Rozdział czwarty. Trzy małe świnki

Żyła sobie kiedyś stara maciora, która miała trzy małe prosiaczki. Świnki rosły tak szybko, że maciora uznała, iż czas, aby poszły w świat i same zaczęły się o siebie troszczyć. Pewnego dnia zwołała więc je wszystkie i powiedziała im co mają zrobić.

– Moje drogie dzieci – rzekła. – Już czas, abyście przestały mówić „Kwi, kwi, kwi” i nauczyły się mówić „Chrum, chrum, chrum”, tak jak ja mówię. W domu nigdy nie nauczycie się dorosłego życia, musicie więc pójść w świat szukać szczęścia.

Najstarsza świnka była zachwycona, że może odejść, i wyruszyła w drogę dumnie, bo czuła się już wystarczająco dorosła i uważała, że wie już wszystko, co trzeba.

Nie uszła daleko, gdy spotkała człowieka niosącego słomę.

– Dobry człowieku – powiedziała świnka uprzejmie – czy dasz mi trochę słomy, abym mogła zbudować sobie dom?

Świnka dostała od razu słomy i zbudowała sobie wspaniały dom i była bardzo z siebie zadowolona.

Niebawem przebiegał tamtędy szary wilk. Kiedy zobaczył dom ze słomy, zatrzymał się i zapukał do drzwi, wołając:

– Świnko, świnko, wpuścisz mnie?

– Na włos na mej brodzie, o nie, nie, nie! – odpowiedziała świnka.

– A więc dmuchnę, chuchnę i domek twój zdmuchnę! – zawarczał wściekle wilk.

Dmuchnął, chuchnął i zdmuchnął domek świnki, a ją samą zjadł.

Kiedy druga świnka wyruszyła szukać szczęścia, spotkała człowieka niosącego naręcze kolcolistu.

– Czy dasz mi trochę kolcolistu, abym mogła zbudować sobie dom? – zapytała świnka i człowiek dał jej to, o co prosiła.

Świnka zbudowała sobie piękny dom i właśnie siedziała sobie w nim zadowolona, kiedy drogą podkradł się stary, szary wilk. Pierwsza świnka była tak smaczna, że zapragnął następnej, więc bardzo się ucieszył, gdy zobaczył dom z kolcolistu. Podszedł do drzwi frontowych i głośno zastukał wołając:

– Świnko, świnko, wpuścisz mnie?

– Na włos na mej brodzie, o nie, nie, nie! – odpowiedziała świnka rezolutnie.

– A więc dmuchnę, chuchnę i domek twój zdmuchnę! – zawarczał niezadowolony wilk.

Dmuchał i chuchał, dmuchał i chuchał, aż w końcu zdmuchnął domek świnki, a ją samą pożarł.

Trzecia świnka była o wiele mądrzejsza niż dwie pozostałe i kiedy ruszyła w świat, nie miała zamiaru budować domku ze słomy ani z kolcolistu, ale szła dopóki nie napotkała człowieka, który prowadził wóz załadowany cegłami.

– Właśnie tego potrzebuję – powiedziała do siebie świnka. Poprosiła więc owego człowieka, by zostawił jej tyle cegieł, aby mogła wybudować sobie domek. Dostała ich tyle, ile potrzebowała.

Wybudowała więc sobie wygodny, mały domek z ładną kuchnią i dużym kominem. Pomalowała drzwi wejściowe na zielono i zamocowała na nich mosiężną kołatkę. Potem poszła na targ i kupiła dużo naczyń i bardzo dużą wazę do zupy.

Wkrótce potem przechodził drogą stary, szary wilk i kiedy zobaczył chatkę, podszedł do zielonych drzwi i zakołatał głośno nową kołatką.

– Świnko, świnko, wpuścisz mnie? – zawarczał.

– Na włos na mej brodzie, o nie, nie, nie! – odpowiedziała świnka, wyglądając ukradkiem zza fi ranek w kuchennym oknie.

– A więc dmuchnę, chuchnę i domek twój zdmuchnę! – zawarczał wściekle wilk.

Dmuchał i chuchał, dmuchał i chuchał, aż zabrakło mu tchu, ale wszystko na nic. Nie mógł zdmuchnąć mocnego domu z cegieł.

Musiał więc obmyślić jakiś inny plan, a ponieważ był bardzo przebiegłym, starym wilkiem, próbował przemawiać jak najmilszym głosem udając przyjazne zamiary.

– Mała świnko – powiedział. – Czy chciałabyś kilka dorodnych rzep? Mogę pokazać ci pole, na którym rośnie ich tyle, ile dusza zapragnie.

– Jesteś bardzo miły – odrzekła świnka. – Gdzie jest to pole i kiedy przyjdziesz je pokazać?

– Leży na farmie pana Rzepińskiego, przyjdę po ciebie jutro o szóstej rano – odpowiedział wilk.

Ale następnego dnia świnka sama poszła na pole rzepy o piątej rano i przyniosła do domu cały wór rzep, zanim zjawił się wilk.

