Rozdział czwarty. Przed domem. Po co mamy dzieci

Jaś właśnie opuścił swoje stanowisko na wieży wartowniczej z drewnianej skrzyni i najwyraźniej postanowił posprzątać przed domem. Na pewno by się przydało, bo wczoraj zapomniałam pozbierać wszystkie zabawki. Mój syn ma bardzo drastyczne sposoby – wszystko ląduje za ogrodzeniem. Są tam już niebieski samochodzik i kilka klamerek do bielizny, koło od konika i kilka gałęzi. Teraz pora na gumową laleczkę. Nie, za nic nie chce przejść pod siatką. Jasio usilnie próbuje ją przepchnąć, ale nie daje rady. Rozgląda się poirytowany dokoła, ale nie daje za wygraną. No ładnie, znalazł przerwę między słupkami. Lalka ląduje po drugiej stronie, i to daleko na chodniku. Jaś próbuje dojrzeć, gdzie poleciała. „O-ooo” – mówi, zdumiony jaka siła tkwi w jego małych rączkach.

Teraz szykuje się do natarcia na swoją wieżę – no chyba nie zamierza rzucać tą ciężką skrzynią! Udaje mu się przesunąć ją troszkę, ale na szczęście jego uwagę przyciąga wilgotne miejsce, gdzie stała skrzynia. Kuca obok, dokładnie przygląda się skrawkowi trawnika i mówi coś do siebie w niezrozumiałym dialekcie osiemnastomiesięcznych dzieciaczków. Następnie rozgląda się, ale widać nigdzie nie ma tego, czego szuka. Głęboko wzdycha, jakby miał przed sobą zadanie, które mimo wszystko musi wykonać, po czym klęka i zaczyna trzeć trawę obiema rączkami. Oj, synku, nie rób tak! Na pomoc! Ręczniki papierowe do akcji! Na szczęście mocno się nie ubrudził. Łaskawie pozwala żeby mu umyć rączki, z uśmiechem zabiera mi ręcznik i jak tylko się oddalam wraca do swego zajęcia, próbując wytrzeć wyimaginowaną wodę.

W końcu jest usatysfakcjonowany. Co teraz? Wszystkie zabawki załatwione? Nie, nie, zostało jeszcze kilka pomarańczowych klocków w rogu ogrodu. Mam szczerą nadzieję, że ich nie dojrzy. Ale nagła chęć sprzątania już się wyczerpała. Jaś siada i uważnie stawia jeden klocek na drugim. „Aaaa” – cieszy się i sięga po kolejny. Ale trzy klocki to już za dużo – wieża przewraca się i trzeba zaczynać od nowa.

Cokolwiek będzie robił, gdy dorośnie, już dziś Janek wykazuje instynkt i zdolność tworzenia, układania i zmieniania rzeczy dla dobra bliźnich i na chwałę Bożą. I dobrze, bo bez względu na swoje powołanie, nieuchronnie czeka go mycie naczyń i sprzątanie pokoju i wyrzucanie śmieci. Jak każdy inny chłopiec, będzie składał i malował modele pociągów i samolotów i będzie grzebał przy silnikach. Proszę Cię, Panie Boże, niech w dorosłym życiu dalej tworzy, pogłębiając swą mądrość i umiejętności, obojętnie będąc rolnikiem czy stolarzem, kopaczem rowów czy budowniczym mostów, konsultantem do spraw sprzedaży, specjalistą od dostaw, maszynistą czy lekarzem…

Och, udało mu się ustawić sześć klocków. Został mu jeszcze ostatni. Ojej, mój biedulku, wszystko się rozsypało! Jasio aż krzyknął ze złości. Kopie klocki i rozrzuca je po całym trawniku. Wstrętne klocki, głupie klocki – nic się nie chcą słuchać!

