Rozdział drugi. Wyszywany płaszcz

Dawno temu zakonnice w Japonii przyjmowały ubrania do prania, a uzyskane w ten sposób środki przeznaczały na jedzenie i odzienie dla sierot, którymi się zajmowały. Sierotki, kiedy były małe, spały w okrągłych koszach wypełnionych poduszkami. Później, kiedy podrosły, uczyły się modlić, szyć, grać na trzcinowych fujarkach i cieszyć się z daru życia.

Jedna z sierot, Maria Margerytka, uważała się za najszczęśliwszą osobę, jaka kiedykolwiek stąpała po ziemi. Wszystko przywodziło jej na myśl Dzieciątko Jezus. Kiedy zakonnice robiły w baliach białą pianę z płatków mydlanych, Maria Margerytka myślała o barankach, bielszych niż śnieg, które Pan Jezus tak uwielbiał. Kiedy nowe sierotki umieszczano w koszykach, Margerytce przypominał się żłóbek z nowo narodzonym Dzieciątkiem.

Naprzeciwko zakonu znajdował się otoczony wysokimi murami pałac. Z przyklasztornych ogrodów można było zobaczyć tylko jego złotą kopułę. Ogród ukryty za murami był istnym rajem. Pełno w nim było delikatnych kładek wyginających się w łuk nad bystrymi strumykami i cudnych kwiatów, z których każdy wyglądał jak klejnot. Wśród drzew przepięknie śpiewały ptaki.

W pałacu, który był równie piękny jak otaczający go ogród, żyła księżniczka. Cały dzień kłaniały się jej rzesze wiernych służących. Księżniczka także była sierotą. Miała tyle samo lat co Margerytka. Nazywała się Kwiat Lotosu.

Kiedy Kwiat Lotosu wstawała, każdego ranka obok jej łóżka czekało dwadzieścia osób ze służby, które z rąk do rąk podawały części książęcej garderoby aż do głównej służki, która ubierała księżniczkę. Po rytuale ubierania, Kwiat Lotosu szła na lekcje. Wszyscy nauczyciele kłaniali się do samej ziemi zanim zadali jej jakiekolwiek pytanie, lecz jednocześnie potrafili surowo skarcić, gdy nie znała odpowiedzi. Po lekcjach była pora na drugie śniadanie, które docierało do księżniczki na srebrnych talerzach, znowu podawanych przez dwadzieścia par rąk.

I tak mijały księżniczce dni. Po zmroku leżała w swoim wysokim łożu, a jej ciemne, skośne oczy wpatrywały się w dużą, świecącą złotem gwiazdę za oknem.

– Dobranoc – mówiła księżniczka.

– Dobranoc – odpowiadała złota gwiazda. – Biedna malutka księżniczko, dobranoc. Nie ma nikogo, kto by cię naprawdę kochał. Dobranoc.

Do Margerytki, leżącej w swoim wąskim, białym łóżeczku we wspólnej sypialni, gwiazda mówiła co innego:

– Dobranoc, Margerytko. Pan Bóg cię kocha. Dobranoc.

W Japonii ludzie noszą wyszywane kimona, które swoimi wzorami często opowiadają historie. Zakochani zamawiają specjalne okrycia dla swych wybranków, matki dla swoich dzieci. Dla Kwiatu Lotosu nie miał kto wyszyć historii. Księżniczka była wspaniała, ale bardzo samotna.

Nie wypadało jednak by księżniczka nie miała kimona bogatszego i wspanialszego niż ktokolwiek inny. Jej ministrowie poszukiwali zatem uzdolnionych hafciarzy.

Nie chodziło o wymyślne wzory, wystarczyły kwiaty i ptaki, lecz wykonanie musiało być doskonałe. Zakonnice były nieopodal i słynęły z pięknego wyszywania, więc naturalną koleją rzeczy służący księżniczki któregoś dnia podesłali im niewielkie kimono do przyozdobienia.

Kiedy przybył królewski posłaniec, Margerytka malowała akurat pędzelkiem z kaczego pióra obrazek na ryżowym papierze. Służący czuł się trochę nieswojo, bo nie był chrześcijaninem i nie znał zakonnic. Przedstawił cel swojej wizyty i pokazał przepięknie błyszczące kimono z jedwabiu w kolorze ciemnego błękitu.

– Jaki wzór chcecie zamówić? – spytała siostra Duch Światła. – Jaka wiadomość, może wiersz, ma być przekazana księżniczce?

– Och, nic takiego! – smutno uśmiechnął się posłaniec. – Nie ma nikogo, kto wymyśliłby tego rodzaju przesłanie. Prosimy tylko o wzór z kwiatów i ptaków.

Kiedy służący wyszedł, do siostry Duch Światła podeszła Margerytka. Położyła małe rączki na kolanie zakonnicy i spojrzała jej w oczy.

– Czy to znaczy, że nikt nie kocha księżniczki? – wyszeptała.

