Rozdział dwunasty. Aresztowanie Pawła

Opuścili więc Cezareę i wyruszyli do Jerozolimy, aby zdążyć na święto Pięćdziesiątnicy. Niektórzy chrześcijanie z Cezarei dołączyli do grupy: chcieli zaprowadzić Pawła do domu pewnego człowieka pochodzącego z Cypru, imieniem Mnazon, który był jednym z pierwszych nawróconych. Zaprosił Pawła i jego towarzyszy, by zostali u niego.

Oczywiście wszyscy chrześcijanie z Jerozolimy bardzo się cieszyli, że widzą Pawła. Dzień po przybyciu cała grupa wybrała się na spotkanie z Jakubem, biskupem Jerozolimy. Zastali też duchowieństwo jerozolimskie, gotowe ich powitać. Paweł opowiedział im wszystko, co się wydarzyło od ostatniego spotkania, a oni z głębi serc dziękowali Bogu za tyle dobrych wieści.

Po czym któryś powiedział do Pawła:

– Bracie, widzisz, ile tysięcy Żydów w Jerozolimie stało się dobrymi chrześcijanami, a wszyscy gorliwie przestrzegają prawa żydowskiego. Słyszeliśmy o tobie jednak, że wszystkich Żydów, mieszkających w krajach pogańskich, nauczasz odstępstwa od prawa, aby nie zachowywali swych zwyczajów. Cóż więc począć? Kiedy dowiedzą się, żeś przybył, rzucą się na ciebie. Uważamy więc, że lepiej zrobić tak: jest tu czterech mężczyzn, którzy złożyli ślub; weź ich ze sobą, poddaj się wraz z nimi oczyszczeniu, zapłać za nich koszty, by mogli ostrzyc sobie głowy, a wtedy wszyscy przekonają się, że pogłoski o tobie nie są prawdziwe.

Paweł uznał to za doskonały plan, i rzeczywiście taki się wydawał, ale nie powiódł się.

To już drugie ślubowanie Pawła, o jakim usłyszeliśmy. Nie uczynił go tylko po to, by wywrzeć wrażenie na chrześcijanach pochodzenia żydowskiego, pokazując im, że nie stracił szacunku dla żydowskich obyczajów i prawa. Wraz z czterema ubogimi mężczyznami, za których zapłacił koszty, ogolił sobie głowę, po czym chodzili codziennie do Świątyni modlić się, a ostatniego dnia złożyć ofiarę.

Wydaje się nam to raczej dziwne, prawda? Przypuśćmy jednak, że czegoś bardzo pragniecie. Możecie powiedzieć: „Odprawię gorliwie nowennę do Matki Bożej. Będę chodzić codziennie na Mszę Świętą, odwiedzać kościół również po południu, przez dziewięć dni nie będę jeść słodyczy. Poproszę też takiego to a takiego księdza, by dziewiątego dnia odprawił Mszę Świętą w mojej intencji, a poza tym złożę ofiarę dla biednych”. Musielibyście bardzo czegoś chcieć, by to wszystko zrobić, prawda? Można by też dokonać tego, by podziękować za wysłuchanie naszych gorących modlitw o coś.

Ślubowanie Pawła było czymś podobnym. Przez następny tydzień Paweł i czterech mężczyzn spędzało większość czasu w Świątyni. Wszystko szło dobrze aż do ostatniego dnia.

Wtedy to do Jerozolimy przybyli niektórzy Żydzi, którzy tak naprzykrzali się Pawłowi w Efezie. Zobaczyli apostoła z jednym z jego przyjaciół Greków. Ludziom niebędącym Żydami nie wolno było wchodzić do Świątyni pod groźbą kary śmierci, chyba że na zewnętrzny dziedziniec. Gdy ci sami Żydzi zobaczyli Pawła następnego dnia w Świątyni, doszli do wniosku, że na pewno przyprowadził ze sobą tego przyjaciela Greka. Może tylko udawali, że tak sądzą? W każdym razie, pochwycili Pawła i zawołali:

– Izraelici, na pomoc! To jest człowiek, który wszędzie naucza wszystkich przeciwko narodowi i prawu, i Świątyni– a teraz wprowadził Greków w to święte miejsce!

