Rozdział czwarty. O czci Najsłodszego Serca Jezusowego

Z całego ciała i ze wszystkich członków Jezusa wyszła przez liczne i straszne rany wszystka Krew, bo całe ciało Jezusowe na krzyżu było jedną wielką świeżo rozognioną raną. Jedynie w Sercu Jezusowym zostało jeszcze kilka kropel krwi, którą także chciał wylać dla nas – „Jeden z żołnierzy włócznią otworzył bok Jego, a natychmiast wyszła krew i woda” – aby nam, bracia najmilsi, pokazać szczerość i zupełność swojej ofiary, iżby każdy szczerze i praw dziwie mógł sobie powiedzieć: tak mnie umiłował Jezus, iż do ostatniej kropelki Krew swoją wylał za mnie. Była też inna, ważniejsza przyczyna przebicia boku Chrystusowego. Otóż Pan Jezus, pojmując, jako nieskończenie święty i mądry, znając złość grzechu każdego i nas wszystkich grzeszników (wszystkich w ogóle, a także każdego w szczególności), wiedząc o karze gniewu i pomsty Bożej za każdy grzech, chciał nam biednym, nędznym grzesznikom dać przytułek i ochronę w swoim przebitym Sercu, abyśmy składając tam brzemię grzechów znowu mogli dostąpić Jego łaski. Z ogromu swojej miłości ku nam Pan Jezus podjął krwawą mękę i wysączył Krew do ostatniej kropelki – bo do zbawienia naszego ani krzyża, ani gwoździ, ani cierni, ani biczów nie było potrzeba, dosyć było jednej drobiny Krwi – aby ten nadmiar miłości naocznie ukazać nam ludziom, dozwolił włócznią otworzyć swoje Serce. Miłość przybiła ręce i nogi Jezusa do krzyża, miłość przebiła Serce Jezusowe. Miłość należy odpłacać miłością. Ludziom spowszedniała ta miłość, a kiedy najbardziej się od Niego oddalali, Pan Jezus przypomniał się im, ustanawiając nabożeństwo do swego Najsłodszego Serca. Nabożeństwo to zostało potwierdzone przez Kościół święty i rozszerzało się po świecie katolickim właśnie wtedy, gdy cały świat zdawał się wypierać Chrystusa. Nad tym nabożeństwem ku Najsłodszemu Sercu Jezusowemu dziś się zastanówmy. Zadajmy sobie pytanie – na czym ono polega i znajdźmy w sobie zapał do oddawania czci temu Boskiemu Sercu.

Każde nabożeństwo, jeżeli jest prawdziwe, musi być wewnętrzne i zewnętrzne. Wewnętrzne, ponieważ znaki zewnętrzne o tyle mają wartość, o ile pochodzą z wewnętrznego usposobienia, zewnętrzne zaś, bo natura człowieka tak jest usposobiona, iż co wewnątrz czuje, musi okazać na zewnątrz. Zatem i nabożeństwo ku Najsłodszemu Sercu Jezusowemu musi być wewnętrzne i zewnętrzne.

Istotę nabożeństwa wewnętrznego poznamy ze słów samego Jezusa, które wypowiedział podczas objawienia danego św. Małgorzacie, polecając jej zaprowadzenie tego nabożeństwa. Kiedy ta czcigodna zakonnica trwała na modlitwie przed Najświętszym Sakramentem, pokazał się jej Pan Jezus z odsłoniętym Sercem, promieniejącym, otoczonym koroną cierniową, z krzyżem u góry zatkniętym, z otwartą raną, z której wydobywały się krople Jego najświętszej Krwi, tak jak to na obrazach widzimy, a wskazując na Serce swoje: „Oto Serce – powiada – które tyle ukochało ludzi, iż, na nic się nie oglądając, wydało się za nich całkowicie, by ich przekonać o swojej miłości. W zamian za to odbieram w tym sakramencie mojej miłości tylko nie wdzięczność, pogardę, brak uszanowania, świętokradztwa, obojętność”. Pan Jezus uskarża się na brak miłości i wdzięczności u ludzi. Moje Serce tak ludzi umiłowało, iż się całkowicie wydało, by ich przekonać o mojej miłości, a ludzie? Nie miłują mnie, nie szanują, zdradzają mnie, są obojętni wobec mnie, niewdzięczni, gardzą mną.

