Rozdział czwarty. Nowa koleżanka i nowy braciszek

Skończyły się ferie. Heniek musiał wrócić do domu. Piotrek i Ula idą z teczkami aleją bukową do szkoły. Wielki zegar na wieży kościoła wskazuje dziesięć przed ósmą. Nagle Piotrek woła:

– Ulu, patrz, co za dziwny wóz!

Stają, by się przyjrzeć. Wóz wygląda jak dom. Ma okna z firankami i dach z kominem. Obok stoją mężczyzna i kobieta o ciemnych, opalonych twarzach. Ula przyciska się do brata.

– Cyganie! – szepczą jednocześnie.

Przez okno widzą małą, jak oni, dziewczynkę, która wyskakuje po chwili przed wóz, by się bawić.

– Ta to ma dobrze! – wzdycha Ula. – Zawsze może jeździć i spacerować.

– I z pewnością nie musi chodzić do szkoły – dodaje z zazdrością Piotrek.

Wybiła ósma.

– Ojej! – wołają przestraszeni. – Spóźnimy się!

Ula bierze brata za rękę i biegną pędem. Jak tylko wpadli do sieni, Ula przykłada głowę do dziurki od klucza.

– Już zaczęli lekcję! – szepcze.

– Ja nie wchodzę – decyduje się Piotrek.

– Ale musimy. Mama jest chora. Nie możemy wracać i przeszkadzać jej – tłumaczy Ula.

– To ty wejdź pierwsza – mówi Piotrek i popycha siostrę na drzwi. Ona się broni.

– Nie, ty musisz pierwszy.

Pan Kański, nauczyciel, słyszy hałas w przedsionku. Otwiera drzwi i patrzy na dwoje winowajców. Ula jest czerwona i ma łzy w oczach. Piotrek też jest zmieszany.

– Tak, tak – mówi nauczyciel. – Spóźniacie się zaraz pierwszego dnia po feriach. Nie mogliście wstać z łóżka? Co? Wchodźcie, szybko! Gdzieście się tak zatrzymali?

– U… u… Cyganów – łka Ula.

Inne dzieci nastawiają ciekawie uszu.

Ale pan Kański każe im iść do ławki i zaczyna się głośne czytanie.

Po chwili odzywa się Maciek:

– Cyganie to się w ogóle nie myją… I moja mama mówi, że oni porywają dzieci…

Wszystkie dzieci podnoszą głowy.

– To nieprawda, Maćku. Cisza! Czytaj, Krzysztofie! – woła pan Kański.

Krzysiek sylabizuje: „Wa-cek le-ciał bie-giem za wo-zem”.

Nagle słychać pukanie. Nauczyciel idzie do drzwi.

– Jeszcze ktoś, i to w środku lekcji! – mówi zły.

W drzwiach ukazuje się wysoka kobieta.

– Przepraszam pana – mówi. – Przyprowadziłam dziewczynkę do szkoły… Przyjechaliśmy tu dopiero dziś… Wejdź, Basiu… Wejdź! – I lekko wpycha dziecko do klasy.

– To ona! Dziewczynka z cygańskiego wozu! – mówią do siebie Piotrek i Ula.

Basia wchodzi bojaźliwie do klasy. Włosy spadają jej bezładnie na twarz. Sweter ma brudny i tylko z jednym guzikiem. Za długa sukienka łopoce jej po brązowych nogach. A z dziurawego buta wystaje palec.

– Urszulo, zrób jej miejsce koło siebie! – rozkazuje nauczyciel. Ula odsuwa się trochę, ale niechętnie. Nie podoba się jej nowa koleżanka. – I pozwól jej patrzeć do swojej książki – dodaje. Ula tylko troszeczkę podsuwa jej książkę, ale kładzie na niej rękę, by Basia nie mogła jej dotknąć.

Kobieta z wozu wychodzi. Dzieci czytają dalej. Basia jest pierwszy raz w szkole i nic nie umie.

Ula myśli: „Ale ona jest głupia! Przecież czytanie jest takie łatwe!”.

Potem jest lekcja gimnastyki. Nauczyciel rozkazuje:

– Ustawcie się parami! Tak jak siedzicie. I weźcie się za ręce!

Basia stoi i czeka. Ale Ula odwraca się do niej tyłem.

– Ulu, szybko! – woła pan Kański. – Weź Basię za rękę!

Ula wzrusza ramionami z uporem.

– Ona jest taka brudna! – mówi nie poruszywszy się nawet. – Ja jej się nie dotknę!

– Ulu! To brzydko z twojej strony! – mówi pan Kański.

Basia robi się czerwona. Jej oczy pociemniały ze wstydu. Wszyscy się w nią wpatrują. Wtem podnosi rękę Bronka i mówi:

– Ja chętnie będę się bawiła z Basią! A ty, Ulu, chodź do Dory!

Bronka bierze obce dziecko za rękę i prowadzi do szeregu.

Okazuje się, że Basia umie wspaniale biegać; tylko włosy jej fruwają… i goreją policzki. A potem przy skakaniu przez linę jest najlepsza ze wszystkich.

Ula ma wyrzuty sumienia. Czuje, że była bardzo zła i że sprawiła Basi wielką przykrość.

Po lekcjach sama wraca do domu.

– Zaczekaj trochę! – woła za nią Piotrek i dopędziwszy ją opowiada z zachwytem: – Ale ta Basia wspaniale biega i skacze! Z taką to by można się bawić!

Ula nic nie mówi.

– Ale ty nie byłaś wobec niej delikatna – zauważa Piotrek. – To nic takiego złego, jeśli się ma brudne ręce! – I ogląda swoje palce, też już niezbyt białe po pięciu lekcjach. Brudne ręce wydają się Piotrkowi drobnostką. Ula nie powinna być tak głupia!

