Rozdział drugi. Mała pustelniczka

Katarzyna słyszała już wcześniej o pustelnikach. To ludzie, którzy mieszkają w jaskiniach, z dala od hałasu i rwetesu panującego w mieście, którzy poświęcają cały swój czas na myślenie o Bogu. Takim pustelnikiem był przez wiele lat Jan Chrzciciel. Pustelnikami byli także święty Antoni z Egiptu, święty Paweł, święty Romuald, a nawet święta Maria Magdalena.

– Może gdybym została pustelniczką, znowu ujrzałabym Pana Naszego – powiedziała do siebie Katarzyna. – Pan Bóg kocha pustelników, wiem o tym. Czyni z nich świętych.

Serce tłukło jej się w piersi, gdy postanowiła, że zostanie pustelnikiem i odejdzie daleko z domu swojego ojca, z dala od swoich braci i sióstr. Pewnego dnia, zakradła się o świcie do kuchni, ponieważ potrzebne jej było jedzenie i picie na drogę. Czekała ją całkiem długa wędrówka w niezamieszkane tereny za miastem. Może nawet spotka tam innych pustelników?

„Muszę się pospieszyć” – pomyślała. „Nikt nie może niczego podejrzewać!”

Chwyciła bochenek chleba oraz mały dzbanek z wodą i wybiegła cichutko na dziedziniec. Kotka Stefana podniosła zaspaną głowę, kiedy Katarzyna przechodziła obok niej i przez chwilę dziewczynka poczuła się trochę samotna. Jak dobrze byłoby, gdyby jej brat też z nią poszedł! Gdyby tak mogli zostać pustelnikami i razem oglądać świętych na niebie.

– Pustelnik musi przecież żyć sam – wytłumaczyła sobie Katarzyna. – Żegnaj, Stefanie. Będę modlić się codziennie za ciebie, a także za wszystkich moich przyjaciół i rodzinę.

Nie oglądając się już więcej na szarą kotkę śpiącą na stopniach sklepu ojca, Katarzyna przebiegła przez dziedziniec i wybiegła na brukowaną ulicę.

Dziewczynka wyruszyła w drogę zanim jeszcze wzeszło słońce. Teraz ciepłe promienie słoneczne zaczęły prześwitywać ponad wzgórzami. Niebo zmieniło kolor z bladoszarego na złotoczerwony, a wkrótce zrobiło się jasne i przybrało barwę ślicznego błękitu. Wśród drzew śpiewały ptaki. Mijał czas, a Katarzyna zauważyła, że odległości pomiędzy domami stają się coraz większe. Szła już kilka godzin i pewnie wkrótce znajdzie się w zupełnej głuszy. Okolica była coraz bardziej dzika i coraz bardziej obca. Upłynęło już sporo czasu, odkąd po raz ostatni widziała farmera jadącego wozem na targ czy domokrążcę z towarem.

– Jestem już wiele kilometrów od domu – powiedziała mała podróżniczka do siebie. – I nigdy już tam nie wrócę, bo najlepiej potrafię kochać Boga, kiedy nikogo nie ma w pobliżu. Mam tylko nadzieję, że ojciec nie będzie mnie szukał i próbował zabrać z powrotem do domu!

Kiedy tak rozmyślała o tym, czy ojciec wybierze się na jej poszukiwanie, nagle krzyknęła z radości. Tuż przed nią, na samym zakręcie krętej ścieżki, znajdowała się grota – stworzona idealnie dla pustelnika. Prawdę powiedziawszy, była to najlepsza grota z możliwych, prawie całkowicie zasłonięta pnączami i krzewami, które rosły dookoła.

– Dziękuję Ci, dobry Boże, że pozwoliłeś mi znaleźć tę wspaniałą jaskinię! – zawołała Katarzyna. – To tutaj będę żyła do końca moich dni i nigdy nie pokocham nikogo innego prócz Ciebie!

Przedarła się przez plątaninę krzewów, podeszła do wejścia do jaskini i zajrzała do środka. Panował tam chłód. Słońce nie było w stanie przebić się przez grubą skałę, a zielone pnącza tworzyły coś w rodzaju zasłony, zawieszonej nad wejściem. Nie słychać było żadnego dźwięku, oprócz świergotu ptaków i delikatnego szmeru strumienia, który płynął nieopodal. Piękne to było miejsce, dobrze ukryte przed niepożądanym wzrokiem, w sam raz dla pustelnika. Katarzyna uklękła na ziemi, niezmiernie szczęśliwa. Jej wędrówka skończyła się pomyślnie.

Jeszcze tego samego dnia, dziwna rzecz przydarzyła się małej pustelniczce. Klęczała od jakiegoś czasu, zatopiona w modlitwie, na twardej posadzce groty, kiedy nagle poczuła, że coś unosi ją delikatnie do góry. Nie bała się wcale tego, że płynie w powietrzu, była jedynie lekko zaskoczona. Wtem rozległ się głos:

– Czy kochasz mnie, Katarzyno?

Był to głos Pana Boga, chociaż Katarzyna nie potrafiła powiedzieć, skąd o tym wiedziała. Cieszyła się ogromnie, że znowu Go słyszy.

– Kocham Cię bardziej niż siebie, bardziej niż kogokolwiek i cokolwiek na świecie! – zawołała. – Czy mogę Cię zobaczyć, proszę?

W jaskini zrobiło się już ciemno, a oczy Katarzyny na próżno przeszukiwały pustkę, z której dochodził głos. Nic jednak nie zobaczyła. Tym razem nie było pięknej wizji, którą ujrzała wcześniej nad kościołem dominikanów, świetlistych postaci i Pana Boga na wielkim białym tronie. Tym razem nie pojawiło się nic.