Chcemy więc uniknąć tego słusznego i sprawiedliwego wyrzutu Chrystusa Pana i stać się prawdziwymi czcicielami Jego Boskiego Serca, tak bardzo zranionego ludzką oziębłością i niewdzięcznością. Potrzeba nam miłości i wdzięczności wobec Chrystusa, bo na nich opiera się prawdziwe nabożeństwo do Najsłodszego Serca Jezusowego. Wszystkie inne zewnętrzne ćwiczenia i przysługi jedynie wtedy służą czci Serca Jezusowego, kiedy ich fundament stanowią miłość i wdzięczność.

Powinniśmy pamiętać, że czcząc Serce Pana Jezusa, czcimy tylko Jego miłość ku nam i wypłacamy się z długu miłości, bo serce jest jej godłem. Ponadto pamiętajmy, że Pan Jezus, przypominając się nam i ustanawiając nowe nabożeństwo ku czci swego Serca, szukał w tym tylko naszego pożytku i chciał tym nowym dowodem swojej miłości jeszcze bardziej nas do siebie przywiązać. Bo Pan Jezus nas nie potrzebuje, ale my Jego tak, Pan Jezus będzie bez nas nieskończenie szczęśliwym, ale my bez Niego nie będziemy.

Otóż, bracia, nabożeństwo opiera się na wzajemnej miłości i wdzięczności. Miłość odpłaca się miłością. Jezus Chrystus nieskończenie nas umiłował, więc i my powinniśmy Go miłować ze wszystkich naszych sił. Miłość ukazuje się w uczynkach – tak i miłość Pan Jezusa ku nam pokazała się w uczynkach. Co Pan Jezus dla nas uczynił – wiemy.

On – Bóg stał się dla nas człowiekiem. On – Bóg stał się dla nas słabym i niedołężnym niemowlęciem, dla nas ucieka do Egiptu, pracuje w warsztacie ubogiego cieśli, trudzi się przez trzy lata w nauczycielskim zawodzie, znosi pęta, kajdany, potwarze, bicze i ciernie, gwoździe i haniebną śmierć na krzyżu, wszystko to dla nas, abyśmy stali się z synów szatańskich synami Bożymi, z dzieci zatracenia dziećmi zbawienia, z piekła poszli do nieba. Oto są dowody Jego ku nam miłości.

Nie pojmujemy ich dość jasno – gdy byśmy mieli więcej miłości, byłoby to łatwiejsze.

Zatem płomienie wokół Jego Serca są godłem żarliwej miłości Pana Jezusa ku nam, a krzyż za tknięty u góry Serca to znak zbytku i ogromu Jego miłości. Każdy, kto posiada chociaż iskierkę wiary, musi przyznać patrząc na to Serce, że Pan Jezus bardzo nas umiłował. Nowym tego dowodem jest ustanowienie nabożeństwa, bo On chce być przez nas miłowanym, dlatego, że nam jest z tym dobrze.

Teraz, bracia, powiedzmy sobie: Miłość odpłaca się miłością. Pan Jezus mnie tak umiłował, to i ja Go umiłowałem, to i ja Go miłować powinienem – gdzie jest moja miłość ku Niemu? Jaka ona jest?

Chcesz znać miarę twojej miłości ku Jezusowi Chrystusowi, popatrz na swoje uczynki – bo jakie uczynki, taka miłość, bo miłość wyłania się z uczynków. Popatrz na swoje uczynki, na życie, po stępki, zasady, zdania i dążności twoje – zapytaj się sam siebie, ale nie pytaj własnej miłości, bo ta cię zdradzi, zapytaj się swojego sumienia. Mówisz, że wierzysz… Mówisz, że miłujesz Pana Jezusa, a serce twoje jest pełne niewiary, oziębłości, złych myśli i żądz światowych – miłujesz Pana Jezusa, a od siedmiu albo i dwudziestu lat nie przystępowałeś do sakramentu spowiedzi, nie przyjmowałeś Go do swego serca w Najświętszym Sakramencie – lub może, o straszna zbrodnio, czyniłeś to świętokradzkimi ustami. O jeśli tak jest, wiedz, że nie darzysz pana Jezusa miłością, do twego życia wkradła się jej przeciwniczka – nienawiść ku Niemu.

