Rozdział drugi. Żona poganina

Choć rzymską część Afryki zamieszkiwali liczni chrześcijanie, w wielu miastach zwyczaje pogańskie pozostawały nadal żywe. Ludzie byli przywiązani do zabaw cyrkowych – okrutnych i krwawych widowisk, które, mimo iż zabronione przez Konstantyna, nadal organizowano za zgodą pobłażliwych namiestników prowincji. Nikt nie zachowywał nawet pozorów wiary, natomiast obchodzono stare pogańskie święta, które pozwalały korzystać z życia bez ograniczeń pod pretekstem oddawania czci bogom. Pogaństwo w czwartym wieku ze swoim hasłem przewodnim: „Jedz, pij i baw się”, nie wymagało wyrzeczeń. Nic dziwnego, że było tak powszechne.

Jednak naturze ludzkiej pozbawionej wszelkich ograniczeń grozi niebezpieczeństwo. Ludzie, którzy godzą się na życie podobne do dzikich, śmiertelnych zwierząt, tym samym spadają poniżej poziomu, na który zamierzał ich wynieść Bóg, a nawet dużo niżej. W ten właśnie sposób, przez własne zepsucie, cesarstwo rzymskie rozpadało się na części. W Afryce kult bogów punickich, którym składano w ofierze żywe dzieci, wciąż miał swoich wyznawców, a kapłanów Saturna i Astarte o wymalowanych twarzach noszących długie włosy i szkarłatne szaty, nadal można było oglądać w dzikich tańcach w procesjach przechodzących ulicami Kartaginy. Wszędzie napotykało się kaznodziejów heretyckich sekt głoszących, że istnieją o wiele łatwiejsze sposoby służenia Chrystusowi niż te, których uczył Kościół katolicki. Chrześcijańscy biskupi mieli trudności z ochroną swoich owieczek, gdyż nieprzyjaciel czyhał z każdej strony.

Gdy Monika ukończyła dwadzieścia dwa lata rodzice wydali ją za mąż za obywatela Tagasty o imieniu Patrycjusz. Zajmował on wysoką pozycję w mieście, jako że pochodził ze szlacheckiej, choć ubogiej rodziny. Monika niewiele wiedziała o przyszłym mężu poza tym, że był poganinem i to niemal dwukrotnie od niej starszym. Zgodnie z obyczajem, to rodzice wybierali małżonka, jej zaś pozostawało tylko być im posłuszną.

Mieszkańcy Tagasty dziwili się nieco, że tak zacni chrześcijanie zdecydowali się wydać swoją piękną córkę za poganina, oni jednak pozostawali nieugięci i z optymizmem patrzyli w przyszłość. Gdy zwracano im uwagę na znaną wszystkim, a szczególnie jego najbliższym, porywczość Patrycjusza, odpowiadali, że nabierze pokory, gdy zostanie chrześcijaninem. Tego, że ich własna córka może do tego czasu mieć ciężkie życie, nie przewidzieli.

Monika wzięła na swe barki i to brzemię, tak samo jak wszystkie poprzednie. Klęcząc w swojej ulubionej niszy w kościele poprosiła o pomoc i radę Przyjaciela, który nigdy nie zawodzi. Miała swe dziewczęce wyobrażenia o miłości i małżeństwie. Marzyła o silnym mężczyźnie, w którym mogłaby znaleźć oparcie, o duszy i sercu, które stanowiłyby jedność z jej duszą i sercem we wszystkim, co było jej drogie, o dwóch istnieniach w służbie Bogu i Jego miłości. Tymczasem teraz wydawało się, że to ona będzie musiała znaleźć siłę za nich dwoje w zmaganiach i cierpieniach, aby wyciągnąć jego duszę z ciemności i poprowadzić ku światłu prawdy. Czy podoła? A jeśli nie, czym będzie to małżeństwo, które ją czekało? Nie śmiała o nim myśleć. Nie wolno jej się załamać – a jednak…

– Bądź ze mną, Panie – powtarzała płacząc.

Było już późno, gdy wróciła do domu. Tej samej nocy, klęcząc przy łóżku, złożyła ideały swego wieku dziewczęcego u stóp Tego, który nagradza choćby najmniejsze poświęcenie. Postanowiła pozostać wierną swemu postanowieniu, jakkolwiek drogo miałoby ją kosztować.

