Rozdział drugi. Czy indyferentyzm ma rację bytu

„Wzrośliśmy wszyscy wśród dziwnego świata, Co się zapału i uniesień wstydzi, Co każdym wzniosłem uczuciem pomiata I wszędzie szuka śmieszności i szydzi” (1).

Tak skarży się niedawno zmarły poeta, a jego jęk serdeczny przebrzmiał niezrozumiany i świadczyć tylko będzie o społeczeństwie, które wynosi dzisiaj do wysokości najwznioślejszej zasady „juste milieu”, „aurea medietas” we wszystkich objawach życia.

Cóż więc dziwnego, że w rzeczach religii panuje taż sama „aurea medietas”. „Indyferentyzm – to wysoce humanitarna idea; cóż może być szlachetniejszego nad równomierne traktowanie wszelkich wierzeń. Taki pogląd stawia człowieka wyżej ponad wszelkie spory teologiczne i zapewnia mu spokój”, a niech nikt się nie waży go naruszać, bo w tych rzeczach spotka się z nieubłaganym „noli me tangere”.

Zostawimy go zatem w spokoju, a z daleka tylko przypatrzmy się podstawie, na której spoczywa ta wielka idea.

Czy znacie jakąkolwiek półprawdę?

Półprawdę – nie słyszeliście nigdy nawet takiego wyrazu. Wiemy, że są hipotezy, to jest przypuszczenia, oparte na jakichś wnioskach, mniej więcej uzasadnionych, ale wiemy, że i hipoteza ostatecznie jest prawdą, albo nieprawdą, ale nie istnieje żadna półprawda; jest tylko albo prawda, albo jej zaprzeczenie, „medium non datur”; a więc tam, gdzie mamy określoną prawdę, „aurea medietas”, „juste milieu” nie ma najmniejszej racji bytu, i tu stosuje się najprostsza elementarna zasada logiki, że „idem esse et non esse sub eodem respectu – eodem tempore – repugnat”; że być i nie być pod tym samym względem i w tymże czasie – jest sprzecznością.

I jeżeli Kościół katolicki podaje nam jako regułę życia słowa Pisma Świętego „wiara bez uczynków martwą jest”, twórca zaś protestantyzmu głosi przeciwnie kompletnie: „sacrilegium est velle placere Deo per opera et non per solam fidem”, oba te twierdzenia prawdą być nie mogą; jedna tu może być tylko prawda – i człowiek, któryby obie zasady uznawał za jednakowo słuszne, dobre, prawdziwe, niech wybaczy, że mu wprost powiemy, ale ubliża on swojej godności, bo zdradza, że nie stosuje w swoich przekonaniach najbardziej elementarnej logiki.

Gdy indyferentyzm wszystkie wyznania, nawet najsprzeczniejsze, uznaje za dobre, prawdziwe, czy na tej podstawie spoczywa?

Ale któż zważa na fundamenty; indyferentyzm przedstawia się nam humanitarnym z innego powodu; nie chce żadnemu Kościołowi ubliżać, przyznając jednemu wyłączną słuszność; mniejsza o to, że tu się działa jakoś nielogicznie, ale dlaczego istnieją wyznania różne, jeżeli jest tylko jeden Kościół prawdziwy; mógłby Pan Bóg ten jeden na świecie zostawić i wszystkie inne wszechmocą swoją usunąć.

W pracowni artysty jakaś gorączkowa panuje praca; pod uderzeniem młota spadają przepalone kawały czarnej gliny, natomiast wychyla się coraz pełniej, coraz okazalej olbrzymi posąg, którego kształty mogą trwać długie wieki, bo są z brązu; w tych rysach ciemnych, ale regularnych liczne pokolenia widzieć będą uzmysłowienie wielkiej miłości, wielkiego serca, które kochać umiało za miliony; może czerpać będą zachętę do pracy i wytrwałości na drodze cnoty i obowiązku, a niejedna zabłyśnie łza na oku przechodnia, szlachetne uczucia wstrząsną jego duszą. Lecz cóż się dzieje z gliną, która pierwotnie te same miała rysy i swoim oporem przeciwko roztopionym metalom przyczyniła się do uwydatnienia myśli artysty; czemu nie składacie jej obok posągu i nie otaczacie równym szacunkiem; artysta precz ją wyrzuca, gdy spełniła swoje zadanie i jedynie o to się troszczy, aby nadal miejsca nie zawalała; leży przez chwilę nawet w tej samej pracowni, ale po dniach niewielu śladu z niej nie ma.

