Rozdział drugi. Wychowanie moralne i religijne. Wskazówki

Utrzymywać dzieci i zapewnić im wszystko, czego potrzebują zgodnie ze swoją pozycją; chronić, na ile to możliwe, przed wszystkim, co może zaszkodzić ich ciału lub zdrowiu; sprawić, by objęły jakiś urząd lub zatrudnienie albo użytecznie spełniały swoją rolę w życiu; wreszcie, popierać ich doczesne interesy najlepiej, jak potraficie, starając się rozważnie i oszczędnie zarządzać swoim majątkiem – to są obowiązki, o jakich mówiłem w poprzedniej części.

Ale choć te zobowiązania poważnie zaprzątają waszą uwagę, mają jednak podrzędne znaczenie i stanowią tylko część wychowania dotyczącą ciała i życia doczesnego – to znaczy wychowania, które nazwałem materialnym i obywatelskim. Istnieje jednak druga gałąź wychowania, która dotyczy duszy i życia przyszłego – to znaczy wychowanie moralne i religijne, o którym muszę powiedzieć teraz – ważniejsze z tych dwóch, ale, niestety, bardziej zaniedbywane.

Naprawdę niewielu rodziców nie przywiązuje wagi do doczesnej pomyślności swoich dzieci; mało tego, wielu dba o to nadmiernie. Ale poważniejszym i częściej spotykanym błędem jest gruntowne ich kształcenie we wszystkim, co dotyczy świata, a niedoskonałe we wszystkim, co dotyczy Boga; nadmierne myślenie o ich doczesnej pomyślności, a niewielkie lub żadne o ich zbawieniu wiecznym – to fatalny błąd, który przyczynia się do upadku zarówno rodziców, jak i dzieci.

Czy nie zgodzicie się, że zbawienie duszy jest ważniejszą troską? Że jest to „jedyna konieczna rzecz”, o jakiej Jezus Chrystus mówi w Ewangelii? Czemu tak zabiegacie o chrzest dzieci? Czyż nie jest to ofiarowanie ich Bogu, od którego je otrzymaliście? A Bóg je przyjmuje i uczyniwszy swoimi adoptowanymi dziećmi i dziedzicami Jego królestwa, powierza wam ponownie, pod warunkiem, że wychowacie je dla Niego: „Weź to dziecko i wykarm je dla mnie” (Wj 2, 9). Przemawia do was słowami wypowiedzianymi dawno temu przez córkę faraona, kiedy powierzała małego Mojżesza jego matce, nieświadoma łączącej ich więzi.

Poza tym, czyż Jezus nie ustanowił specjalnie sakramentu małżeństwa, by napełnić was łaską, i nie pomaga wam wychować dzieci na sposób chrześcijański? A czy nie w tym samym celu uczynił związek małżeński nierozerwalnym, aby mąż i żona mogli nieprzerwanie łączyć swe wysiłki, by dać dzieciom wychowanie chrześcijańskie?

To jest zatem główny, zasadniczy cel, jaki musi zajmować naszą uwagę. Jeżeli waszym dzieciom nie powiedzie się na tym świecie, co to w końcu znaczy? Jeżeli nie wybiją się przez swój talent, bogactwa, zaszczyty i godności, nie ma to właściwie większego znaczenia, o ile dopłyną do portu zbawienia. A z drugiej strony, co by im przyszło z tego, że posiadłyby wszystkie korzyści świata, gdyby straciły dusze?

Po tym długim wstępie mającym na celu nakłonienie was, byście dali pierwszeństwo tym obowiązkom, które bardziej na to zasługują, rozważmy teraz, czego wymaga się od was w zakresie wychowania religijnego waszych dzieci. Nakłada ono na was cztery obowiązki – kształcenie, czujność, karcenie i dobry przykład.

Pierwszym obowiązkiem – podstawą i fundamentem wszystkich pozostałych – jest nauczanie. „Masz dzieci?” – mówi Duch Święty. – „Wychowuj je, zginaj im karki od młodości” (Syr 7, 25). Jeżeli masz dzieci, ucz je i przyzwyczajaj od najmłodszych lat do czynienia dobra. Są wtedy giętkie jak młode drzewa lub rośliny. Stąd kształcenie, o którym mowa, obejmuje dwa obowiązki – nauczania ich podstaw doktryny chrześcijańskiej, czyli tego, w co mają wierzyć i jak praktykować, oraz ćwiczenia ich w oddaniu i pobożności.

