Rozdział czwarty. Życie w Prouille

Przez następne kilka tygodni Dominik miał okazję porozmawiać z dziewięcioma heretyczkami w swej kapliczce w Fanjeaux.

– Moje córki, cóż za szkoda, że upieracie się, by trwać w mocy szatana! – rzekł do nich. – Jak możecie mieć nadzieję, że będziecie kiedykolwiek szczęśliwe?

Z grupki kobiet od razu rozległy się okrzyki protestu. W mocy szatana? To nieprawda! Przecież były kobietami szlachetnie urodzonymi, z wykształceniem! Ich rodziny zaliczały się do najbogatszych i najbardziej znaczących rodów w całej okolicy. Nawet książę Rajmund z Tuluzy i książę Roger z Beziers, potężni sprzymierzeńcy albigensów, z radością przyjmowali je do grona swych przyjaciół.

– To ty jesteś we władzy szatana, ojcze – oznajmiła młoda dziewczyna o imieniu Gentiana. – Ty i ci wszyscy wędrowni kaznodzieje, którzy przemawiają w naszych miastach.

– Racja! – wykrzyknęła kobieta zwana Klarettą. – I wasz biskup Diego, to zwykły hipokryta! Przyjrzałam mu się uważnie, więc wiem!

– Wydaje mu się, że może tu przychodzić i mówić nam, co mamy robić!

– Niech wraca do Hiszpanii gdzie jego miejsce!

– I opat z Citeaux też niech wraca do siebie!

– Ze swoimi mnichami!

– Racja! Mamy dość wtrącania się w nasze sprawy!

Dominik nie zwracał uwagi na ten wybuch złości.

– Jesteście we władzy szatana, moje nieszczęsne dziatki – powtórzył. – Same nie wiecie, co mówicie.

Po czym dalej opowiadał im o Ojcu w Niebie i Kościele założonym przez Jego Syna na ziemi mniej więcej dwanaście wieków wcześniej. Oczywiście jest to prawdziwy Kościół i tylko przez jego naukę można dostąpić wiecznego szczęścia w niebie.

– Jak mógłby Kościół prawdziwy nauczać nieprawdy? – zapytał tocząc żarliwym spojrzeniem od jednej wrogiej twarzy do drugiej. – Jak to możliwe żeby sakramenty były złem, skoro ustanowił je sam Bóg, który jest dobry?

– Nie zapominaj ojcze, że jest dwóch, dobry i zły – zadrwiła trzecia kobieta. – Każde dziecko wie o tym!

Dominik umilkł na chwilę, a jego spojrzenie było pełne współczucia. Cóż za ignorancja! Co za uparte uprzedzenia! Lecz Najświętsza Panna wiedziała o wiele więcej od niego.

– Najdroższa Matko, pomóż mi je oświecić! – poprosił. – Nawet, jeśli to heretyczki, to pozostają Twoimi dziećmi.

Po chwili znowu zaczął mówić. W prostych słowach wyjaśnił, że nawet drobne kłamstwo ma moc zasmucania i niszczenia. Co zatem z wielkimi kłamstwami? Kłamstwami, które dotyczą Boga i Jego przykazań? Przeznaczenia całych narodów?

– Diabeł jest ojcem pierwszego i najgorszego kłamstwa – oznajmił. – Okłamał Ewę w rajskim ogrodzie. Sprawił, że zwątpiła i straciła wiarę w to, co Bóg jej powiedział. Obiecał jej wielką władzę i szczęście pod warunkiem, że zje zakazany owoc. Ale czy zaznała władzy i szczęścia? Czy zaznała czegokolwiek oprócz bólu, zgryzoty i wygnania?

Nagle straszny krzyk rozdarł ciszę w kaplicy.

– Och! Ojcze! Spójrz!

Naraz wszystkie spojrzenia zwróciły się na kobietę o imieniu Kortolana. Blada jak śmierć, wyciągała drżący palec w stronę czegoś, co skradało się przejściem. Wszystkie spojrzały na to, a ich oczom ukazał się odrażający widok. Było to zwierzę podobne do dużego, czarnego kota, ale to nie był kot! Miało oczy byka, ociekający śliną czerwony język długości piętnastu centymetrów, i długi zmierzwiony ogon jak u psa. A kiedy przemykało się tak ukradkiem, węsząc i warcząc, toczyło błyszczącymi oczami na wszystkie strony jakby szukając ofiary.

Wszystkie serca ścisnęły się przerażeniem. Cóż to był za stwór? Skąd przybył? Co zamierzał zrobić?

– Ojcze, nie pozwól temu mnie dotknąć! – wrzasnęła Klaretta.

– Nie! Nie! – krzyknęła Gentiana.