Zapewne gdybym była porządną matką od razu wybiegłabym na zewnątrz i starała się go pocieszyć. Czy na pewno? W końcu musi się przekonać, czy raczej przyzwyczaić, że całe życie będzie się uczyć, że materia nie będzie mu we wszystkim posłuszna, że rządzi się własnymi prawami, w tym prawem grawitacji. Musi wiedzieć, że sukces tkwi w tym, by postępować w zgodzie z tymi prawami, używając ich stosownie do własnych potrzeb. Gdybym miała za każdym razem gdy coś mu nie wyjdzie tulić go i pocieszać, wówczas nigdy nie pozbyłby się dziecięcego przekonania, że to wina tkwi nie w nim, tylko w rzeczach. Tak, tylko że chciałabym, żeby już przestał tak strasznie krzyczeć. Teraz wali z całej siły w drzwi, ale nie zamierzam zwracać na niego uwagi. Przygnębiony siada na schodkach. Mój biedny mały twórca!

Pocieszenie nadchodzi jednak bardzo szybko. Jasiek dostrzega ciasteczko, które mu zostawiłam na oparciu krzesła. Płacz natychmiast ustaje, malec chwyta przekąskę i usadawia się wygodnie na krześle. Zdążył już zjeść, teraz wstał i coś pokazuje. O co znów chodzi? „Gaaa” – podnosi głos. „Gaaa!”

Sąsiadka z naprzeciwka zamiata podwórko. „Dzień dobry, Jasiu!” – mówi, „Uważaj, bo spadniesz”. „Gaaa” – odpowiada mój syn i dalej na coś pokazuje. Sąsiadka rozgląda się, zauważa lalkę, podnosi ją i pokazuje Jasiowi. „Ajjj!” – potakuje, uśmiechając się. Dzwonek do drzwi. „Lalka Jasia, chyba to o nią mu chodziło”. Jakie to uprzejme z pani strony. Jasio zdaje sobie świetnie sprawę, że jego krzyki przyniosły zamierzony skutek. Na progu czeka na swoją lalkę. „Kochanie, co się mówi… Dziękuję” – Jaś podbiega do ogrodzenia i macha. Teraz z pewnością sąsiadka odniesie mu każdą zabawkę, która trafi na jej podwórko.

Skoro jednak w przyszłości do Jana należeć będzie nie tylko tworzenie nowych rzeczy, ale też kierowanie ludźmi, mógłby powoli zacząć się uczyć, że lepszy skutek od wrzasków przynosi delikatna perswazja przy odrobinie taktu i uprzejmości. Jeszcze dużo czasu upłynie zanim będzie umiał kierować sobą, pierwsze zadanie chrześcijańskiego kierownika, tak by w przemyślany i umiejętny sposób zbudować wieżę z klocków, i nie wpadać w szał jeśli budowla runie na podłogę, bez względu na to, czy w dorosłym życiu klocki zastąpią cegły, kamienie, czy projekty reorganizacji państwa. Tym dłuższa droga zanim nauczy się kierować innymi, przedkładając ich dobro nad własne korzyści (np. wymaganie by inni przynosili mu zabawki), działając dla dobra swych podwładnych, dla dobra ogółu, Kościoła, na chwałę Bożą. Będzie musiał opanować wszystkie te lekcje życia, jeśli ma dobrze wypełnić swe chrześcijańskie powołanie, albowiem by panować nad innymi, najpierw trzeba umieć panować nad sobą, czy to jako rodzic, trener, nauczyciel czy brygadzista. Być może Bóg chce, by Jaś wybrał zajęcie związane z pracą z ludźmi – zawód policjanta, polityka, pracownika administracji czy stanowisko przewodniczącego Akcji Katolickiej. Hej, hej, panie kierowniku! W kierowaniu mamą i tatą odnosisz aż za wiele sukcesów!

Jaś znowu wszedł na skrzynię, uderza lalką w siatkę i krzyczy głośno z radości (wydaje mi się, że próbuje naśladować którąś z piosenek Mateusza, ale chyba tylko matka potrafiłaby doszukać się w tych zawodzeniach śladu melodii). Wielkie nieba, ależ ten maluch ma płuca! Chyba zostanie komentatorem sportowym… Bogu dzięki żadnemu z naszych sąsiadów nie przeszkadzają te hałasy. Jestem jednak pewna, że nawet najbardziej nerwowy i pragnący spokoju zatwardziały kawaler nie mógłby gniewać się za ten radosny harmider na cześć Pana Boga. Każdy, kto słyszy Jasia z pewnością się uśmiecha i cieszy, że chociaż jeden chłopiec w tym zabieganym świecie ma takie pokłady niewyczerpanej energii i tak kompletnie pochłania go radość życia.

