Rozdział drugi. Modlitwa, Msza Święta, posłuszeństwo, czystość

Modlitwa sprawia mi trudność? Ciekawe dlaczego? Nie jest mi trudno rozmawiać z przyjaciółmi, z ludźmi, których naprawdę lubię; jeśli mówię, że kocham Boga, nie powinienem mieć trudności w rozmawianiu z Nim.

Modlitwa

Lecz może tu właśnie leży przyczyna moich trudności – może ja nie próbuję z Nim rozmawiać? Jedynie odmawiam modlitwy albo je czytam i nigdy właściwie nie dochodzę do etapu rozmowy. Modlitwa powinna właśnie być rozmową z Bogiem, taką jak rozmowa z którymś z moich przyjaciół. Powinienem mówić Bogu o wszystkich ludziach i rzeczach, które mnie interesują, o przyjaźniach, jakie nawiązałem, o ludziach, których nie lubię, dziękując Mu za tych, którzy są dla mnie uprzejmi, prosząc Go o pomoc, bym traktował tak jak powinienem tych, którzy wydają się wobec mnie niesprawiedliwi, prosząc Go także, aby udzielił mi światła w nauce, zwłaszcza w najtrudniejszych i najbardziej zawiłych dla mnie przedmiotach, i aby darzył mnie rozsądkiem w moich zabawach i odwagą, żebym w nich nie stchórzył.

Jeśli tylko będę w swej modlitwie naprawdę sobą, przekonam się, że czas mija szybko, a co ważniejsze, modlitwa jest dla mnie pomocna. Moja modlitwa poranna i wieczorna powinny być bardzo urozmaicone, nie zawsze jednakowe. Rankiem mam dziękować Bogu, że przeprowadził mnie bezpiecznie przez noc, i ofiarować Mu dzień, który mnie czeka. Wieczorem mam dziękować Mu za dzień i ofiarować noc. To dziękczynienie ma być naprawdę szczere, za przyjemności, jakich doznałem, za miłych ludzi, których spotkałem, za miejsca, jakie odwiedziłem, za odniesione sukcesy. Następnie powinienem pomyśleć o nieprzyjemnościach życia. Mam prosić Pana o pomoc w cierpliwym ich znoszeniu lub by je zmienił, jeśli zechce; a za moje upadki muszę Go prosić o przebaczenie. Muszę także rozmawiać z Matką Bożą, z moimi świętymi patronami, z moim Aniołem Stróżem. Powinienem być tak bezpośredni, jak potrafię. To zawsze bardzo ułatwi mi sprawę.

Dzięki temu nabędę właściwego spojrzenia na życie, bo nie będę postrzegał Boga jako dalekiego ode mnie, lecz jako Przyjaciela. Wkrótce przekonam się, że moja wiara katolicka jest czymś, co przenika wszystko, co robię, a w ten sposób całe moje życie uczyni nadprzyrodzonym. Poza tym, naturalnie, stanę się o wiele bardziej pokorny, gdyż będę kojarzył Boga, bardzo słusznie, ze wszystkim, co przydarza się dobrego. Jego ręka będzie wyraźnie obecna w sukcesie, nauce i zabawie. Jego moc będzie wspierała moją odwagę, moją przyjaźń. Jego troska będzie kierować wszystkimi moimi przygodami, a Jego mądrość będzie panować nad moimi szaleństwami.

„Naucz mnie, jak się modlić.”

Msza Święta

Oczywiście najlepszą modlitwą wszechczasów była śmierć Naszego Pana na Kalwarii, gdyż była to najwyższa Ofiara Syna Bożego złożona Jego Ojcu Niebieskiemu. Jak sam powiedział, miłość nie mogła pójść dalej. Dosięgnął najdalszych granic miłości, kiedy przekroczył bramy śmierci. Jednak w gruncie rzeczy poszedł dalej, ustanawiając wieczystą Kalwarię, kiedy to uroczyście polecił apostołom: „To czyńcie na moją pamiątkę”. Toteż Msza Święta jest niczym innym jak kontynuacją (muszę zapamiętać to słowo, nie powtarzaniem, ale kontynuacją) Kalwarii na naszych ołtarzach na pamiątkę Naszego Pana.