Ale dziwny i wspaniały głos odezwał się ponownie.

– Chcesz zostać pustelniczką, Katarzyno?

– O tak, najdroższy Panie, tak, bym mogła nieustannie myśleć o Tobie!

– A więc kochasz mnie tak bardzo, że zrobisz to, o co cię poproszę?

– Cokolwiek, Panie, choćby to było najcięższe zadanie!

– Wróć więc, maleńka, do swojego domu. Powołuję innych, by zostali pustelnikami, ale nie ciebie.

Ma wrócić do domu! Inni będą pustelnikami, a nie ona! Oczy Katarzyny zaszkliły się łzami.

– Ale, Panie! Ja chciałam zostać świętą! – zapłakała. – Chcę myśleć o Tobie nieustannie, nie mogę tego robić w domu.

Dobry głos odparł:

– Możesz. To właśnie będzie twoje zadanie: żebyś żyła wśród ludzi i przyprowadzała ich do Mnie. Księża, zakonnice i pustelnicy są Moimi dobrymi sługami, ale potrzebni Mi święci w rodzinach. To jaka jest twoja odpowiedź?

– Zgadzam się, Panie – odpowiedziała Katarzyna pokornie, a kiedy wypowiadała te słowa, poczuła, że opada powoli na ziemię. W ten sposób skończył się jej dzień bycia pustelniczką. Pan przeznaczył dla niej inne zadanie. Teraz musi szybko wrócić do miasta.

Katarzyna podniosła dzbanek z wodą i resztki chleba i wtedy przyszła jej do głowy straszna myśl. Jakże bardzo rozgniewana będzie matka, kiedy Katarzyna wróci do domu! Wszyscy będą zadawali pytania: gdzie była cały dzień? Dlaczego opuściła dom bez zgody rodziców? Dlaczego była tak niemądra, żeby myśleć o zostaniu świętym pustelnikiem mieszkającym w jaskini?

– Najdroższy Panie, pomóż mi wrócić do domu jak najszybciej! – zawołała Katarzyna. – I proszę Cię bardzo, niech moja rodzina nie gniewa się na mnie zbytnio!

Kiedy tylko słowa te wyszły z jej ust, dziewczynka zrozumiała, że pierwsza część jej prośby została wysłuchana. Nagle zniknęła jaskinia, a wraz z nią oplatające ją pnącza i krzewy zasłaniające wejście. Śpiew ptaków i melodia strumyka zamieniły się w gwar ludzkich głosów. A kiedy rozejrzała się dookoła, zobaczyła, że jest późne popołudnie, i że stoi przed domem swojego ojca. Z komina sklepu wznosił się dym. Widziała chłopców, którzy uczyli się sztuki farbowania oraz należącą do Stefana szarą kotkę, która piła mleko na stopniach. A i sam Stefan biegł w jej kierunku.

– Dlaczego nie zabrałaś mnie ze sobą do Bonawentury? – krzyczał. – Nieładnie, że poszłaś sama.

– Ale ja wcale nie byłam u Bonawentury – odpowiedziała Katarzyna. – Poszłam, żeby zostać pustelniczką. Ale nie wolno ci nikomu o tym mówić, Stefanie. To był wspaniały dzień! Poszłam do głuszy i znalazłam jaskinię. Pan przemówił do mnie, a potem anioły przeniosły mnie z powrotem, żebym nie spóźniła się na kolację.

Stefan patrzył na swoją młodszą siostrę.

– Jak taka dziewczynka, jak ty, mogłaby przejść taki kawał drogi? Jesteś zbyt mała. A anioły nie przenoszą ludzi w powietrzu. Przecież wiesz, Katarzyno.

– Mnie przeniosły – odparła. – To tak, jakby przejażdżka na grzbiecie wiatru. Niosły mnie tak szybko. Szkoda, że ciebie tam nie było. W jaskini było tak cudnie, czułam, że Bóg jest blisko.

Stefan wzruszył ramionami. Katarzyna ciągle wymyślała takie historie, a on nie wiedział nigdy, kiedy powinien jej wierzyć.

– Chodźmy jeść – powiedział.

Późnym wieczorem, Katarzyna leżała w swoim małym łóżku i rozmyślała o tym, co się wydarzyło, o tym, że zgodnie z wolą Bożą nie miała opuszczać domu, by zostać świętą.

„Tak bardzo pragnę Mu służyć!” – myślała. „Tak bardzo chciałabym zostać Jego małą pustelniczką w jaskini!”

A kiedy tak leżała zatopiona w myślach, powzięła nagle decyzję. Postanowiła, że zostanie świętą we własnym domu. Że będzie sługą Bożym pośród gwaru i zgiełku własnej rodziny.

– Na zawsze będę Go kochać i Mu służyć, gdziekolwiek nie każe mi pójść – powiedziała do siebie. A potem zasnęła, a jej włosy rozpostarte były na poduszce, niczym złota chmura.

W pobliżu unosił się Anioł Stróż, wybrany spośród całej wieczności, by strzegł małej córki farbiarza. Uśmiechnął się, widząc śpiącą Katarzynę, bo wiedział, że któregoś dnia jej imię rozsławi się na całym świecie, że wielu przybędzie z daleka, by zobaczyć dom, w którym mieszkała, i że ona sama za parę lat odbędzie wiele wspaniałych podróży.

cdn.

Mary Fabyan Windeatt

Powyższy tekst jest fragmentem książki Mary Fabyan Windeatt Św. Katarzyna ze Sieny.