Rozdział czwarty. Moc ducha, cz. 1

Czuwaj

Na pomniku grobowym żołnierzy poległych pod Verdun (1) czytamy następujący napis: „Pamięci żołnierzy francuskich, którzy w tym okopie śpią, stojąc – z bagnetem w ręku”.

Stojąc! Byli na nogach, czujni, gotowi do ataku w chwili, gdy zalała ich fala, gdy zagrzebała ich ziemia wyrzucona z posad.

Umrzeć, jeśli trzeba, ale stojąc. Zwycięstwo nie jest zasadniczą rzeczą. Najważniejsze jest to, aby nie upaść; stać po to by walczyć aż do wyniszczenia sił. Jedyne sprawy, które giną, to te, za które nikt nie umiera. Bóg nie żąda mojego osobistego powodzenia. Może moja ofiara jest jednym z warunków ostatecznego zwycięstwa. Muszę się oczywiście uzbroić tak, aby zwyciężyć. Muszę wszystko uczynić, aby zwyciężyć, aby w niwecz obrócić dzieło zła, pokonać nieprzyjaciół Kościoła: ale Bóg musi pozostać panem wyniku. Jeśli mam zniknąć nie ujrzawszy zwycięstwa – cóż z tego? Tym większą wartość zasługującą będzie mieć moje poświęcenie, że było bezinteresowne, że nie otrzymało ludzkiej zapłaty. A Bóg z naszych kolejnych porażek buduje ostateczny triumf. Zdaje się, że większą swą chwałę upatruje w tym, że walczymy nie zwyciężając, niż gdybyśmy zwyciężali nie walcząc. Gdyby chciał zwycięstwa, zapewniłby je w jednej chwili. Ale jeden jedyny nasz szczery, choćby bezskuteczny, wysiłek ma dla Niego większą cenę, niż łatwy, chwilowy triumf Jego Kościoła. A więc cierpliwości!

Zresztą najlepszą taktyką, aby zmusić nieprzyjaciela do odwrotu jest trwać nieporuszenie na stanowisku, być zawsze czujnym i gotowym. Nic tak nie imponuje przeciwnikowi jak zdecydowane słowo: tędy nie ma przejścia. Gdy wyławiano szczątki zatopionego w 1917 roku okrętu „Ariane”, jeden z nurków zobaczył nagle w niepewnym świetle głębin stojącego jeszcze marynarza w pełnym rynsztunku, z bronią w ręku. Nurek przerażony tym widokiem zemdlał. Z trudem przywrócono mu przytomność.

Niech nieprzyjaciel zastanie mnie zawsze uzbrojonym i czuwającym.

Silna osobowość

„Na dziesięć tysięcy ludzi nie ma ani jednego, który był rzeczywiście człowiekiem” (z książki: Wychowanie woli).

Być sobą.

Powinienem starać się jak najusilniej o to, by samoistnie myśleć, samoistnie czuć, samoistnie chcieć i samoistnie działać. Wielu ludzi tylko naśladuje, powtarza, odtwarza. Bardzo niewielu umie odkrywać, wymyślać, stwarzać.

Starać się rozwinąć jak najbardziej moją osobowość, nie przez próżność, bo to byłoby śmieszne, ale aby uwidocznić dary Boże, aby swoje siły móc jak najpełniej wykorzystać, nadać swemu życiu maksimum owocności.

Z mojego „ja” uczynić „coś”.

Młodzi nieraz dążą do tego, by przez ekscentryczność odróżnić się od innych. Aby nie przypominać ich, popadają w dziwactwa. Dobrze zrozumiana oryginalność nie polega na tym, aby nikogo nie naśladować. Może polegać na naśladowaniu, tylko zależy kogo; jeśli wzór jest wzorem prawdziwym, po co naśladować złego?

Prawdziwego artystę, świętego zawsze można naśladować. Nie należy mieszać oryginalności polegającej na prostym braku podobieństwa z oryginalnością sięgającą w głąb.

Oryginalność wyróżniająca, nie chce naśladować nikogo, zwłaszcza unika naśladowania tych, którzy są prawdziwymi wzorami. Jest to głupota.

Oryginalność głęboka chce prześcignąć drugich, docierając głębiej niż inni w istotę przedmiotu. Ta oryginalność jest płodna.

