Rozdział drugi. Od Adwentu do Bożego Narodzenia

Mało kto uważa, że takie rzeczy, jak ostrokrzew czy kruche babeczki z bakaliami pieczone specjalnie na Boże Narodzenie mają w ogóle jakieś religijne znaczenie. A przecież tak właśnie jest. W tygodniu poprzedzającym Wigilię przystrajano kościoły i domy, przede wszystkim zaś okna domostw, bluszczem, wawrzynem, ostrokrzewem, rozmarynem, gałązkami cyprysu czy innej wiecznie zielonej rośliny. Zdaniem niektórych to przypomnienie proroctwa, w którym Chrystus został opisany jako gałąź, łodyga wyrastająca z korzenia Jessego, spragniona roślina. Inni utrzymują jednak, że jest to pamiątka po gałązkach, które rzucali Żydzi witający Chrystusa jako syna Dawidowego i rzeczywiście w niektórych częściach kraju przechowywano te gałązki aż do Wielkiego Piątku.

Słodkie nadzienie ciasta z bakaliami i przyprawami korzennymi ma podobno upamiętniać jeden z darów przyniesionych przez Mędrców ze Wschodu. Niezależnie od tego, jaka jest prawda, dosyć długo utrzymywał się zwyczaj przygotowywania tych Bożonarodzeniowych babeczek w kształcie żłobu. Poza tym każde dziecko otrzymywało specjalne ciastko, niewielką figurkę przedstawiającą Dzieciątko, zapewne równie nieforemną, jak dosyć jeszcze rozpowszechniony ludzik z piernika, ale z pewnością pomocną w nauczaniu małych chłopców i dziewczynek. Te zupełnie niewinne babeczki Bożonarodzeniowe naprawdę przypominały ludziom o tym, że Chrystus narodził się w stajence, a Trzej Królowie oddali mu pokłon, czego najlepszym świadectwem są pisma purytan, którzy „wystąpili przeciwko takim świątecznym ciastkom, jako wynalazkowi nierządnicy Babilonu, mieszance przesądów, papizmu, diabła i wszystkich jego sztuczek”. W obliczu takiej zgorzkniałej postawy nie dziwią wysuwane od czasu do czasu protesty, podobne wierszykowi napisanemu w 1661 roku:

„Boże Narodzenie, ach żegnaj mi
Lękam się, że nadszedł kres twych radosnych dni.
Jeśli przez cały rok tak mają wyglądać święta
Któż o tym, by czcić Zbawiciela będzie pamiętał?
Dawno minęły te złote dni przeszłości
Gdy Wilia znaczyła radości wielkiej początek
Nie ujrzym więcej tych zabaw i harców
Boże Narodzenie zmienia się w Wielki Piątek”.

Adwentowy wieniec

Takie wieńce można było niegdyś znaleźć w domach całej chrześcijańskiej Europy. Ich symbolika jest wystarczająco wymowna – wieniec ma cztery świece, które zapala się kolejno w miarę, jak mijają dni adwentu i zbliżają się narodziny Światła. Łatwo możemy sami przygotować taką dekorację. Należy zwinąć kawałek drutu w mocny okrąg o średnicy około trzydziestu, czterdziestu pięciu centymetrów. Jeśli nie mamy pod ręką drutu, równie dobrze można zrobić taką obręcz ze zwiniętych i obwiązanych sznurkiem gazet. Następnie tak przygotowane kółko należy okręcić jak najgęściej gałązkami wiecznie zielonych roślin i zabezpieczyć je fioletową wstążką (przygotuj od razu także białe tasiemki, którymi później zastąpisz fioletowe wstążki). Najlepiej użyć do tego celu cisu, ze względu na jego gęste, pierzaste gałązki, ale równie dobrze można wykorzystać bukszpan, ligustr, bluszcz, cyprys czy ostrokrzew. Często używa się do tego gałązek wawrzynu symbolizującego przecież zwycięstwo, tak jak nadejście Chrystusa oznacza zwycięstwo nad grzechem. Następnie w równych odstępach zawiąż na wieńcu cztery fioletowe wstążki i zwiąż ich końce razem, co pozwoli ci zawiesić wieniec u sufitu.