Nauczanie podstaw doktryny chrześcijańskiej

Co do pierwszego punktu, jeśli chcesz właściwie wypełnić swój obowiązek, musisz zadbać o to, by nauczyć dzieci najważniejszych tajemnic naszej wiary, Składu Apostolskiego (Wierzę w Boga), Modlitwy Pańskiej (Ojcze nasz), Pozdrowienia Anielskiego (Zdrowaś Maryjo) i Przykazań Bożych, wspierając nauczanie odpowiednim objaśnieniem, które powinno być dostosowane do ich wieku i zdolności. Wiem, że bardzo małe dzieci nie pojmą wiele z tej nauki; mimo to nie powinniście zaniedbać przedstawienia im ogólnego zarysu, który może być wypełniany i doskonalony później. Chcę jednak zauważyć, że nawet w przypadku dzieci, które są już mniej lub bardziej dojrzałe i zdolne do pojmowania, rodzice zwykle ograniczają swoje wysiłki do nauczania czysto materialnego – kilku okrojonych modlitw, paru słów mechanicznie przyswojonych pamięciowo i powtarzanych bez zrozumienia ich prawdziwego znaczenia. W ten sposób wiedza ich dzieci niewiele się różni od prawdziwej ignorancji – tak jak wiedza, jaką popisuje się papuga. Czy wydaje się wam, że w ten sposób spełniliście swój obowiązek?

W miarę rozwoju ich umysłu i zdolności osądu powinniście starać się to wykorzystać, wyjaśniając im najlepiej, jak potrafi cie, fundamentalne prawdy wiary. Przekażcie im wiedzę o Bogu, który je stworzył, i który jest ich prawdziwym Ojcem, a was użył po prostu jako swych narzędzi. Zwróćcie ich uwagę na cel, jaki miał Bóg, stwarzając je i umieszczając tu na ziemi na parę krótkich i przemijających lat. Powiedzcie im o ich przeznaczeniu do przyszłego życia w wiecznym szczęściu lub wiecznej niedoli. Wyjaśnijcie im, jaką wartość ma ich dusza, choć niewidzialna, ale na pewno cenniejsza niż ciało, które widzą i czują. Opowiedzcie im, co Jezus Chrystus zrobił dla tej duszy, a przy okazji objaśnijcie stan zatracenia, w jakim się narodziły wskutek grzechu pierworodnego, i z którego zostały oczyszczone przez wartości, jakie Jezus Chrystus nadał ich duszom w sakramencie chrztu. Zatrzymajcie się na wielkości tego błogosławieństwa i zaciągniętych przez to zobowiązaniach. I wpajajcie im konieczność modlitwy do Boga, źródła wszelkiego dobra, i poświęcenia Mu całego życia.

– O, tego już za wiele – możecie powiedzieć – pozostawmy troskę o te sprawy księdzu lub nauczycielowi.

Nie dajcie się zwieść; to obowiązek, który należy przede wszystkim do was. Możecie, oczywiście, zwrócić się do nich o pomoc, ale nie możecie całkowicie przerzucić tego ciężaru na ich ramiona. Dodajcie do tego, że nikt nie może kształcić waszych dzieci równie skutecznie i z tak dobrymi wynikami jak wy sami, zarówno z powodu waszej większej władzy nad nimi, jak i ułatwień, jakie daje wam stały, bliski z nimi kontakt. Najmniejsza ilość deszczu, jeżeli tylko spada stale i w odpowiedniej porze, robi dla ziemi więcej dobrego niż potoki deszczu spadające nie w porę; tak samo krótkie, proste lekcje dawane od czasu do czasu w trakcie zwykłych zajęć domowych, będą dla waszych dzieci korzystniejsze niż obszerne nauki otrzymane gdzie indziej. Jeżeli są uczone w domu, łatwo będzie im później doskonalić wiedzę poza nim. Jeżeli mają się nauczyć wszystkiego w szkole, rezultat nie będzie tak zadowalający, ponieważ będą rozproszone i mniej uważne wskutek obecności innych oraz bardziej skłonne do zapominania tego, czego nauczyły się w szkole, niż tego, co usłyszały w domu.

– Ale – przekonujecie – gdybym sam to wszystko umiał, nie zaniedbałbym ich edukacji; ale jak mogę nauczać innych, sam niewiele wiedząc?