Bracia moi, miłość ujawnia się w uczynkach. Pamiętajmy: kto żyje po chrześcijańsku, po Bożemu, ten miłuje Chrystusa – kto żyje po światowemu, ten miłuje świat, kto w sposób szatański, ten miłuje szatana. Miłość Chrystusowa prowadzi do nieba, miłość świata i szatana – do piekła. Skąd tyle zła między nami, skąd uwikłanie się w rzeczy materialne i zmysłowe, skąd gnuśność, lenistwo i opieszałość wobec rzeczy niebieskich, rzeczy wiary świętej, tak jakbyśmy nie mieli innego życia, niż to ziemskie, innego celu jak dobry byt materialny? Skąd to pochodzi? Czy brakuje nam wiary? Nie. Gdybym zapytał każdego z was, czy wierzysz w naukę Chrystusa Pana, każdy by mi powiedział, że wierzy i może by się oburzył na moje pytanie. Każdy by mi po wiedział, że miłuje Pana Jezusa, więcej – jak siebie samego, jak wszystko inne, a przecież życie i uczynki z tym przekonaniem się nie zgadzają. Co to jest? Otóż nie mamy wiary żywej – mamy wiarę, lecz uśpioną na samym dnie serca, przytłumioną zmysłowością i światowymi żądzami – wiara na spodzie, a zmysłowość ciała na wierzchu – stąd wywodzi się sprzeczność w naszym przekonaniu i postępkach.

Wierzymy, że Chrystus Pan stał się dla nas człowiekiem, cierpiał i umarł za nas, ale ta wiara jest mdła, nie ma mocy i skutku. Od męki i śmierci Chrystusa Pana odwracamy oczy jako od rzeczy, które wydarzyły się przed dwoma tysiącami lat, a my powinniśmy patrzeć na nie jako na rzeczy dnia dzisiejszego. Stąd oziębłość wobec Pana Jezusa.

Wiemy, że raz musimy umrzeć, iż ze śmiercią wszystkie nasze zabiegi i starania się skończą, wszystko, co tak namiętnie miłujemy i my sami w proch się obrócimy. Wierzymy, że po śmierci jest sąd straszny z każdego uczynku i słowa, myśli i żądzy naszej – ale na to spoglądamy jako na rzecz przyszłą, mogącą nastąpić może za pięćdziesiąt i więcej lat. Powinniśmy ją zawsze, każdego dnia i w każdej godzinie mieć przez oczami, bo nikt z nas nie zna momentu, w którym Bóg wezwie nas na swój sąd. Dlatego zatracamy się w zmysłowości i wygodach, zabiegamy wszelkimi sposobami o ulepszanie naszego bytu materialnego i żyjemy tak, jakby Boga nie było, jakbyśmy z naszych postępków i naszego życia nie odpowiadali przed nikim.

Wierzymy, że jest piekło, ale łudzimy się, iż nas to nie dotyczy ale innych, jakbyśmy mieli przywilej i zapewnie nie, że do piekła nie pójdziemy – jednak każdy z nas może tam trafić. Dlatego, że nie spoglądamy na piekło jak na miejsce kary, które rzeczywiście muszą nas dosięgnąć, jeżeli nie będziemy chodzić drogą Jego przykazań, wpadamy coraz głębiej w najbardziej straszne z grzechów.

Wierzymy, że jest niebo, ale nie patrzymy na nie jak na nagrodę, której wkrótce i pewnie dostąpimy, ale jako na rzecz, która dopiero kiedyś może się spełnić i dlatego w cierpieniach i przeciwnościach upadamy na duchu i pomstujemy przeciw Bogu.

To samo można powiedzieć o innych artykułach wiary. Taka wiara jest martwa. Nie takiej wiary nam potrzeba, nie taka wiara nas zbawi – potrzebujemy wiary żywej, czynnej, która pokazuje się w uczynkach.

