Rozdział dwudziesty trzeci. Święty patron Anglii

Zabawna sprawa z tymi imionami. Jeśli się zastanowić, dlaczego w pewnych okresach nadaje się dzieciom określone imiona, często okazuje się, że dzieje się tak z powodu jakiegoś bohatera, rzeczywistego albo książkowego, albo z powodu króla czy królowej, o których pamięć przetrwała wieki. W czasach Henryka I wiele dziewczynek nosiło imiona Maud lub Matylda (jest to w istocie to samo imię), ponieważ tak miały na imię matka, żona i córka króla. Potem z Francji i Hiszpanii przywędrowały imiona Eleonora i Blanche, Katarzyna i Izabela, które nigdy nie wyszły z mody, choć na pewno wyjdą z niej wkrótce imiona Gladys i Gwendolina, które nadaje się dziewczynkom teraz.

Po śmierci Karola II bardzo wiele imion przywędrowało z Niemiec i Holandii, wraz z dynastią hanowerską. Młode damy nosiły wówczas imiona Zofia, Charlotte, Karolina albo Harriett, a ich bracia Jerzy, Wilhelm lub August. Oczywiście imię August nie było tak lubiane jak pozostałe, a imię Wilhelm było znane już w czasach Wilhelma Zdobywcy. Dużo rzadziej spotykało się imię Jerzy, ale kiedy następcą królowej Anny na tronie angielskim został elektor hanowerski, na stałe weszło do angielskiej tradycji.

W roku, w którym piszę tę książkę, czyli w 1911, święto Jerzego przypada na dzień 23 kwietnia (1). Ponieważ wkrótce odbędzie się koronacja Jego Wysokości Króla Jerzego V, postanowiłem zakończyć tę książkę krótką historią o świętym Jerzym, który dawno, dawno temu został wybrany na patrona Anglii.

Istnieje wiele opowieści o świętym Jerzym, o jego strasznych cierpieniach, cudach i innych niewiarygodnych czynach, których podobno dokonał. Często myli się go z całkiem innym Jerzym, Jerzym z Kapadocji, który był biskupem i heretykiem. Choć cierpienia za wiarę naszego Jerzego są mocno przesadzone, a jego wspaniałe czyny należy włożyć między bajki, kiedyś naprawdę żył człowiek, który stał się sławny jako jeden z Siedmiu Orędowników Chrześcijaństwa. Kiedy poznacie historie, jakie o nim opowiadają, sami wybierzecie te, w które chcecie uwierzyć.

Zapewne wiecie, że mówi się zawsze o „świętym Jerzym ze smokiem”, zupełnie tak, jakby stanowił z tym smokiem jedność, na kształt greckiego centaura, który był pół człowiekiem, a pół koniem. Ale najstarsze historie opowiadane o tym Świętym wcale nie wspominają o smoku. Według nich Jerzy urodził się w Azji Mniejszej, a jego ojciec, który był chrześcijaninem, został przez Rzymian skazany na śmierć za wiarę. Matka Jerzego, w obawie o życie chłopca, uciekła z nim do Palestyny, a kiedy miał jakieś piętnaście czy szesnaście lat, podobnie jak inni młodzi chrześcijanie, wstąpił do rzymskiej armii. Zapewne ruszył pod rzymskimi orłami na wschód, nad rzeki Tygrys i Eufrat i brał udział w oblężeniu miast Ktezyfon i Seleucji. Szybko wyróżnił się w oczach dowódców jako człowiek, któremu można zaufać nie tylko w ataku, ale i w obronie, co często wymaga zupełnie innych umiejętności. A poza tym w całym legionie nie było weterana, który potrafiłby lepiej niż młody Jerzy znosić zimno i upał, głód i pragnienie.

Po pewnym czasie nadeszła wiadomość, że umarła matka Jerzego, pozostawiając mu wielką fortunę. Był teraz sam na świecie, a ponieważ poczuł się nagle bardzo znużony życiem, jakie dotąd prowadził, pożegnał towarzyszy i wsiadł na statek płynący na zachód. Zamierzał udać się na dwór cesarza Dioklecjana, gdyż sądził, że szybko zdoła się tam odznaczyć i być może, któregoś dnia, zostanie namiestnikiem małej prowincji albo prefektem wielkiej. Ale jego nadzieje zniszczyły prześladowania chrześcijan. Zajęto posiadłości wielu bogatych ludzi, a ich samych albo skazano na śmierć, albo pozostawiano bez środków, żeby umarli z głodu. Wówczas Jerzy podzielił swoje pieniądze pomiędzy tych, którzy potrzebowali ich najbardziej, a potem poszedł prosto do Dioklecjana i oświadczył, że jest chrześcijaninem.

