Rozdział drugi. Przed wejściem na pokład

Ktokolwiek pragnie wstąpić w związek małżeński, powinien przygotować się na ten wielki krok: po pierwsze, zachowując czystość; następnie, modląc się dużo za swój przyszły dom i rodzinę.

Zachowując czystość… – Ktokolwiek nie dostrzega tej potrzeby, prawdopodobnie nie będzie rozumiał potrzeby czegokolwiek. A trzeba umieć widzieć potrzebę nie tylko tego; trzeba chcieć więcej.

Praktykowanie czystości w jej kompleksowości oznacza nie tylko unikanie poważnych wykroczeń szkodliwych dla czystości cielesnej, ale również w odniesieniu do wszystkiego, co kala wyobraźnię, myśl i pragnienie. W związku z tym podejrzane towarzystwo, flirty, nierozważna lektura – są wykluczone.

Wstrzemięźliwość oczu jest rzeczą podstawową. Śmierć bowiem wchodzi przez okna ciała. Ewa, jak i Dawid, oboje, zgrzeszyli za przyczyną oczu. Dla niektórych temperamentów takie czuwanie wymaga nie mało poświęcenia. Nikt temu nie zaprzecza.

„Czynić dobro jest trudniej niż czynić zło”, pisał Paul Claudel w odpowiedzi Jacquesowi Riviere, który tłumaczył, że zachowanie czystości jest trudne. „Ale jest nagroda. Dobro otwiera przed nami niezrównane horyzonty, ponieważ jedynie ono opiera się na trzymaniu się naszej sytuacji, naszej natury, naszego życia i powołania. Jest to szczególnie aktualne w odniesieniu do miłości. Jak śmieszną jawi mi się romantyczna gorączka czysto cielesnej miłości!”

Wyczuwając u swego adwersarza stare klasyczne kontrargumenty, Claudel przeszedł do kontrataku:

„Jeśli chodzi o restrykcje emocjonalne, jakie chrześcijaństwo nakłada na Pana, nie bardzo mogę zrozumieć, o co Panu chodzi. Gdy mówi Pan o grzechach, przypuszczam, że ma Pan na myśli grzechy cielesne, ponieważ nie mogę sobie wyobrazić, że ma Pan jakąkolwiek skłonność do pijaństwa, skąpstwa, aktów gwałtu czy podobnych rzeczy.

Pierwsza odpowiedź na Pana trudność jest taka, że gdy zostajemy chrześcijanami, to nie dla naszej przyjemności czy osobistego komfortu, i dalej, gdy Bóg czyni nam honor żądając od nas ofiary, nie ma innego wyjścia, jak zgodzić się na to z radością.

Druga odpowiedź – to to, że te ofiary kosztują mało albo wręcz nic. Żyjemy ciągle starą ideą romantyczną, że największe szczęście, największe zainteresowanie, jedyna rozkosz egzystencji zasadza się na naszych relacjach z kobietami oraz zmysłowej satysfakcji, jaką z tego czerpiemy. Ale zapominamy o jednym: że dusza, duch są rzeczywistością równie silną, równie wymagającą jak ciało, a nawet bardziej. Zapominamy, że jeśli damy ciału wszystko, czego się ono domaga, będziemy to czynili z oczywistą szkodą dla innych radości, innych obszarów zachwytu, które zamkną się przed nami na całą wieczność. Będziemy opróżniali kieliszek podłego wina w jakiejś ruderze lub pokoju gościnnym, nie zdając sobie sprawy z dziewiczego morza, które rozciąga się przed innymi w promieniach wschodzącego słońca”.

Jak pięknie Szekspir wyraził tę samą myśl:

„Co mi z tego, że to, czego szukam, otrzymuję?
Marzenie, westchnienie, namiastkę przemijającej uciechy.
Kto kupuje chwilę wesołości, by później płakać przez tydzień?
Lub w zabawce upatruje wieczną wartość?
Dla jednego słodkiego winogrona, kto zmarnuje wino?
Lub czy żebrak zaślepiony, chcący tylko dotknąć korony,
Ma być berłem zaraz powalony?”
(Gwałt na Lukrecji, zwrotka 1)

Oto również, co św. Augustyn napisał w swym lapidarnym stylu: „Momentaneum quod delectat, aeternum quod cruciat – Jedna chwila przyjemności, wieczność cierpienia…”.