Bardzo to rozzłościło wilka, ale starał się uśmiechać, jakby to był żart, i dalej przemawiał do świnki swoim „przyjaznym” głosem.

– Świnko – powiedział – a może chcesz ze mną pójść po jabłka?

– Bardzo ci dziękuję – odrzekła świnka. – Gdzie jest ta jabłoń i o której po mnie przyjdziesz?

– Jabłoń rośnie w sadzie pana Jabłońskiego, przyjdę po ciebie o piątej rano – odpowiedział wilk.

Oczywiście świnka wstała o czwartej i myślała, że zdąży wrócić z jabłkami, zanim nadejdzie stary wilk. Ale tym razem wilk także wstał o czwartej i zakradł się po cichu do sadu właśnie w momencie, kiedy świnka napełniała worek jabłkami. Jak tylko świnka spostrzegła wilka, tak okropnie się przeraziła, że najszybciej jak mogła wspięła się na jabłoń i spoglądała w dół zza gałęzi.

– Dzień dobry, panie Wilku – zawołała uprzejmie. – Czy chciałbyś, abym zrzuciła ci trochę jabłek?

I zaczęła trząść jabłonią starając się, by jabłka upadały jak najdalej od drzewa i toczyły się ze wzgórza w dół. Kiedy wilk pobiegł za nimi, świnka zeszła szybko z jabłonki, zarzuciła sobie wór na plecy i popędziła do domu. Ale chociaż biegła bardzo szybko, wilk był jeszcze szybszy i był coraz bliżej i bliżej. Prawie udało mu się załapać świnkę za koniuszek jej zakręconego ogonka, gdy znikała w zielonych drzwiach swojego domu. Jednak drzwi zatrzasnęły się tuż przed nosem wilka – tym razem śwince udało się umknąć i bezpiecznie schować.

Ale przebiegły, stary wilk udawał, że wcale nie był zły, i zaczął przemawiać słodkim głosem:

– Świnko – rzekł. – Czy wiesz, że dziś jest targ w miasteczku? Jeśli zechcesz ze mną pójść, przyjdę po ciebie o trzeciej po południu.

– Bardzo ci dziękuję – odpowiedziała świnka. – Będę gotowa o trzeciej.

Ale świnka poszła na targ na długo przed tym, zanim zegar wybił trzecią. Kupiła bańkę na mleko i wesoło toczyła ją przed sobą, gdy nagle zobaczyła, że na wzgórze wspina się podły, stary wilk.

Świnka ogromnie się przestraszyła, bo pomyślała, że tym razem wilk na pewno ją złapie i pożre. Nie miała gdzie się schować, więc wlazła do bańki, mając nadzieję, że uda jej się przeczekać w niej, aż wilk ją minie. Ale gdy tylko znalazła się w środku, bańka gwałtownie drgnęła i zaczęła toczyć się w dół ze wzgórza ze świnką w środku.

Bańka wyglądała tak przerażająco, kiedy mknęła drogą podskakując na wybojach, że stary wilk ogromnie przeraził się kiedy ją zobaczył, odwrócił się i zaczął uciekać najszybciej jak mógł. Gdy bańka zatrzymała się u stóp wzgórza, świnka wypełzła z niej i bezpiecznie zaniosła ją do domu.

Wkrótce stary wilk znów przybiegł i zakołatał do drzwi.

– Świnko – powiedział. – Dobrze, że nie poszłaś ze mną na targ, chociaż tak się umawialiśmy. Spotkałem po drodze okropnego potwora. Nie miał nóg, ale toczył się ze wzgórza tak szybko, że ledwo co udało mi się uciec przed nim.

– Cha, cha, cha! – zaśmiała się świnka. – A więc nie odgadłeś, że byłam w środku tego potwora. To była tylko moja bańka na mleko, którą kupiłam na targu.

Wówczas wilk tak się rozzłościł, że nie mógł już dłużej udawać miłego.

– Znajdę sposób, aby cię pożreć, choćbym miał wejść przez komin – zawarczał najgroźniej jak umiał.

Wtedy świnka pobiegła do kuchni, napełniła wodą największy garnek jaki miała i postawiła go na ogniu, by zagotować wodę. Nie upłynęło wiele czasu, a usłyszała w kominie złowieszcze skrobanie i domyśliła się, że to stary wilk. W jednej chwili podniosła pokrywkę garnka – w samą porę, bo wilk właśnie z hukiem wypadł z komina i wpadł wprost do wody. Zanim zdążył się wygramolić, świnka szybko nakryła garnek pokrywką i ugotowała z wilka zupę.

Potem wydała przyjęcie dla swoich przyjaciół i wszyscy byli szczęśliwi, że nie ma już starego, złego wilka, który czyha na dobre, małe świnki, aby je pożreć.

Amy Steedman

Powyższy tekst jest fragmentem książki Amy Steedman Najpiękniejsze bajki.