Rozdział drugi. Przybywa Król

Na poprzednich stronach mówiłam o tym, jak Bóg przygotowywał świat na nadejście Wielkiego Króla, od dni Adama i Ewy aż do czasu Jego przybycia. Ta zaś część książki zaczyna się od ostatnich przygotowań na przyjście Króla.

W tych dniach żył żydowski kapłan o imieniu Zachariasz, który miał żonę Elżbietę. Byli oboje tak starzy, że mogli już zostać dziadkami, ale nie mieli dzieci, choć oboje bardzo tego pragnęli.

Pewnego dnia Zachariasz przybył do Świątyni w Jerozolimie, by zapalić Bogu kadzidło. Wtedy pojawił się anioł i stanął po prawej stronie ołtarza.

Nikt kto nie widział anioła, nie wie jak one wyglądają, nikt też kto go widział, nie potrafi tego opisać. Oglądaliście jednak pewnie obrazy z aniołami i możecie się domyślić o ile wspanialej wygląda prawdziwy anioł Boży. Toteż Zachariasz bardzo się przeląkł, zaś anioł rzekł:

– Nie lękaj się, Zachariaszu. Przybyłem, by ci oznajmić, że ty i Elżbieta będziecie mieć syna, któremu nadasz imię Jan. Wszyscy uradują się z jego narodzin, a on będzie wielkim człowiekiem.

Jednak Zachariasz odpowiedział:

– Elżbieta i ja jesteśmy już za starzy by mieć dzieci. Czy to na pewno prawda?

Nie było mądrą rzeczą odpowiedzieć w ten sposób aniołowi, zgadzacie się? Po tych słowach anioł dał Zachariaszowi dobry powód do strachu, mówiąc:

– Jestem Gabriel, który stoi przed Bogiem; wysłał mnie On, bym ci przekazał tę radosną wieść. Jednak ponieważ mi nie wierzysz, dam ci znak, że to co mówię jest prawdą: od tej chwili aż do narodzin syna pozostaniesz niemy.

Po czym anioł odszedł, zaś Zachariasz wyszedł ze Świątyni, i oczywiście nie mógł wymówić ani słowa. Kiedy więc chciał coś przekazać, musiał pisać albo dawać znaki.

Żona Zachariasza, Elżbieta, miała kuzynkę imieniem Maryja, dziewczynę w wieku około piętnastu lat. Mieszkała Ona w części Palestyny zwanej Galileą, w miasteczku Nazaret. W tamtych czasach ludzie zwykli pobierać się wcześniej niż obecnie, i Maryja była już zaręczona z mężczyzną o imieniu Józef. Teraz, kiedy wam już to powiedziałam, domyślacie się zapewne, że kuzynką Elżbiety była nasza Najświętsza Maryja Panna. Oczywiście w tamtych czasach nikt nie wiedział, że jest Ona kimś szczególnym, z wyjątkiem Jej matki, Anny, i ojca, Joachima. Domyślali się, że ich córka nie byłaby dziewczyną o tak złotej dobroci, tak szczęśliwą i bezgrzeszną, gdyby Bóg nie miał dla Niej jakichś specjalnych planów.

Pół roku po tym, jak Gabriel został wysłany, by porozmawiać z Zachariaszem, Bóg posłał go do Maryi. Archanioł wszedł do Jej pokoju i rzekł:

– Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Pan z Tobą!

Maryja pomyślała: „Kim jest ta jaśniejąca postać i czemu to do mnie mówi?”. Od tamtego czasu słyszała te słowa wiele razy – zawsze, ilekroć zaczynamy odmawiać Zdrowaś Maryjo. Zabawnie jest pomyśleć, że słysząc po raz pierwszy to pozdrowienie, Maryja była zmieszana i troszkę przestraszona.

Gabriel zobaczył, że Maryja nad czymś rozmyśla, toteż mówił dalej:

– Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i zostanie nazwany Synem Najwyższego, nasz Pan Bóg uczyni Go Wielkim Królem, a Jego Królestwu nie będzie końca.

Maryja, słysząc to, spytała:

– Jak to się stanie?

Była pewna, że to możliwe, chciała tylko wiedzieć jak, inaczej niż Zachariasz, który uważał, że Gabriel mógł się pomylić!