Chcesz wiedzieć, kto posiada żywą i czynną wiarę? Otóż ten, kto wierzy we wszystko bez wyjątku, wierzy w zgodzie z nauką Kościoła, kto oddala od siebie wszystkie powątpiewania o wierze, odrzuca od siebie zasady i zdania, choćby miały tylko cień sprzeczności z nauką kościelną, kto wiernie chowa przykazania Boskie i kościelne, wystrzega się wszelkiego grzechu i spowiada się z nich, kto w nieszczęściu nie rozpacza, w szczęściu się zbyt nie wynosi, drugimi nie gardzi, siebie nie wywyższa – ten ma żywą czynną wiarę.

Kto ma taką wiarę, ma jednocześnie miłość do Jezusa Pana. Mając żywą wiarę, masz zarazem niezachwianą ufność i miłość nieugiętą; nie mając wiary – nie możesz mieć miłości do Jezusa. Stąd rozważania o wierze. Bo miłość ku Chrystusowi ujawnia się w uczynkach chrześcijańskich – nie można zaś mieć uczynków chrześcijańskich bez żywej czynnej wiary, bo sprawiedliwy żyje z wiary.

O, bracia moi, oddajmy miłość za miłość – ale czynem i życiem cnotliwym, nie słowem. Wpisywanie się do bractwa Serca Jezusowego, odmawianie pacierzy jest dobre, święte i chwalebne – ale nie dosyć na tym – przy tym życie cnotliwe, nieskazitelne, bogobojne być powinno, bo na tym zasadza się prawdziwa miłość ku Jezusowi Chrystusowi.

W naszych sercach jest miejsce na miłość do ludzi, którzy może najmniej na nią zasługują lub o nią nie dbają, jednak chętnie wypełniamy każde skinienie ich woli. Tylko dla Pana Jezusa, który zasługuje na wszelką miłość i, jak sam oświadczył w dobroci swojej, tak pragnie być przez ludzi miłowanym, nie iżby On miłości naszej potrzebował, ale żeby nam dobrze z tym było, a On dobra naszego pragnie – dla samego Pana Jezusa iskierki miłości nie mamy i jakby na złość Jemu czynimy wszystko wbrew Jego woli. Nadszedł czas na zmianę! Dość już nadużywania Jego cierpliwości i dobroci! Dość już się nagrzeszyło, żyło dla świata i zmysłowości! Czas poświęcić kilka chwil służbie Boga i życiu pobożnemu!

Powiedzieliśmy, że wewnętrzne nabożeństwo polega również na wdzięczności.

Co to jest wdzięczność? Jest to docenienie otrzymanego dobrodziejstwa, pamięć o nim i chęć odpłacenia się za nie według możności. Człowieka, który umie docenić wyświadczone sobie dobrodziejstwo, pamięta o nim, i stara się przy każdej sposobności wypłacić za nie, nazywamy wdzięcznym. Pan Jezus jest naszym pierwszym i największym dobroczyńcą. Stworzenie, odkupienie, poświęcenie dla synów Bożych, powołanie do prawdziwej wiary – to prawdziwie wielkie dobrodziejstwa. Pomijam inne, które Pan Jezus każdemu z nas w szczególności w różnych okolicznościach i czasach udzielił. Jak cenisz dobrodziejstwa Boskie? Jak cenisz dobrodziejstwo stworzenia? Stworzył cię Bóg dla Nieba i dla siebie, zbawienie duszy twojej i Bóg jest celem i końcem twoim, a ty żyjesz tak, jakbyś na potępienie i dla czarta był stworzony. Jakie sprawy, taki i koniec ich, sprawy twoje szatańskie, więc i koniec ich szatański, a koniec szatana – piekło.

Jak cenisz dobrodziejstwo odkupienia? Patrz – urodziłeś się dzieckiem zatracenia – Jezus przez wysługi Krwi i męki swojej przemienił cię w dziecko łaski Bożej – dziecko Boże, gdzie jest Krew Jezusa? Zajrzyj do serca twego, kto tam mieszka? – Grzech. Gdzie grzech, tam nie ma Jezusa, bo Jezusa z grzechem nigdy nie pogodzisz, a gdzie nie ma Jezusa, tam szatan gospodaruje. Po to Jezus wycierpiał, abyś był niewolnikiem szatana? O jaki sąd Boży, jaka wieczność cię czeka, pomyśl o tym i popraw się!