– Wiesz – mówi do Uli – Basia ma maleńką siostrzyczkę. Opowiadała mi o tym na przerwie.

Po chwili stali już przed domem.

Piotrek dwa razy przyciska dzwonek. Ktoś schodzi po schodach… To nie mama. Klucz obraca się w drzwiach.

To pani Kierska.

– Czy mama jeszcze nie wstała? – pytają oboje.

– Pst, cicho – mówi sąsiadka. – Idźcie na górę, tylko bez hałasu! Ale, czy wiecie? Macie nowego braciszka!

– O, braciszek! Braciszek! – cieszy się Ula, i to tak głośno, że aż pani Kierska musi jej położyć rękę na ustach. – Ja przecież wciąż, wciąż się o to modliłam – mówi zadowolona.

Piotrek zaś aż poczerwieniał z radości.

– Czy to naprawdę jest braciszek, ciociu? Dzięki Bogu, nie będę już musiał bawić się z dziewczynkami! – mówi i z poczuciem wyższości patrzy na Ulę.

– Jeszcze musisz trochę poczekać – odpowiada z uśmiechem pani Kierska. – Tymczasem braciszek chce tylko spać.

– Ale ja będę mogła go powozić! – mówi z zadowoleniem Ula.

Wszyscy troje idą do sypialni.

– Mama śpi. Nie zbudźcie jej! – przypomina pani Kierska. – Musiała dużo wycierpieć. Każda mama ma boleści, gdy jej Pan Bóg daje dziecko.

Oczywiście, że mama powinna spać. Na pewno jej nie zbudzą!

– Och, jaki malutki – mówi uśmiechnięta Ula. – Jakie maleńkie paluszki i twarzyczka. Jak lalka!

– Teraz macie znów małego Jurka – mówi mama, która dopiero co otworzyła oczy, ponieważ Piotrek uderzył w łóżko. Z Piotrkiem to zawsze tak, że gdy chce być cicho, to wychodzi mu całkiem co innego.

Teraz Piotrek stoi i ogląda z niedowierzaniem i zakłopotaniem małego człowieczka, czerwonego jak rak.

– Jest taki brzydki, taki czerwony – mówi zawiedziony.

Mama śmieje się:

– Poczekaj trochę, gdy chłopak podrośnie, to będzie piękniejszy. Wówczas też będziesz mógł się z nim bawić. Jutro ochrzcimy go w kościele. Także będzie nazywał się Jurek. Wy też możecie razem pójść.

– Mamo, czy on ma jeszcze grzech pierworodny?

– Tak, jego dusza jest jeszcze ciemna. Nie świeci w niej jasne światło Boże.

Ula z ciekawością przygląda się braciszkowi i mówi:

– Ale tego wcale nie widać.

– Nie, bo dusza jest niewidzialna, jak i Pan Bóg.

– Teraz, mamusiu, Jurek nie mógłby pójść do nieba?

– Nie, teraz jeszcze nie…

– A nie boisz się, że mógłby umrzeć? Jest przecież jeszcze taki mały? – lęka się Ula.

– Wasz braciszek jest zdrów – mówi pani Kierska. – A gdyby był chory, to sprowadzilibyśmy zaraz księdza, żeby go ochrzcił tu w domu. A gdyby i na to nie było czasu, to ja czy mama, czy któreś z was mogłoby go ochrzcić.

– Ja… ja mógłbym chrzcić? – dziwi się Piotrek.

– W nagłym wypadku – tak!

– Ale w jaki sposób to się robi?

– Ja wiem – mówi Ula. – Trzeba wziąć trochę wody, polać nią główkę dziecka i powiedzieć: „Ja ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”… I to już wystarczy.

– Doskonale, Ulu! Skąd to wiesz?

– Nasza siostra katechetka nam to powiedziała!

– Czy Piotrek ma inną siostrę katechetkę?

Piotrek robi się czerwony.

– Bo on to wciąż gada z Jankiem – tłumaczy Ula. – Dlatego i połowy nie słyszy.

– Ale pojutrze będzie uważał, prawda, Piotrusiu? – mówi mama.

Chłopak kładzie lekko swoją głowę na twarz mamy. Mama jest zawsze najlepsza ze wszystkich. Rozumie, że czasem jest tyle ważnych rzeczy w głowie, że się nie słyszy, co mówi nauczyciel. A Ula musi od razu wszystko wypaplać.

– Mamo, Ula nie chciała dziś bawić się z Basią! – „A masz ty, plotkaro!” – myśli.

– Basia? Kto to taki? – pyta mama.

Piotrek opowiada o nowej dziewczynce. Ula z kolei robi się czerwona.

– Och, bo ona jest taka brudna – próbuje się tłumaczyć.

– I dlatego byłaś dla niej niedobra? Zrobiłaś jej taką przykrość? Pomyśl, gdybyś ty była takim biednym dzieckiem?!

Ula płacze. Właściwie to prawda… Potem była zła sama na siebie, że nie okazała koleżance serca.

– A teraz idźcie jeść – usuwa ich pani Kierska z sypialni.

Przychodzi tata z miasta, a z nim babcia, którą przywiózł ze stacji. Tata był już u księdza proboszcza.

– Jutro po pierwszej Mszy Świętej będzie chrzest – opowiada. – Wujek Franciszek będzie ojcem chrzestnym, już dzwoniłem do niego.

– Nigdy nie widziałam jeszcze chrztu – mówi Ula. – Dlatego muszę dobrze uważać…

Erika Goesker

Powyższy tekst jest fragmentem książki Eriki Goesker Przygody Piotrka i Uli, czyli jak przygotować się do I Komunii Świętej.