Rozdział dwunasty. Miłość Maryi jest stałą i niezwyciężoną

Mocna jak śmierć miłość – mówi Pismo Święte. Śmierć jest niezwyciężona. Nie ma siły i potęgi, co by zdołała oprzeć się śmierci. Nie mówię – zwyciężyć, ale na jedną chwilkę zatrzymać śmierci nie jest w stanie żadna moc ludzka. Jak słaba trawka nie oprze się ostrzu kosy, tak też żadne życie nie oprze się śmierci. Cały świat, jak wielki łan, zasiany ludźmi gęsto jak kłosami, a co sierp w ręku żniwiarza, to śmierć w ręku Boga. Mocna jak śmierć miłość, jeśli jest prawdziwą miłością. Gdy śmierć się przywiąże do jakiegoś stworzenia, już jej nic od niego nie zdoła oderwać – przełamie wszelkie zapory, zwycięży wszelkie przeszkody. Ale miłości ludzkiej, tak mocnej, jak śmierć, zawsze brak wśród ludzi, i dlatego to miłość człowiecza nigdy nie może nazwać się prawdziwą miłością! Małe podejrzenie, słówko dwuznaczne, płochy uczynek, własny interes i tysiączne inne przyczyny są dostateczne, aby ta miłość pomału ostygła, zobojętniała; a jeśli tylko próżność, pycha, uroda lub majątek były powodem ludzkiego uczucia, to zmiana okoliczności, nieszczęście, wiek lub choroba również uczynią zmianę w sercu.

Lecz czy takim słabościom podlega i miłość Maryi ku nam? Bynajmniej. Jak jest ta miłość bezinteresowną, tak też jest i stałą, wierną i niezwyciężoną (Pnp 8, 6). O tym na chwałę Maryi zastanówmy się tutaj.

W miłości Maryi ku nam, jako mówi Pismo Święte – nie ma odmiany, ani zaćmienia przemiany (Jk 1, 17). Zaledwie Maryja poznała nas, a już umiłowała i miłowała nas od pierwszych lat swego życia stale i czule i wiernie i wytrwale i zbawiennie i skutecznie. Taką miłością miłuje nas już od dwudziestu wieków i taką miłością miłować nas będzie zawsze, jeśli tylko gwałtem nie będziemy wyrywali się z Jej macierzyńskiego objęcia, jeśli tylko naszych serc nie odwrócimy od Jej serca, jeśli tylko nie wzgardzimy Jej miłością. Chce nas kochać – będzie nas kochała przez wszystkie wieki. Nie ma nic takiego, przez co Jej miłość ku nam ostygnąć lub zmienić by się mogła; nie ma nic takiego, z wyjątkiem grzechu, przez co byśmy mogli utracić Jej miłość; a i w grzechu, gdy nawrócimy się i Ją prosić będziemy, aby nam w tym dopomogła, przywróci nam Maryja swoją miłość, opiekę i pomoc!

Byłeś panem, bogaczem; ludzie z daleka przed tobą czapki zdejmowali, a pochlebcy aż do ziemi bili czołem przed tobą; na jedno skinienie twój dom napełniony był gośćmi. Wtem nagle proces, pożar, wylew, grad, choroba wydarły ci majątek – i oto gdzież są ci, których obsypywałeś dobrodziejstwami lub grzecznościami? Przecież nie tak dawno po woskowanych posadzkach twego domu snuły się ich roje! O, już ich nie ujrzysz przy sobie; teraz w ubogiej izdebce sam ze swoją nędzą będziesz przebywać. Do stołów, bogato zastawionych, zasiadało ich wielu – ale do półmiska ziemniaków sam podobno siądziesz. Uszy ich otwarte były na muzykę balową, co grzmiała w twoich pokojach – ale na głos twego westchnienia ogłuchli wszyscy. Do zielonego stolika na karty dobijali się, ale przy łóżku twej boleści nikt z nich nie usiądzie. Te usta, tak przedtem wymowne na oświadczenia wiecznej przyjaźni i wdzięczności, teraz jeszcze są wymowniejsze na obmowę i potwarz!

O! Nie taką jest miłość Maryi! Kochała cię, gdy byłeś szczęśliwy – kocha cię też w nieszczęściu; przestrzegała ciebie w dniach radosnych, aby cię szczęście nie zaślepiło – pociesza ciebie w smutku, aby nieszczęście nie przywiodło cię do rozpaczy. Zmiana losów człowieka nie zmienia serca i miłości Maryi ku niemu.

Gdy byłaś piękną i młodą, cały świat ci się uśmiechał i cały świat pochlebiał tobie. Nie miałaś doświadczenia – biedne serce – i te wszystkie czcze, próżne słowa przyjmowałaś za dobrą monetę; kochałaś ten świat, od którego spodziewałaś się być kochaną szczerze i stale. Ale oto pokazała się na twarzy twojej pierwsza zmarszczka, pokazał się pierwszy siwy włos na twojej głowie, przyszła jesień twoich dni, a i przyszła dla tych, którym ufałaś; ostygło ich serce, zmarzły uczucia, odwróciły się ich płoche serca do innych przedmiotów, a ciebie zostawili ze smutnym wspomnieniem tak próżno i czczo spędzonych dni.