Jak cenisz powołanie do wiary katolickiej? Jak wielkie to dobrodziejstwo! Tyle milionów ludzi żyje w pogaństwie, herezjach, odszczepieństwie, ty w Kościele katolickim, gdzie jedynie zbawić duszę twoją możesz, bo poza Kościołem katolickim nie ma zbawienia. O zachowaniu przykazań kościelnych nie myślisz – a katolikiem się nazywasz? O niewdzięczności nasza!

Religia, mówisz, to dla chłopstwa, aby je w posłuszeństwie utrzymać, spowiedź dla prostaków, nie dla uczonych. O bracia moi, nie mówcie tak, nie mówcie! Kmiotkowie, ubodzy i ludek wiejski i ci prostaczkowie, którymi pomiatamy, pójdą do nieba, a wy do piekła. Lud nasz ma wiarę, wiarę żywą, jaką miał cały naród, póki się nie popsuł i nikt mu tej wiary wydrzeć nie zdołał, ani chytrość i moc magnatów, będących pod wpływem Lutra i różnych herezji, pod których niewolniczym jarzmem biedny chłopek jęczał, ani naigrawania filuterskie tak zwanych filozofów, próbujących „oświecić” świat, ani przemoc i gwałty panujących. Toteż polski lud pójdzie do nieba, a my oświeceni, uczeni, co mówimy, „wiara dla chłopów, spowiedź dla prostaków”, dostaniemy się do piekła. Tam nie będziemy spowiadać się księdzu, który zastępuje miejsce Chrystusa i może nam odpuścić grzechy, ale szatanowi! Jednak szatan nas nie rozgrzeszy, będzie się cieszyć i piekielnym, szyderczym śmiechem odpowie na tę spowiedź! O niewdzięczności nasza!

Seneka powiedział: „Jeśli powiesz o człowieku, iż jest niewdzięczny, powiedziałeś wszystko złe o nim, coś tylko mógł powiedzieć”. O właśnie! Jezus Chrystus każdemu z nas śmiało i prawdziwie może po wiedzieć: Niewdzięczniku! Zdradzasz mnie swymi grzechami jak drugi Judasz.

Ale teraz to wszystko wydaje się nam nieprawdopodobne. Przyjdzie dzień straszny Sądu Pańskiego, gdzie Pan Jezus, nie jako Zbawiciel łaskawie przemawiać będzie do nas słowami, które do czci godnej Małgorzaty Alacoque mówił, ale jako sędzia sprawiedliwy, zasiadający na sądowym trybunale w majestacie swoim, przemówi do każdego z nas: „Zdaj sprawę z włodarstwa twego!”. Wtedy otworzą się nam oczy, ale już będzie za późno, tam zrozumiemy, że to, co mówili nam kapłani i kaznodzieje z miejsc świętych, nie było urojeniem, ale prawdą, szczerą prawdą, której przyjąć nie chcieliśmy.

O Boże, uchowaj nas od takiej ślepoty i zaciekłości. Nie możemy odpłacić Panu Jezusowi za otrzymane dobrodziejstwa, bo można je świadczyć tylko tym, którzy dla braku i niedostatku jakiejkolwiek rzeczy są zdolnymi i sposobnymi je odbierać. A Pan Jezus, źródło wszelkiej obfitości i doskonałości, nie może w niczym doznać żadnego niedostatku. Ale czym innym możemy mu się wypłacić. A czymże? Oto tym, iż wiernie i stale będziemy wypełniać Jego wolę. Jak poznamy Jego wolę? Oto w przykazaniach, w nauce Kościoła – objawia się wola Pana Jezusa. Żyj wedle tych przykazań i nauki, a spełnisz wolę Pana Jezusa, odpłacisz Mu za otrzymane dobrodziejstwa, o ile jesteś w stanie.