Wola

„Są trzy rodzaje woli, trzy sposoby, na które można «chcieć»: chcieć, gdy nic nie kosztuje; chcieć, chociaż kosztuje; chcieć, bo kosztuje. Ten ostatni sposób chcenia cechuje wielkie charaktery i wielkie serca” (o. Ravignan) (2).

Chcieć, gdy nie kosztuje. To zaledwie można nazwać wolą, jeśli przez to słowo rozumiemy wykonanie tego, czego wykonać ochoty nie mamy. Jest to poddawanie się sprzyjającym okolicznościom, droga najmniejszego wysiłku. Taka wola nie dowodzi niczego. Dlaczego tylu młodych ludzi źle się kieruje, skoro tylko wyjdą z orbity strzegących ich wpływów? Przecież kiedyś chcieli tylko dobrze. Tak, chcieli, ale pod warunkiem, żeby ich to nic nie kosztowało. Dzisiaj warunki się zmieniły. Zmieniły się i ich dusze. Jest to pospolity upadek.

Chcieć, chociaż kosztuje. To jest ciężkie. Tym gorzej. Jednego z pierwszych lotników, próbujących nawiązać powietrzną komunikację między stolicami Europy starano się odwieść od lotu Berlin-Warszawa obawiając się mgły i przenikliwego zimna. Powiadają mu: „będzie ciężko”. „Czy myślicie, że jestem po to, aby robić to, co łatwe?” To rozumiem.

Chcieć, bo kosztuje. Są tacy, którym trudności dodają bodźca, których zachęcają i przynaglają. Jest ich niewielu. Chcę należeć do tych. Przyjmę jako regułę, by rzucać się do walki (przeciwko sobie samemu, przeciwko nieprzyjaciołom Bożym) nie mimo niebezpieczeństwa, ale właśnie dla tego niebezpieczeństwa. Nie przez samochwalstwo, nie przez nieostrożność i zuchwalstwo, ale przez odwagę i śmiałość – mając na oczach cel i szlachetność sprawy.

Może nas potępiacie? Pamiętajcie, że nie na darmo mamy dwadzieścia lat.

Mało, ale wytrwale

Często opowiada się historię Tamerlana i Harrisona:

Gdy na początku dziewiętnastego wieku parlament angielski wyznaczył dwadzieścia tysięcy funtów nagrody dla tego, kto by wynalazł zegar porównawczy (wskazujący równocześnie czas rzeczywisty i przeciętny), Harrison był uczniem stolarskim, gdzieś w głębi prowincji. Powiedział on sobie: „Chcę zdobyć tę nagrodę”. Rzucił piłę i hebel, przybył do Londynu, został zegarmistrzem, pracował czterdzieści lat, i… nagrodę dostał.

Tamerlan, wódz mongolski, poniósł kilka porażek. Zebrał radę. Toczą się rozmowy czy zaprzestać walki, czy prowadzić ją dalej. Nagle spostrzega Tamerlan mrówkę, wspinającą się po płótnie namiotu; kilkakrotnie, doszedłszy do pewnej wysokości, spada na ziemię, ale zaraz rozpoczyna znów swoją niestrudzoną wędrówkę. Tamerlan nie waha się dłużej. Ta mrówka jest zbyt wymownym przykładem.

Mało, ale wytrwale.

Jeżeli chcemy wyrobić naszą wolę na wielkie okazje życia, nie mamy na to lepszego sposobu, jak chcieć, chcieć całą siłą woli w okazjach małych.

Wybrać co tydzień jedną cnotę: pobożność, miłość bliźniego, czystość, pracowitość. W zakresie tej cnoty obrać znów punkt specjalny, którego będę szczególnie pilnował, np. pacierz poranny, Komunię świętą, itd.

Walka

„Gdy człowiek stanie prawdziwie w obliczu zła, już nie zła z opowieści, ale tego zła, które targnie najżywotniejszymi strunami jego serca – wtedy musi całą siłą woli zdobyć się na chrześcijańskie męstwo, inaczej upadnie” (Lacordaire) (3).

Gdy byłem dzieckiem, często słyszałem o pokusie. Ale nie wiedziałem, czym ona jest. Owszem, znałem nawet pokusy lekkie ze swego rodzaju. To, czego doświadczam dzisiaj, jest czymś o wiele głębszym i poważniejszym. Czuję, jak we mnie powstaje i rośnie cała fala złych mocy. Rumieniec oblewa moją twarz na samą myśl o nich.