W pierwszą niedzielę Adwentu wieszamy wieniec i mocujemy pośród jego zielonych gałązek cztery świece. Następnie ktoś z domowników wyjaśnia wszystkim zgromadzonym znaczenie tego obyczaju: „Adwent trwa cztery tygodnie. Każdy tydzień przybliża nas do Chrystusa, który jest światłem tego świata. Maleńki płomyk świecy jest symbolem nadejścia Pana. Pomyślmy także o ludziach, którzy nie wiedzą, że Chrystus ma się narodzić i o tych, którzy nawet jeśli to wiedzą, nie wierzą”. Potem najmłodsza spośród zgromadzonych osoba zapala świecę i wszyscy odśpiewują hymn adwentowy.

W drugą niedzielę powtarzamy wszystkie kroki, z tą różnicą, że zapalane są dwie świece, w trzecią niedzielę – trzy, w czwartą – wszystkie cztery świece, a w dzień Bożego Narodzenia fioletowe wstążki zostają zastąpione białymi. Czekanie dobiegło końca, Chrystus zstąpił na ziemię.

Dzień świętego Mikołaja

Ten święty jest patronem uczniów. W wielu europejskich krajach dzieci świętują ten dzień wystawiając wieczorem swoje buty, aby rankiem znaleźć w nich słodycze i drobne podarki, zostawione tam przypuszczalnie przez świętego Mikołaja. W niektórych państwach święty Mikołaj we własnej osobie odwiedza szóstego grudnia rodziny i egzaminuje dzieci, wręczając podarki tylko tym, które jego zdaniem na to zasłużyły. W Rumunii rodzice przeprowadzają tego dnia rozmowę z każdym ze swoich dzieci po kolei, informując je o dobrych rzeczach, które u nich zauważyli, chwaląc je, jeśli na to zasłużyły i równie sprawiedliwie wytykając im wady, których powinny się wyzbyć.

W Wielkiej Brytanii uroczystości ku czci świętego Mikołaja przybrały nieco inną formę, koncentrując się wokół „małych biskupów” – chłopców wybieranych spośród członków chóru. Szóstego grudnia sprawowali oni władzę pośród swoich kolegów, wśród tańców i śpiewów prowadzili procesję dookoła wioski i zajmowali przez cały okres świąt honorowe miejsce w kościele, a nawet otrzymywali wszystkie atrybuty władzy biskupiej: kapę, mitrę i pastorał. Co prawda początki tego zwyczaju są niejasne i z czasem został on zakazany, jednak u jego podstaw leżała z pewnością prawda, że małe dziecko poprowadzi nas wszystkich – że Chrystus, choć jest jeszcze Dzieciątkiem w żłobie, trzyma w swojej dłoni cały świat. W każdej rodzinie, szkole, czy młodzieżowej organizacji jedno z młodszych dzieci może otrzymać w tym dniu władzę i przywileje „małego biskupa”, podczas gdy pozostałe dzieci będą się starały go słuchać i postępować za nim. Zwyczaj ten był przestrzegany – i nadal może tak być – nie tylko w dniu świętego Mikołaja, ale także w dniu Świętych Młodzianków, dwudziestego ósmego grudnia.

Niepokalane Poczęcie

W okresie średniowiecza, kiedy budowa wspaniałego kościoła albo katedry była aktem miłości i oddania ze strony wszystkich biorących w niej udział rzemieślników, częstą praktyką było przygotowywanie witraża zwanego oknem Jessego, które przedstawiało rodowód Chrystusa od Jessego, ojca Dawida, poprzez Maryję, jedyną nieskalaną ludzką istotę do Jezusa. Obecnie nie mamy zwykle możliwości uczestniczenia w tworzeniu tak pięknego i trwałego dzieła, stanowiącego wspaniały akt hołdu, ale możemy przecież uczcić Matkę Bożą w święto Niepokalanego Poczęcia w podobny sposób, na przykład sadząc różany krzew, jako symbol korzenia, który wyrósł z Jessego i zakwitł za pośrednictwem mistycznej róży, Maryi. Okna Jessego przedstawiały przodków Chrystusa jako liście i gałęzie wyrastające z jednego pnia, u szczytu którego ukazywano Maryję z Dzieciątkiem. Podczas sadzenia różanego krzewu należy wyjaśnić wszystkim symbolikę korzenia, łodygi i kwiatu, a troska o roślinę przez całą zimę i wiosnę, aż do czasu kwitnienia, powinna zostać powierzona jednej osobie albo nawet kilku członkom z grona rodziny czy organizacji.