Poruszyło się całe miasto, zbiegli się ludzie, porwali Pawła i wywlekli go ze Świątyni. Kapłani zaraz zamknęli bramy, by zostawić tłum na zewnątrz. Żydzi, którzy pojmali Pawła, bili go i na pewno by go zabili, lecz trybun kohorty (dowódca, coś jak kapitan) usłyszał na czas co się stało i przybył na ratunek. Wraz z żołnierzami pobiegł w stronę tłumu, a gdy zgromadzeni ich zobaczyli, przestali bić Pawła.

Ratunek przyszedł w samą porę, prawda? Żołnierze stacjonowali w Antonii, twierdzy nadzorującej tereny świątynne, dlatego też szybko usłyszeli zgiełk i zobaczyli co się dzieje.

Trybun, który nazywał się Lizjasz, aresztował Pawła i skuł go podwójnym łańcuchem. Potem poprosił, by ktoś mu wyjaśnił, co się stało. Niektórzy ludzie z tłumu wołali jedno, inni co innego, i powstało tyle zamieszania i zgiełku, że nic nie można było zrozumieć. Trybun rozkazał więc żołnierzom zaprowadzić Pawła do twierdzy.

Gdy szli po schodach w górę, do fortu, żołnierze musieli apostoła nieść, gdyż tłum napierał ze wszystkich stron i krzyczał: „Precz z nim!”.

Kiedy dotarli do drzwi kwater żołnierskich, Paweł zwrócił się do trybuna i spytał:

– Czy wolno mi coś ci powiedzieć?

– Co to? – zdziwił się trybun. – Mówisz po grecku? Nie jesteś więc tym Egipcjaninem, który niedawno podburzył i wyprowadził na pustynię cztery tysiące ludzi?

– Jestem Żydem – odparł Paweł, myślę, że z lekkim rozdrażnieniem – obywatelem Tarsu w Cylicji, znacznego miasta. Proszę cię, byś mi pozwolił przemówić do ludu.

Trybun zgodził się na to. Apostoł stanął więc na szczycie schodów i uniósł rękę, prosząc o ciszę. Zgromadzeni natychmiast się uspokoili.

– Bracia i ojcowie – zaczął grzecznie Paweł, a gdy Żydzi usłyszeli, że mówi w ich języku, zaczęli przysłuchiwać się z tym większą uwagą. – Jestem Żydem, urodzonym w Tarsie i wychowanym w tym mieście, w Jerozolimie. Podobnie jak i wy, broniłem zazdrośnie prawa, i prześladowałem tę Drogę – apostoł miał na myśli chrześcijaństwo – uśmiercając, wiążąc i wtrącając do więzienia mężczyzn i kobiety.

Arcykapłani potwierdzą wam, że mówię prawdę. Udałem się do Damaszku z listami od nich, z zamiarem uwięzienia tamtejszych chrześcijan i przyprowadzenia ich do Jerozolimy dla wymierzenia kary. Lecz koło południa, gdy już byłem blisko Damaszku, otoczyła mnie wielka jasność. Upadłem na ziemię. Usłyszałem głos mówiący: „Szawle, Szawle, czemu mnie prześladujesz?”. „Kim jesteś, Panie?” – spytałem. On odpowiedział: „Jestem Jezus Nazarejczyk, którego ty prześladujesz”. Moi towarzysze zobaczyli światło, ale nie słyszeli głosu. Spytałem: „Co mam czynić, Panie?”. On odpowiedział: „Wstań, idź do Damaszku, tam ci powiedzą, co masz czynić”.

Blask owego światła oślepił mnie i moi towarzysze musieli za rękę zaprowadzić mnie do miasta. Tam pewien człowiek imieniem Ananiasz, dobrze znany swoim sąsiadom jako wiernie przestrzegający prawa, przyszedł do mnie, stanął i rzekł: „Szawle, bracie, przejrzyj!”. I od razu spojrzałem na niego i widziałem. On zaś powiedział: „Bóg naszych ojców wybrał cię, byś poznał Jego wolę i ujrzał Sprawiedliwego (miał na myśli Naszego Pana) i byś usłyszał Jego głos. Wobec wszystkich ludzi będziesz świadczył, co widziałeś i słyszałeś. Dlaczego więc zwlekasz? Wstań i przyjmij chrzest, zmywając grzechy i wzywając Jego Imienia”.

