Rozdział pierwszy. Nadzieja w Bogu Stwórcy

Wszystko, co uczynił Bóg, powstało z myślą o dobru stworzenia, o najwyższym dobru, które jest odpowiednie dla każdej rzeczy.

Bóg niezmiernym dobrem człowieka

To, co właściwe jednemu ze stworzeń, nie jest dobre dla innego. Co czyni jednego szczęśliwym, drugiego może unieszczęśliwić. Oto plan Boży – a jeśli przeszkodzę Boskim zamysłom wobec siebie, to i tak będę musiał ostatecznie dotrzeć do tego, co jest najwyższym przeznaczonym mi dobrem. Bóg widzi mnie w mej niepowtarzalności, woła po imieniu; a skoro wie, co potrafię i co jest mym powołaniem, największym szczęściem, pragnie mi to ofiarować.

Bóg wie, co jest mym najwyższym szczęściem, lecz ja tego nie wiem. Trudno wskazać, co da mi szczęście, co dla mnie dobre. Co właściwe dla jednych, niekoniecznie musi służyć innym. Tak wiele jest ścieżek ku doskonałości! Jak różne lekarstwa potrzebne są naszym duszom i duszom naszych bliźnich! Dlatego Bóg prowadzi każdego z nas inną drogą i choć wiemy, że pragnie naszego szczęścia, w żaden sposób nie możemy przeniknąć Jego zamysłów. Jesteśmy ślepi, błądzimy pozostawieni sami sobie. Lecz wyrzekając się siebie – docieramy do Niego.

Oddajmy siebie w Jego ręce, nie trwóżmy się, gdy nas poprowadzi nieznanymi drogami, mirabilis via, jak mówi Kościół. W Nim złóżmy nadzieję – On nas nie zwiedzie, doprowadzi do tego, co dla nas najlepsze, choćbyśmy inaczej rozumieli swe dobro lub szukali go tam, gdzie szczęście innych ludzi.

O, mój Boże, bez obawy oddaję się w Twe ręce! W powodzeniu lub w nieszczęściu, w radości lub w smutku, pośród przyjaciół lub w bólu rozłąki, pośród chwały lub wśród upokorzeń, wśród pochwał lub wśród obmowy, wśród wygód lub niedostatków, w Twojej obecności, w chwilach gdy kryjesz swe Boskie oblicze – wszystko jest dobre, o ile od Ciebie pochodzi. Twoja jest mądrość i miłość – czegóż więcej mógłbym pragnąć? Ty wspierasz mnie swymi radami i od Ciebie przyjmuję wszelkie łaski. Cóż mógłbym otrzymać w Niebie, czegóż mógłbym pragnąć na ziemi, gdyby nie pochodziło od Ciebie? Moje ciało i moja dusza zawodzą, ale Bóg jest Bogiem mego serca i mym udziałem na wieki.

Człowiek sługą Boga

Bóg jest Pełnią, w Nim zawiera się wszelka łaskawość. Lecz Jego wolą było stworzyć świat ku swej chwale. On jest wszechmogący, wszelki byt mógł zachować w sobie, lecz było Jego wolą, by wszystko się dopełniło przez stworzenia, którym dał początek. Wszyscy jesteśmy stworzeni ku Jego chwale – stworzeni, by pełnić Jego wolę. Tak i ja powstałem, by żyć i czynić to, co tylko mi zostało przeznaczone. Mam swoje miejsce w Bożym planie, w Jego porządku stworzenia, które nikomu innemu nie jest dane. Czy to w bogactwie, czy w niedostatku, czy jestem wzgardzony lub poważany przez ludzi – Bóg zna mnie i woła po imieniu.

Bóg stworzył mnie, bym wykonał dla Niego przeznaczoną mi służbę. Wyznaczył dla mnie pewną pracę, dla mnie – nie dla kogo innego. Mam swoją misję – możliwe, że w tym życiu nigdy nie poznam jej celu, lecz zostanie mi on wyjawiony w życiu przyszłym. W jakiś sposób moje istnienie jest konieczne dla Jego celów, jestem na właściwym miejscu, tak jak archanioł na swoim. Oczywiście, jeśli zawiodę, Bóg może powołać następnego człowieka, tak jak mógłby z kamieni uczynić potomstwo Abrahama. Lecz mimo to – mam udział w Jego wielkim dziele: jestem ogniwem w łańcuchu, węzłem łączącym osoby ludzkie. On nie stworzył mnie bez celu. Powinienem czynić dobro, powinienem wykonywać Jego pracę; powinienem być aniołem pokoju, głosicielem prawdy w tym miejscu, w którym jestem; czynienie tego nie powinno być jedynie moim zamiarem, lecz powinienem przestrzegać Jego nakazów i służyć Mu w swym powołaniu.