Śpiewanie kolęd

Większość ludzi w Wielkiej Brytanii nie zna chyba żadnych kolęd poza Dobrym królem Wacławem i jedną czy dwiema innymi. Oksfordzka księga kolęd ze swoją kolekcją mniej znanych pieśni na wszystkie liturgiczne pory roku byłaby dla tych osób prawdziwym objawieniem. Kolędy to nie tylko Bożonarodzeniowe pieśni – istnieją również kolędy śpiewane na Wielkanoc czy w ostatnie dwa tygodnie Wielkiego Postu. Wiele starych, mniej znanych kolęd ma prosty rytm i może być śpiewanych na melodię tych popularniejszych pieśni.

Warto zadać sobie trud odszukania zapomnianych kolęd, a co zaskakujące, miejscowa biblioteka publiczna często okazuje się niezwykle pomocna w tym zakresie. Oto na przykład tłumaczenie kolędy pochodzącej z przełożonego przez Carmichaela dzieła Ortha Nan Gaidheal, klasycznej antologii ludowych piosenek z rejonu Hebrydów:

„Tej nocy gdy gwiazda świeciła
Narodził się Pasterz owczarni.
Z Dziewicy tysiąca wdzięków
Maryi Matki.
Odwieczna Trójca u Jej boku w żłobie leży
W chłodzie i poniżeniu.
Przybywajcie ofiarować Jej swe dary,
Uzdrowicielowi.
Bielszemu od śniegu umiłowanemu Dzieciątku.
Bez schronienia na tej ziemi
Święte Dziecię na świat przyszło,
Emmanuel!
O trzy anioły mocy
Zstąpcie, o zstąpcie na ziemię
Chrystusowi narodów
Złożyć pokłon.
Ucałujcie Jego dłonie
I stopy Mu otrzyjcie
Puklami swych włosów;
A, Ty!, o Panie, który cały świat przenikasz,
I wy, Jezu, Michale, Maryjo,
Nie odstępujcie nas”.

W dużej rodzinie albo organizacji młodzieżowej nie powinno być żadnych problemów z zebraniem grupy kolędników. Zgodnie z tradycją powinni oni śpiewać kolędy przez trzy kolejne czwartki poprzedzające Boże Narodzenie oraz w samą Wigilię. Warto wspomnieć, że kolędnicy mogą występować nie tylko w domach, ale także w innych miejscach – szpitalach, domach dziecka, czy różnego rodzaju instytucjach.

Boże Narodzenie jest świętem światła, więc wszyscy kolędnicy powinni być uzbrojeni w świece. Co więcej, byłoby dobrze, gdyby zabrali ze sobą szopkę albo przynajmniej dwie figurki, Matki Bożej i Dzieciątka. Można je porządnie umocować na niewielkiej półeczce przytwierdzonej do kijka, który będzie nosić jeden z kolędników. Ten tak wyraźnie katolicki zwyczaj noszenia po kolędzie wizerunków świętych postaci był niezwykle popularny w Anglii jeszcze w połowie dziewiętnastego wieku. Wspomina o nim także arcybiskup Ullathorne, opisując stare kobiety z Yorkshire, które wędrowały od domu do domu i zbierały drobne monety, pokazując ludziom właśnie takie figurki i śpiewając przy tym Siedem radości Maryi. Ta pieśń, która również znajduje się w Oksfordzkiej księdze kolęd, może stanowić ważny element każdej kolędniczej wyprawy.

Szopka

To naprawdę zaskakujące, że fascynacja szopką nigdy nie przemija, nawet kiedy figurki są już stare i poobtłukiwane, a tło ze swoimi skałami z brązowego papieru, posypane połyskującym sreberkiem, z każdym rokiem wydaje się coraz bardziej dziwaczne. Niewielu ludzi potrafi się jednak jej oprzeć. Nawet jeśli ekstrawagancja, włos anielski i sreberko wywołują u nas uśmiech politowania, nadal stajemy w kolejce, aby zapalić przed szopką świeczkę i zerknąć do żłóbka. Za to dzieci bez oporów poddają się temu urokowi. Dla nich główną atrakcją jest przede wszystkim przedstawiana przez te figurki historia, która opowiada przecież o niemowlęciu. Pozostawione samym sobie maluchy czują się przy szopce zupełnie swobodnie. Zdarza się im wyjąć dzieciątko ze żłóbka, żeby je przytulić i ucałować, często ku niezadowoleniu zakrystiana, obawiającego się, że do święta Trzech Króli buzia figurki straci swoje kolory, a powijaki będą całkiem wybrudzone od śladów małych paluszków. Dzieci nie postrzegają postaci w grocie jako kukiełek. Dla nich te figurki są równie prawdziwe, jak były dla niemieckich wieśniaków z czternastego wieku, którzy zmieniali się przy kołysaniu małego Jezuska do snu albo jak dla chłopca z Holandii, który zabrał Dzieciątko na przejażdżkę swoim rowerem.