Później, gdy już wróciłem do Jerozolimy, modliłem się w Świątyni, wpadłem w zachwyt i ujrzałem Pana, który mówił do mnie: „Spiesz się i szybko opuść Jerozolimę, gdyż nie będą cię tu słuchać”.

Odpowiedziałem: „Panie, oni wiedzą, że zamykałem w więzieniach, tych, którzy wierzą w Ciebie, i biczowałem w synagogach, a kiedy przelewano krew Szczepana, Twego świadka, byłem przy tym i zgadzałem się, i pilnowałem szat tych, którzy go kamienowali”.

On zaś rzekł: „Idź, bo ja cię poślę daleko, do pogan”.

Do tej pory tłum słuchał Pawła, jednak po tych słowach zebrani zaczęli krzyczeć znowu. Nie mogli znieść myśli, że Bóg miałby kogoś posyłać do ludzi niebędących Żydami.

– Precz z takim człowiekiem! – wołali. – Nie godzi się, by żył!

I zrzucali szaty, i ciskali w powietrze piaskiem. Zapanował taki harmider, że trybun zabrał Pawła do wnętrza twierdzy, do kwater żołnierskich. Wydał też żołnierzom rozkaz biczowania go, by wydobyć z apostoła, co uczynił.

Już go związali rzemieniem, by to zrobić, gdy Paweł zapytał:

– Czy macie prawo biczować obywatela rzymskiego? I to bez sądu?

Setnik, który zajmował się Pawłem, zdziwił się. Poszedł do trybuna Lizjasza i rzekł:

– Co chcesz robić? Kazałeś mi biczować tego człowieka, a on jest obywatelem rzymskim.

Trybun osłupiał. Złe potraktowanie obywatela rzymskiego to nie były żarty. Wrócił więc do Pawła i spytał:

– Co ja słyszę? Czy naprawdę jesteś obywatelem rzymskim?

– Tak – odparł apostoł.

– Ja nabyłem to obywatelstwo za wielką sumę – wyznał trybun.

– A ja mam je od urodzenia – odrzekł Paweł. Był to subtelny przytyk, prawda?

Po tym wszystkim trybun uznał, że powinien być bardziej ostrożny. Rozwiązał Pawła i powiedział, że następnego ranka zwoła Sanhedryn, by apostoł miał możliwość obrony wobec arcykapłanów.

Następnego dnia rano trybun uczynił, co powiedział: zwołał Wysoką Radę żydowską i zaprowadził przed nią Pawła. Trybun skończył już ze złym traktowaniem apostoła i poza tym bardzo chciał się dowiedzieć, o co chodziło w tych całych zamieszkach.

Oto, co Paweł powiedział przed radą:

– Bracia, służyłem Bogu aż do dziś z zupełnie spokojnym sumieniem.

Usłyszawszy to, arcykapłan nakazał ludziom, co stali przy Pawle, uderzyć go w twarz.

– Uderzy cię Bóg – odezwał się Paweł – zasiadłeś tu, by mnie sądzić według prawa, a każesz mnie bić wbrew prawu!

Ktoś powiedział Pawłowi, że obraża arcykapłana, a apostoł przeprosił za to, tłumacząc, że nie wiedział, przed kim stoi. Widział za to jasno inną rzecz: że rada wcale nie chce mu pozwolić na wygłoszenie mowy we własnej obronie. Rozejrzał się więc i spostrzegł, że zebrali się zarówno faryzeusze, jak i saduceusze. Wiedział, że między nimi nie ma przyjaźni.

Nie zgadzali się zwłaszcza co do dwóch rzeczy: zmartwychwstania umarłych i istnienia aniołów. Faryzeusze w to wierzyli, zaś saduceusze odrzucali obie sprawy.

Paweł pomyślał więc, że podkreśli to, co należy do nauki chrześcijańskiej, a co jest punktem niezgody między dwoma stronnictwami. Zawołał:

– Jestem faryzeuszem, i synem faryzeuszów, a stoję tu za to, że wierzę w zmartwychwstanie umarłych!