Wypływa to z tego, że nasz synek już wypełnia, głośno choć nieświadomie, swoje chrześcijańskie powołanie ambasadora radości stworzenia i świadka Bożej miłości. Rano przyłącza się do śpiewu pierwszych ptaków, żeby nam oznajmić, że wstał nowy dzień. Przypomina nam jak niezwykłym dziełem Boga są wszystkie koty, psy, promienie słońca i śmieciarki, które codziennie pojawiają się i znikają z jego życia. A gdy Mati przyłączy się do pochwalnego śpiewu (czy raczej wrzasku), radość musi napełniać Matkę Najświętszą, że jej niebiański Magnificat poszerza się o te dziwne, acz szczere i chwalebne dźwięki na cześć Pana Boga. Dziś Jaś wielbi Boga już przez wyrażanie siebie i swych uczuć. Ale z czasem nauczy się wyrażać nie siebie, lecz Chrystusa; świadczyć o Nim we wszystkim czym jest, wszystkim, co mówi i robi. Chrystus będzie przez niego przemawiał nie w okrzykach radości, ale słowami zrozumiałymi dla innych, by umiał przekazać każdemu nadzieję, którą jest Chrystus. Dużo pracy przed tobą, kochanie, by nauczyć się prawdy Bożej, która tkwi w porządku rzeczy, by umieć wyrażać tę prawdę jasno i przekonująco, by stać się uległym światłu i łasce Ducha Świętego. W pracy tej tkwi cudowny aspekt powołania każdego chrześcijanina – emanować Chrystusem słowem, czynem i życiem, tak by twoja rodzina, bliscy, sąsiedzi i koledzy z pracy poznali Go i pokochali, i służyli mu jeszcze goręcej. Bóg może oczywiście powołać cię do służby sobie, byś jako Jego prorok przemawiał do ludzi sztuką, czy to rzeźbiąc, czy malując, komponując czy pisząc, czy też po prostu opowiadając ludziom o Nim. Może też się zdarzyć, że w dzisiejszym świecie Bóg zapragnie, byś świadczył o Nim własnym życiem i krwią…

Ileż dróg będzie miał do wyboru mój synek gdy dorośnie, możliwości zakorzenionych w jego naturze ludzkiej i w darze, jaki otrzymał przez Boską naturę Chrystusa przy chrzcie. Przez swe życie i pracę uczestniczyć będzie również w życiu i pracy samego Boga, będzie tworzył z Nim i w Nim Mistyczne Ciało Chrystusa. Bowiem Jaś został stworzony na podobieństwo Boga Stwórcy, na chrzcie odrodził się na podobieństwo Chrystusa, Pana i Zbawiciela, Proroka i Apostoła ludzkości. Przy bierzmowaniu, gdy zostanie powtórnie namaszczony krzyżmem świętym, „którym namaściłeś Królów, Duchownych, Proroków i Męczenników”, przez które naznaczy go sam Chrystus. Opatrzność kryje zamiary Boże wobec Jasia, i jakimi talentami obdarzy go Bóg. Przez chrzest Bóg powołał go do życia w Nim, przez bierzmowanie powoła go by był twórcą, władcą, prorokiem i kapłanem, w Chrystusie i dla Chrystusa.

Jakże chwalebne życie leży przed tym małym chłopcem, jeśli tylko będziemy ulegli Boskiemu planowi, bez względu na to, czy będzie on przynosił wymierne korzyści, czy nie. Jaś może zostać szewcem lub budowniczym wielkiej katedry, policjantem albo prezydentem, nauczycielem lub charyzmatycznym kaznodzieją; jeżeli jego działania uświęcone będą łaską Boga, jego życie będzie spełnione.