W niektórych kościołach i w pewnych krajach szopkę ocenia się po prostu pod względem rozmiarów i przepychu, a jej budowę można uznać za zakończoną, dopiero kiedy przewyższa ona wspaniałością szopkę z poprzedniego roku. Orszak trzech królów staje się z roku na rok coraz liczniejszy, rośnie liczba pasterzy, a ich stadka szybko się mnożą. Jednak co dziwniejsze, pośród całej tej mnogości figurek trzy główne postacie wcale nie wydają się mniejsze. Mody w wystroju szopek przychodzą i odchodzą, ale ta znajdująca się w ich centrum trójka ludzi nigdy się nie zmienia.

Zgodnie z powszechnie panującym poglądem to święty Franciszek zbudował pierwszą szopkę, jednak tradycja ta jest znacznie starsza i sięga pierwszych dni Kościoła, kiedy szczególną czcią otaczano miejsce narodzin Chrystusa w Betlejem i gliniany żłób, w którym spoczywało Dzieciątko. Z czasem wybudowano tam bazylikę, a gliniany żłób zastąpiono srebrnym. Kopie tej pierwszej szopki trafiły najpierw do Rzymu, a potem rozprzestrzeniły się w całym chrześcijańskim świecie.

Wraz z upływem czasu rosła cześć oddawana temu symbolowi. Szopka używana w okresie świąt mogła mieć formę glinianego żłobu, obrazu czy mozaiki przedstawiającej scenę narodzenia Chrystusa. Wokół niej wyrosły również rozmaite obrzędy, aby w końcu, w trzynastym wieku, przybrać formę teatralnej sztuki połączonej z operą i lekką domieszką ludowych tańców. Wszystkiemu położył kres papież Honoriusz, jednak szesnaście lat później święty Franciszek z Asyżu otrzymał zgodę na przygotowanie drewnianego żłobu, napełnienie go sianem, uwiązanie w pobliżu osła i wołu i zgromadzenie wokół grupy ludzi wyśpiewujących kolędy i inne pieśni ku czci nowo narodzonego Dzieciątka. To był właśnie początek szopki w formie, jaką znamy.

Ostatnimi czasy zwyczaj ustawiania szopki w domu zaczyna się odradzać. Coraz częściej jest ona przygotowywana własnoręcznie przez członków rodziny, a nie budowana z gotowych elementów. Oczywiście można kupić oddzielnie części i złożyć je samemu, ale o wiele przyjemniejsze jest wymyślenie figurek i samodzielne ich wykonanie. Można je na przykład narysować i nakleić na deseczki, wyrzeźbić w drewnie albo ulepić, można też wykonać je w formie pacynek, a jeśli w rodzinie są dzieci, do przygotowania szopki możemy wykorzystać ich lalki.

Ważne jest, aby budując taką szopkę zaznaczyć w jakiś sposób, że jest to nasze dzieło, na przykład poprzez ustawienie w niej dodatkowych figurek albo przygotowanie małych chorągiewek z imionami „budowniczych”, które będą powiewać przed stajenką. Zdarzały się nawet szopki, w których prostoduszni ludzie umieszczali pośród słomy jako dodatkowe figurki swoje wycięte ze zdjęć podobizny. Efekt nie był może zachwycający, ale w każdym razie oddawał coś z prawdy, którą staramy się przekazać budując taką szopkę – że należymy do ludzi, którzy wyznają wiarę w Chrystusa i oddają mu cześć.