W Sanhedrynie zapanowała wrzawa: saduceusze wpadli w jeszcze większy gniew, ale niektórzy faryzeusze trochę z niego ochłonęli. Wstali i wołali:

– Nie znajdujemy żadnej winy w tym człowieku! Może naprawdę mówił do niego anioł?

To wprawiło saduceuszów w jeszcze większą wściekłość, i zapanowało takie wzburzenie, że trybun zaczął się obawiać o życie Pawła. Posłał więc żołnierzy, by zabrali go i zaprowadzili bezpiecznie do Antonii.

Tej nocy pojawił się przy boku Pawła Nasz Pan i powiedział do niego:

– Odwagi! Dawałeś świadectwo o Mnie w Jerozolimie, teraz pójdziesz do Rzymu i tam będziesz Moim świadkiem.

Gdy nadszedł ranek, niektórzy Żydzi zebrali się i przysięgli, że nie będą niczego jeść ani pić, póki nie zabiją Pawła. Zawiązało ten spisek ponad czterdziestu z nich. Udali się do arcykapłanów i powiedzieli im o tym.

– Do was należy przekonać trybuna, by sprowadził wam Pawła – powiedzieli – pod pozorem, że chcecie zadać mu jeszcze parę pytań. Kiedy będzie w drodze, my jesteśmy gotowi go zabić.

I tak by się pewnie stało, gdyby nie pewien chłopiec. Był to siostrzeniec apostoła. Usłyszał o wszystkim, i zaraz pobiegł do Antonii opowiedzieć o tym wujkowi Pawłowi.

Paweł poprosił jednego z żołnierzy, by zaprowadził siostrzeńca do trybuna.

– Ma on nowe wieści dla ciebie – wyjaśnił żołnierz.

Trybun wziął chłopca za rękę i odprowadził go na bok.

– Co chcesz mi oznajmić? – spytał.

Młodzieniec (ciekawa jestem, ile miał lat!) opowiedział trybunowi o spisku mającym na celu zabicie jego wujka. Trybun kazał mu wrócić do domu i nie mówić nikomu o tym ani słowa. Obiecał też zająć się tą sprawą.

Chłopiec pobiegł więc do domu i to już wszystko, co o nim wiemy.

Trybun wciąż nie mógł zrozumieć, dlaczego rodacy Pawła są tak na niego zawzięci, nie miał jednak zamiaru pozwolić na to, by zamordowano obywatela rzymskiego, za którego ponosił odpowiedzialność. Dlatego wydał podległym mu oficerom rozkazy, by tej nocy byli gotowi do wymarszu do Cezarei z dwustu żołnierzami, dwustu łucznikami i oddziałem siedemdziesięciu jeźdźców. Kazał też przygotować wierzchowce dla Pawła. Mieli wyruszyć po zmroku i baczyć, aby Paweł dotarł bezpieczny do namiestnika Feliksa.

Była to prawdziwa eskorta, prawda? Trybun był zdecydowany, by bezpiecznie doprowadzić Pawła na miejsce. Według Łukasza trybun obawiał się, że gdyby Żydzi zabili Pawła, jego oskarżono by o wzięcie łapówki i ułatwienie im tego zadania!

Trybun wysłał do namiestnika Feliksa list. Jest utrzymany w miłym tonie, i zawiera jedną małą półprawdę. Sprawdźcie, czy ją znajdziecie:

„Klaudiusz Lizjasz przesyła pozdrowienie dostojnemu namiestnikowi Feliksowi. Oto człowiek, którego Żydzi pochwycili i już mieli zabić. Nadbiegłem wtedy z wojskiem i uratowałem go, dowiedziawszy się, że jest obywatelem rzymskim. Zaprowadziłem go przed ich Wysoką Radę, by się dowiedzieć, co mu zarzucają. Stwierdziłem jednak, że oskarżają go w sprawach dotyczących ich prawa, a nie o przestępstwa podlegające karze śmierci lub więzienia. Teraz dostałem wiadomość o zasadzce na tego człowieka i wysyłam go do ciebie. Zawiadomię jego oskarżycieli, by wytoczyli sprawę przeciwko niemu przed tobą”.

