Rozdział drugi. Wziąć krzyż na swoje barki

Ludzie użalający się nad sobą często zaniżają wartość „wzięcia Krzyża na swoje barki”. Nazywają to pomysłem słabeuszy. Ich westchnienia, łzy i przesadnie dramatyczne pozy sprawiają wrażenie, że są straszliwie wykorzystywani i że znoszą potworne i niesprawiedliwe obciążenia z niepojętym heroizmem. Tego typu zachowanie rzeczywiście naraża na drwiny ze strony szyderców takich, jak komuniści z ich kpinami o „gruszkach na wierzbie” i religii jako opium dla mas.

Stanowi to karę, jaką prawdziwa religia musi zapłacić za swoją dobroć i cierpliwość w stosunku do najsłabszych i najbardziej egocentrycznych wyznawców. A mężczyźni, to znaczy mężczyźni w odróżnieniu od kobiet, muszą pogodzić się z większością win za to zniekształcenie szlachetnej i męskiej decyzji wzięcia krzyża i niesienia go dzielnie i radośnie. Zbyt wielu mężczyzn zostawiło religię kobietom i dzieciom. Jakiego skutku można było się spodziewać, jeśli nie tego, że religia wydaje się zniewieściała, a czasami nawet dziecinna? Kobiety i dzieci nie byłyby sobą, jeśli zachowywałyby się jak mężczyźni. Wina nie leży po ich stronie, lecz po stronie mężczyzn, którzy nie są religijnie męscy. Właściwie zrozumiane dźwiganie krzyża jest najbardziej męską ideą na świecie. Żaden mężczyzna nie jest prawdziwym, jeżeli wymiguje się od krzyża. Ale nie oznacza to, że mężczyzna, albo kobieta lub dziecko, powinni chodzić w kółko z wzniesionymi ku niebu oczami jak figurki świętych robiąc wielki pokaz nieśmiałej cierpliwości ukrytej pod nieznośną męką. Prostą prawdą jest, że większość naszych cierpień jest łatwa do zniesienia, o ile sami ich nie wyolbrzymiamy zachowując się zbyt teatralnie. Problem większości z nas polega na tym, że idziemy przez życie jakbyśmy pisali, produkowali, reżyserowali, obsadzali się i oglądali melodramat o nas samych. Niektórzy robi ą broadwayowską produkcję z powodu bólu głowy, inni tragedię szekspirowską z rozbitego zderzaka ich samochodu. Są ofiarami udramatyzowania własnego życia i frenetycznej uczuciowości. Istnieją ludzie, którzy opłakują utratę psa, tak jakby stracili swą nieśmiertelną duszę. Zaliczają się do tych, którzy, jak zauważył Chesterton, wymawiają słowo „pies” na wspak (w języku angielskim pies to „dog”, a czytany wspak „god” to Bóg – przyp. tłum.). Czynią psa swoim bogiem, a kiedy pies umiera, zachowują się, jakby zgasło słońce na niebie, a przyszłość przemieniła się w beznadziejną rozpacz.

Aby to wytknąć nie trzeba być wrogiem psów ani czegokolwiek innego. To jest zaledwie jeden z tysięcy wygodnych przykładów służących ukazaniu przesadzania ze zwykłym smutkiem i odczuwania go jak coś zbyt strasznego, żeby dało się znieść. Zdarzają się kobiety, które są niezdatne do życia przez tygodnie z powodu rozbitej wazy. Są mężczyźni nieukojeni w bólu, jeśli ich klub przegrywa mecz piłkarski. Miewamy do czynienia z ludźmi, którzy rozbijają to, co powinno być szczęśliwym małżeństwem, ponieważ żona chce spać zamiast rano wstać i zrobić śniadanie albo dlatego, że mąż woli czytać książki niż tańczyć. Moglibyśmy mnożyć przykłady bez końca. Mówimy o tych nieszczęsnych istotach ludzkich, które nigdy nie dorosły będąc rozpieszczonymi dziećmi, nie potrafiącymi rozsądnie i dobrodusznie zaakceptować życia takim, jakie ono jest.