Na miłości i wdzięczności polega więc wewnętrzne nabożeństwo do Serca Jezusowego. Uczucia te wtedy okażemy prawdziwie Chrystusowi Panu, gdy nasze życie i postępki będą zgodne z Jego przykazaniami i nauką, jeśli będziemy strzec ścieżek Jego rozkazów. To wewnętrzne nabożeństwo nie może nie wyjść na zewnątrz, bo, jak już powiedzieliśmy, takie jest usposobienie człowieka, iż co czuje wewnątrz, musi okazać znakami zewnętrznymi.

Na czym zatem polega zewnętrzne nabożeństwo? Na tym najpierw, abyśmy w Kościele, w domu Bożym, gdzie jest nie tylko obraz Serca Jezusowego, ale prawdziwe, żywe Serce w Najświętszym Sakramencie, zachowywali się najbardziej przyzwoicie i skromnie, czego wszyscy katolicy powinni przestrzegać, ale szczególnie ci, którzy są czcicielami Serca Jezusowego. Bo kto w rzeczywistej obecności Pana Jezusa zachowuje się źle, na próżno sobie schlebia, że jest czcicielem Serca Jezusowego. Wiele o tym można mówić, wspomnę tylko, że wielu z tych, co się nazywają czcicielami Serca Jezusowego, tak się w Kościele zachowują, iżby lepiej by było, gdyby wcale do niego nie przyszli.

Do zewnętrznego uczczenia Serca Jezusowego należy towarzyszenie księdzu niosącemu Najświętszy Sakrament do chorego. Zasługuje na to Pan Jezus, a jest to również zwyczaj dawny i chwalebny, ale teraz odchodzący w zapomnienie. Dziś należy się cieszyć, gdy ktoś zdejmie czapkę, bo inni i tego nie czynią. Dojdzie do tego, broń Boże, że w miastach katolickich księża będą nosić Najświętszy Sakrament do chorych pod płaszczem i w tajemnicy, tak jak się to dzieje w luterańskich i niekatolickich miastach.

Gorące a częste przystępowanie do Stołu Pańskiego, które poprzedziła szczera i dokładna spowiedź, jest wielką czcią Serca Jezusowego. O, wielkie w tej mierze jest nasze lenistwo! Jedni raz do roku i to z przymusem i gwałtem sobie zadanym komunikują się, drudzy i tego nie czynią – inni, choć częściej Ciało i Krew Pańską przyjmują, ale robią to bez należytego przygotowania, ozięble i bez dziękczynienia. O, wiele, wiele trzeba tu poprawić!

Wpisanie się do bractwa Serca Jezusowego, odmawianie pewnych modlitw i pacierzy należy także do zewnętrznej czci Serca Jezusowego, jest to dobre, święte i chwalebne, ale wtedy tylko, kiedy życie jest katolickie.

Otóż, bracia najmilsi, na tym polega całe nabożeństwo do Serca Jezusowego. Mówiliśmy o tym, gdyż liczne i wielkie w tej mierze zachodzą u nas błędy. Wielu sądzi, iż gdy wpisali się do bractwa i odmawiają pacierze, obraz Serca Jezusowego pilnie odwiedzają, już są czcicielami Jego – a o życie katolickie, chrześcijańskie mało dbają. Inni znowu utrzymują, iż tym samym, że nieźle żyją i przykazania Boskie jako tako zachowują, już są gorliwymi czcicielami Serca Jezusowego i tymi zewnętrznymi oznakami pomiatają.

Nie dosyć na tym – prawdziwe nabożeństwo nie tylko w sercu ma miejsce, ale i na jaw występuje – jak prawdziwa przyjaźń nie tylko w sercu jest, ale w zewnętrznych oznakach i wzajemnych przysługach na wierzch się wyłania. Potrzeba miłości i wdzięczności prawdziwej, życia cnotliwego i bogobojnego, ale i tych zewnętrznych przysług prawdziwemu czcicielowi Serca Jezusowego nie godzi się opuszczać. Dopomóż nam Panie Jezu Chryste dojść do takiego nabożeństwa ku Twemu Boskiemu Sercu. Amen.

Ks. Iwo Czeżowski SI

Powyższy tekst jest fragmentem książki Księży Jezuitów Rekolekcje z Sercem Jezusa.