Gabriel powiedział Maryi, że nastąpi to dzięki mocy Boga, i że Elżbieta również spodziewa się syna. Wówczas Maryja rzekła:

– Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego.

Służebnica to inaczej sługa. Słowa „niech mi się stanie według słowa Twego” oznaczały, że Maryja była gotowa uczynić wszystko, czego Bóg od Niej chce.

Kiedy Gabriel odszedł, Maryja pomyślała, że dobrze będzie wybrać się do Elżbiety i pomóc jej przygotować wszystko na narodziny dziecka.

Wyruszyła więc prędko w drogę, ku wzgórzom, gdzie mieszkała Elżbieta.

Kiedy Maryja dotarła do domu Elżbiety i wypowiedziała słowa powitania, Elżbieta podeszła do kuzynki i rzekła:

– Błogosławionaś Ty między niewiastami i błogosławiony owoc żywota Twojego!

Od tamtego czasu Maryja słyszała wiele razy także i te słowa. Oznaczają one: „jesteś błogosławiona, Ty i Dziecko, które masz narodzić” – Bóg pozwolił Elżbiecie poznać co anioł zwiastował Maryi. Nikt poza nią jeszcze tego nie wiedział.

Najświętsza Maryja Panna odpowiedziała Elżbiecie, chociaż tego wcześniej nie przewidywała, tak pięknym hymnem, że przytoczę go tu w całości. Przeczytajcie go i nawet nauczcie się na pamięć, jeśli chcecie. Jeżeli nie rozumiecie wszystkich słów, nie martwcie się: i tak możecie wsłuchiwać się jak są wspaniałe:

Uwielbiaj duszo moja, sławę Pana mego, Chwal Boga, Stworzyciela tak bardzo dobrego. Bóg mój, zbawienie moje, jedyna otucha, Bóg mi rozkoszą serca i weselem ducha. Bo mile przyjąć raczył swej sługi pokorę, Łaskawym okiem wejrzał na Dawida córę. Przeto wszystkie narody, co ziemię osiędą Odtąd błogosławioną mnie nazywać będą. Bo wielkimi darami uczczonam od Tego, Którego moc przedziwna, święte Imię Jego. Którzy się Pana boją, szczęśliwi na wieki, Bo z nimi miłosierdzie z rodu w ród daleki. Na cały świat okazał moc swych ramion świętych, Rozproszył dumne myśli głów pychą nadętych. Wyniosłych złożył z tronu, znikczemnił wielmoże, Wywyższył, uwielmożnił w pokorę zamożne. Głodnych nasycił hojnie i w dobra spanoszył, Bogaczy z torbą puścił i nędznie rozproszył. Przyjął do łaski sługę, Izraela cnego, Wspomniał nań, użyczył mu miłosierdzia swego.
Wypełnił co był przyrzekł niegdyś ojcom naszym, Abrahamowi z potomstwem jego wiecznym czasem. (por. Łk 1, 46–55)

Maryja została u Elżbiety przez trzy miesiące. Zanim wróciła do domu, Elżbiecie urodził się syn.

Wszyscy sąsiedzi zbiegli się, by zobaczyć niemowlę, i rozprawiali jakie dać mu imię. Większość uważała, że powinien nazywać się Zachariasz, tak jak ojciec. Elżbieta jednak miała inne zdanie:

– Nie, ma się nazywać Jan.

Sąsiedzi dziwili się:

– Czemu Jan? Nikt w twojej rodzinie nie nosi tego imienia.

Ktoś wtrącił:

– Spytajmy ojca.

Przynieśli Zachariaszowi, który wciąż jeszcze nie mógł mówić, tabliczkę do pisania, a on napisał: „Ma nosić imię Jan”. I jak tylko to napisał – a wszyscy dziwili się, że takie właśnie imię wybrał – odzyskał mowę. Zaczął głośno wychwalać Boga, a zebranych ogarnęło jeszcze większe zdumienie. Wrócili do swoich domów, zastanawiając się kim będzie w przyszłości to dziecko, przy którego narodzeniu Bóg uczynił tak wiele znaków. Wskazywały one, że niemowlę zostanie kimś wielkim. Nikt jednak, z wyjątkiem Zachariasza i Elżbiety, nie domyślał się jak niezwykłą osobą będzie ten chłopczyk.