Chrześcijańska idea dźwigania krzyża jest po prostu bardzo krótkim opisem uczciwego, dojrzałego i religijnego poglądu na życie. To zwykły fakt, że nawet najdłuższe życie jest krótkie. Nawet najbardziej okrutne cierpienie musi się skończyć. Nawet najbardziej wzruszający smutek jest względnie krótki. W rzeczywistości, życie i wszystko w życiu stanowi zaledwie drogę do końca, do celu, do dokonania. Zaś osiągnięcie go jest niemalże równoznaczne z wiecznością w szczęściu niedającym się opisać, ponieważ jego uświadomienie lub wyobrażenie znacznie wykracza poza moc ludzkiego umysłu. Kiedy umysł mocno ogarnie, a dusza dogłębnie zrozumie te fakty, wtedy mężczyzna będzie mężczyzną, a kobieta kobietą. Oto człowiek, który patrzy na wszystko z właściwej perspektywy. Oto ktoś, kto jest przygotowany do dźwigania każdego krzyża, gdyż wie, że podąża ku spełnieniu, a ono w perspektywie czasu sprawi, że wszystko wyda się nieistotne. Taki rodzaj człowieka nie będzie biadoli ł nad swoimi krzyżami. Nie wyolbrzymia ich w swoim umyśle aż urosną jak drapacze chmur, a ich ciężar go załamie.

Męskość, wspaniała męskość Chrystusa nie jest doceniana. Od chwili poczęcia Chrystus wiedział, co będzie punktem kulminacyjnym Jego życia. Widział, że Jego zadaniem będzie doświadczenie najcięższego życia w dziejach ludzkości i najbardziej bolesnej śmierci. Mimo to, nawet przez chwilę nie użalał się nad sobą ani nie gloryfikował siebie. Przystąpił do pracy życia i odkupywania win w sposób, w jaki prawdziwa gwiazda piłki nożnej wypracowuje sytuacje bramkowe. Gracz widzi swój cel i ten oto cel staje się najważniejszą rzeczą, o której myśli. Prawie nie dostrzega guzów, siniaków i zmęczenia w drodze ku bramce. Taki rodzaj męskości reprezentował Chrystus.

Jezus wziął swój krzyż, ponieważ miał zadanie do wykonania. Wziął go w objęcia, gdyż taka była droga do wiecznej chwały, dla której się narodził. To jest postawa, jaką każdy z nas powinien przyjąć w stosunku do krzyży pojawiających się na naszej drodze z upływem lat.

Czy jedno z twoich dzieci umiera? Cóż, każdy z nas rodzi się, by umrzeć. Śmierć zawsze będzie obecna w każdym życiu. Istotny jest nie czas śmierci, lecz jej rodzaj. Każda dobra śmierć, w miłości do Boga, bez względu na moment, jest wiecznym triumfem. Oczywiście odczuwasz smutek po śmierci dziecka, ale nie rób tego. Jeśli jesteś dojrzałym chrześcijaninem lub chrześcijanką, wydźwignij się z bólu i na zawsze zwróć w kierunku wiary. Nie czyń swojej rozpaczy rodzajem idola, którego uwielbiasz każdego dnia swojego życia. Bierzesz na ramiona krzyż i dźwigasz go mężnie, a przez twoją odwagę i pogodę ducha staje się on coraz mniejszy i mniejszy, aż wreszcie bardzo lekki. Jeżeli masz prawdziwe spojrzenie na życie wiesz, że przecież z każdym mijającym dniem zbliżasz się do wiecznego połączenia ze swoim dzieckiem w niewyobrażalnej, bezgranicznej radości.

Właściwie zadaniem mężczyzn jest uczynić religię głęboko męską. Och, religia ma także charakter żeński i dziecięcy. Prawdziwa religia jest uniwersalna, obejmuje wszystkich. Jednak religia nie jest tym, czym powinna być, jeśli nie jest też męska. Chyba, że nie jest dokładnie pojęta i dogłębnie przyswojona przez prawdziwych mężczyzn, patrzących na życie uczciwie i całościowo, bez wymigiwania się i uciekania od niego. Niesienie krzyża naprawdę jest niczym innym niż odważnym życiem kierującym się właściwymi pobudkami oraz z właściwym rodzajem miłości do Boga i bliźnich.

Joseph A. Breig

Powyższy tekst jest fragmentem książki Josepha A. Breiga Mądrość Krzyża szczęściem rodziny.