Wszystkie kobiety naraz podniosły krzyk. Dominik nie poświęcił im wiele uwagi, ponieważ wpatrywał się w przerażającą bestię, która podchodziła doń coraz bliżej. Nagle jego twarz przybrała srogi wyraz, a dłoń podniósł w górę w geście groźby.

– Odejdź szatanie! – rozkazał. – W imię jedynego prawdziwego Boga!

Zwierzę znieruchomiało z pałającymi ślepiami, a po chwili warcząc wściekle dało susa ponad głowami kobiet, na moment zawisło na sznurze od dzwonu zwisającym przy ścianie, a potem zamieniło się pod sufitem w chmurę cuchnącego dymu.

Kobiety na chwilę oniemiały w osłupieniu, a potem wszystkie naraz wybuchnęły płaczem.

– Och, ojcze… Ocaliłeś nam życie!

– Już miał skoczyć, kiedy przemówiłeś!

– Jeszcze chwila a wydrapałby nam oczy!

Dominik, choć blady, przeszedł pewnym krokiem wzdłuż przejścia pocieszając swoją trzódkę.

– Nie lękajcie się, moje dziatki – rzekł łagodnie. – To okropne stworzenie już odeszło.

Gentiana klasnęła w ręce.

– Ale cóż to było, ojcze? – zaszlochała rzucając krótkie przerażone spojrzenie na sufit.

Dominik zawahał się.

– To był diabeł w jednej ze swych przerażających postaci – odpowiedział. A później na nowo podjął opowieść o Bogu, o Jego Kościele, o straszliwej herezji albigensów, która miała na celu rozedrzeć Kościół na strzępy, dokładnie tak samo jak przerażająca bestia widziana przed chwilą chciała rozszarpywać ludzkie ciała.

Mówiąc, Dominik obserwował ich twarze. Jak wielka zaszła w nich zmiana! Jeszcze kilka minut wcześniej kobiety gotowe były sprzeczać się a nawet go wyśmiewać. Teraz gorliwie słuchały każdego jego słowa.

– Och, ojcze! Wierzymy we wszystko, co mówisz! – wykrzykiwały. – Byłyśmy w błędzie, w strasznym błędzie! Co musimy zrobić by naprawić nasz błąd?

Serce Dominika rosło, gdy omiatał spojrzeniem zebraną przed nim grupkę. Dziewięć nawróconych za jednym zamachem! Przez trzy lata nauczania ani razu nie odniósł takiego sukcesu. Jednak, gdy przemówił, jego głos był spokojny.

– Musicie pójść do spowiedzi – rzekł – i zaprzeć się publicznie heretyckiej wiary. A po tym…

– Tak? – wtrąciła szybko Gentiana. – A co mamy zrobić potem?

Dominik uśmiechnął się.

– Myślę, że Najświętsza Panna udzieli ci odpowiedzi na to pytanie – powiedział. – Musimy prosić Ją, aby pomogła nam dowiedzieć się, jaki Bóg ma wobec ciebie plan.

Po tygodniach modlitw i rozmyślań Dominik był zadowolony, że otrzymał odpowiedź Matki Boskiej. Dziewięć świeżo nawróconych kobiet nie miało łatwego życia w domach od czasu nawrócenia. Najlepiej byłoby znaleźć im inne miejsce zamieszkania.

– W Prouille – powiedział Dominik do Diego. – Och, ekscelencjo, jestem pewien, że Maryja pragnie by te dziewięć kobiet osiedliło się tam!

– W klasztorze?

– Tak, ekscelencjo, w klasztorze przy tej niewielkiej kapliczce. Będą mogły tam się modlić o powodzenie naszej pracy i opiekować się innymi nawróconymi kobietami, które im przyślemy. Może mogłyby też wziąć pod opiekę kilkoro dzieci i tym samym ocalić je od herezji!

W oczach Diega malowało się zamyślenie.

– To jest dobry pomysł – powiedział. – W końcu praca taka jak nauczanie nie daje wiele pożytku bez wsparcia modlitwy i dobrych uczynków.

Dziewiątka kobiet nawróconych przez Dominika była bardziej niż chętna do sformowania religijnej wspólnoty, zatem poczyniono ustalenia z biskupem Foulquesem z Tuluzy, że kościół Matki Boskiej z Prouille, wraz z otaczającymi go terenami zostanie oddany pod ich opiekę. Do 22 listopada, cztery miesiące po tym jak Dominik ujrzał tajemniczą kulę białego ognia, która zawisła nad opuszczonym budynkiem, wybudowano niewielkie domostwo. A już 27 grudnia dziewięć kobiet wprowadziło się doń, by rozpocząć żywot zakonny.