Dlatego powinienem Mu ufać. Kimkolwiek jestem, gdziekolwiek jestem, nigdy nie mogę być marnotrawcą. Gdy jestem w chorobie, może Mu służyć moja choroba; jeśli jestem w kłopocie, to i przez to mogę Mu służyć; jeśli jestem pogrążony w smutku, może Mu służyć mój smutek. Moja choroba, kłopoty, smutek mogą być przyczynami, koniecznymi dla osiągnięcia jakiegoś wspaniałego celu, który całkowicie nie zależy od nas. On niczego nie czyni na darmo; może przedłużyć moje życie, może je skrócić; On w zupełności wie, co czyni. Może wziąć moich przyjaciół, może rzucić mnie między obcych, może uczynić, że będę się czuł opuszczony i bez pociechy, może sprawić, że mój duch osłabnie i pogrąży się w niepewności, może ukryć przede mną przyszłość – lecz wciąż w pełni będzie wiedział, co czyni.

O Adonai, o Rządco Izraela, który strzegłeś i prowadziłeś Józefa niczym stado, o Emmanuelu, o Mądrości, Tobie się ofiarowuję. Ufam Ci zupełnie. Tyś jest mądrzejszy ode mnie – kochasz mnie bardziej, niźli ja sam siebie. Raczysz wypełnić mnie swymi wielkimi przeznaczeniami, czymkolwiek by nie były – działając we mnie i poprzez mnie. Urodziłem się, by Tobie służyć, by być Twoim, być Twym narzędziem. Pozwól mi zostać Twym ślepym narzędziem. Nie proszę, by widzieć, nie proszę, by wiedzieć – proszę, byś zechciał mnie używać niczym narzędzia.

Miłość Boga do człowieka

Jaki umysł ludzki zdoła wyobrazić sobie miłość, jaką Wiekuisty Ojciec obdarzył swego Jednorodzonego Syna? Czyni to od wieków – na wieki; jest to tak wspaniałe, że ludzie Boży nazywają tę miłość mianem Ducha Świętego, próbując wyrazić jej nieskończoność i doskonałość. Pomyśl zatem, moja duszo, i pochyl się nisko przed tym budzącym bojaźń misterium, bo oto jak Ojciec ukochał Syna, tak Syn ukochał ciebie, jeśli jesteś jedną z jego wybranek; bo On powiedział wyraźnie: „Jak mnie umiłował Ojciec, i ja was umiłowałem. Trwajcie w miłości mojej” (J 15, 9). Która z tajemnic w kręgu objawionych prawd jest wspanialsza od tej?

Miłość, jaką Syn obdarzył ciebie, stworzenie, jest jak ta, którą Ojciec obdarzył niestworzonego Syna. O cudowna tajemnico! Ta historia jest też tak dziwna i tak odległa zrozumieniu z innego powodu: bo Bóg przyjął moje, ludzkie ciało i umarł za mnie. Wcześniejsze tajemnice zapowiadają te późniejsze. Późniejsze są wypełnieniem tych wcześniejszych. Gdyby nie kochał mnie w tak niewypowiedziany sposób, nie zechciałby cierpieć za mnie. Teraz pojmuję, dlaczego umarł za mnie – bo ukochał mnie tak, jak ojciec kocha swego syna – nie jak zwykły, ludzki ojciec, lecz jak Wiekuisty Ojciec Wiekuistego Syna. Teraz dostrzegam znaczenie tego niewytłumaczalnego uniżenia – wolał raczej odzyskać mnie, niż stworzyć nowy świat.

Jak stały jest Bóg w swoim uczuciu! Kocha nas od czasów Adama. Powiedział u początków: „Żadną miarą cię nie porzucę ani nie opuszczę” (por. Rdz 28, 15, Hbr 13, 5). Nie porzucił nas w naszych grzechach. I mnie samego nie porzucił. Odnalazł mnie i przygarnął. Dokonał tego – zdecydował się, by mnie uczynić nowym, pomimo mego stanu, dał mi błogosławieństwo przeciw któremu tak uparcie występowałem. I teraz nie prosi mnie o nic innego, jak o to, bym tak jak On, który ukochał mnie nieskończoną miłością, kochał go z całych swych wątłych sił, jak tylko potrafię.

O, tajemnico tajemnic, która głosisz, że niewysłowiona miłość Ojca do Syna jest miłością Ojca do Syna i do nas! Dlaczego tak się stało, o Panie? Co dobrego dostrzegłeś we mnie, grzeszniku? Dlaczego zwróciłeś się ku mnie? „Cóż jest człowiek, że nań pamiętasz? Albo syn człowieczy, iż go nawiedzasz?” (Ps 8, 5). Nad moim wątłym ciałem, nad słabą, grzeszną duszą, która nie ma innego życia, niźli w Twej łasce, Ty rozciągnąłeś swoją miłość. Dokończ swe dzieło, o Panie, i tak jak ukochałeś mnie od początku, tak spraw, bym ukochał Cię aż do końca.

Kard. John Henry Newman

Powyższy tekst jest fragmentem książki kard. Johna Henry’ego Newmana O krok bliżej… Medytacje.