Aż do tej chwili w całej historii nie zdarzyło się nic takiego, co nie mogłoby przydarzyć się naprawdę setkom młodych ludzi. Niestety, kronikarze życia świętego Jerzego nie zatrzymali się tutaj i zaczęli wymyślać cuda, które tak ukochali. Kiedy młodzieniec odmówił złożenia ofiar rzymskim bogom, został skazany na śmierć, a wcześniej na tortury. Jak pisze mnich-kronikarz, kiedy żołnierze przyszli do jego celi, żeby przeszyć go włóczniami, drzewce łamały się, gdy tylko groty dotykały ciała Świętego. Potem przywiązali go do koła, z którego sterczały miecze i noże, ale z Nieba zstąpił zaraz anioł i go ocalił, a na jego ciele nie było widać żadnych ran. Jerzy nie odniósł ran nawet wówczas, gdy wrzucono go do dołu z gaszonym wapnem, a kiedy kazano mu biegać w rozgrzanych do czerwoności żelaznych butach, następnego dnia wszedł do pałacu nietknięty i złożył hołd Dioklecjanowi. Rozwścieczony cesarz rozkazał go wówczas wychłostać, a potem dać mu do picia zatrutą wodę. Ale ani bat, ani trucizna nie mogły skrzywdzić Świętego, więc w końcu doprowadzeni do ostateczności prześladowcy ucięli mu mieczem głowę i w ten sposób Jerzy zdobył koronę męczennika.

Taka opowieść krążyła wśród chrześcijan na Wschodzie, ale na Zachodzie opowiadano i zapisywano w świętych księgach zupełnie inne historie. W szesnastym wieku papież Klemens VII polecił je wszystkie zarzucić i umieścić świętego Jerzego w kalendarzu wyłącznie jako świętego męczennika.

Jesteście ciekawi co pisano na Zachodzie? Otóż w tych opowieściach Jerzy wcześnie opuścił swoje rodzinne strony w Azji Mniejszej i ruszył do Afryki, gdzie osiedlił się w mieście o nazwie Sylena. W pobliżu Syleny znajdowało się wielkie jezioro, w którym żył straszny smok. Miał dzikie oczy, które zdawały się niemal wychodzić z orbit i długi, gruby ogon, który potrafił składać się i robić całkiem mały, kiedy potwór nie potrzebował go akurat do zabijania ludzi i burzenia domów. Ale jeszcze straszliwsze niż ogon było tchnienie z nozdrzy potwora, które potrafiło otruć każdego, kto się do niego zbliżył.

Ten okropny stwór czuł się świetnie zarówno na lądzie, jak i w wodzie. Kiedy mieszkańcy Syleny widzieli, jak wysokie, otaczające jezioro trzciny zaczynają falować, padał na nich wielki strach, gdyż był to znak, że ich prześladowca szykuje się do opuszczenia kryjówki i poszukania sobie obiadu na ulicach miasta. Szybko zaganiali dzieci do domów i zamykali drzwi na wszystkie zamki, bo straszny był los tych, którzy nie zdążyli się nigdzie schronić! Na próżno żołnierze próbowali pokonać stwora. Jego tchnienie, straszny ogon i wielkie stalowe szpony zabijały tych, którzy szli na czele, a reszta uciekała w popłochu z powrotem do miasta.

W końcu król Syleny zwołał radę mądrych ludzi, na której, po wielu dyskusjach, postanowiono, że codziennie potworowi zostaną poświęcone dwie owce, pod warunkiem, że zostawi mieszkańców miasta w spokoju. Niestety, owiec było mało, a ludzi dużo, aż wreszcie nadszedł dzień, kiedy oddano smokowi ostatnie jagnię, a trzciny nad jeziorem zaczęły się chwiać i trząść mocniej niż zwykle. Wówczas zwołano kolejną radę, a jej bladzi i przerażeni uczestnicy postanowili, że codziennie wieczorem będzie się wrzucać do misy kartki z imionami wszystkich młodych ludzi w mieście, a dziecko z zasłoniętymi oczami wyciągnie z niej jeden los. Wybrana w ten sposób osoba zostanie przeznaczona na ofiarę dla smoka.

