Rozdział drugi. Przeszły żywot i Oratorium

Niemożność odkrycia tożsamości księdza, z którym prowadził rozmowę, zrodziła w chłopcu pragnienie poznania, kim on właściwie był. Nie czekając następnego dnia, co prędzej udał się do księdza Ariccio (1) żywo tłumacząc, co usłyszał. Wikary pojął wszystko, a nazajutrz napisał do mnie list, w którym sporządził szczegółowe sprawozdanie co do występków, które „zdobiły” żywot naszego małego kapitana.

„Michał Magon – pisał ksiądz – jest ubogim chłopcem, stracił ojca. Jego matka, zmuszona zarabiać na chleb dla całej rodziny, nie jest w stanie go nadzorować; to dlatego spędza swój czas bawiąc się z rówieśnikami na ulicy i placach publicznych. Posiada nieprzeciętną inteligencję. Jednakże jego niestałość i trzpiotostwo sprawiały, iż wielokrotnie był wydalany ze szkoły. Niemniej jednak dość dobrze ukończył trzecią klasę podstawową.

Co do moralności, sądzę, że ma dobre serce i prosty sposób życia (2); aczkolwiek z trudem panuje nad sobą. W klasie i na religii jest znanym łobuzem. Spokój panuje tylko wtedy, gdy jest nieobecny; kiedy go nie ma, każdy może spokojnie odetchnąć.

Z uwagi na jego wiek, ubóstwo, charakter i żywą inteligencję uważam, że zasługuje na życzliwą troskę. Urodził się dnia 19 września 1845 roku”.

Opierając się na tych wskazówkach zdecydowałem się przyjąć go do grona chłopców tego domu, aby ukierunkować go albo w stronę dalszych studiów albo zawodu mechanicznego (3). Gdy nasz kandydat otrzymał list potwierdzający jego przyjęcie, aż płonął z niecierpliwości by jak najszybciej przybyć do Turynu. Wyobrażał sobie, że tam dopiero zakosztuje rozkoszy ziemskiego raju i zostanie burmistrzem całej stolicy (4).

Kilka dni później stanął przede mną.

– To ja – rzekł biegnąc mi na spotkanie – to ja. Jestem tym Michałem Magon, którego spotkał ksiądz na dworcu w Carmagnoli.

– Wiem wszystko, mój chłopcze. Przybyłeś tu w dobrej woli?

– Tak, tak, dobrej woli mi nie brak.

– Jeśli więc masz dobrą wolę, to proszę cię byś nie poprzewracał mojego domu do góry nogami.

– O nie! Może ksiądz być spokojny, nie sprawię księdzu żadnego kłopotu. W przeszłości źle się zachowywałem, to prawda, ale w przyszłości nie chcę, żeby to się powtórzyło. Już dwóch moich kolegów jest w więzieniu, a ja…

– Chodźmy więc. Odwagi! Powiedz mi tylko czy wolisz dalej się kształcić czy przyuczyć zawodu.

– Jestem gotowy robić, co tylko ksiądz zechce. Ale jeśli ksiądz pozostawia mi wybór, to wolałbym studiować.

– Przypuśćmy więc, że przeznaczymy cię do dalszej nauki, powiedz mi, co chciałbyś robić kiedy ukończysz szkołę?

– Gdyby taki urwis…

Powiedział te słowa, po czym spuścił głowę.

– Dokończ. Co chcesz powiedzieć: Gdyby taki urwis?

– Gdyby taki urwis mógł się na tyle poprawić, by móc zostać księdzem, to ja najchętniej bym nim został.

– Dobrze więc! Zobaczymy do czego taki urwis będzie zdolny. Przeznaczę cię do nauki. A co się tyczy kapłaństwa, to będzie to zależało od twoich postępów w nauce, od twojego zachowania, i od tego czy dowiedziesz, że rzeczywiście posiadasz powołanie kapłańskie.

