Rozdział drugi. Kolejny gość

Przez następne tygodnie mali pastuszkowie często myśleli o Aniele Pokoju i jego przesłaniu. Jakby za sprawą cudu, dwie modlitwy, których ich nauczył, wciąż pozostawały świeże w ich pamięci. Odmawiali je bardzo często, na klęczkach, z czołem przyciśniętym do ziemi, tak jak robił to anioł. Ale, niestety, pomimo ich nadziei i modlitw, gość z Nieba już się nie pojawił. Dzień w dzień dzieci wyprowadzały owce na pastwisko, odmawiały Różaniec, tak jak robiły to owego pochmurnego dnia, rozglądały się uważnie po jaskini i po polu, jednak nigdy nie dostrzegły nawet śladu swojego przyjaciela.

– Ale zawsze możemy pamiętać to, co nam powiedział – rzekła Łucja pocieszającym tonem. – Będziemy się modlić i cierpieć każdego dnia, żeby wielu grzeszników doznało łaski nawrócenia.

– I dzięki temu też wojna szybciej się skończy – dodała Hiacynta.

Franciszek natomiast wciąż nie mógł pojąć pewnych rzeczy. Jak mieli cierpieć? Przecież nie byli chorzy. Ich rodziny nie należały do bogatych, ale zawsze mieli co jeść. Ich domy także były wygodne.

– Nie pamiętasz jak zapytałam o to anioła? – zawołała Łucja. – Powiedział nam, żebyśmy czynili ofiarę ze wszystkiego, co robimy i ofiarowali to Panu Bogu. Powiedział też, że mamy być cierpliwi. Franciszku, chyba o tym nie zapomniałeś?!

Chłopiec potrząsnął przecząco głową.

– Oczywiście, że nie. Ale czy te rzeczy nie są za łatwe? Jak mają nawrócić grzeszników i przekonać Pana Boga, że Go kochamy?

– Nie zadawaj pytań. Anioł powiedział nam, co mamy robić i powinniśmy być mu posłuszni.

13 maja 1917 roku, nieco ponad rok po pierwszej wizycie anioła, dzieci jak zwykle wypasały owce. Znajdowały się w wielkiej dolinie, znanej jako Cova da Iria, około półtora kilometra od swoich domów w Fatimie. Dolina była dość kamienista, brakowało w niej trawy i wody dla owiec. Nie można było jednak nic na to poradzić, gdyż dobre pastwiska należały do ludzi, którzy nie życzyli sobie, by dzieci wypasały swoje stada na ich terenie.

Po zjedzeniu drugiego śniadania i odmówieniu Różańca, cała trójka rozpoczęła omawianie planów na popołudnie. W co mają dziś się bawić?

– Są tu całkiem ładne kamienie – powiedział Franciszek z nadzieją. – Mógłbym zbudować dom…

Tym razem Łucja nie protestowała. Było piękne, słoneczne popołudnie i minęło już wiele dni, odkąd ostatnio budowali dom.

– Dobrze – rzekła. – Chodźmy.

Gdy biegły przez pole, niebo przeszyła nagle świetlista błyskawica. Łucja zatrzymała się zaskoczona. Błyskawica? W takie piękne, wiosenne popołudnie? Niemożliwe! Franciszek i Hiacynta także stanęli jak wryci, ale na ich twarzach pojawił się wyraz rozczarowania.

– Widziałaś to, Łucjo? Chyba będzie padać!

Dziesięciolatka spojrzała z powątpiewaniem na niebo.

– Może nie będzie to jakaś wielka burza.

– Nigdy nie wiadomo. A na wzgórzach błyskawica jest bardzo niebezpieczna. Może nas wszystkich zabić w ułamku sekundy!

Franciszek przytaknął.

– Myślę, że powinniśmy zagonić owce i wracać do domu – powiedział. – Zadmę w róg, żeby zaczęły biec.

Gdy dzieci skierowały się na środek pola, na niebie rozbłysła kolejna oślepiająca błyskawica. Cała trójka aż podskoczyła ze strachu, a następnie rozejrzała się ostrożnie dookoła. A jeśli uderzy w nich straszny piorun? Wtedy spojrzenia dzieci zatrzymały się na małym dębie stojącym zaledwie kilka metrów od nich. Ich wzrok przyciągnęło światło rozbłyskujące pośród najwyższych gałęzi drzewa. Ależ to prawdziwy cud! Światło układało się w przepiękną postać kobiety! Stała tam, na szczycie niewielkiego dębu, ze stopami ukrytymi za lśniącym obłokiem!

Dzieci cofnęły się przestraszone, ale każde z nich czuło, że ta Pani jest miła i dobra. Jak mogłoby być inaczej? Była jak anioł, tylko że znacznie piękniejsza od niego. Miała na sobie długą białą suknię, a brzegi białej chusty przykrywającej Jej głowę i ramiona ozdobione były lśniącym złotem. Dłonie trzymała złożone przed sobą, a z Jej prawej ręki zwisał przepiękny różaniec z białych pereł ze złotym krzyżykiem.

– Nie lękajcie się – powiedziała łagodnie. – Nie zrobię wam krzywdy.

Uspokojona Łucja odważyła się podejść nieco bliżej do drzewa.

– Skąd przybywasz? – spytała. – Czego chcesz?

Piękna Pani odpowiedziała:

– Przybywam z Nieba. Przyszłam prosić was, byście przychodzili tu o tej porze trzynastego dnia każdego miesiąca przez pół roku. Później powiem wam kim jestem i czego chcę. Potem wrócę tu jeszcze po raz siódmy.