Bożonarodzeniowa świeca

Wygląda na to, że to dosyć powszechny zwyczaj, by w Wigilię noc zamieniać w dzień. Zanim jeszcze świece znalazły się w powszechnym użyciu, wrzucano do ognia ogromne kłody drewna, zwane też Bożonarodzeniowymi pieńkami. Dopóki się paliły, wszystkie posiłki spożywane w ich cieple i przy blasku pełgającego ognia były tak wystawne, jak tylko pozwalała na to zasobność sakiewki. W późniejszych czasach oprócz Bożonarodzeniowego pieńka pojawiły się też ogromne świece, którymi przyozdabiano świąteczny stół. Zapalano je do posiłku każdego dnia aż do święta Trzech Króli, oficjalnego końca okresu Bożego Narodzenia. Cóż stoi na przeszkodzie, abyśmy przez te dwanaście świątecznych dni zastąpili światło elektryczne tyloma świecami, na ile tylko możemy sobie pozwolić. Boże Narodzenie to święto świateł, a niezwykłość spożywania wszystkich posiłków przy blasku świec z pewnością uświadomi to każdemu z nas jeszcze wyraźniej. W ten świąteczny czas możemy również upamiętnić nadejście Chrystusa, zostawiając podczas posiłków jedno nakrycie wolne dla Naszego Pana i zapalając przy tym talerzu największą ze świec.

Jasełka

Jako dzieci zawsze potrafiliśmy wymyślić jakieś przedstawienie. Dużo w tym było przebieranek i śpiewania, niewiele scenografii czy rekwizytów. Nawet jeśli sztuki te były niezdarne, niedorzeczne, a czasem wręcz żałosne, to jednak miały w sobie coś, co sprawiło, że wryły się w naszą pamięć, podczas gdy wspomnienia przedstawień z prawdziwymi aktorami i w prawdziwych teatrach już dawno się zatarły.

Wydaje mi się, że są po temu dwa powody. Pierwszy i całkiem oczywisty jest taki, że jako dzieci naprawdę przeżywaliśmy odgrywane przez siebie opowieści, podchodziliśmy do nich śmiertelnie poważnie, a opowiadana historia naprawdę coś dla nas znaczyła. Drugi zaś powód – dzięki któremu zresztą ten pierwszy stawał się możliwy – jest taki, że nie mieliśmy wtedy żadnej widowni. Odgrywaliśmy tę sztukę dla niej samej, a nie dla widzów. Przedstawienie nie było już dłużej grą, udawaniem, lecz stawało się rzeczywistością.

Jedyny wymóg, który musimy spełnić, aby przygotowane w domowym zaciszu jasełka odniosły prawdziwy sukces, jest dokładnie taki sam, jak w przypadku tamtych dziecięcych przedstawień – historia, którą mamy przedstawić powinna stać się dla naszych aktorów rzeczywistością, musi naprawdę coś dla nich znaczyć. Jeśli zamierzacie odegrać jasełka w domu, z udziałem całej rodziny, nie ma sensu, abyście próbowali obiektywie przedstawić historię pierwszego Bożego Narodzenia. Pozbawiona waszego osobistego wkładu sztuka byłaby zupełnie bezcelowa.

Poza tym bądźcie stanowczy i nie zgadzajcie się na udział jakiejkolwiek widowni, która mogłaby obserwować i krytykować wasz występ. Obecność widzów sprawia, że w aktorach budzi się samoświadomość, a to uniemożliwia im prawdziwe „przeżycie” odgrywanej historii. Tylko jeśli wszyscy obecni włączą się do sztuki, może stać się ona rzeczywistością, życiem, prawdziwym aktem adoracji.

Ale jak należy się zabrać za same jasełka?

Po pierwsze, rozdzielcie role stosownie do okoliczności. Jeśli nie macie innej możliwości, do odegrania sztuki wystarczą trzy osoby, które wcielą się w postać narratora, anioła i pasterza. Jeśli jednak twoja rodzina lub przyjaciele chcą się zaangażować w odgrywanie jasełek, możesz mieć tylu aniołów i pasterzy, ilu tylko zechcesz. Ostatecznie możecie również wyznaczyć osoby, które wcielą się w postacie Matki Bożej i Józefa, zwykle jednak bardziej satysfakcjonujące jest wykorzystanie Bożonarodzeniowej szopki jako centrum, wokół którego będzie się rozgrywać wasza sztuka. Jeśli w ogóle zainteresował cię pomysł urządzenia takich jasełek w domowym zaciszu, to zapewne masz też upchniętą gdzieś w domu szopkę, a więc nie powinno z tym być większych problemów. Następnie podziel swoich „aktorów” na aniołów, pasterzy, mędrców i mieszkańców Palestyny. W tym ostatnim przypadku możesz wprowadzać dowolne zmiany, dzięki czemu wszyscy członkowie rodziny, niezależnie od wieku, będą mieli okazję wziąć udział w jasełkach.