Reguła, jaką Dominik ustanowił dla swej nowej wspólnoty, kładła wielki nacisk na modlitwę i pokutę. Podczas gdy on sam, wraz z biskupem Diego i pomocnikami, głosił prawdziwą wiarę w okolicy, siostry z Prouille miały błagać o potrzebne im łaski. Kilka razy dziennie miały zbierać się, tak samo jak kaznodzieje, odmawiając oficjalną modlitwę Kościoła – brewiarz. Nie wolno im było opuszczać domu zakonnego i miały przestrzegać ścisłej klauzury. Musiały zachowywać milczenie przez cały dzień z wyjątkiem krótkich przerw na rekreację. Chociaż wszystkie pochodziły ze szlacheckich rodów, miały wykonywać proste obowiązki biedoty, takie jak przędzenie i tkanie. A i to nie wszystko. W kilka dni w tygodniu obowiązywał post, jeść wolno było niewiele, nakazano im też inne wyrzeczenia ofiarowywane Bogu.

– Powiedzcie mi, czy to nowe życie jest dla was zbyt ciężkie? – spytał pewnego dnia Dominik z niepokojem.

Spojrzenie Gentiany było pełne spokoju.

– Och, ojcze, myślę, że żadne poświęcenie nie jest zbyt ciężkie, gdy wiem, że od niego zależy zbawienie dusz dla niebios – oznajmiła.

Jej siostry w wierze – Kortolana, Klaretta, Berengaria, Adelajda, Jordana, Wilhelmina i Ryszarda – zgodziły się z nią gorąco. Mimo niechęci przyjaciół i krewnych, w Prouille czuły się niezwykle szczęśliwe. Cóż to była za radość nosić lniany welon i prosty habit z białej wełny, ofiarowane im przez Dominika! Czuły się zaszczycone, że mogą u jego boku odegrać swoją rolę w uwolnieniu Francji od herezji.

– Pomagamy ci ojcze, czyż nie? – pytały. – Czy w naszym nowym życiu zadośćuczynimy za nasze grzechy i grzechy innych?

Dominik zawsze zapewniał je:

– Dopiero po śmierci dowiecie się jak dalece! Przez następne miesiące życie w Prouille toczyło się spokojnym, uporządkowanym rytmem, zakłócone tylko jednym wydarzeniem. Biskup Diego oznajmił, że zamierza wracać do Osmy. Przebywał ponad dwa lata z dala od swej diecezji, gdzie na jego powrót oczekiwało wiele ważnych spraw.

Choć i Dominik i jego duchowe córki byli bardzo poruszeni wyjazdem swego dobrego przyjaciela i przełożonego, to jednak wiele mu zawdzięczali. Na przykład, mieli teraz liczne nawrócenia spowodowane kazaniami wygłaszanymi przez Dominika i jego pomocników w mieście i okolicznych wioskach. Poza tym, samo Prouille zaczęło się rozrastać. Niedawno przyjęto dwie dziewczynki z Fanjeaux do nowicjatu, a siedmioro czy ośmioro dzieci rodzice przyprowadzili do klasztoru, by pobierały tam chrześcijańskie nauki. Dzięki wpływom biskupa Foulquesa z Tuluzy, klasztor otrzymywał w darze pieniądze i ziemie. Niedaleko kościoła Matki Bożej wznoszono nowy budynek, który, jeśli Bóg pozwoli, miał służyć za stale domostwo dla Dominika i jego kaznodziejów.

– Pewien jestem, że to wszystko dzięki naszemu oddaniu Matce Bożej – oznajmił Dominik. – Chciałbym, by cały świat dowiedział się, jaką moc czynienia dobra ma ukochana przez Nią modlitwa – Różaniec!

Zarówno siostry z Prouille jak i księża-pomocnicy podzielali pogląd Dominika. Zmówienie Zdrowaś Maryjo zajmowało tylko kilkanaście sekund. Nawet sto pięćdziesiąt Zdrowaś Maryjo – Psałterz Naszej Pani, czy też po prostu: Różaniec – zajmowało stosunkowo niewiele czasu.

– Pewnego dnia – mawiali – cały świat pozna potęgę tej modlitwy!

Jednak zgromadzeniu nie było pisane długo cieszyć się spokojem. Pewnego dnia w roku 1208 do Prouille dotarły wstrząsające wieści. Ojciec Piotr (ten sam, który jako pierwszy pracował z albigensami) został znaleziony okrutnie zamordowany przez heretyków. Krążyły pogłoski, że innych księży uparcie głoszących nauki Kościoła Rzymskiego, miał czekać taki sam los.

– Klechy, mamy dość waszego wtrącania się w nasze sprawy! – brzmiała wiadomość od przywódców herezji. – Wynoście się z południa Francji!

cdn.

Mary Fabyan Windeatt

Powyższy tekst jest fragmentem książki Mary Fabyan Windeatt Święty Dominik.