W tym momencie strach Łucji zniknął całkowicie.

– Przybywasz z Nieba? Czy ja też tam pójdę?

– Tak.

– A Hiacynta?

– Hiacynta również.

– A Franciszek?

Pani spojrzała na stojącego przed nią dziewięcioletniego chłopca.

– Tak, ale najpierw będzie musiał odmówić wiele Różańców.

Nagle Łucja przypomniała sobie o dwóch dziewczynkach, Marii das Neves i Amelii, które zmarły niedawno w wiosce. Skoro piękna Pani przybywała z Nieba, może mogła im powiedzieć, czy ich dusze były teraz z Bogiem. Z lekką nieśmiałością zapytała o Marię.

– Jest w Niebie – odparła Pani.

– A Amelia?

– Będzie w czyśćcu do końca świata.

Przez chwilę zrobiło się cicho. Wtedy Pani zapytała dzieci, czy są gotowe ofiarować się Panu Bogu i wziąć na siebie wszelkie cierpienia, które na nie ześle jako akt pokuty za grzechy popełniane przeciw Panu Bogu i jako prośbę o nawrócenie grzeszników.

– O tak! – odparła Łucja. – Jesteśmy gotowi!

– W takim razie czeka was dużo cierpień. Jednak miłosierny Bóg będzie was umacniał.

Tajemnicza Pani jeszcze raz nakazała dzieciom, by codziennie odmawiały Różaniec za pokój na świecie i za zakończenie wojny, a następnie zaczęła przesuwać się na wschód. Dzieci w zachwycie obserwowały, jak Jej sylwetka unosi się znad małego drzewa ku słońcu, zalewając olśniewającym blaskiem całe pastwisko. Po chwili postać zniknęła. Pozostało tylko słońce.

Mali pastuszkowie powoli przychodzili do siebie. Ich serca przepełniał smutek i teraz, gdy pięknej Pani już z nimi nie było, ogarnęło ich uczucie ogromnej samotności. Pocieszała ich jedynie dana im obietnica, że jeszcze tu wróci.

Gdy dzieci uświadomiły sobie ogromną wagę cudu, jakiego doświadczyły, do Łucji jako pierwszej dotarło, że tylko ona rozmawiała z tajemniczym gościem. Franciszek i Hiacynta milczeli przez cały czas, czyli około dziesięciu minut. Wtedy też wyszedł na jaw kolejny fakt. Otóż okazało się, że choć do Hiacynty dotarło wszystko, co mówiła przepiękna nieznajoma, Franciszek nie słyszał ani słowa. Mógł ją tylko widzieć.

– Powiedzcie mi, co mówiła piękna Pani! – błagał chłopiec. – Proszę!

Łucja opowiedziała mu wszystko, a Hiacynta przysłuchiwała się temu ze lśniącymi oczami. Ach, jaki piękny był ten dzień! Wspanialszy nawet od tych, kiedy ukazywał się im anioł. Z ogromną radością przepełniającą jej serce, Hiacynta wciąż wykrzykiwała:

– Och, jaka piękna Pani!

Nagle jednak wydała z siebie krzyk przerażenia.

– Łucja! Owce! Odłączyły się od stada!

To była prawda. Część owiec przeszła na sąsiednie pastwisko. Dzieci popędziły co tchu, by przegonić zwierzęta z cudzej ziemi.

Chwilę później Łucja podeszła do kuzynów zaniepokojona.

– Lepiej nie mówmy nikomu o pięknej Pani – powiedziała.

– Nikt by nam nie uwierzył – dodał Franciszek.

– Powiedzieliby pewnie, że na tym drzewie nigdy nie stała żadna świetlista Pani, cała w bieli i złocie.

– Moja mama powiedziałaby, że kłamię – stwierdziła Hiacynta. – A potem by na mnie okropnie nakrzyczała.

Dzieci postanowiły więc, że zachowają wszystko w tajemnicy, jak to robiły wcześniej w przypadku Anioła Pokoju. Tej nocy, gdy Łucja zostawiła kuzynów i wracała do domu, zdawało się jej, że prawie unosi się w powietrzu ze szczęścia. Jak cudownie było wiedzieć, że przepiękna Pani pojawi się znowu! I znowu, i znowu!

– Jeszcze pięć razy – myślała uszczęśliwiona – trzynastego czerwca, lipca, sierpnia, września i października. Och, jak cudownie!

Żegnaj słodka tajemnico!

Hiacynta nie potrafiła ukryć swego szczęścia i po powrocie do domu opowiedziała rodzinie wszystko o przepięknej Pani.

– Jaka piękna Pani?

– Pani cała w bieli i w złocie. Stała na szczycie małego drzewa w Cova da Iria… Obiecała zabrać nas do Nieba.

– Dziecko, co ty mówisz?

– Musimy wszyscy odmawiać codziennie Różaniec, bardzo szczerze. I musimy też cierpieć. Wtedy grzesznicy zostaną nawróceni i skończy się wojna.

Franciszek musiał przyznać, że jego siostra mówi prawdę.

Zdumienie mamy nie znało granic. Co to za bzdury? Jeśli Franciszek i Hiacynta zmyślili tę historię tylko po to, by zwrócić na siebie uwagę…

– Nie, nie! – zawołały dzieci, bojąc się, że zostaną ukarane. – Zapytaj Łucji, mamo! Ona była z nami. Może potwierdzić, że to wszystko prawda!

cdn.

Mary Fabyan Windeatt

Powyższy tekst jest fragmentem książki Mary Fabyan Windeatt Dzieci z Fatimy.