Minął miesiąc, a z miasta zniknęło już trzydzieścioro młodych ludzi, kiedy pewnego wieczoru wylosowano imię młodej księżniczki. Oczywiście król wiedział, że to się może kiedyś zdarzyć. Wiedziała o tym i księżniczka, odmówiła jednak wyjazdu do innego kraju, jak życzył sobie jej ojciec i oświadczyła, że woli zostać i podjąć to samo ryzyko co inni. Nazajutrz po owym fatalnym losowaniu ubrała się w królewskie szaty i z wysoko podniesionym czołem ruszyła samotnie na spotkanie śmierci. Ale kiedy podeszła bliżej do kołyszących się trzcin, a wokoło nie widać było żywej duszy, jej odwaga znikła. Przysiadła na kamieniu i zaczęła gorzko płakać.

Siedziała tak długi czas, aż wreszcie uniosła głowę i rozejrzała się wokoło. Cóż to za dźwięk dobiegł jej uszu? Czy to nie tętent kopyt? I czy to nie zbroja pobłyskuje tak w słońcu? Czyżby zjawił się zbawca? A kiedy przemknęła je przez głowę ta myśl, trzciny zatrzęsły się jeszcze mocniej, a spomiędzy ich łodyg zaczęło wypełzać coś wielkiego i ohydnego.

Ale smoka dostrzegła nie tylko przerażona księżniczka. Ujrzał go również święty Jerzy i uradował się bardzo. Wieść o potworze dotarła nawet do dalekich krajów, po których podróżował i natychmiast zrozumiał, że jest to zadanie dla niego. Ale czy przybył na czas? Zapłakana dziewczyna stała bardzo blisko jeziora, a on musiał dostać się za plecy smoka, nim ten zaatakuje – na tyle blisko, aby potwór nie mógł mu zrobić krzywdy ogonem, ale nie na tyle, by zdołał go otruć swym tchnieniem.

Nie było to zadanie łatwe – bo generalnie zabijanie smoków nie jest łatwe. Gdyby było łatwe, wówczas imię smoka nie zostałoby na zawsze związane z imieniem świętego Jerzego. Rycerz szybko rozwiązał szarfę, która chroniła jego hełm przed nagrzaniem się od słońca i zakrył nią sobie nos i usta. Potem, trzymając włócznię w pogotowiu, ruszył galopem w stronę potwora, który pobiegł mu na spotkanie z rykiem wściekłości i triumfu. Jerzy uskoczył szybko w bok przebijając włócznią gardziel smoka, a ryk bólu poczwary słychać było aż w Sylenie. Po tym ciosie stwór padł na ziemię. Żył jeszcze, ale widać było, że umiera.

– Zdejmij pas i przerzuć go od tyłu za głowę bestii – powiedział szybko święty Jerzy do księżniczki. – Teraz nie może cię skrzywdzić.

Drżącymi rękami księżniczka rozwiązała długi jedwabny pas podtrzymujący jej suknię i uczyniła, jak kazał jej rycerz. Potem w trójkę ruszyli z powrotem do Syleny, gdzie święty Jerzy, w obecności wszystkich mieszkańców miasta, odciął smokowi głowę, a na jego prośbę i król i wszyscy jego poddani przeszli zaraz na chrześcijaństwo.

Ale co to ma wspólnego z Anglią? – moglibyście zapytać. I dlaczego to właśnie święty Jerzy jest jej patronem? No cóż, jest to zupełnie inna historia.

Według niej Jerzy urodził się w starym mieście Coventry, a na piersi miał znamię w kształcie smoka. Kiedy był niemowlęciem, wykradła go rodzicom czarownica i ukrywała w puszczy, póki nie ukończył czternastu lat. Wówczas zaczął błagać swą porywaczkę, by mu zdradziła, kim jest naprawdę. Przez pewien czas czarownica nie chciała nic powiedzieć, ponieważ kochała go bardzo i obawiała się, że jeśli odkryje, że jest synem wielkiego pana, nie będzie chciał dłużej mieszkać z nią w puszczy, tylko odejdzie szukać przygód i być może straci przy okazji życie. Jednakże po odprawieniu licznych czarów odkryła, że nie jest w jej mocy go zatrzymać i bardzo niechętnie udzieliła odpowiedzi na jego pytania. Następnie zabrała go do zamku z mosiądzu, gdzie trzymano w niewoli Sześciu Orędowników Chrześcijaństwa.

