Rozdział drugi. Praca się rozpoczyna

Następnego lata, jeszcze przed ukończeniem przygotowań do małżeństwa Ferdynanda Kastylijskiego z duńską księżniczką, przyszła panna młoda zmarła. Tym samym biskup Diego został zwolniony z obowiązków ambasadora króla Alfonsa, i jeszcze w tym samym roku 1204 postanowił wyruszyć do Rzymu. Miał tam po raz kolejny ubiegać się o zwolnienie z posady w Osmie, co pozwoliłoby mu na wyjazd do pracy misyjnej wśród Tatarów. Dominik miał pojechać z nim zobaczyć Ojca Świętego.

Lecz gdy obaj stanęli przed obliczem papieża Innocentego III, było dla nich jasne, że Jego Świątobliwość nie zamierzał spełnić prośby biskupa. Od sześciu lat, czyli właściwie od wstąpienia na tron papieski, próbował walczyć z herezją pleniącą się na południu Francji, a teraz był już naprawdę zmartwiony.

– Mój synu, twoja praca czeka na Zachodzie – rzekł biskupowi. – Wróć tam niezwłocznie, bo zbawienie tysięcy dusz jest zagrożone!

Na próżno Diego powoływał się na potrzebę założenia misji pośród Tatarów i na swoje pragnienie męczeństwa. Papież był nieugięty. Sytuacja Kościoła we Francji była poważna. Mniej więcej rok wcześniej garstka mnichów z opactwa w Citeaux wyruszyła nawracać heretyków, lecz jak dotąd ich wysiłki nie przyniosły większych efektów.

– Opat i jego sekretarze są pogrążeni w zwątpieniu – rzekł papież Innocenty. – Musisz spróbować im pomóc.

Biskup zdawał sobie sprawę, że mały uczynek dokonany w świętym posłuszeństwie jest wiele więcej wart w oczach Boga niż wielki czyn dokonany nieposłusznie, a zatem Diego raz na zawsze porzucił długo pielęgnowaną nadzieję na wyjazd na misję do Tatarów.

– Dobrze więc, wasza świątobliwość, pomogę tym mnichom – rzekł.

– A ty, mój synu? – Papież zwrócił się do Dominika z uśmiechem ulgi na twarzy. – Czy i ty postarasz się pomóc?

Oczy Dominika zabłysły.

– Tak, wasza świątobliwość, jeśli takie jest wasze życzenie.

I tak kilka tygodni później Diego z Dominikiem opuścili Rzym, aby powrócić do Francji. W opactwie Citeaux wzięli udział w nabożeństwach Wielkiego Tygodnia, a później wyruszyli do miasta Montpellier, gdzie opat i jego dwóch pomocników, ojciec Rudolf i ojciec Piotr, udali się na krótki wypoczynek po pracy wśród heretyków.

Mnisi, tak jak się spodziewali nowo przybyli, sprawili na nich wrażenie bardzo zniechęconych. Wygłosili setki kazań, lecz na próżno. Już dawno temu wszyscy mieszkańcy wsi przeszli na stronę herezji albigensów, więc teraz nie wzruszały ich nawet najbardziej elokwentne przemowy.

– Gdyby sam Ojciec Święty nie nakazał nam nawracać tych ludzi, jeszcze dziś wrócilibyśmy do Citeaux – rzekł opat ze znużeniem. – Nie mieliśmy jeszcze równie przygnębiającej pracy!

Diego i Dominik zgadzali się, że mnisi mieli powody do zniechęcenia. W końcu czyż święty Bernard, wspaniałe światło ich zakonu, nie czuł podobnego przygnębienia ponad pięćdziesiąt lat wcześniej? Nic się nie zmieniło od tamtego czasu. Heretycy nadal cieszyli się wsparciem potężnych i bezlitosnych ludzi. Trzeba byłoby cudu, żeby usunąć ich i oddać południe Francji z powrotem we władanie wiary katolickiej.

– Skoro dopiero zaczynamy naszą tutejszą pracę, może uda nam się zobaczyć całą sytuację świeżym spojrzeniem. – Oznajmił Diego opatowi. – Czasami tak bywa. Wystarczy choć odrobinę zmienić sposób działania, żeby przekuć porażkę w sukces!

– Możecie zmieniać wszystko, co tylko chcecie – odrzekł na to opat – ale osobiście uważam, że próbowaliśmy już wszystkiego.

Jednak kilka dni później, kiedy Diego wysunął pierwsze pomysły – żeby na przyszłość ubierać się biednie, kiedy mieli iść głosić kazania wśród heretyków, żeby chodzić boso, stołować się i mieszkać z wieśniakami, zamiast w wygodnych gospodach – opat wyglądał na zaniepokojonego.

– To nie będzie godne – sprzeciwił się.

Diego wzruszył ramionami.

– Czego nam bardziej trzeba, godności czy zbawienia dusz?

– Ekscelencja nie rozumie. Tu we Francji, mnisi są przedstawicielami Jego Świątobliwości papieża Innocentego III, jego ambasadorami. Jeśli zaczniemy przebierać się za żebraków…

Diego udawał, że tego nie słyszał.

– Mamy też inny pomysł – rzekł i zwrócił się do Dominika:

– Mój synu, czy wyjaśnisz im o co chodzi?

Dominik uśmiechnął się, wiedząc, jakie wrażenie jego następne słowa wywrą na zacnym opacie z Citeaux.

– Ojcze opacie, potrzebne nam pomocnice.

Opat wytrzeszczył oczy:

– Kobiety?

– Tak, ojcze opacie.

– Ależ… Ależ to niemożliwe! Kazania to praca dla mężczyzn… praca dla księży.

Dominik odrzekł z poważnym wyrazem twarzy:

– Kobiety pomogą nam zmienić porażkę w sukces – oznajmił. – Och, ojcze opacie! Musimy prosić Boga, aby zesłał nam wiele pomocnic! I to niezwłocznie!

cdn.

Mary Fabyan Windeatt

Powyższy tekst jest fragmentem książki Mary Fabyan Windeatt Święty Dominik.