Wydarzenia nie wróżyły młodej żonie szczęśliwego życia. Patrycjusz mieszkał wraz z matką – kobietą kierowaną tak jak i on sam silnymi emocjami, niezwykle oddaną synowi. O młodą żonę, która skradła jego uczucia, była zazdrosna do tego stopnia, że ją znienawidziła. Służba poszła w jej ślady i, starając się przypodobać Pani domu, wymyślała niestworzone historie na temat Moniki.

Patrycjusz, który darzył młodą żonę jedyną miłością, do jakiej był zdolny, różnił się od niej pod każdym względem i nie rozumiał jej myśli i czynów. Kobiet nie darzył ani specjalnymi względami, ani szacunkiem. Zresztą większość tych, które znał, nie zasługiwała na nie. Monikę wybrał ze względu na jej urodę, w taki sam sposób, w jaki wybrałby konia bądź psa.

Jej zachowanie i myśli uważał za oryginalne. Monika tak żywo interesowała się życiem niewolników, jakby należeli do jej własnej rodziny i interweniowała, by obronić ich przed biciem. Lubiła ubogich do tego stopnia, że ci brudni i nieprzyjemni ludzie otaczali ją na każdym kroku, a sama posuwała się do tego, że obmywała i opatrywała ich rany. Patrycjusz nie podzielał jej upodobań i sprzeciwiał się tym praktykom, ale Monika błagała go tak pokornie i w tak ujmujący sposób, że poddał się i pozwolił jej robić to, co zdawało się być źródłem wielkiej przyjemności. „Upodobań nie sposób wyjaśnić” – stwierdził. Monika spędzała wiele godzin modląc się w kościele, z szeroko otwartymi oczami utkwionymi w ołtarzu. Prawdą jest, iż nigdy nie odwiedzała tego miejsca, gdy potrzebował jej mąż. Nigdy też nie przepełniały ją głębsze uczucia dla niego, niż po przyjściu z kościoła. Niemniej był to dość niecodzienny sposób spędzania czasu.

W naturze Moniki faktycznie było coś, co różniło ją od innych mieszkańców domu – wypełniając swe codzienne obowiązki zdawała się szukać okazji do spełnienia dobrego uczynku.

Gdy Patrycjusz, ogarnięty jednym ze swoich ataków szału, krzyczał, obrażał, a nawet bił każdego, kto wszedł mu w drogę, Monika patrzyła na niego łagodnym wzrokiem, nie okazując ani strachu, ani gniewu. Nigdy nie usłyszał od niej ostrej odpowiedzi, mimo iż jego niemiłe słowa częstokroć boleśnie ją raniły. Raz jeden podniósł na nią rękę, chcąc uderzyć, ale zabrakło mu odwagi. Coś – nie miał pojęcia co – powstrzymało go.

Później, gdy gniew Patrycjusza słabł, a on sam wydawał się trochę zawstydzony wybuchem złości, Monika wychodziła mu naprzeciw z czułym uśmiechem, wyrażającym przebaczenie i zapomnienie. Wówczas gdy zawstydzony Patrycjusz, ujęty jej wielkodusznym opanowaniem, usiłował przeprosić ją za swoje zachowanie, wyjaśniała mu powody własnego postępowania. Najczęściej jednak nic nie mówiła, wiedząc, że czyny przemawiają głośniej niż słowa. Najbardziej znany z jej biografów napisał o niej: „Mówiła niewiele, nigdy nie głosiła kazań, kochała całym sercem i modliła się nieprzerwanie”.

Gdy znane Monice młode kobiety, poślubione pogańskim mężom, skarżyły się na zniewagi, a nawet razy, które musiały znosić, pytała je żartobliwie:

– Czy aby na pewno nie macie nic do zarzucenia swoim językom?

Jednak zaraz potem pełna współczucia starała się uczynić wszystko, co tylko mogła, by im pomóc, pocieszyć i wesprzeć dobrym słowem. Kobiety zastanawiały się, na czym polegał sekret jej zachowania, jako że wszyscy dobrze wiedzieli, iż Patrycjusz, mimo swoich wybuchów gniewu, traktował Monikę niemal z szacunkiem. Ta zaś radziła im, by były cierpliwe, kochały i modliły się oraz odpowiadały na objawy szorstkości łagodnością, a obrazie przeciwstawiały milczenie. Gdy kobiety czasem odpowiadały jej, że takie postępowanie byłoby przejawem słabości, pytała je co wymaga z ich strony większego wysiłku – milczenie czy odpowiedź na prowokacyjne zachowanie oraz co przychodzi im łatwiej, gdy ktoś je obraził – uśmiech czy dąsy. Dzięki Monice, która posiadała dar zażegnywania sporów i już jako dziecko godziła swoich zwaśnionych towarzyszy zabaw, w wielu domach życie stało się szczęśliwsze.