Jak pewnie wiecie, królowie przed swoim przybyciem wysyłają heroldów, by dali ludziom znać o nadejściu władcy. I tak syn Zachariasza wyrósł na Jana Chrzciciela, herolda Wielkiego Króla.

A oto pieśń, kantyk, który wyśpiewał Zachariasz, by złożyć Bogu dzięki za dar dziecka. Tak jak hymn Naszej Pani, także i ten kantyk jest wciąż śpiewany w Królestwie Syna:

Błogosławiony Pan, Bóg Izraela,
Bo lud swój nawiedził i wyzwolił.
I wzbudził dla nas moc zbawczą
W domu swego sługi Dawida.
Jak zapowiedział od dawna
Przez usta swych świętych proroków,
Że nas wybawi od naszych nieprzyjaciół
I z ręki wszystkich, którzy nas nienawidzą;
Że naszym ojcom okaże miłosierdzie
I wspomni na swe święte przymierze.
Na przysięgę, którą złożył
Ojcu naszemu, Abrahamowi.
Da nam, że z ręki nieprzyjaciół wyrwani,
Służyć Mu będziemy bez trwogi,
W pobożności i sprawiedliwości przed Nim
Po wszystkie dni nasze.
A ty, dziecię, zwać się będziesz prorokiem Najwyższego,
Gdyż pójdziesz przed Panem przygotować Mu drogi.
Jego ludowi dasz poznać zbawienie
Przez odpuszczenie grzechów.
Dzięki serdecznej litości naszego Boga,
Z jaką nas nawiedzi z wysoka Wschodzące Słońce,
By oświecić tych, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają,
Aby nasze kroki skierować na drogę pokoju.
(por. Łk 1, 68–79)

Gdy Janowi nadano już imię, Maryja wróciła do Nazaretu. Wkrótce przybył Józef, zabrał Ją do swego małego domku obok warsztatu stolarskiego, i tam mieszkali. Musieli być bardzo szczęśliwi – święty Józef ciężko pracował wyrabiając krzesła, skrzynie, i wszystkie te sprzęty, jakie cieśle wciąż jeszcze robią. Nasza Pani zaś gotowała, szyła, utrzymywała dom w porządku i prała, czekając na narodziny swego Dziecka. Jednak ten spokój nie trwał długo.

Pamiętacie, że w pierwszej części książki powiedziałam wam, że w tamtych czasach większa część krain była pod panowaniem Rzymian, podlegała im także Palestyna. Rzymianie byli narodem o raczej twardych sercach, dobrymi wojownikami i prawodawcami, ale niezbyt dobrymi ludźmi. Przed przyjściem Naszego Pana siłę uważano za o wiele ważniejszą niż dobroć. W każdym razie, w czasach, o których mowa, Rzymianie panowali nad Palestyną i rządzili nią tak, jak nasz rząd nami.

Najświętsza Panna i święty Józef mieszkali w swym małym domku dopiero sześć miesięcy, gdy doszła do nich wieść, że Rzymianie chcą, by wszyscy wrócili do miast, z których pochodzi ich rodzina. Tam miano ich policzyć, aby rząd wiedział ilu ludzi żyje w Palestynie. W dzisiejszych czasach nazywamy to „spisem powszechnym”. W tamtych czasach, aby dać się zliczyć, trzeba było iść lub jechać do rodzinnego miasta, zamiast zostać w domu i czekać aż ktoś przyjdzie i spisze mieszkańców. Tak wtedy wyglądał spis ludności.

Miastem świętego Józefa było Betlejem, miasto króla Dawida – gdyż Józef pochodził z rodu Dawida. Wyruszył więc Józef wraz z Maryją do Betlejem, i przybyli tam późnym wieczorem, oboje – a zwłaszcza Maryja – wielce utrudzeni.

Święty Józef wybrał się do niewielkiej gospody i prosił o pokój, ale właściciel odparł, że wszystkie są zajęte – Betlejem było pełne ludzi przybyłych na spis. Myślę, że święty Józef próbował znaleźć pokój w całym miasteczku, ale nic to nie dało – nie było wolnych miejsc.