Czy zauważyliście małą półprawdę? Trybun mówi, że uratował Pawła „dowiedziawszy się, że jest obywatelem rzymskim”. To nie całkiem tak było, prawda?

Paweł przez całą noc jechał wraz z całym tym oddziałem wojska, a rano piesi żołnierze zawrócili, zaś jeźdźcy eskortowali apostoła przez resztę drogi do Cezarei. Dotarli tam bezpiecznie.

Namiestnik przeczytał list od trybuna jerozolimskiego i oznajmił Pawłowi, że przesłucha go, gdy jego oskarżyciele przybędą z Jerozolimy. Wydał rozkazy, by do tego czasu strzeżono Pawła w pałacu Heroda. Heroda już dawno tutaj nie było, mieszkał tu teraz namiestnik.

Paweł czekał pięć dni. Po tym czasie przybył arcykapłan Ananiasz w bardzo złym nastroju. Wraz z nim zjawiło się jeszcze kilku kapłanów żydowskich i rzymski retor (rodzaj prawnika) Tertullos. Ananiasz przyprowadził go specjalnie po to, by wywrzeć wrażenie na Feliksie.

Feliks posłał po Pawła, a potem zasiadł, by rozsądzić sprawę.

Tertullos rozpoczął swą mowę przeciw Pawłowi kwiecistymi komplementami wobec Feliksa, wychwalając go za to, że pod swymi rządami zaprowadził pokój, i że dzięki niemu polepsza się życie narodu. Potem przeszedł do sedna sprawy. Nazwał Pawła „przywódcą sekty nazarejczyków”, opowiedział, że apostoł wędruje po całym świecie, nawołując Żydów do powstania przeciw Rzymianom i że niemal zbezcześcił Świątynię. Była to dość dziwna mieszanka zarzutów przeciw Pawłowi.

– Ujęliśmy go – mówił dalej, mając na myśli Żydów – i mieliśmy zamiar osądzić go według prawa, ale pojawił się trybun Lizjasz, gwałtem nam go wyrwał i powiedział, że musimy dochodzić naszej sprawy przed tobą. Zadaj sam kilka pytań oskarżonemu, a zobaczysz, że wszystko to jest prawdą.

Reszta Żydów przytwierdziła, że tak właśnie jest, jednak namiestnik zwrócił się do Pawła i dał znak, by teraz on przemówił.

– Będę się bronił śmiało – zaczął Paweł – bo wiem, że od wielu lat jesteś sędzią w tym kraju. Możesz się z łatwością dowiedzieć, że przybyłem do Jerozolimy dwanaście dni temu, by oddać pokłon Bogu. Nie wywoływałem zamieszek w Świątyni, ani w synagogach, ani na ulicach, a oni nie mogą ci dać żadnego dowodu, że było inaczej.

Wyznaję tu jednak przed tobą: służę Bogu według Drogi nazwanej przez nich sektą. Wierzę we wszystko, co napisane w prawie i u proroków żydowskich, i mam nadzieję, że nastąpi zmartwychwstanie umarłych. Staram się mieć czyste sumienie.

Po wielu latach przybyłem do Jerozolimy z jałmużnami dla mego narodu i ofiarami dla Świątyni. Wszedłem do niej bez żadnego zbiegowiska, oczyszczony, i tam spotkali mnie niektórzy Żydzi z Azji. Jeżeli mają coś przeciwko mnie, czemu ich tu teraz nie ma?

A ci tutaj, niech powiedzą, do czego doszli, gdy sądzili mnie przed swoją radą. Jedyne, o co mnie mogą oskarżyć, to, że krzyknąłem: „Sądzicie mnie dziś z powodu wiary w zmartwychwstanie umarłych!”.

Feliks wiedział sporo o chrześcijaństwie i nie zważał zbytnio na oskarżenia przeciw Pawłowi. Oznajmił, że nie może dziś zakończyć sądu.

– Rozpatrzę waszą sprawę jutro – powiedział – gdy przybędzie z Jerozolimy trybun Lizjasz.