Przebierzcie się do jasełek. Nawet najbardziej flegmatyczne i powolne osoby dzięki przebraniu mogą się zmienić nie do poznania. Nie ma żadnego znaczenia, czy wasze stroje będą w ogóle wyglądały orientalnie, bo i tak mało kto ma więcej, niż tylko ogólne pojęcie, jak ubierano się w czasach Chrystusa. Najważniejsze jest to, aby osoby biorące udział w jasełkach stały się kimś innym niż są w zwyczajnym, codziennym życiu, a nic tak nie pomaga w podobnej przemianie, jak pozbycie się noszonego zazwyczaj stroju. Nakładając nowe przebranie stajemy się również kimś innym.

Zręby historii stanowiącej podstawę jasełek znajdziesz gotowe w Ewangelii świętego Łukasza. Jedna osoba może powoli i z uczuciem czytać słowa Biblii, podczas gdy pozostali uczestnicy sztuki będą odgrywać przedstawianą historię. Właściwie nie ma żadnych reguł, jak to wszystko powinno wyglądać. W niektórych rodzinach uczestnicy jasełek mogą na przykład wykonać pantomimę do słów Dobrej Nowiny, w innych narrator będzie musiał robić długie przerwy, aby aniołowie, pastuszkowie i mieszkańcy Palestyny mogli prowadzić zaimprowizowane rozmowy jak długo wystarczy im tylko natchnienia. Bardzo ważne jest to, aby dialog pozostał jak najbardziej spontaniczny. To nie jest przecież przedstawienie na deskach teatru, nie ma żadnej widowni, którą trzeba zadowolić. Wasza sztuka jest naprawdę aktem modlitwy. Oczywiście prawdziwe teatralne przedstawienie też może być modlitwą, mimo wszystko wymaga jednak prób, ćwiczeń i doskonalenia, natomiast w przypadku domowych jasełek sytuacja przedstawia się inaczej. Niech wasza sztuka będzie improwizacją, bez zabiegania o jej dopracowanie, bez świadomych starań o perfekcyjny, gładki występ. Odśpiewajcie wszystkie kolędy, jakie znacie. Patrząc na to z prozaicznego punktu widzenia, kolęda może zawsze posłużyć do zapełnienia nieplanowanych przerw w występach, jednak o wiele ważniejsze jest to, że pieśni mogą zamienić waszą sztukę w prawdziwą modlitwę. Odgrywacie przecież tę historię dla niej samej, po to, aby stała się rzeczywistością, a ludzie biorący w tym udział mogli przeżyć ją naprawdę i uczynić z niej akt adoracji.

Takie skromne jasełka mają bardzo długą tradycję. Kiedy święty Franciszek z Asyżu przywrócił zwyczaj urządzania szopki, towarzyszące jej przedstawienie, odgrywane zupełnie spontanicznie przez braciszków zakonnych i samego świętego Franciszka, było naprawdę bardzo proste. Święta Teresa z Avili również często wystawiała wspólnie ze swoimi zakonnicami jasełka, a święty Jan od Krzyża w każdą Wigilię odgrywał z braćmi zakonnymi Bożonarodzeniową procesję. Zakonnicy wędrowali z figurą Matki Bożej od celi do celi, prosząc o schronienie dla Maryi i Dzieciątka. Każdy brat odmawiał udzielenia gościny, a następnie przyłączał się do procesji, która wędrowała dalej od drzwi do drzwi, wciąż spotykając się z odmową. W końcu procesja kierowała się w stronę kaplicy, gdzie składano figurę Chrystusa na słomie w żłobie. Wszyscy tak bardzo przeżywali przedstawianą przez siebie scenę, że, jak podają przekazy, świętemu Janowi od Krzyża, ogarniętemu wielką radością z narodzin Jezusa, nie raz zdarzyło się chwycić figurkę Dziecięcia ze żłóbka i tańczyć z nią w objęciach po kaplicy.

P. Stewart Craig

Powyższy tekst jest fragmentem książki P. Stewarta Craiga Katolickie zwyczaje w rodzinie.