Rozumiem wasze trudności, ale czy ta wymówka rzeczywiście jest przekonywująca? Czy uznalibyście ją za taką w ustach księdza, nauczyciela, czy jakiejkolwiek innej osoby odpowiedzialnej za nauczanie innych? Sam fakt, że powinniście być pierwszymi nauczycielami waszych dzieci nakłada na was zobowiązanie, by samemu się uczyć, aby móc sprostać temu zadaniu. Dlatego poucza się księży, by nie udzielali sakramentu małżeństwa osobom niedostatecznie obeznanym z doktryną chrześcijańską. Krótko mówiąc, jeden grzech nie jest usprawiedliwieniem dla popełnienia następnego, a wasza ignorancja w tej dziedzinie byłaby grzechem, nawet gdybyście odpowiadali tylko za siebie. A jest grzechem znacznie większym, jeżeli jesteście zobowiązani do nauczania swoich dzieci.

Dołóżcie zatem starań, by się dokształcić, zarówno dla siebie, jak i dla waszych dzieci. W międzyczasie zadbajcie przynajmniej o to, by posyłać je do szkoły i na katechezę – skoro nie możecie nauczać ich sami, byłoby koronnym błędem, gdybyście zaniedbali nauczanie ich przez innych. Czy matka, która nie ma pokarmu dla dziecka, pozwoli mu z tego powodu umrzeć z głodu? Czy nie powierzy go komuś, kto ma, na przykład mamce? Mamkami ustanowionymi przez Kościół, by zastąpić rodziców, którzy nie potrafi ą właściwie nauczać swoich dzieci, są księża, spowiednicy, nauczyciele i do nich musicie posyłać swoje dzieci, jeśli nie chcecie, by zostały całkowicie pozbawione nauki.

Niewiedza, w jakiej pozwala się wzrastać dzieciom, jest pierwszym źródłem ich złego postępowania. Ile znamy dzieci, które dorastając, są zanurzone w występku i nic nie wiedzą o religii?

Taka więc jest wasza odpowiedzialność przed Bogiem odnośnie kwestii nauki, jaką powinniście przekazać swoim dzieciom.

Ćwicz je w oddaniu i pobożności

Ten obowiązek obliguje was nie tylko do uczenia ich podstaw doktryny chrześcijańskiej, ale również do kształtowania ich w pobożności i oddaniu. Pierwsze jest ćwiczeniem umysłu, drugie ćwiczeniem serca.

Ćwiczenie serca powinno zaczynać się od najmłodszych lat, tak jak w przypadku syna świątobliwego, starego Tobiasza, który jest chwalony w Piśmie Świętym, ponieważ: „Tego [syna] nauczył od dzieciństwa bać się Boga i wstrzymywać się od wszelkiego grzechu” (Tb 1, 10). Ci, którzy są tak nierozważni, że pozwalają beztrosko, by te lata przeminęły i nie przekazują jakiejkolwiek nauki swoim dzieciom, wyraźnie okazują, że nie rozumieją, jak ważne jest dobre oddziaływanie na ich umysły i serca. Nigdy nie jest za wcześnie na zaszczepianie im pobożnych uczuć i przesądem jest przekonanie, że trzeba zaczekać, aż zaczną używać rozumu. Czy uważasz, że ziarno rozrzucone po polu jest zmarnowane, ponieważ ukryło się i zakopało w ziemi? Oczywiście, że nie – dobrze wiesz, że we właściwym czasie wyrośnie i wyda plon, a w międzyczasie kiełkuje i rozwija się pod ziemią. Tak samo dziecko dwu- lub trzyletnie nie potrafi jeszcze zrozumieć pojęcia cnoty, pobożności, religii; a jednak to samo dziecko zaczyna kształtować pojęcia wszystkich tych rzeczy, pojęcia, które w nim pozostają, rosną i dojrzewają, a później wydają owoce, jakich nie mogłyby wydać, gdyby zostały przekazane później.

Dlatego ważne jest, by we wczesnym wieku zwrócić ich umysły do Boga i odcisnąć na tej wciąż dziewiczej ziemi czuły afekt do Niego. Gdy tylko zaczną wymawiać pierwsze sylaby i uświęcać swoje usta słodkimi imionami Jezusa i Maryi, nauczcie je poznawać i całować ich wizerunki. Kiedy wyciągają ręce, by was pieścić, przyzwyczajajcie te małe rączki, by wskazywały piekło pod stopami, gdzie każe się złych, i niebo nad głową, gdzie dobrzy są nagradzani, i w końcu wznosić się do nieba, jak gdyby w akcie podziękowania i chwały Dawcy wszystkich dobrych darów. To wszystko może się wydawać błahe i nieważne, ale nawet jeśli to prawda, pamiętajmy, że wielki doktor Kościoła, święty Hieronim, pisząc do matki rodziny, uważał za swój obowiązek, by zwrócić jej właśnie na to uwagę, jako na jeden z zasadniczych punktów wychowania chrześcijańskiego.