W końcu znaleźli na obrzeżach miasteczka grotę, której pasterze używali jako stajni. Chociaż nie było to zbyt przytulne miejsce na nocleg, jednak i tak najlepsze z tego, co mogli dostać. Święty Józef urządził Maryi jak najwygodniejszy kąt, po czym zaczęli przygotowywać się do snu. W grocie oprócz nich nocował wół, święty Józef wprowadził też swego małego osiołka, i przywiązał go po drugiej stronie żłobu.

Tej samej nocy na łąkach za miastem pasterze paśli swe owce. Nie było bezpiecznie zostawić stada same na całą noc; mogli je ukraść rabusie lub mogły rozproszyć się po polach. O północy przybył anioł (nie wiemy czy tym razem był to również Gabriel) i stanął przed pasterzami.

Ci bardzo się przelękli, jeszcze bardziej niż zwykle zdarza się to ludziom, którzy widzą anioła, gdyż w ciemności posłaniec Boży jaśniał jeszcze wspanialej. Boża światłość rozświetliła mrok wokół pasterzy – to napełniało trwogą. Jednak anioł rzekł:

– Nie bójcie się. Zwiastuję wam wielką radość dla całego świata. Dziś w nocy w Betlejem, mieście Dawidowym, narodził się nam Zbawiciel. Poznacie Go po tym, że owinięty w pieluszki, będzie leżał w żłobie.

I nagle pasterze ujrzeli zastępy aniołów śpiewających:

– Chwała na wysokościach Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli.

Gdy aniołowie odeszli, pasterze powiedzieli sobie:

– Chodźmy do Betlejem i znajdźmy to Dziecię.

Zostawili owce na los szczęścia i pospieszyli do miasteczka. Znaleźli grotę z Józefem i Maryją, i nowo narodzonym synem Maryi. Matka owinęła Go w powijaki, które uczyniła ze swego welonu, i położyła Go w żłobie.

Teraz już nie owijamy dzieci w takie powijaki; gdy się narodzą, ubieramy je w śpioszki i kaftaniki. Wówczas jednak ludzie owijali niemowlęta w lniane płótno, gdyż nie znali niemowlęcych ubranek. Nazywało się to właśnie „powijaki”.

A co do żłobu, był najlepszym miejscem w stajni, gdzie można było położyć dziecko, prawda? O wiele lepszym niż zimna, brudna podłoga.

Z tego co wiemy, pasterze byli pierwszymi ludźmi, którzy dowiedzieli się o narodzeniu Naszego Pana, Jego pierwszymi gośćmi. Dziwnie jest pomyśleć o tych wszystkich tłumach zgromadzonych w Betlejem, twardo śpiących, i o wszystkich ludziach świata, także uśpionych, lub zajętych swoimi sprawami, w czasie gdy w grocie w Betlejem wydarzyła się najcudowniejsza rzecz, jaka kiedykolwiek zdarzyła się na świecie! Nikt o tym nie wiedział, z wyjątkiem Najświętszej Panny, świętego Józefa, pasterzy i maleńkiego Dziecka, które było Bogiem.

W tamtych czasach w Palestynie rodzice po narodzeniu dziecka zanosili je do Świątyni w Jerozolimie i składali ofiarę. Jeśli byli bogaci, ofiarowywali baranka, zaś biedni dawali parę gołębi lub synogarlic. Najświętsza Panna i święty Józef byli ubodzy, toteż kupili synogarlice.

W tym czasie w Jerozolimie żył starzec imieniem Symeon i osiemdziesięcioczteroletnia staruszka Anna. Jeśli w naszych czasach wejdziecie do kościoła, w którym nie jest odprawiana Msza Święta ani żadne nabożeństwo, zwykle zobaczycie dwóch czy trzech starszych panów i kilka starszych kobiet, którzy wydają się nigdy stamtąd nie wychodzić, cicho odmawiając modlitwy. Symeon i Anna byli właśnie tacy Kochali Boga i Jego Świątynię, a ponieważ byli za starzy żeby pracować, spędzali w Świątyni prawie cały dzień, modląc się i dziękując Bogu.

