy je skończę, przyjdę po was i zebrane przez was wodorosty.

Potem popłynął z powrotem, ale kiedy tylko wysiadł z łodzi, porwały ją fale, a na całej wyspie nie było innej.

Tymczasem na skale obaj chłopcy siedzieli i czekali i patrzyli jak morze podnosi się coraz wyżej i wyżej, aż dotknęło ich stóp i delikatnie zniosło ich ze skały, po czym obaj utonęli. Następnego dnia podczas odpływu odnaleziono na piasku ich ciała – wyglądali na spokojnych i zadowolonych, jakby spali tylko.

Kiedy usłyszeli o tym zdarzeniu ich rodzice, pospieszyli na wybrzeże i zaczęli głośno rozpaczać:

– Oddaj nam nasze dzieci święty Senanie!

Wówczas Senan rzekł:

– Idźcie do Donnana i niech nakaże chłopcom wstać.

A Donnan pospieszył zaraz nad morze, a kiedy zobaczył leżących tam chłopców, zawołał do nich:

– Wstańcie i idźcie porozmawiać z rodzicami, gdyż taka jest wola Senana.

Na te słowa chłopcy wstali i zwracając się do rodziców, rzekli:

– Źle zrobiliście nakazując nam wrócić z krainy, w której byliśmy.

Zdumiona matka zapytała:

– Dlaczego? Wolelibyście tam zostać, niż wrócić z nami do domu?

Ale chłopcy wykrzyknęli jednym głosem:

– Choćby nam podarowano cały świat i jego chwałę, i tak wydałby się nam więzieniem po krainie, z której nas odwołaliście. Nie zatrzymujcie nas tutaj, gdyż zostało postanowione, że nie będziecie się smucić z naszego powodu.

Po czym umarli, a ich ciała zostały pochowane przed klasztorem, gdzie mieszkał Senan.

W końcu nadeszła chwila, kiedy objawiono Senanowi, że zbliża się godzina jego śmierci. Święty zachował tę wiadomość dla siebie, spieszył się natomiast, by ukończyć prace, które mu powierzono, aby nic nie pozostało niedokończone. A kiedy wszystko wykonał, pożegnał się z przyjaciółmi, po czym położył się i czekał.

– Niech moje ciało leży tu do świtu – powiedział do swoich mnichów, a oni uczynili tak, jak im nakazał. A o świcie wstali, poszli je zabrać i pochowali z wielkimi honorami.

Andrew i Lenora Lang

Powyższy tekst jest fragmentem książki Andrew i Lenory Langów Święci znani i nieznani.