Feliks wcale nie oczekiwał Lizjasza, który – o ile wiemy – nie przybył w końcu do Cezarei. Przypuszczam więc, że arcykapłan i reszta Żydów wróciła do Jerozolimy w nie lepszym humorze, niż kiedy ją opuszczała.

Feliks wydał rozkazy, by Pawła strzeżono pilnie, ale żeby też miał pewne wygody. Mogli go odwiedzać przyjaciele.

I tak Paweł znów był w więzieniu, w pałacu namiestnika, czekając co się dalej wydarzy.

Wydarzyło się zaś to, że parę dni później Feliks i jego żona, Druzylla, wysłali po Pawła, gdyż chcieli się więcej dowiedzieć o Naszym Panu.

Jestem pewna, że nigdy byście nie zgadli, kim była Druzylla. Otóż była praprawnuczką tego Heroda, który kazał zabić niemowlęta w Betlejem, w nadziei, że w ten sposób pozbędzie się Naszego Pana. Ojcem Druzylli był Herod, który wydał wyrok śmierci na Jakuba, pierwszego męczennika wśród apostołów, i który próbował również zabić Piotra. Herod, który po procesie Jezusa zawarł bliższą znajomość z Poncjuszem Piłatem, był bratem dziadka Druzylli, czyli jej wujkiem. Czarująca rodzinka, prawda?

Druzylla była takim rodzajem dziewczyny, jakiej moglibyście się spodziewać. Miała tylko dziewiętnaście lat, kiedy przybyła do Cezarei jako żona Feliksa. Była już jednak wcześniej mężatką, ale uciekła od męża, gdyż bardziej podobał jej się Feliks. Nie wiem, czemu tak wybrała, Feliks nie wydaje się wcale przyjemnym typem człowieka.

Ta para wysłała więc po Pawła. Poprosili, by opowiedział im coś o chrześcijaństwie. Tak więc Paweł, który, jak pamiętacie, nigdy nikogo się nie bał, wygłosił im mowę o sprawiedliwości i czystości, i o sądzie, który nas czeka po śmierci.

Feliksa żadną miarą nie dałoby się nazwać sprawiedliwym: zabrał żonę komuś innemu. Nie chciał słuchać takiej mowy. Przypuszczam, że Druzylli również nie przypadła ona do gustu. Feliks, przestraszony, powiedział z pośpiechem, że na teraz wystarczy.

– Poślę po ciebie znowu w jakiś inny dzień, kiedy będę miał więcej czasu – oznajmił Pawłowi.

Pomimo, że się bał, posyłał jeszcze po Pawła wiele razy i próbował się z nim zaprzyjaźnić.

Czy zgadujecie dlaczego? Feliks usłyszał, że Paweł przywiózł do Jerozolimy pieniądze dla biednych i na ofiarę w Świątyni. Pomyślał, że apostoł musi być całkiem bogaty i może wręczy mu łapówkę za wypuszczenie na wolność! Niewątpliwie dlatego również zapewnił Pawłowi wszelkie możliwe wygody i pozwalał mu spotykać się z przyjaciółmi – którzy przecież mogli przynieść apostołowi pieniądze na łapówkę.

Paweł przebywał w tym więzieniu dwa lata. Po tym czasie na miejsce Feliksa wybrano nowego namiestnika, jednak Feliks zostawił apostoła w więzieniu, by się przypodobać Żydom.

Nowy namiestnik nazywał się Festus. Był o wiele lepszym człowiekiem, niż Feliks.

Trzy dni po przybyciu do Palestyny, Festus przybył do Jerozolimy, by zorientować się, co się tam dzieje. Oczywiście przybył do niego arcykapłan i inni przywódcy żydowscy. Opowiedzieli mu, jakim to strasznym człowiekiem jest Paweł. Poprosili go, by posłał po Pawła, tak by jego sprawa była sądzona w Jerozolimie. W rzeczywistości chcieli zaczaić się w zasadzce i zabić Pawła, gdy będzie w drodze.

Festus na szczęście się nie zgodził.