Bóg obiecał Symeonowi, że nie umrze póki nie zobaczy Wielkiego Króla. Kiedy więc Najświętsza Panna i święty Józef przynieśli Jezusa do Świątyni, Bóg sprawił, że akurat wszedł tam Symeon.

Gdy tylko Symeon zobaczył Dziecko, poznał, że to On, Zbawiciel; podszedł do Najświętszej Panny i delikatnie wziął Dzieciątko Jezus w ramiona.

Po czym odezwał się tymi słowy:

Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju,
Według Twego słowa.
Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie,
Któreś przygotował wobec wszystkich narodów:
Światło na oświecenie pogan
I chwałę ludu Twego, Izraela.
(Łk 2, 29–32)

Najświętsza Panna i święty Józef dziwili się kim jest Symeon i jak poznał kim jest Niemowlę. Symeon zaś uniósł dłoń i pobłogosławił ich, po czym rzekł do Maryi:

Oto Ten przeznaczony jest na upadek I na powstanie wielu w Izraelu, I na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, Aby na jaw wyszły zamysły serc wielu. (Łk 2, 34–35)

Kiedy jeszcze tak stali, weszła Anna, również rozpoznała Naszego Pana, i przez resztę życia opowiadała o Nim każdemu, kogo spotkała.

Po opuszczeniu Jerozolimy Najświętsza Panna i święty Józef nie powrócili do Nazaretu, ale udali się znów do Betlejem. Nie wiemy dlaczego. Być może w Nazarecie nie było zapotrzebowania na stolarzy i święty Józef uważał, że w Betlejem będzie miał jako dobry cieśla więcej szczęścia. Jakkolwiek było, tak właśnie zrobili. Jakiś czas później, przybyli do Jerozolimy Mędrcy ze Wschodu.

W kolędach i opowieściach nazywamy ich „trzema Królami”, ale tak naprawdę nie wiadomo czy byli królami i ilu ich było. Kiedy znaleźli się w Jerozolimie, wpierw skierowali się do króla Heroda.

Herod był dość nietypowym królem. Nie miał prawa, by rządzić Żydami, ale uprosił Rzymian, by ogłosili go królem. To Rzymianie sprawowali prawdziwą władzę w kraju i usunęliby Heroda, gdyby nie słuchał ich rozkazów.

Mędrcy, oczywiście, o tym nie wiedzieli, toteż udali się do Heroda i spytali:

– Gdzie jest nowo narodzony Król Żydów? Ujrzeliśmy bowiem Jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy, by oddać Mu pokłon.

To musiał być dla Heroda straszliwy wstrząs. Ostatnią rzeczą, jaką pragnął usłyszeć, było to, że narodziło się Dziecko, które będzie prawdziwym Królem żydowskim. Zebrał najbardziej uczonych ludzi w Jerozolimie i spytał:

– Gdzie ma się narodzić Chrystus?

Domyślał się bowiem, że jeśli nowo narodzone niemowlę ma być królem według prawa, z pewnością będzie ono Wielkim Królem, który ma nadejść. Uczeni mężowie, których nazywamy uczonymi w Piśmie, orzekli, że w zwojach proroków jest mowa o Betlejem, jako miejscu narodzin króla.

Gdy Herod to usłyszał, wezwał mędrców ze Wschodu i spytał ich, kiedy widzieli gwiazdę, po czym posłał ich do Betlejem i przykazał, by wrócili później do niego i powiedzieli mu, czy znaleźli Dziecię. Udawał, że chce również iść i oddać Mu pokłon.

Gdy mędrcy dotarli do Betlejem, głowiąc się jak uda im się tu znaleźć Dziecko, pojawiła się gwiazda ze Wschodu i zajaśniała nad jednym z domów. Tak poznali, że to jest miejsce, którego szukają, weszli do domu i znaleźli Maryję i Dziecię.

Bardzo się uradowali, że wreszcie dotarli do kresu swej wędrówki (wiele osób twierdzi, że byli w podróży przez całe dwa lata!). Uklękli i oddali cześć Dzieciątku. Później wręczyli Mu dary, jakie ze sobą przywieźli: złoto, kadzidło i mirrę – niezwykle cenne. Kadzidło jest darem dla Boga, złoto dla króla, a mirra – rodzaj lekarstwa – dla człowieka. Jak więc widzicie, były to odpowiednie podarunki dla Dziecka, które było Bogiem, Królem i Człowiekiem.