Pamiętacie ich imiona? Jeśli nie, pozwólcie, że je wam przypomnę.

Sześciu Orędowników, których święty Jerzy odnalazł w mosiężnym zamku i z których miał zostać siódmym, to: święty Dionizy (czyli Denis) z Francji, święty Jakub (czyli Idalgo) z Hiszpanii, święty Antoni z Włoch, święty Andrzej ze Szkocji, święty Patryk z Irlandii i święty Dawid z Walii. W stajniach stało siedem rumaków – najsilniejszych i najmądrzejszych na świecie – a na Orędowników czekało też siedem kompletów zbroi, których nie imała się żadna broń. Serce świętego Jerzego zabiło szybko, kiedy zobaczył te rzeczy. Założył zaraz zbroję i dosiadł wierzchowca wskazanego przez czarownicę, po czym, wraz ze swymi sześcioma towarzyszami, wyruszył z zamku.

Siedmiu Orędowników wkrótce rozstało się i ruszyło na poszukiwanie własnych przygód. W tej historii również jest mowa o tym, jak święty Jerzy zabił egipskiego smoka i ocalił księżniczkę, ale potem następuje dalszy ciąg. Otóż czarnoskóry król Almidor zakochał się w księżniczce Sabrze, która nie chciała nawet na niego spojrzeć. Oszalały z zazdrości, że Jerzy zabił smoka – gdyż obawiał się, że król odda teraz córkę za żonę swemu zbawcy – najpierw próbował zabić młodzieńca w walce, a gdy mu się to nie udało, postanowił go otruć. Wściekłość płonęła w nim jasnym płomieniem, kiedy stał i patrzył jak wdzięczny władca obsypuje młodzieńca darami – choć nagrodą, która znalazła największe uznanie w oczach bohatera, były ostrogi rycerskie – nie widział natomiast, że kiedy wkrótce po ceremonii księżniczka została z Jerzym sama, obdarowała go zaczarowanym diamentem. Ledwie włożyła mu pierścień na palec, kiedy wszedł Almidor niosąc kubek wina i ofiarował go świeżo pasowanemu rycerzowi. Święty Jerzy był bardzo spragniony i znużony długą ceremonią, dlatego wyciągnął ochoczo rękę po kubek. Wówczas jednak księżniczka zauważyła, że zupełnie zgasło światło diamentu, a jego powierzchnię zakryła chmura. Natychmiast zrozumiała, co to oznacza, gdyż niania nauczyła ją magii i wykrywania trucizn. Jej okrzyk przerażenia sprawił, że święty Jerzy upuścił kubek, a był tak głośny, że dotarł nawet do uszu jej ojca, który przybiegł zaraz zobaczyć co się stało. Ale tak bardzo upodobał sobie Almidora, że nie mógł uwierzyć w jego winę i powiedział córce, że jej się zdawało.

Choć i ta próba morderstwa się nie powiodła, czarnoskóry król nie tracił nadziei, a im bardziej czuł, że serce księżniczki należy teraz do świętego Jerzego, tym bardziej był zdecydowany zdobyć je dla siebie. Poszedł więc do prywatnych komnat króla, jej ojca, i wyznał mu ze łzami w oczach, że wykrył spisek zawiązany przez królewską córkę z cudzoziemskim rycerzem. Zamierzali podobno uciec razem do Anglii, gdzie Sabra chciała przyjąć wiarę tego kraju i zostać ochrzczona. Tym razem Almidor osiągnął swój cel. Król uwierzył w jego słowa i dał się przekonać, by zastosować stary podstęp, a mianowicie posłać Jerzego na dwór perski z listem zawierającym prośbę, aby tamtejszy władca natychmiast zabił posłańca. Król przekonał również młodzieńca, by nie zabierał ze sobą swego niezwyciężonego miecza Askalonu i wspaniałego wierzchowca, tylko pojechał na jednym ze stępaków z królewskiej stajni.