– To nie ma sensu – powiedział – on jest całkiem bezpieczny w Cezarei. Pojadę tam za kilka dni. Jeżeli macie coś przeciwko niemu, możecie udać się tam ze mną, a ja rozpatrzę tę sprawę na miejscu.

Musieli się tym zadowolić.

Po kilku dniach nowy namiestnik przybył wraz z całą grupą ludzi – wśród których byli też i Żydzi – do Cezarei. Pawła zaprowadzono na salę rozpraw.

Żydzi oskarżyli apostoła o przeróżne przestępstwa, „których nie mogli udowodnić” – jak zauważa Łukasz.

Później Paweł przemówił w swojej obronie.

– Nie wykroczyłem w niczym przeciw prawu żydowskiemu, przeciw Świątyni czy przeciw cezarowi – oznajmił.

Festus, który oczywiście nie wiedział, co się działo przed jego przybyciem, spytał Pawła:

– Czy chcesz wybrać się do Jerozolimy i tam odpowiadać w tej sprawie przede mną?

– Nie – odrzekł Paweł. – Stoję teraz przed sądem cezara i przed nim należy mnie sądzić. Co do Żydów, nic im nie zawiniłem, o czym dobrze wiesz. Jeżeli jestem winny i zasłużyłem na śmierć, nie proszę o ułaskawienie, jednak jeśli oskarżenia są fałszywe, nikt nie ma prawa wydać mnie Żydom.

Po czym apostoł wyrzekł słowa, które mógł wypowiedzieć każdy rzymski obywatel, jeśli nie był zadowolony z przebiegu swojej sprawy w sądzie:

– Odwołuję się do cezara.

Festusa to zaskoczyło. Odszedł na stronę, by porozmawiać ze swymi doradcami, po czym wrócił i rzekł do Pawła:

– Odwołałeś się do cezara? Dobrze, pojedziesz więc do cezara.

Był to jedyny sposób, by dostać się do Rzymu, prawda?

Paweł musiał jeszcze trochę odczekać, nim znajdzie się okręt płynący do stolicy cesarstwa. W tym czasie do Festusa przybyli goście.

Pamiętacie Druzyllę, żonę Feliksa, praprawnuczkę tego Heroda, który kazał zabić niemowlęta w Betlejem? Otóż teraz w gości do Festusa przybył brat Druzylli, Herod Agryppa II, oraz jego siostra Berenike.

Rzymianie pozwolili Agryppie nosić tytuł króla. Jednak co to za król, któremu prawdziwi władcy jego kraju muszą pozwolić nosić to miano. W każdym razie ta para przybyła do Festusa, by złożyć mu grzecznie wyrazy szacunku (nawiasem mówiąc, namiestnik mieszkał w ich rodzinnym pałacu).

Festus pomyślał, że dobrze będzie przedyskutować z nimi sprawę Pawła: może lepiej niż on zrozumieją, w czym naprawdę kryje się sedno sporu pomiędzy Pawłem a Żydami z Jerozolimy. Zwrócił się więc do Agryppy:

– Jest tutaj pewien człowiek, którego Feliks pozostawił w więzieniu. Żydzi chcieli, bym skazał go na śmierć. Odpowiedziałem im jednak, że nie jest w zwyczaju Rzymian wydawać wyrok, nim oskarżony nie dostanie możliwości oczyszczenia się z zarzutów. Przybyli więc tutaj ze mną, a ja nie kazałem im czekać – zaraz następnego dnia zasiadłem i kazałem przyprowadzić tego człowieka.

Jednak oskarżyciele nie wnieśli przeciw niemu żadnej skargi o poważne przestępstwo, tylko jakieś spory o wiarę i o jakiegoś zmarłego Jezusa, o którym Paweł mówił, że żyje. Nie chciałem mieszać się w te sprawy, spytałem więc Pawła, czy chce jechać do Jerozolimy, by tam odpowiadać przed sądem. On zaś odwołał się do cezara, a teraz czeka na wysłanie do Rzymu.

– Słyszałem o tym człowieku – powiedział Agryppa – i prawdę mówiąc, często chciałem go usłyszeć.

– Jutro go usłyszysz – odparł Festus.