Ale Maryja w twoim osamotnieniu nie opuści cię, bo miłuje Ona twoją duszę i jej wewnętrzną piękność, której jeśli nie straciłaś pośród tylu niebezpiecznych okazji, zawdzięczaj pieczy tej Matki, czuwającej nad niewinnością swego dziecka.

Tak! Miłość Maryi jest niezwyciężoną i jest powszechną. Oto żebrak, kaleka, który przeraża samym swym widokiem, który, w swoich łachmanach niepodobny jest prawie do człowieka, wlecze się po ulicach miasta, żebrząc o jeden lichy grosz – ów żebrak zarówno jest przedmiotem miłości Maryi, miłości najgorętszej, najstarszej, jak i monarcha, co jaśniejący brylantami i złotem siedzi na najpotężniejszym tronie świata. Nie! Dla Maryi nie ma żadnej różnicy – nie ma Ona dwóch serc, aby jednym kochała mądrych, bogatych i wielkich, a drugim prostaczków, ubogich i maluczkich, bo z jednego serca Syna spłynęła Jej najświętsza Krew dla odkupienia wszystkich ludzi bez różnicy. Wszyscy jesteśmy dziećmi Maryi i wszyscy jednym prawem możemy do Niej zawołać: Matko nasza! Te nasze nieszczęścia, które nas w opinii świata czynią podłymi, niech uczynią nas milszymi w Twoich świętych oczach! Bo Maryja w nieszczęśliwym jaśniej widzi wyryty obraz swego Syna, ubogiego, upokorzonego, prześladowanego, męczonego i ukrzyżowanego! Nic też nie zwycięży miłości Maryi, nawet sama nasza niewdzięczność. Czy tego nie doznaliśmy na sobie? Ach! Przypomnijmy sobie tylko naszą niewierność, oziębłość i obojętność w Jej służbie! Ile to naliczymy takich dni, w których ani jeden raz nie wspomnieliśmy o Niej, nie pozdrowiliśmy Jej choćby jednym „Zdrowaś Maryjo”, choćby jednym pełnym miłości westchnieniem! Były Jej święta; tylu ludzi każdego stanu, płci i wieku składało Jej cześć i hołdy, a inni spędzali owe dni na zabawach i rozpuście, raniąc tym najczulsze serce naszej Matki! Ile to razy słyszeliśmy dzwonek na „Anioł Pański”, co jak głos Nieba wzywał nas, abyśmy połączyli nasze głosy z głosem tylu milionów ludzi, pozdrawiających swoją Panią – a wielu z nas ani nie ugięło kolana, ani z poszanowaniem nie odkryło głowy! Ile to razy, przechodząc drogą lub polem, widzieliśmy biednego kmiotka albo niewinne dziecko ze złożonymi rękoma klęczących przed obrazem Maryi, a ten widok nie rozczulił naszego serca; zajęci różnymi sprawami lub zabawą, a może i przez fałszywy wstyd, nie raczyliśmy w nędznym naszym sercu ani nawet spojrzeć na obraz naszej Matki. A jednak, z tym wszystkim Maryja nas nie odstąpiła, Maryja nas kocha! – Cała nasza niewdzięczność nie mogła przezwyciężyć Jej miłości ku nam.

„Chociaż człowiek zgrzeszy – rzekła sama Maryja w objawieniu św. Brygidzie – a ze szczerego serca i z prawdziwą poprawą do mnie się nawróci, Ja zawsze jestem gotowa go przyjąć i nie będę zważała na jego wielkie i liczne grzechy, ale tylko na jego dobrą wolę i na poprawę!” Sprawiedliwie nazywa się sama Maryja: Ja jestem Matką pięknej miłości (Ekle 24, 24), bo piękniejszej, świętszej, czystszej, bardziej zbawienniej miłości nad miłość Maryi, nigdy nie znajdziemy. A tak mało o tę miłość dbamy! – Lekceważymy ją sobie i nie wstydzimy się nieraz dla miłości jednego nędznego jak my stworzenia odstąpić, zdradzić, zasmucić naszą Matkę, Maryję, która tak gorąco pragnie naszej miłości; nie wahamy się opuścić Jej, aby oddać serce tym, co nami pogardzają, lub dla własnego zysku zwodzą nas i oszukują, a jeśli nas i prawdziwie kochają, to całą swoją miłością ani uszczęśliwić, ani nawet zadowolić nie mogą naszego serca.

Nauczmy się kochać Maryję, a będziemy umieli kochać naszych bliźnich i najbliższych miłością dla nas i dla nich zbawienną! Kochajmy, kochajmy Tę, która nas więcej miłuje niż wszystkie matki, siostry, oblubienice, aniołowie i święci, niż wszystkie stworzenia razem zgromadzone – która nas kocha miłością bezinteresowną, stałą i niezwyciężoną! Tak kochając, będziemy szczęśliwi w życiu i błogosławieni przy śmierci, jak tego pragnie Matka pięknej miłości. Amen.

Ks. Karol Antoniewicz SI

Powyższy tekst jest fragmentem książki Ks. Karola Antoniewicza SI Rekolekcje z Matką Bożą.