Muszę zbadać własną duszę: Czy wstępuję do małżeństwa całkowicie czysty? Czysty co do ciała? Czysty co do myśli? Czysty co do serca?

Jeżeli moja odpowiedź brzmi – tak, muszę podziękować Bogu. Jest to łaska wybrania.

Jeżeli moja odpowiedź brzmi – nie, co powinienem wówczas uczynić w celu zadośćuczynienia, aby otrzymać od Boga łaskę całkowitej wierności swym obowiązkom od tego momentu?

Przed wejściem na pokład

Poza zachowaniem czystości osoba zamierzająca wstąpić w związek małżeński ma jeszcze jeden obowiązek: dużo się modlić. Stare przysłowie mówi mądrze: „Przed wypłynięciem w morze, pomódl się raz. Przed wyprawą na wojnę, pomódl się dwa razy. Przed ożenkiem, pomódl się trzy razy”.

I ta konieczność większej modlitwy przed zawarciem małżeństwa niż przed podróżą czy bitwą jest oczywista z kilku powodów. Rozważ ryzyko ścisłego związania się z istotą, która ma wiele ograniczeń; o której wie się bardzo niewiele, a zwłaszcza jeśli chodzi o jej niedostatki, ponieważ w okresie zalotów i narzeczeństwa nieświadomie czyni się wszystko, żeby się nie odkryć; z istotą, którą się kocha z całego serca, lecz która ma nie tylko cechy miłe, lecz także wady mogące powodować cierpienie; z istotą, która może obdarować największą radością, lecz która może też, niestety, zadać najgłębszy ból.

Ponadto, żeby doświadczać radości, a także znosić próby, czy nie potrzebujemy wielkiej pomocy ze strony Boga? Ażeby ją otrzymać, czyż nie musimy dużo się modlić?

Innym powodem konieczności takiej modlitwy, gdy pragnie się założyć dom, jest to, że nie ma odwrotu od związku raz usankcjonowanego przez Kościół i skonsumowanego. Jest to wybór definitywny. Czy Boże wsparcie dla dwóch chimerycznych istot ludzkich, mających odwagę połączyć się wzajemnie na zawsze w związku tak intymnym jak rzeczywistość małżeńska, nie jest pierwszorzędnym wymogiem? Ażeby otrzymać tę pomoc, czy nie trzeba wiele się modlić?

Czy moje życie przedmałżeńskie cechowało uświęcenie i modlitwa jako przygotowanie do małżeństwa? Czy może polegałem tylko na ludzkich zaletach kandydatów do małżeństwa, i zaniedbałem powierzyć Bożej pieczy związek, który miałem zawrzeć?

Jeżeli byłem pod tym względem niedbały, muszę to nadrobić; jest jeszcze czas.

Jeżeli na odwrót, modliłem się dużo przed małżeństwem, nie wolno mi porzucić poważnej modlitwy teraz, gdy jestem już po ślubie. Im ważniejsze miejsce zajmuje Bóg w moim życiu, tym większa może być moja pewność, że mój dom otrzyma łaskę nadprzyrodzonego i – bez żadnych wątpliwości – również czysto ludzkiego szczęścia.

„Tobie, o Maryjo, moja dobra Matko, powierzam swoje małżeństwo i swój dom. Wygląda na to, że małżeństwo jest środkiem uświęcenia wyznaczonym mi przez Boga, tak jak jest ono takim środkiem dla duszy, którą mi dał.

Razem z całych sił będziemy chwalić Boga – jest to nasze mocne postanowienie. Błogosław nas, pomóż nam, wzmocnij nas. Marynarze nazywają Cię: Stella Maris. Bądź również dla nas Gwiazdą Morza chroń nas na naszej drodze. Oddajemy pod Twoją opiekę nasz statek i jego załogę. Ty bądź Królową na pokładzie”.