– Biedna mała dziewczynka – westchnęła siostra. – Jest sierotą. Jest ważna i poważana a nie ma z kim się bawić.

– My też jesteśmy sierotami, a nie brak nam kolegów do zabawy! Czy nie mogłaby bawić się z nami?

– Mario Margerytko, wy tak naprawdę nie jesteście sierotami, przecież Nasz Pan i Jego Matka zaopiekowali się wami. Ale nie jesteście godni zaszczytu zabawy z księżniczką Kwiat Lotosu. Nikt zresztą nie jest wystarczająco godny.

Margerytka zmarszczyła czoło myśląc. Jej owalna twarzyczka, bladziutka i czysta wyglądała jak kwiatek składający się do snu.

– Czy mogę wyszyć okrycie księżniczki? – spytała.

– Ty? Przecież po pierwsze nie lubisz siedzieć bez ruchu szyjąc przez zbyt długi czas. A poza tym, obawiam się, że nie jesteś w tym jeszcze zbyt dobra!

– Siostro, będę bardzo cierpliwa. Będę się bardzo starać.

Siostra przyjrzała się jej uważnie.

– Dobrze. Możesz zatem spróbować – zadecydowała.

Przyniesiono nici – szkarłatne, zielone, białe, złote i w wielu innych kolorach i Margerytka zabrała się do pracy. Za każdym razem, zanim zaczęła, myła dokładnie ręce i odmawiała modlitwę. Potem usadawiała się pod kwitnącymi drzewami by wyszywać historię, którą chciała opowiedzieć księżniczce.

Tam, gdzie miało skryć się serce księżniczki, Margerytka wyczarowała Dzieciątko Jezus w okrągłym koszyku, a Jego serce wyszyła złotymi nićmi. Wyżej, przy kołnierzu umieściła gwiazdę – Gwiazdę Betlejemską, którą nazwała „naszą gwiazdą”. Mały Jezus wyciągał ręce, a siedząca przy Nim Przenajświętsza Panna skierowana była w stronę niewielkiego fragmentu pałacowego muru, znad którego widać było drzewa. Wzdłuż rąbka szaty zostały wyhaftowane tańczące sieroty.

– Hmm, troszkę to niezdarne – skomentowała siostra Duch Światła – i temat dość niezwykły. Ten fragment na rąbku może nawet zostać odebrany za brak szacunku. Ale ludzie zbyt rzadko przyglądają się uważnie historiom na kimonach by mogli to zrozumieć. I wiem, Margerytko, że każdy ścieg jest wyrazem twej modlitwy.

Kiedy Margerytka mówiła tej nocy dobranoc swojej gwieździe, wyszeptała:

– Proszę, daj jej zrozumieć.

Kwiat Lotosu zrozumiała. Następnego dnia stała pod bramą zakonu zaglądając do środka. To właśnie Margerytka odryglowała zamki.

Kiedy odkryto zniknięcie księżniczki, podniosła się wrzawa. Oprócz uzbrojonych konnych wojowników, sam Wielki Szogun wyruszył na poszukiwania. Wojownicy odziani w srebrne zbroje z niebiesko-czerwonymi frędzlami pędzili na białych koniach w szkarłatnych uprzężach i ze srebrnymi rogami przymocowanymi między oczami.

Kiedy wojownicy czekali na dziedzińcu na rozkazy, żebrak, który skończył otrzymany w klasztorze posiłek, powiedział dowódcy o księżniczce bawiącej się z sierotami. Wielkiego Szoguna ogarnęła furia.

– Co! – krzyknął. – Z tymi dziećmi, w których żyłach nie płynie nawet kropla królewskiej krwi? Jeśli to prawda, trzeba będzie je wszystkie ściąć.

– I wszystkie zakonnice też – dodał po chwili.

Przy dźwiękach trąb i ze stukotem końskich kopyt zbliżyli się do klasztornych bram.

Mali mieszkańcy sierocińca byli bardzo podekscytowani armią wojowników pod murami klasztoru, więc pobiegli się jej przyjrzeć. A pośród nich, z potarganymi włosami, błyszczącymi oczami i rumieńcami na twarzy stała księżniczka w swych nowych szatach.

Dowódca poczerwieniał na twarzy i już miał chwycić za swój królewski miecz, kiedy dostrzegł kogoś, kto właśnie odłączył się od grupki dzieci i powoli się do niego zbliżał. W chłopcu tym wszyscy rozpoznali Króla. Miał na sobie szaty z wyszytymi słońcem i księżycem, a na głowie koronę.

Dowódca zeskoczył z konia i padł na kolano a pozostali pokłonili się nisko.

– Nie miałem pojęcia, że Król jest tutaj – rzekł dowódca.

Od tego dnia księżniczka codziennie szła bawić się do sierocińca. A cały jej dwór i ona sama nauczyła się oddawać hołd Królowi królów.

Caryll Houselander

Powyższy tekst jest fragmentem książki Caryll Houselander Okropny pan Timson oraz inne fascynujące opowieści.