Kiedy mędrcy oddali już pokłon Dziecku i wręczyli Mu dary, chcieli wrócić do Króla Heroda i powiedzieć mu gdzie jest Wielki Król. Jednak Bóg ostrzegł ich podczas snu, by nie szli do Heroda, toteż wyruszyli prosto do domu, nie wstępując do Jerozolimy.

Gdy Herod to odkrył, wpadł w furię, i popełnił straszliwy czyn, jeden z najgorszych, jakie kiedykolwiek zrobił jakikolwiek król czy ktoś inny: rozkazał swym żołnierzom, by udali się do Betlejem i zamordowali wszystkie dzieci, mające dwa lata lub mniej. Żołnierze wykonali rozkaz.

Nazywamy to wydarzenie „rzezią Niewiniątek”, bo choć dzieci nie wiedziały nic o tym, co się wokół dzieje, były pierwszymi osobami, które zginęły dla Naszego Pana, i poszły prosto do Nieba, tak jakby były dorosłymi męczennikami.

Gdyby Herod nie wpadł w taką wściekłość, mógłby się domyślić, że Boga nie da się tak łatwo pokonać.

Następnej nocy po tym, jak mędrcy opuścili Betlejem, Bóg ostrzegł Józefa we śnie, by zabrał Jezusa i Maryję z Betlejem, i by uciekł z Palestyny do Egiptu, aby ochronić Dziecko. Józef wstał w środku nocy, obudził Maryję i bez zwłoki wyruszyli w podróż. Gdy żołnierze Heroda wpadli do Betlejem, Święta Rodzina była już bardzo daleko.

Maryja, Józef i Jezus zostali w Egipcie aż do chwili, gdy przybył anioł i powiedział Józefowi we śnie, że Herod umarł. Nie wiadomo, jak długo Święta Rodzina przebywała w Egipcie, ale prawdopodobnie trwało to dwa lata. Tak więc Nasz Pan, który w chwili przybycia do Egiptu miał dwa lata lub trochę mniej, teraz, gdy go opuszczali, musiał mieć około czterech lat – już nie maleńkie dziecko, lecz mały chłopczyk.

Po powrocie do Palestyny dowiedzieli się, że królem jest teraz syn Heroda, Archelaos. Józef obawiał się, że nowy król może być podobny do ojca, toteż zabrał Maryję i Jezusa do Nazaretu, gdzie jak dawniej prowadził warsztat stolarski. Tym razem musiało mu się dobrze wieść, gdyż rodzina została na miejscu aż do czasu, gdy Jezus dorósł.

Nie wiemy nic o tym, co robił Jezus, nim skończył dwanaście lat. Wiemy jedynie, że jak tylko był dość duży, zaczął uczyć się zawodu cieśli. Dobrze byłoby znać różne sprawy: jakie były zabawy Jezusa, i czy spotykał się z synem Elżbiety, Janem. Elżbieta była przecież kuzynką Najświętszej Panny, i obie bardzo się kochały, więc myślę, że Jan i Jezus na pewno się widywali.

Co roku, w święto, Maryja, Józef i Jezus wędrowali do Świątyni w Jerozolimie. Nie wiemy jednak nic o tych pielgrzymkach, ani o tym, co robili, aż do czasu, gdy Jezus ukończył dwanaście lat. Tego roku wydarzyła się bardzo tajemnicza rzecz. Kiedy dzień święta już minął, Maryja z Józefem wyruszyli w powrotną drogę do domu wraz z innymi, przybyłymi z Nazaretu ludźmi. Myśleli, że Nasz Pan idzie z innymi, lecz kiedy pod wieczór zaczęli Go szukać, okazało się, że tego dnia nikt Go w ogóle nie widział.

Możecie sobie wyobrazić, z jakim pośpiechem wrócili do Jerozolimy – Jezus zginął! Zanim Go znaleźli, spędzili na poszukiwaniach trzy dni. Był w Świątyni, gdzie rozmawiał z kapłanami, zdumiewając ich wszystkich, gdyż wydawał się wiedzieć więcej niż oni, choć był tylko dwunastoletnim chłopcem.