Następnego dnia Festus wydał na cześć swych gości wielkie przyjęcie. Agryppa i Berenike weszli do sali w swych najwspanialszych szatach, przybyli też wszyscy ważni ludzie z Cezarei. Ileż było przepychu, ile ożywienia!

Festus kazał przyprowadzić Pawła, po czym wstał i wygłosił mowę.

– Królu Agryppo – powiedział – i wszyscy tu zebrani: widzicie przed sobą człowieka, przez którego nachodziło mnie wielu Żydów, chcąc, bym skazał go na śmierć. Mówią, że nie powinien żyć ani dnia dłużej. Co do mnie, jestem pewien, że nie uczynił nic zasługującego na śmierć, on jednak odwołał się do cezara, toteż muszę odesłać go do Rzymu.

A oto w czym trudność. Powinienem wysłać list, w którym przytoczę zarzuty przeciw niemu, ja jednak nic takiego nie mam. Przyprowadziłem go więc przed was wszystkich, a zwłaszcza przed ciebie, królu Agryppo, mając nadzieję, że może znajdziecie coś, co mógłbym napisać do cezara. Wydaje mi się nierozsądnie posyłać więźnia do Rzymu bez podania, o co się go oskarża.

Po czym Festus usiadł i dał znak Agryppie.

– Teraz wolno ci mówić w swojej obronie – powiedział Agryppa do Pawła.

– Królu Agryppo – zaczął Paweł – uważam za szczęście, że mogę się przed tobą bronić przeciwko zarzutom Żydów. Wiem, że wiesz wszystko o żydowskich zwyczajach i sporach, proszę więc, wysłuchaj mnie cierpliwie. Wszyscy Żydzi wiedzą (gdyby chcieli zaświadczyć), że od dzieciństwa żyłem jako faryzeusz. Stoję dziś przed sądem, gdyż mam nadzieję na spełnienie się obietnicy danej przez Boga naszym ojcom – to z powodu tej nadziei Żydzi wnoszą przeciwko mnie oskarżenia, o królu. Dlaczego nie potrafią uwierzyć, że Bóg może wskrzeszać umarłych?

Następnie Paweł opowiedział, jak prześladował chrześcijan, a także o tym, jak ujrzał Naszego Pana w drodze do Damaszku, i o tym, jak został posłany, by nauczać o Nim daleko wśród pogan.

– Oto dlaczego – mówił – Żydzi chcieli zamordować mnie w Świątyni. Nie mówiłem nic ponad to, co przepowiadali prorocy: mówili oni, że przyjdzie Mesjasz, który będzie cierpiał i zmartwychwstanie i który głosić będzie światło zarówno swemu ludowi, jak i poganom.

W tym momencie Festus, któremu słowa o zmartwychwstaniu wydały się zupełnym nonsensem, zawołał głośno:

– Pawle, tracisz rozum! Nauka doprowadziła cię do utraty rozsądku!

Paweł odparł:

– Nie, dostojny Festusie, nie tracę rozumu. Mówię prawdę. Król wie o tym wszystkim i dlatego mówię śmiało w jego obecności. Te sprawy nie są mu obce, nie działo się to bowiem w jakimś zapadłym kącie.

Po czym apostoł zwrócił się do Agryppy i rzekł:

– Czy wierzysz prorokom, królu Agryppo? Wiem, że wierzysz.

– Niewiele brakuje, a zrobiłbyś ze mnie chrześcijanina – odparł Agryppa.

– Bardzo bym chciał – powiedział Paweł. – Chciałbym, aby wszyscy, którzy mnie teraz słuchają, stali się takimi, jakim ja jestem, z wyjątkiem tych kajdan.

Agryppa jednak nie chciał już dłużej słuchać i wstał, by pokazać, że nadszedł koniec. Pawła zaprowadzono z powrotem do więzienia, a przyjęcie trwało nadal.

Goście mówili między sobą:

– Ten człowiek nie zrobił nic, co zasługuje na śmierć lub uwięzienie.

Zaś Agryppa rzekł do Festusa:

– Można by go uwolnić, gdyby się nie odwołał do cezara.

Marigold Hunt

Powyższy tekst jest fragmentem książki Marigold Hunt Pierwsi chrześcijanie.