Co szczególnie mam pamiętać o Naszym Panu? Niewątpliwie, najbardziej o Jego bezinteresownej śmierci za mnie i za innych. Jest to doskonały przykład, na którym tak bardzo muszę skupić swój umysł. Na cóż mi rozmowy o wspaniałomyślności, dopóki nie będę mógł znaleźć jakiejś wspaniałomyślnej duszy, której życie mogę naśladować? Sam zbiór zasad, na który składa się to, co powinienem zrobić, będzie niczym w porównaniu z postępowaniem według nich. „Jeden pens przykładu wart jest funta teorii.” Mam tu zatem najpiękniejszy przykład ze wszystkich – śmierć naszego dobrego Pana Jezusa Chrystusa, podjętą z czystej miłości dla dobra mojego i innych, którzy nie mieliśmy wielkiego prawa do Jego przyjaźni ani żadnego prawa, by Go prosić o to ostateczne jej wyrażenie.

Dlatego im częściej chodzę rano na Mszę Świętą, tym lepiej dla mnie. Nie zakładam, że będzie to zawsze możliwe, a z pewnością nie zawsze będzie to łatwe, lecz wtedy, być może, będzie to o tyle więcej dla mnie warte, jeśli w tym celu będę musiał zrezygnować z czegoś wielkiego. Mówimy o ofierze Mszy Świętej, ponieważ ze strony Jezusa Chrystusa była to ofiara. Czyż jestem takim niewdzięcznym przyjacielem, który pozwala, aby cała ofiara była z Jego strony, a z mojej żadna? Trudno wstawać rano, by pójść na Mszę Świętą, zwłaszcza gdy jest zimno czy deszczowo, kiedy mam dużo pracy albo gdy przede mną cały dzień przyjemności. Dużo wygodniej leżeć w łóżku i nigdy nie będzie trudno znaleźć wielu najwspanialszych powodów, aby w nim pozostać. Jednak myślę, że nie jestem aż tak małoduszny, jakby się zdawało. Mam pewne poczucie wdzięczności, honoru, miłości. Zdaję sobie sprawę z tego, że przyjaźń ma swoje zobowiązania i prawa, a służąc do Mszy Świętej, okazuję moje uznanie dla Jego przykładu i uczę się Go naśladować.

Posłuszeństwo

Na pewno są ludzie, dla których posłuszeństwo jest prostą sprawą i których nie drażni wcale, kiedy nakazują im, że „muszą zrobić” to czy tamto. Nazywamy ich uległymi, z natury poddają się poleceniom. Tak naprawdę niczego im to nie ujmuje, bo niektórzy z nich są mężni i prawi, i wcale nie mają słabej woli. Jest to przede wszystkim sprawa temperamentu. Ale są i inni, dla których posłuszeństwo jest najtrudniejszą cnotą, może najtrudniejszą ze wszystkich cnót, bo ich pierwszą skłonnością jest pragnienie robienia tego, co jest zakazane. Gdy tylko dowiedzą się o jakimś prawie, ogarnia ich pragnienie złamania go. To także jest sprawą temperamentu i samo w sobie nie jest ani wadą, ani zaletą.

W każdym razie, niezależnie od mojego temperamentu, mam praktykować posłuszeństwo. Jest to jedna z wybitnych cnót życia Naszego Pana („posłusznego aż do śmierci”), do której ciągle się odwoływał jako do motywacji wszystkiego, co mówił lub czynił. „Przyszedłem, aby pełnić wolę Tego, który Mnie posłał”. Zawsze odwołuje się do woli swego Ojca. Skoro więc Pan nasz Jezus Chrystus był posłuszny, to bycie posłusznym nie może oznaczać cnoty właściwej dla słabej woli, prawda? Na pewno miał mnóstwo werwy i nie znosił pozerstwa i hipokryzji, tak więc mogę być pewien, że wcale nie ma nic złego w samym posłuszeństwie. Jestem wręcz pewien, że aby być posłusznym, muszę mieć bardzo silną wolę. Wiem, że ustępowanie wymaga dużego panowania nad sobą.