Egipski monarcha nie musiał zadawać sobie aż takiego trudu, żeby popełnić zbrodnię, bo ledwie Jerzy minął bramy miasta, ujrzał procesję ku czci proroka Mahometa. Takiego widoku nie mógł ścierpieć żaden chrześcijański rycerz, więc wpadł między wiernych, rzucił na ziemię chorągwie, które nieśli i podeptał je nogami.

W zamieszaniu, które wybuchło, wielu Persów oddało życie pod ciosami miecza świętego Jerzego. Ale niestety, nie miał on u boku swojego niezwyciężonego Askalonu, a wrogów było zbyt wielu. W końcu zdobyli nad nim przewagę i zawlekli go przed oblicze króla Persji, który najpierw obrzucił go wyzwiskami, a potem kazał go torturować na wiele okrutnych sposobów. Ale święty Jerzy oświadczył, że w jego żyłach płynie krew królów Anglii, co daje mu prawo wyzwać króla na pojedynek, a poza tym przybywa tu jako posłaniec króla Egiptu i należy mu się nietykalność również z tego tytułu. Po czym wyciągnął spod pancerza poplamione krwią listy i podał je królowi.

Oczy króla Persji rozbłysły, kiedy przeczytał pismo.

– A więc grałeś już w Egipcie w grę, w którą zamierzałeś zagrać i tutaj – wykrzyknął zwracając się do nieugiętego rycerza. – Czy wiesz, że list, który mi przywiozłeś, nakazuje mi cię bez zwłoki zabić? I na proroka, z chęcią to uczynię!

Mówiąc to skinął na straże, które odprowadziły świętego Jerzego do lochu. Tu rycerz dumał nad zdradą, której padł ofiarą i nad tym, czy jeszcze kiedykolwiek ujrzy twarz księżniczki Sabry.

Król Persji nakazał wpuścić do lochu dwa głodne lwy, ale Jerzy zaraz je zadusił, więc zaczęto mu dawać tylko tyle jedzenia, by utrzymać go przy życiu, ponieważ władca zmienił zdanie w kwestii jego śmierci. Przez siedem lat święty Jerzy przebywał w lochu, a przez cały ten czas jego jedyną pociechą były myśli o księżniczce i o tych wykradzionych chwilach, które spędzili w ogrodzie na rozmowach.

Gdyby wiedział, co się z nią w tym czasie działo, na pewno umarłby z rozpaczy.

Co dnia księżniczka Sabra robiła się coraz chudsza i słabsza i tylko z największym trudem udawało się ją przekonać do jedzenia, picia, czy wychodzenia z komnat, przez okna których widać było rzekę Nil. W końcu ojciec, który, mimo tego co zrobił, kochał bardzo swą córkę, postanowił rozweselić ją za wszelką cenę i udając wielką surowość, której wcale nie czuł, oznajmił, że najwyraźniej angielski rycerz o niej zapomniał dla jakiejś innej panny i że z jego rozkazu rozpoczęto już przygotowania do jej ślubu z Almidorem, czarnym królem Maroka.

Biedna dziewczyna nie próbowała mu się sprzeciwiać. Czuła się tak chora i nieszczęśliwa, że zupełnie jej nie obchodziło, co się z nią stanie. Szepnęła tylko w odpowiedzi, że chociaż będzie żoną Almidora, jej serce na zawsze należy do Orędownika z Anglii. Być może król nie dosłyszał jej słów, a może tylko udawał, że ich nie słyszy. Przyspieszono ślub i kilka dni później księżniczka Sabra została żoną Almidora.

Minęło siedem lat, a święty Jerzy nadal przebywał w lochu w Persji. Wreszcie pewnej nocy wybuchła straszna burza, która przeraziła wszystkich mieszkańców miasta. Nieszczęsny, osamotniony więzień pozostał obojętny na trzask łamanych drzew i huk gromów – czuł, że gdyby jeden z tych piorunów wpadł do celi i zabił go na miejscu, byłoby dla niego dużo lepiej. Chwilami podłoga zdawała się kołysać pod jego nogami, a raz usłyszał bębnienie o ściany, ale było zbyt ciemno, żeby dostrzec coś więcej oprócz jasnych błyskawic. Kiedy nadszedł ranek, burza ucichła, a rycerz usiadł na posłaniu i rozejrzał się wokoło. W jednym kącie ściany jego więzienia osunęły się, a wśród kamieni zobaczył żelazny, pokryty rdzą kilof. Zapewne podczas budowy zamku wpadł jakiemuś robotnikowi między mury i wszyscy o nim zapomnieli.