– Jeśli wysiłki chłopca o dobrych chęciach mogą doprowadzić do pomyślnego rezultatu, to zapewniam, że nie będzie miał ksiądz powodów do niezadowolenia.

Na początek wyznaczyliśmy chłopca, który miał mu niejako służyć za „anioła stróża”. W tym domu tradycyjnie zaraz od samego przybycia dziecka o podejrzanej lub nie za dobrze znanej postawie, powierza się go uczniowi wybranemu spośród najstarszych, o nienagannej, sprawdzonej moralności. Musi go obserwować, w miarę potrzeby napominać, aż do dnia kiedy to dziecko będzie mogło bez przeszkód dołączyć do pozostałych (5). Otóż ten kolega, postępując z wyczuciem i życzliwością, tak, aby Magon się tego nie spostrzegł, nie spuszczał go z oczu ani na chwilę. Dotrzymywał mu towarzystwa w klasie, w czasie nauki i rekreacji. Żartował z nim, bawił się

z nim. Ale, na każdym kroku, musiał mu powtarzać: „Tak się nie mówi, to źle; nie używa się tego słowa, nie wzywa się świętego imienia Pana Boga na daremno”. I pomimo zniecierpliwienia, jakie odbijało się na jego twarzy, Michał mówił z pokorą: „Brawo, dobrze, że mnie na tym pochwyciłeś, naprawdę dobry z ciebie przyjaciel. O, gdybyś nim był wcześniej, nie nabrałbym tak złych przyzwyczajeń, których teraz nie potrafię się wyzbyć”.

W pierwszych dniach, prawie nic nie było mu do smaku, z wyjątkiem rekreacji. Śpiewanie, wrzeszczenie, bieganie, skakanie, hałasowanie, oto co najbardziej odpowiadało jego gwałtownemu i ognistemu usposobieniu. A mimo to, kiedy jego towarzysz mówił: Magon, dzwonek wzywa nas do klasy, do nauki, do modlitwy i tym podobne… rzucał jeszcze smutne spojrzenie na zabawki, a następnie, nie każąc się prosić, szedł tam, gdzie wzywały go obowiązki.

Trzeba go było widzieć kiedy dzwonek dawał sygnał końca zajęć. Wypadał jak wystrzelony z procy i latał po wszystkich końcach podwórka. Zabawy, które sprawdzały zręczność fizyczną były jego największą przyjemnością. Szczególną radość sprawiały mu „wyścigi”, z tego zasłynął najbardziej. I tak przeplatając rozrywkę z nauką, uznał swój nowy etap życia za bardzo przyjemny.

cdn.

Św. Jan Bosko

(1) Wątpliwe żeby ten wikary był w 1857 roku kanonikiem. Został nim przy kolegiacie Świętego Augustyna w Carmagnoli w 1866 roku, gdy ukazało się drugie wydanie Żywota Michała Magon.

(2) Michał był więc, zgodnie ze świadectwem wikarego, uczciwy i niewinny.

(3) W Oratorium turyńskim w 1857 roku były dwie sekcje: jedna odpowiadająca liceum ogólnokształcącemu a druga szkole zawodowej.

(4) Turyn, aż do tej pory stolica Sardynii, 15 marca 1861 roku (na sześć miesięcy przed ukazaniem się pierwszego wydania Żywota Michała Magon) został stolicą królestwa Włoch. Następnie ten tytuł przejęła Florencja w 1864 roku; a Rzym z kolei zajął miejsce Florencji w roku 1870.

(5) Michał najprawdopodobniej został powierzony jednemu z członków Towarzystwa Niepokalanego Poczęcia. „Brali oni pod opiekę chłopców, którzy najbardziej potrzebowali moralnego wsparcia, strzegli ich, każdy swojego, wykorzystując – aby wszczepić im cnotę – wszystkie możliwe środki, jakie podyktowała im miłość naszego Pana Jezusa Chrystusa”.

Powyższy tekst jest fragmentem książki św. Jana Bosko Michał Magon. Dziecko ulicy.