Jednakże, gdy tylko wasze dzieci zaczną przejawiać oznaki korzystania z rozumu, niezwłocznie wzbudźcie w nich pogłębiony szacunek dla Boga wszechobecnego i wszystko widzącego, szczególną miłość do Jezusa Chrystusa, czułe oddanie dla Maryi, Jego matki, wielki szacunek dla rzeczy świętych, sakramentów, księży, kościołów. Wzbudźcie w nich grozę grzechu, tego największego możliwego zła, a szczególnie tych wad, które są często spotykane wśród dzieci, jak kłamstwo, samolubstwo, złość, zazdrość, lenistwo, a jednocześnie uczcie je cenić przeciwne im cnoty, jak szczerość, posłuszeństwo, łagodność, skromność, umiłowanie pracy. Nauczcie je, że prawdziwa wielkość i chwała człowieka polegaj ą na miłowaniu Boga i przestrzeganiu Jego przykazań: „Boga się bój i przykazań jego przestrzegaj, bo cały w tym człowiek” (Koh 12, 13). Krótko mówiąc, korzystaj z każdej okazji, by dać im dobrą radę, raz w jednym kierunku, drugi raz w innym.

Nie myślcie sobie, że macie je zanudzać lub odstręczać ciągłymi kazaniami. Zwięzłe uwagi, krótkie wskazówki, kilka ogólnych maksym naturalnie wynikających z codziennych sytuacji wystarczy, by umysły waszych dzieci stopniowo je przyjęły i nabywały szlachetnych skłonności.

Te dobre maksymy muszą być powiązane z odpowiednimi praktykami. Dlatego powinniście przyzwyczajać swoje dzieci do codziennej modlitwy porannej i wieczornej, uczyć je pewnych modlitw i wdrażać do regularnego ich odmawiania. Powinniście również dopilnować, by przyjmowały sakramenty odpowiednio do swego wieku i zdolności, bo są one żywym źródłem świętości i sprawiedliwości. Wykorzystajcie wielkie święta roku liturgicznego, by zachęcić je na nowo do pobożności poprzez specjalne przygotowania podczas poprzedzającej je nowenny, albo przynajmniej modlitwy, wstrzemięźliwości i umartwienia w czasie wigilii.

We wszystkim jednak powinniście starać się działać raczej dobrze niż wiele i nie zapominać, że nie możecie dopuścić, by pobożność stała się dla waszych dzieci czymś nużącym i odstręczającym. Dlatego wyznaczane im praktyki muszą być łatwe, krótkie i dostosowane do wieku, który źle znosi rozwlekłe nabożeństwa. Zadowalajcie się małym, byle było czynione nabożnie i z uwagą.

Tak pojmuję rodzicielski obowiązek edukacji chrześcijańskiej – podstawy wiary, zasady postępowania i odpowiednie praktyki dążące do umocnienia ich w wierze i oddaniu.

Ale jakże niewielu rodziców dobrze się z tego wywiązuje! Możemy wręcz powiedzieć, że wielu wstydzi się rozmawiać z dziećmi o sprawach religii i pobożności. Słuchając ich, nie odgadlibyście, jaką religię wyznają, czy są poganami czy chrześcijanami, bo chociaż chętnie rozmawiają o wszystkim innym, ich dyskusja nigdy nie schodzi na Boga ani sprawy moralne. Nie znajdzie się tam nawet szczypty chrześcijaństwa. A jeśli chodzi o pobożne praktyki, to albo pozwalają dzieciom zupełnie je zaniedbywać, albo traktują jak drugorzędne dodatki. Znacznie bardziej zależy im, by widzieć je wytwornymi i godnymi uznania w oczach świata, niż cnotliwymi i pobożnymi w oczach Boga.

Jak mogą zrozumieć znaczenie pobożności, kiedy ani w rozmowie, ani w czynach nie pomyślicie nawet o tym, by wskazać im pierwszeństwo, jakie są winni Bogu, swojej duszy i swojemu zbawieniu.