Na ten widok w Jerzym obudziła się dawno umarła nadzieja, a serce zabiło mu szybciej. Nie tracąc ani chwili zabrał się do pracy, a choć był słaby i często musiał odpoczywać, w ciągu kilku dni wyrąbał w murze dziurę na tyle dużą, by mógł się przez nią przecisnąć. Następnie zaczekał, aż zapadnie zmrok.

Kiedy wokoło zrobiło się cicho, wypełzł przez dziurę i znalazł się w korytarzu prowadzącym na wielki wewnętrzny dziedziniec pałacu. Nim odważył się wychylić z cienia, nasłuchiwał uważnie, starając się zorientować, w którą stronę powinien uciekać. Ponieważ wtrącono go do lochu w dniu przybycia do perskiego miasta, znał tylko drogę, którą tu przybył. Przez chwilę panowała cisza, ale potem usłyszał głosy po drugiej stronie dziedzińca i przekradł się ostrożnie w tamtym kierunku. Z rozmowy sług wynikało, że za dwie czy trzy godziny król Persji wyruszy na łowy, więc konie zostały już napojone i przygotowane do drogi. Wówczas święty Jerzy wypadł z cienia wymachując z taką siłą kilofem, że zaskoczeni służący, jeden po drugim, padali na ziemię martwi. Kiedy zabił ich wszystkich, przywdział zbroję i wziął miecz, który wisiał w zbrojowni, po czym dosiadł najsilniejszego wierzchowca i ruszył śmiało do najbliższej bramy.

– W imieniu króla nakazuję ci otworzyć! – wykrzyknął do odźwiernego. – Czy wiesz, że święty Jerzy z Anglii uciekł z lochu i całe miasto go szuka? Zapewne uciekł w tę stronę, a jeśli to ty mu na to pozwoliłeś, odpowiesz głową.

– Nie, mój panie, na pewno mu nie pozwoliłem – odparł odźwierny, a ręce mu się trzęsły, kiedy otwierał zamki. – Przysięgam na proroka…

Ale święty Jerzy nigdy się nie dowiedział, jaka była treść tej przysięgi, gdyż natychmiast pogalopował na zachód.

Przeżył wiele przygód, nim wkroczył do krainy nazywanej Barbarią, do której przed nim dotarło niewielu chrześcijańskich rycerzy. Właśnie dlatego święty Jerzy tam pojechał, chcąc w ten sposób zdobyć chwałę większą niż inni. W pobliżu granicy królestwa zatrzymał się, by porozmawiać z pustelnikiem, który mógł mu powiedzieć coś niecoś o zwyczajach w tym dziwnym kraju, a także zdradzić nazwę miasta, którego wieże widział w oddali.

– Te wieże i mury otaczają miasto Trypolis – wyjaśnił pustelnik. – Tam znajduje się pałac Almidora, czarnego króla Maroko. Ach! Znasz go o panie? – zapytał, kiedy święty Jerzy poruszył się niespokojnie i mruknął coś pod nosem.

– Czy go znam? – powtórzył rycerz ponuro. – Jestem mu coś winien i zaraz ureguluję ten dług. To przez niego jestem tu dzisiaj i straciłem moją narzeczoną, księżniczkę Sabrę.

– Księżniczkę Sabrę? Ależ to jest królowa Barbarii i to już od siedmiu lat – odparł zdumiony pustelnik. – Powiedz mi proszę, jak do tego wszystkiego doszło?

Wówczas święty Jerzy usiadł i opowiedział mu swoją historię, a na koniec poprosił pustelnika, by pożyczył mu swe suknie i przechował konia i zbroję, póki po nie nie wróci.

W takim przebraniu zbliżył się do murów Trypolisu, gdzie zobaczył stu pielgrzymów, klęczącym przed bramą pałacu.