Najświętsza Panna, widząc Jezusa, podbiegła do Niego i spytała:

– Synu, dlaczego nam to zrobiłeś? Twój ojciec i ja z bólem serca Cię szukaliśmy!

Jezus odparł:

– Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?

Przypomniał im, że Jego Ojcem jest Bóg, nie święty Józef, i że musi przede wszystkim uczestniczyć w tym, co należy do Boga, a nie w ciesielstwie.

Myślę, że nikt do końca nie rozumie, dlaczego Nasz Pan został w Jerozolimie i poszedł do Świątyni. Jednak prócz tego, że był chłopcem, był także i Bogiem, i dziwne byłoby, gdybyśmy zawsze Go rozumieli.

Co więcej, gdyby wszystko, co uczynił Nasz Pan, było całkiem łatwe do pojęcia, moglibyśmy zacząć się zastanawiać czy naprawdę jest Bogiem. Nie potrafimy przecież zrozumieć do końca nawet dzieł Boga. Wiecie przecież, że to On stworzył wszystko co jest na świecie, od skał po słonie i elektryczność – a także nas. Ludzie mogą spędzić całe życie badając którąkolwiek z rzeczy, które Bóg stworzył, a mimo to nie będą o niej wiedzieli wszystkiego. A jednak niektórzy są zdziwieni, że nie zawsze rozumieją samego Boga!
Kiedy dorósł Jan, syn Elżbiety i Zachariasza, opuścił dom ojca, by żyć na pustyni, całkiem sam. Co jakiś czas Bóg powołuje kogoś, by oddalił się od innych ludzi, tak by Bóg mógł go bez przeszkód uświęcić.

Na pustyni święty Jan wdział na siebie skórę wielbłądzią, bez żadnej wygodnej odzieży pod spodem, a żywił się szarańczą i miodem. Szarańcza podobna jest do dużych koników polnych, i wydaje się nam nieco dziwnym pokarmem, ale niektórzy ludzie, mieszkający w pustynnych okolicach, takich jak Palestyna, ciągle jeszcze ją jedzą, smażąc w miodzie zrobionym przez dzikie pszczoły. Tak więc Jan nie był wyjątkiem.

Wkrótce Jan opuścił pustynię i doszedł do brzegu wielkiej rzeki Jordan, która płynie przez Palestynę.

Jan zwykł przebywać na brzegu rzeki i nauczać. Z początku przychodziło go słuchać niewielu ludzi, a później coraz więcej, aż wreszcie gromadziły się nad rzeką całe tłumy.

Jak myślicie o czym im mówił?

Powiadał:

– Wiecie co się dzieje z nieurodzajnym drzewem owocowym? Bywa ścięte! Żałujcie za swoje grzechy i zacznijcie żyć dobrze; inaczej będziecie jak nieurodzajne drzewa, które będą wycięte i wrzucone w ogień!

Ludzie pytali go co powinni robić, a on mówił:

– Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, kto nie ma żadnej. Kto ma wiele jedzenia w domu, niech da głodnemu.

Wszyscy zaczęli myśleć, że może Jan jest samym Wielkim Królem. Był święty, głosił wspaniałe mowy, zaczął też chrzcić ludzi w Jordanie. Nie był to jednak taki sam chrzest, jaki wprowadził Nasz Pan: ludzie, którzy zrobili coś złego, i których dusze potrzebowały oczyszczenia, przychodzili i stawali w Jordanie, a Jan polewał ich wodą.

W ten sposób Jan zbliżył się jak mógł najbardziej do prawdy o obmywaniu ludzkich dusz; ludzie zaś okazywali, że ich dusze potrzebują oczyszczenia! Dlatego też chrzest Jana był dobrą drogą do przygotowania ludzi na sakrament chrztu świętego, który naprawdę obmywa nas z wszystkich grzechów i czyni z nas Boże dzieci.

Niektórych ludzi, przychodzących by słuchać kazań Jana i ujrzeć co czyni, zastanawiała jego osoba. Pytali go kim jest i dlaczego chrzci ludzi – może to on jest oczekiwanym Mesjaszem?