Bóg „w Nim (Chrystusie) bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym” (Ef 1, 4).

My jako rodzice, pragniemy dla naszych dzieci jak najlepszej przyszłości, jednak o ile wspanialsze od naszych największych nadziei są plany samego Boga…

Przyszły twórca, władca i prorok pada już z sił. Słania się ze zmęczenia, trze oczka, tak wyczerpało go świeże powietrze i dużo ruchu. Chodź kochanie, najwyższa pora na drzemkę. Jak tylko słyszy, że drzwi się otwierają, natychmiast zeskakuje ze skrzyni i biegnie z rączkami wyciągniętymi ku mamusi. Jednak gdy już mam go podnieść nagle zmienia zdanie i wraca po swoją lalkę, żeby mi ją koniecznie dać. Potem zauważa kawałek ciasteczka, który ostał się pod krzesłem. Po niego też musi pójść, po czym próbuje wcisnąć mi go do ust. Och, dziękuję, kochanie moje. Co za przemożna ilość prezentów, tylko dla mnie!

Czyż to nie cudowne, że Jan Jakub naprawdę mnie kocha i pragnie okazać mi swą miłość przez prezenty, nawet jeśli ma to być obśliniony kawałek ciastka! Bowiem Bóg w swym planie wobec niego na pewno zawarł powołanie by dawać: dawać siebie Bogu i bliźnim, z miłości do Boga. To jedyna droga, by otrzymał wszystko, czym Bóg chce go obdarować. Został już członkiem królewskiego kapłaństwa Kościoła. Jak tylko uświadomi sobie, że wszystko to kim jest i co posiada zawdzięcza Panu Bogu, będzie mógł odwdzięczyć się Mu przez uczestnictwo w Mszy świętej, podczas której ofiaruje chleb i wino Chrystusowi składającemu swą własną Ofiarę. Będzie odtąd mógł wszystko czym żyje, czym cieszy się, co go boli ofiarować Bogu, jednocząc się przez to z cierpieniem Chrystusa; będzie powoli stawał się godzien darów jakie otrzymał, wychwalając i sławiąc Boga, by zadośćuczynić mu, zasłużyć na łaskę dla siebie i całego świata, jako członka Ciała Chrystusa, współuczestnicząc w Jego ofierze. Być może Bóg powoła Jasia do zastępów swych kapłanów, by w ten szczególny sposób był łącznikiem między Nim a ludźmi. Czyż nie byłoby wspaniale, brudasku?

Jasio grzecznie dał sobie zdjąć kombinezon, najpierw rączki, potem pupa i nóżki. „Oooo!” Okrzyki zdumienia i zadowolenia towarzyszyły ukazującym się w końcu na wolności nóżkom. No dobrze, idzie my na górę. Posłusznie człapie naprzód i zabiera się do mozolnego podejścia po schodach. Proszę Cię, Panie Boże, niech zawsze będzie równie posłuszny Twej woli, jak teraz jest mi. Proszę, by chciał czynić i by pozwalał, by czynione było jemu, wedle Twego życzenia. Jakże ciężko musimy pracować, jak mocno modlić się i ufać, by pomóc naszemu synkowi stać się, czym Bóg sobie życzy, by nigdy nie zbłądził na drodze Chrystusowego powołania, tak by gdy ostatecznie Bóg zawezwie do siebie, był gotów zasnąć w Chrystusie, tak jak teraz zasypia w swym łóżeczku, by obudził się w radości wiecznej swego Pana.

Buciki zdjęte, buzia i rączki umyte. Jasio wypił już trochę wody, teraz dostał na pocieszenie swoją niebieską ciężarówkę i wóz strażacki. Kładzie się w łóżeczku i uśmiecha, gdy przykrywam go kocykiem. Jeszcze tylko opuścić zasłony, uchylić okno i cichutko zamknąć drzwi. Śpij dobrze, mój malutki chrześcijaninie, niech aniołki nad tobą czuwają.

Mary Perkins

Powyższy tekst jest fragmentem książki Mary Perkins Macierzyństwo pełne Boga.