– Co wy tu robicie, przyjaciele? – zapytał zaskoczony, na co pielgrzymi odparli:

– Od siedmiu lat królowa Barbarii daje nam codziennie jałmużnę w imię świętego Jerzego z Anglii, który dawno już umarł, a którego kochała najbardziej na świecie.

– A kiedy wam ją daje? – spytał święty Jerzy, którego głos tak bardzo drżał z radości, że ledwie mógł mówić.

– O zachodzie słońca. A my modlimy się za duszę tego angielskiego rycerza.

Kiedy słońce zaczęło zachodzić, królowa wyszła z pałacu i podeszła powoli do bramy. Na jej widok święty Jerzy zapłakał, tak bardzo się zmieniła, a jednak nadal była piękna. Ubrana była w czarne szaty, jej włosy były teraz bardziej srebrne niż złote, a powieki zaczerwienione jak u ludzi, którzy tyle wylali łez, że żadna im już nie pozostała. Idąc wśród rzędów pielgrzymów wyciągała do każdego ręce, ale kiedy podeszła do świętego Jerzego zatrzymała się nagle i wszystkim zdawało się, że zaraz upadnie. Potem, z wielkim wysiłkiem, podjęła swój obchód, aż dotarła do końca rzędu, po czym odwołała świętego Jerzego na stronę i zapytała kim jest i skąd tu przybył.

Niewiele czasu zajęła Jerzemu opowieść o zdradzie, jakiej dopuścił się czarny król, szybko też dowiedział się, że Sabra zawsze nienawidziła i bała się małżonka.

– Zabierz mnie stąd, błagam – nalegała. – On jest teraz na polowaniu, a nim wróci będę już bezpieczna w drodze do Anglii. Zobacz, w stajni stoi koń, którego musiałeś zostawić i twój dobry miecz, Askalon. Siądę za tobą w siodle i będę ci towarzyszyć, gdziekolwiek się udasz. Bo jeśli Almidor znajdzie cię tutaj, zabije cię na pewno, a razem z tobą i mnie.

Tylko godzinę zajęły im przygotowania do drogi, a potem święty Jerzy wyjechał z miasta wioząc za sobą w siodle Sabrę, królową tej krainy. Czekało ich jeszcze wiele przygód, nim ujrzeli wybrzeża Anglii, ale i potem ich cierpienia zakończyły się tylko na krótko. Jak pozostałych sześciu Orędowników, Jerzego wzywano na pomoc na krańce świata, a resztę życia spędził walcząc w Europie i Azji. Na wojnie zestarzał się i poczuł znużony, aż serce nakazało mu wracać do rodzinnego miasta, Coventry, położonego na zielonych łąkach hrabstwa Warwick. Z radością przyjęli go jego rodacy, po czym opowiedzieli mu o smoku, którego nikt nie mógł zabić, a który niszczył ich ziemie.

Choć Jerzy był już stary, serce miał równie odważne jak niegdyś i ruszył zaraz śmiało na spotkanie smoka. Walka była długa i zajadła, ale w końcu rycerz zmusił smoka, by się położył i raz za razem przeszywał go kopią. Ale ostatnim wysiłkiem smok zdołał owinąć rycerza mocno ogonem i wbić wielkie żądło w wiele części jego ciała, tak, że święty Jerzy został śmiertelnie ranny. Kiedy ogon opadł, wstał chwiejnie i przez moment wydawało się, że zaraz upadnie, ale utrzymał się na nogach, zebrał siły i uciął smokowi głowę. Następnie z trudem dosiadł konia i zawiózł łeb poczwary do Coventry, a jego szlak znaczyła kapiąca posoka bestii. Kiedy dotarł do bram miasta, powitał go wielki wybuch radości, ale on ledwie co słyszał, zachwiał się i byłby padł na ziemię, gdyby ludzie go nie podtrzymali.

A potem umarł, zaś na pamiątkę jego odważnych czynów król nakazał, by 23 kwietnia, dzień jego pogrzebu, stał się dniem świętego Jerzego. Co roku w tym dniu odbywała się uroczysta procesja, na pamiątkę świętego patrona Anglii.

Andrew i Lenora Lang

(1) W Polsce (ze względu na święto św. Wojciecha, patrona Polski, przypadające na 23 kwietnia) święto św. Jerzego obchodzone jest dzień później – 24 kwietnia.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Andrew i Lenory Langów Święci znani i nieznani.