Postronnym obserwatorom młoda żona Patrycjusza wydawała się zadowolona z życia i szczęśliwa. Ich zdaniem sprawnie wywiązywała się z obowiązków i nikt nie podejrzewał cierpień, o których mówiła tylko Bogu. Wychowana w pobożnej i spokojnej rodzinie chrześcijan, nie miała pojęcia o cierpieniach, których przyczyną jest pogaństwo. Teraz miała wiele okazji ku temu, aby obserwować przejawy niekontrolowanego egoizmu i nieposkromionych namiętności, i zobaczyć jak nisko upaść może ludzka natura, jeśli nie ogranicza jej wiara i miłość. Matka męża odnosiła się do Moniki z nieufnością i niechęcią, jako że niewolnicy, którzy nie ustawali w wymyślaniu coraz to nowych historii na jej temat, przedstawiali uczynki młodej kobiety w krzywym zwierciadle. Monika wydawała się nie zauważać tych nieuprzejmości, odpłacając za wszystkie obraźliwe słowa dyskretnie udzielanymi drobnymi przysługami, jednak odczuwała je głęboko.

– Oni nic nie wiedzą – mawiała do siebie i modliła się za nich jeszcze żarliwiej, ofiarowując własne cierpienie za nieszczęsne dusze, które tak dużo dzieliło od spokoju, którego źródłem jest Chrystus. W jaki sposób miało dotrzeć do nich światło, jeśli nie właśnie przez nią? W jaki sposób mieli nauczyć się miłować Chrystusa, jak nie kochając Jego sług i dostrzegając Jego w nich obecność? To objawienie, jeśli w ogóle ma nastąpić, powinno przyjść dzięki niej.

– Bądź ze mną, Panie – modliła się, czerpiąc siłę i odwagę do codziennych zmagań klęcząc u Jego stóp.

Serce Patrycjusza było niczym zaniedbany ogród. Zalążki wielkoduszności i szlachetności zagłuszały bujne chwasty, których nikt wcześniej nie próbował wykorzenić. Był niewolnikiem przyzwyczajeń pielęgnowanych przez całe życie. W obecności Moniki zawsze zachowywał się najlepiej jak potrafił, ale ta sytuacja zaczęła go męczyć. O ileż łatwiej było dać pofolgować niższym uczuciom. Z czasem zaczął poszukiwać niegodziwej rozrywki w towarzystwie dawnych towarzyszy – pogan.

W całym mieście zaczęto mówić, że zaniedbywał swoją piękną młodą żonę. Monika cierpiała ogromnie, ale w milczeniu. Gdy był w domu, co nieczęsto mu się zdarzało, była jak zawsze pogodna i uprzejma. Nigdy nie czyniła mu wyrzutów i odnosiła się do niego z takim samym szacunkiem i czułością jak dotąd. Czar jej obecności działał na wszystko, co w Patrycjuszu najlepsze. Jednak złe przyzwyczajenia przytłoczyły te dobre i niższa natura zaczęła domagać się rozrywki. Nie znajdował wystarczająco dużo sił, aby zerwać trzymające go więzy.

Monika płakała i modliła się w samotności, a Bóg zesłał promień światła, aby rozświetlić jej smutne życie. W pierwszych latach małżeństwa przyszła na świat trójka dzieci. Imię najstarszego syna – Augustyn – będzie zawsze wspominane z imieniem jego matki. O pozostałych dzieciach – Nawigiuszu i jego siostrze Perpetui wiemy bardzo niewiele. Nawigiusz, chłopiec delikatnego zdrowia, był z natury łagodny i pobożny. Zarówno on, jak i Perpetua zawarli związki małżeńskie. Po śmierci męża Perpetua wstąpiła do zakonu. Młodsze dzieci nie sprawiały Monice kłopotów. Przeznaczeniem zaś najstarszego syna, Augustyna, stanowiącego przez lata źródło cierpienia matki i stale obecnego w jej modlitwach, było stać się jej radością i chlubą.

cdn.

Frances Alice Forbes

Powyższy tekst jest fragmentem książki Frances Alice Forbes Św. Monika. Ideał matki chrześcijanki.