Co jest niezbędne do szczęśliwego małżeństwa

Do szczęśliwego małżeństwa konieczne jest, oczywiście, by zaręczeni znajdowali wzajemnie u drugiego pokrewieństwo myśli i ducha oraz lubili nawzajem swoje towarzystwo.

Muszą się zgodzić dzielić lojalnie radości i smutki swego związku małżeńskiego oraz wypełniać obowiązki z nim związane.

Każdy z małżonków musi dbać o to, by dać drugiemu możliwie jak najwięcej szczęścia oraz musi się zawczasu zobowiązać do takiego trybu życia, żeby w możliwie jak najmniejszym stopniu przeszkadzać partnerowi.

Mąż powinien kochać swój zawód, a żona powinna tę miłość podzielać, a przynajmniej nie ustawać w staraniach, by zawód męża szanować i czynić lżejszym.

Małżonkowie powinni potrafić podejmować decyzje wspólnie, oczywiście zasięgając czasem rady u kompetentnych autorytetów, lecz zachowując umiejętnie niezależność od kogokolwiek z rodziny, kto tu i ówdzie mógłby mieć ochotę zyskać dominację nad młodą parą.

Nie należy, oczywiście, być zadufanym w sobie ani kierować się ciasną powściągliwością, lecz przeciwnie – pogodną i otwartą wolnością ducha, pogodną i otwartą pokorą.

Żeby praktykować świętość swego stanu w każdej chwili życia, muszą zrozumieć konieczność oparcia się na Bogu. Nie wystarczy bowiem, że złączą swą wolę w jedno; muszą również bardzo chcieć modlić się o pomoc z Wysoka.

Każda ze stron musi też przejawiać pewną troskę – słuszną zresztą – o własny urok osobisty, nie zapominając jednak, że piękno duszy jest ważniejsze od piękna ciała; tak iż gdy pewnego dnia pociąg fizyczny ulegnie osłabieniu, nie będą mniej chętni pozostawać razem, lecz każde z nich będzie starało się odnaleźć w drugim cechę, w oparciu o którą tworzy się głęboka więź.

Oboje muszą kochać dzieci. Muszą rozwijać w sobie, aż po kraniec swych możliwości, cnoty konieczne do tego, by być rodzicem, odwagę, by przyjąć taką liczbę dzieci, jakiej wymaga od nich Bóg, oraz mądrość, żeby je dobrze wychować – cnoty trudne, wymagające silnych osobowości.

Każdy z małżonków musi nauczyć się przemożnej siły serdeczności wobec członków rodziny współmałżonka. Oboje muszą postanowić odbierać swych teściów wraz z „dobrodziejstwem inwentarza” – takimi, za jakich ich uważają, i uczynić to zasadą swych z nimi kontaktów. Wszedłem do twojej rodziny nie po to, aby siać nienawiść, lecz by promieniować miłością. Co za tym idzie, małżonkowie nie mogą pozwolić, by wciągano ich w kłótnie rodzinne, lecz dbać, by całym swym zachowaniem popierać miłość, jedność i pokój.

Jeszcze przed zawarciem małżeństwa młoda para powinna postanowić, że wydatki swoje utrzymywać będzie na poziomie minimum, wedle swych możliwości – bez skąpstwa czy wyrachowania, lecz z wolą prowadzenia życia w duchu Ewangelii, to jest nieprzywiązywania się do rzeczy doczesnych. Taka rozsądna oszczędność, pozbawiona choćby pozorów skąpstwa, pozwoli im na odkładanie pewnych kwot, użytecznych i koniecznych dla dzieci. Pozwoli im to również przyczynić się do poprawy sytuacji ludzi ubogich, żyjących wokół nich.

Zakłada się też, że żadne z dwojga nie zataiło przed drugim niczego ze swej przeszłości oraz że – ze względu na ową całkowitą lojalność, cechę tak pożądaną w małżeństwie – każde z dwojga zachowywało czystość i powstrzymywało się od niebezpiecznych doświadczeń.

Ks. Raoul Plus SI

Powyższy tekst jest fragmentem książki Ks. Raoula Plus SI Chrystus w rodzinie. t. 1: Małżeństwo.