Posłuszeństwo, zwłaszcza kiedy mam wielką pokusę do buntowania się, jest najmocniejszą ze wszystkich cnót. Utrzymanie panowania nad sobą wyczerpie całą siłę mojego charakteru, a nawet czasami będzie wymagało mojej siły fizycznej. Często, kiedy zarzuca mi się nieposłuszeństwo, powodem tak naprawdę jest moja bezmyślność. Nie zamierzałem być wtedy nieposłusznym, tylko się zapomniałem. Lecz gdy jestem kuszony do prawdziwego nieposłuszeństwa, zwłaszcza kiedy nikt nie widzi i kiedy nikt prawdopodobnie się o tym nie dowie, muszę mieć się bardzo na baczności i w modlitwie prosić o Bożą pomoc. Jeśli bardzo chcę ulec tej pokusie, niech będę nieposłuszny, wtedy kiedy istnieje ryzyko, że mnie złapią, a nie gdy nic mi się nie stanie.

„Uczyń mnie, drogi Mistrzu, posłusznym do końca życia.”

Czystość

Jeśli gdziekolwiek wymaga się ode mnie wspaniałomyślności, to właśnie tutaj, bo skoro każdy grzech jest egoistyczny, to nie może być żadnego tak kompletnie i poniżająco samolubnego, jak grzechy przeciw czystości, ponieważ w nieczystości próbuję zadowolić właśnie swoje namiętności. Otóż nieczystość może być oczywiście wszelkiego rodzaju, w myśli, słowie albo w czynie, mogę nią zgrzeszyć sam lub z innymi. Może być ona, w mierze, w jakiej przesłania właściwe poznanie i zgodę woli, wielka lub lekka. Można do niej dodać jeszcze winę okrucieństwa, kiedy prowadzi innych, zupełnie niewinnych, do zła, o którym nie mają pojęcia. W każdym przypadku jest to po prostu ślepy egoizm.

Muszę jeszcze pamiętać, że czystość nie oznacza ignorancji w stosunku do celów ludzkiego życia, sposobu, w jaki przychodzimy na świat, głębi i cudu Bożego postępowania w sakramencie ludzkiej miłości. Z wszystkimi tymi sprawami muszę się stopniowo zapoznać, gdy budzą moją ciekawość, gdy wydają się tajemnicze albo kiedy zdaję sobie sprawę z własnych uczuć i poruszeń, które nie do końca rozumiem. Dlatego póki jeszcze się rozwijam, powinienem zapytać kogoś starszego, ojca lub matkę, księdza, dobrego przyjaciela, lekarza, kogoś, od kogo dowiem się uczciwie tego, co powinienem robić. Lepiej poznać opinię tych, których poważam, niż tych, co znieważają i drwią z tego, co święte i zaplanowane przez Boga. Inaczej, mogę nieświadomie ulec złym nawykom, które wcale nie będą zdawały mi się grzeszne. Wiedza uchroni mnie, tam gdzie z powodu nieświadomości tak łatwo mógłbym upaść.

Ale w sprawie czystości kwestią zasadniczą jest to, bym był wspaniałomyślny. Kiedy tylko uświadomię sobie złą myśl, muszę natychmiast odwrócić od niej uwagę, myśląc o czymś, co mnie od niej odciągnie. Dlatego powinienem strzec się bezczynności, zbytniego pobłażania sobie, lenistwa, braku czegoś, co zajmie moją uwagę. Tu rzeczywiście, w pewnych przypadkach i dla niektórych ludzi pojawia się zło palenia papierosów, bo wywołując poczucie rozleniwienia, wzbudza w nich złe myśli i złe pragnienia. Ale w tych sprawach raczej żaden przewodnik poza mną samym nie może mi pomóc. W każdym razie, jest to zawsze dziedzina myśli, na których atak muszę być przygotowany. Jeśli moje myśli są czyste, reszta nie będzie trudna. Jeśli pozwalam sobie na myśli złe, odpowiadam za wszystko, co z nich pochodzi w dzień czy w nocy.

Proszę o Boże światło do dobrego i prawdziwego rozeznawania oraz do uczenia się od Boga sumienności.

O. Bede Jarrett OP

Powyższy tekst jest fragmentem książki o. Bede Jarretta OP Szlachetny rycerz.