Jaka jest tego przyczyna? Taka po prostu, że rodzice sami są słabo ugruntowani w pobożności. Jeżeli w źródle jest tylko parę kropel wody, jak może ono nawodnić ziemię? Podobnie jeśli jesteście całkowicie zanurzeni w sprawach świata, jeśli macie niewiele upodobania dla spraw Bożych, jeśli wasze poczucie wiary jest słabe i niepewne, a wasze postępowanie jest niewłaściwe lub wręcz złe, jak możecie oczekiwać, że przekażecie dzieciom pokarm i siły żywotne, jakich sami nie macie? Mało tego, dzieje się wręcz przeciwnie; ponieważ nieświadomie przekazujecie im różne przewrotne pojęcia – pojęcie nienawiści i zemsty, pojęcie interesowności i chciwości, pojęcie próżności i umiłowania świata, a przez wasze dyskusje, czyny i cały sposób życia, przekazujecie im szkołę występku i zły system kształcenia. Jasne jest teraz, że oznacza to nie tylko brak wychowania, jakie jesteście im winni, ale również całkowitą deprawację i największe zgorszenie, bo postępując w ten sposób zasiewacie w duszach waszych dzieci zgubne ziarno grzechu i występku.

Nasuwa się z tego wniosek, że tak, jak ważne jest, byście sami posiedli wystarczającą wiedzę, by móc nauczać swoje dzieci, jest jeszcze ważniejsze, by cechowała was szczera pobożność, abyście mogli im ją przekazać. Inaczej trudno się dziwić, jeżeli wasze dzieci wyrosną nie tylko na ignorantów, ale i ludzi zanurzonych w występku.

Reasumując: dobra edukacja wymaga, abyście wcześnie zaczęli uczyć swoje dzieci i zasiali w nich ziarna pobożności. Jeżeli to zrobicie, osiągniecie wiele, powiedziałbym nawet, wszystko. Ponieważ, zacytuję samego Ducha Świętego, mądrość i prawe postępowanie dobrych dzieci zależy od dwóch rzeczy – „posłuszeństwa i miłości”. A dla osiągnięcia ich nie ma bardziej skutecznego środka niż religia.

Jeśli zrobicie, co w waszej mocy, by zasiać ziarna pobożności w duszach swoich dzieci, łatwo będzie wam je nauczyć wypełniania różnych obowiązków. Będą wtedy przyzwyczajone rozpoznawać w waszym głosie głos samego Boga, a spełnianie waszych poleceń, czy to w sprawach drobnych czy wielkich, uczynią sprawą swego sumienia. Szacunek i cześć dla Boga, jeśli zostaną dobrze ugruntowane w ich sercach, umożliwią im przystąpienie do wykonywania wszystkich obowiązków z energią i siłą.

A jeśli zdarzy się, że zejdą z drogi, którą im pokazaliście, będziecie dysponować innymi środkami, by je znów na nią sprowadzić, jak zobaczymy później. Na razie zauważę tylko, że dobre zasady wpojone w umysły dzieci będą dla nich zawsze korzystne, nawet jeśli zdarzy im się pobłądzić. Przyczyna jest oczywista: zasady te, raz przyswojone, nigdy nie zostaną całkowicie zapomniane; mogą rzeczywiście być stłumione, przyćmione i ukryte poza polem widzenia pod żarem i siłą namiętności, ale całkowicie zniszczone – nigdy. A jeśli zasadom tym zostanie przeciwstawione złe życie, niezwykle rzadko zdarza się, by nie wzbudziło to wyrzutów sumienia, co często wystarczy do powrotu na właściwą drogę, szczególnie w razie nieszczęścia czy choroby, kiedy wyrzuty sumienia odczuwa się mocniej, a wpojone kiedyś zasady odzywają się z większą siłą. Przykłady tego nie są rzadkie i dlatego nie powinniśmy spisywać na straty kogoś, w kim położono kiedyś fundament dobrego wychowania chrześcijańskiego.

A jeśli wraz z występkami i złymi obyczajami idzie niewiedza, możemy zaryzykować twierdzenie, że nie ma praktycznie lekarstwa na zło. Taka osoba grzeszy bez wyrzutów sumienia i pozostaje bez nich niezależnie od okoliczności. Jakimi środkami i na jaką drogę można sprowadzić marnotrawnego syna, który w sprawach religii wykazuje ignorancję zwierzęcia? Jaką można mieć nadzieję na jego zbawienie? Ta prosta refleksja powinna wam lepiej uświadomić wagę i konieczność nie szczędzenia trudów, by położyć w sercach waszych dzieci dobry fundament chrześcijańskiej wiedzy i chrześcijańskich zasad.

Ks. John Hagen

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Johna Hagena ABC dobrego wychowywania dzieci.