Dziwna rzecz. W Piśmie Świętym czytamy słowa: „oportet haereses esse”, i gdy zważymy na dzieje Kościoła, spostrzegamy, że z kolei i systematycznie wszystkie dogmaty katolickie występowały w całej jasności przez opozycję błędów najrozmaitszych. Nie one stworzyły naukę Kościoła; w ręku Chrystusa Pana, jak chwilowe narzędzia, uwieczniały rysy tego dzieła, które stworzył Bóg już w chwili zesłania Ducha Świętego, i dziś cały szereg herezji zna tylko historia; to gnostycy, antytrynitarze, arianie, monoteleci, monofizyci, duchoborcy, nestorianie, anabaptyści, pelagianie; i jakże, czy ten gruz przepalony i potłuczony stawiać będziecie na równi z posągową wspaniałością Kościoła?

Darujcie mi to porównanie, ale chociaż jeszcze nie wszystkie błędy uprzątnął Pan Bóg z domu swojego, mamy prawo użyć takiego porównania, gdy Klaus Harms, protestant, szczerze wyznaje: „Idea reformacji postępuje ustawicznie, bo już reformuje liberalizm na poganizm, a religię chrześcijańską – precz ze świata!”. Dopuszcza więc Pan Bóg istnienie błędnych wyznań na świecie, ale czy daje prawo wyboru?

A właśnie, pozostawia prawo wyboru, gdy mówi: „Wzywam świadków dziś nieba i ziemi, żem położył przed was żywot i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Obierajże tedy żywot, abyś i ty żył i nasienie twoje i miłował Boga swego i był posłuszny głosowi Jego, i stał przy Nim, bo On jest żywotem twoim i przedłużeniem dni twoich” (Pwt 30, 19). Zostawia ci wolną wolę, ale gdy jeden wzniósł Kościół, nie jest obojętny na to, co ty wybierzesz. On, „który chce, aby wszyscy ludzie byli zbawieni i przyszli ku uznaniu prawdy, (tu rację wskazuje) bo jeden Bóg i jeden pośrednik Boga i ludzi – człowiek Chrystus Jezus” (1 Tm 2, 4. 5). A gdy jeden tylko jedyny swój Kościół zakładając Zbawiciel zapewnił nas, że „kto nie jest ze mną, jest przeciwko mnie” (Łk 11, 23), jakże więc pogodzić indyferentyzm z prawem Bożym?

Jeżeli ktokolwiek jeszcze tłumaczy zasadę indyferentyzmu względami szlachetności, otwarcie mu wyznać trzeba, że działa pod wpływem zasady wysoce nieszlachetnej.

Człowiek, który w naszych czasach czuł dużo i dużo przebolał – widząc obojętność religijną współczesnych – i w swoich pismach wylał potok żywych napomnień, Ernest Hello, o indyferentyzmie krótką uczynił uwagę: „Cóż byście powiedzieli o lekarzu, który wezwany do waszej chorej matki, wzbraniałby się jej leczyć przez wzgląd na jej chorobę. Bo wreszcie, rzekłby lekarz, między chorobą a zdrowiem chcę bezstronne zająć stanowisko. Jestem eklektykiem i nie wiem, dla jakiej dobrej racji choroba miałaby być gorszą od zdrowia. Cholera może dać ci poznać pewnego rodzaju kurcze, które bez niej pozostałyby ci nieznane. Trzeba ci wszystkiego doświadczyć, wszystkiego spróbować, a dlaczego nie spróbować cholery” (2).