Jednak Jan rzekł:

– Nie, nie jestem Chrystusem. Ja chrzczę was wodą, ale Ten, który przyjdzie po mnie, większy jest ode mnie. On chrzcić was będzie Duchem Świętym, a ja nie jestem godzien, by rozwiązać rzemyk u Jego sandałów.

Niedługo potem przybył do Jana Jezus i poprosił o chrzest.

Jan powiedział:

– To ja powinienem być ochrzczony przez Ciebie, a Ty prosisz mnie o chrzest?

Jezus odparł:

– Trzeba, byśmy tak uczynili.

Tak więc Jan ochrzcił Go w rzece, a kiedy Jezus modląc się wyszedł już na brzeg, otwarło się niebo, i gołębica sfrunęła nad Naszego Pana, zaś potężny Głos odezwał się:

– To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie.

Później, kiedy Jan spotkał Naszego Pana na pustyni, wskazał na Niego i oznajmił ludowi, że Jezus jest Wielkim Królem, który miał nadejść, opowiedział też o gołębicy i o Głosie z nieba.

Duch Święty wyprowadził jednak Jezusa daleko na pustynię, gdzie nie było wcale ludzi, tylko dzikie zwierzęta. Nasz Pan został tam, modląc się i nic nie jedząc przez czterdzieści dni. Gdybyśmy spróbowali uczynić coś takiego, wy lub ja, pewnie prędko zginęlibyśmy. Jezus jednak przeżył, choć po czterdziestu dniach postu był bardzo głodny.

Szatan szczególnie nienawidził Naszego Pana, gdyż Jezus był święty. Poza tym szatan wiedział, że w Jezusie kryje się coś tajemniczego – choć nie odkrył, że Jezus jest Bogiem, gdyż Nasz Pan na to nie pozwolił.

Dlatego też, kiedy szatan ujrzał Jezusa na pustyni, samotnego i głodnego, pomyślał: „Ha! Nadszedł czas, by zwyciężyć tego Człowieka i odciągnąć Go od Boga!”.

Przybył do Naszego Pana i rzekł:

– Jeżeli jesteś Synem Bożym rozkaż tym kamieniom, aby zamieniły się w chleb.

Jezus, który oczywiście wiedział kim jest szatan i co próbuje zrobić, odparł:

– Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych.

Miał na myśli to, że Bóg, jeśli zechce, potrafi zachować człowieka przy życiu bez pożywienia. Szatan zobaczył, że podstęp się nie udał, i spróbował nowej sztuczki.

Zabrał Jezusa na szczyt Świątyni w Jerozolimie i powiedział:

– Jeśli jesteś Synem Bożym rzuć się w dół, gdyż napisano:

„Aniołom swoim rozkaże o Tobie, aby Cię strzegli, i na rękach nosić Cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień”.

Jezus odrzekł:

– Napisano też: „Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego”.

Nie oznacza to, by Nasz Pan wyjawił szatanowi, że jest samym Bogiem. Jezus przypomniał diabłu, że nie należy prosić Boga, by uczynił cud tylko dla zabawy, dla sprawdzenia, czy to zrobi. Nie należy wystawiać Go na próbę.

Następnie szatan, do którego dotarło, że i tym razem się nie udało, wziął Naszego Pana na wysoką górę i ukazał Mu wszystkie królestwa świata i ich chwałę, po czym rzekł:

– Dam Ci potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, jeżeli upadniesz i oddasz mi pokłon.

Wyobraźcie sobie diabła, ofiarowującego Bogu ziemię, którą Bóg sam stworzył! Kiedy na koniec szatan zrozumiał kim jest Nasz Pan, musiał się czuć bardzo głupio. Jednak teraz jeszcze tego nie wiedział. Jezus mu odpowiedział:

– Precz, szatanie! Gdyż jest napisane: „Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz”.

Wówczas diabeł zobaczył, że nie ma żadnej nadziei, i oddalił się. Kiedy odszedł, przybyli aniołowie z pokarmem dla Naszego Pana, a później Jezus udał się w te miejsca, gdzie przebywał Jan.

Marigold Hunt

Powyższy tekst jest fragmentem książki Marigold Hunt Życie Chrystusa.