Prawda, że inaczej sądzisz, gdy idzie o zdrowie ciała; tam indyferentyzmu nie znosisz, tu zaś w rzeczach duszy twojej skończyć się może tylko na twoim własnym potępieniu wiekuistym; a cóż komu do tego, powiadasz, nie ma prawa w to się wtrącać nikt, bo to są sprawy twoje osobiste.

Masz słuszność. Tylko Pan Bóg zainteresowany jest twoim zbawieniem, i w Jego imieniu sługa Boży, kapłan, otwiera ci oczy, i nikt więcej o twoje własne dobro wiekuiste nie dba.

Ale nam wszystkim, całemu ogółowi idzie tu o nasze własne dobro; cały organizm nie jest obojętnym, gdy w jednym jego punkcie grozi gangrena; nie, nie patrzy obojętnie na to całe społeczeństwo, gdy jeden jego członek we własnej duszy niszczy religię, gdy pozornie wszystkie wyznania ceni jednakowo, a w duszy jest bez żadnego wyznania; nie może społeczeństwo obojętnie patrzeć, że ty w twej duszy niszczysz podstawy pokoju, moralności, prawa, wywracasz porządek społeczeństw chrześcijańskich, bo choć ty jesteś jego milionowym zaledwie atomem, takim jest wszakże społeczeństwo, jakim ty jesteś; takim stać się może, jeśli cię nie uleczy; twoje dobro wszyscy uważamy za wspólne nasze szczęście, twoje błędy wszyscy odczuwamy, jako wspólne nasze nieszczęście; jakim ty jesteś dzisiaj, jutro widzieć będziemy dziesiątki i w tobie jednym przewidywać możemy spełnienie się słów proroka Izajasza o ludach w ich stosunku do Kościoła katolickiego: „Gens quae non servierit tibi, peribit” (Iz 60, 12).

Mamy prawo odwołać się do twej szlachetności, jeżeli św. Paweł niegdyś w imieniu całego Kościoła mówił: „A żądamy, aby każdy z was to staranie okazał… aby który korzeń gorzkości w górę wyrastając, nie przeszkadzał, a przezeń wielu się nie pokalało… Albowiem przystąpiliście do góry Syjonu i miasta Boga żyjącego… i Jezusa, pośrednika Nowego Testamentu… Patrzcież, abyście nie wzgardzili tym, który mówi. Bo jeśli oni nie uszli, gardząc tym, co na ziemi mówił, daleko więcej my, którzy odwracamy się od Tego, który z nieba mówi” (Hbr 6, 11; 12, 15. 22. 24. 25).

Nie, indyferentyzm nie ma racji; nie ma racji bytu wobec wymagań rozumu, wobec prawa Bożego; jest nieszlachetną zasadą, i mógł Ojciec Święty Pius IX powiedzieć, że „ten błąd, usuwając religię, niszczy wszelkie zasady prawa, sprawiedliwości, cnoty”.

Słuchajmy głosu Pańskiego: „Kto nie jest ze mną, przeciwko mnie jest (tu nie ma miejsca na indyferentyzm). A kto ze mną nie zbiera, ten rozprasza” (3).

Bp Adolf Szelążek

(1) Adam Asnyk, t. I, s. 72.

(2) „Słowo”, 97, r. 138.

(3) Tekst za: Nauki apologetyczne zastosowane do potrzeb i wymagań inteligencji, opracował Ks. Adolf Szelążek (M. Ś. T., regens Konsystorza Płockiego, profesor seminarium), Warszawa 1901, s. 297–306. Pozwolenie Władzy Duchowej: approbatur: Warszawa, 24 lipca (6 sierpnia) 1900, Iudex Surrogatus Canonicus Metropolitanus Leopoldus Łyszkowski, secretarius R. Lasocki; „Nauki apologetyczne”, nr 3722.

Powyższy tekst jest fragmentem niewydanej książki Laicyzm potępiony przez papieży.