Co robić?

Dotąd mogłem być dzieckiem, teraz mam obowiązek być mężczyzną. Jeśli nie zdecyduję się na walkę, na prawdziwą walkę, będę zgubiony.

Co innego jest słuchać o pokusie, jako o rzeczy dalekiej, nierealnej, zachodzącej w cudzym życiu, a co innego czuć samemu jak ta pokusa dręczy duszę złymi instynktami, jak ściga ją, niby sfora gończa; co innego jest jak trzeba stawić czoło lub zginąć.

Doszedłem już do tego punktu. Cała moja przyszłość tu na ziemi i moja przyszłość wieczna zależy od oporu, jaki teraz stawię pokusie.

Jaka jest moja taktyka w pokusie? Czuwajcie i módlcie się – powiedział Chrystus Pan. Czy czuwam i modlę się?

Małe obowiązki

„Okazje do rzeczy wielkich są rzadkie – do małych ustawiczne”, powiada o. Chaignon (4).

Jeśli będę czekał na rzeczy wielkie, aby się uświęcić, mogę czekać długo? Prawdopodobnie nie przyjdą nigdy. Jeśli nadejdą i zastaną mnie nieprzygotowanego, będą dla mnie bezużyteczne. Zapewne okazja czyni złodzieja. Ale częściej złodziej stwarza sobie okazje. Będę silny w wielkich okolicznościach, jeśli nauczę się być silnym w małych.

Zwłaszcza, że być silnym w rzeczach małych, znaczy być naprawdę silnym. Każdy jest zdolny do porywu chwilowego. Ale od rana do wieczora naginać się, nigdy nie słabnąc, do całego szeregu drobnych ofiar, całe życie czuwać nad myślami, być wspaniałomyślnym w poświęceniu, dzielnym w pracy, gorliwym w modlitwie, punktualnym w rannym wstawaniu i we wszystkich szczegółach przyjętego porządku życia – oto prawdziwa wielkość. To wszystko jest niby „nic”. Ale to „nic” tyle kosztuje – to „nic” wymaga niemalże heroicznej odwagi.

A potem – te drobiazgi nazywamy rzeczami małymi! A one są wielkie. Wielkie, bo wymagają wielkiej duszy. Wielkie, bo nic z tego, co odmawiamy Bogu nie jest małe. Gdyby święty Jan (5), stojący u stóp krzyża, odmówiłby szklanki wody Chrystusowi – czy uważalibyśmy to za drobną niedelikatność? To, czego Pan ode mnie oczekuje jest często tylko tą szklanką wody. Czy odmowę nazwać możemy drobiazgiem?

Wytrwałość

„Gdy nawet przeciętny człowiek wysili wszystkie swoje zdolności, wszystkie swoje środki ku jednemu jedynemu celowi – gdy pracuje wytrwale i bez oderwania, musi zamierzony cel osiągnąć”, powiedział marszałek Ferdynand Foch (6).

Nie każdy może być „asem”. Jeśli posiadam jedynie zdolności przeciętne, nie powinienem i tak tracić odwagi. Mogę dojść mimo to. Mimo to mogę uczynić wielkie rzeczy.

Jakim sposobem?

Jasno wytyczyć sobie cel. Marszałek Foch pytał przede wszystkim: „O co chodzi?”. Być dokładnym – dokładnie wiedzieć czego chcę.

A potem możliwie najlepiej dostosować skuteczne środki do tego jasno określonego celu. Żadnego rozproszenia. Koncentracja sił. Ograniczać się, aby lepiej objąć to, czego pragnę. Bez słabości szukać tego, co prowadzi prawdziwie do celu. Używać do tego wszystkich swoich zdolności, wszystkich środków. „Jak wygrałem wojnę? – mówił wielki wódz. – Oszczędzając siły, aby móc się całkowicie oddać mojemu zadaniu”.

Jasne poznanie celu – inteligentna adaptacja środków. Jest jeszcze trzeci czynnik pewnego powodzenia: energiczna wola. „Dzielnie” pracować. Świat należy do tych, którzy go zdobędą. A zwycięstwo należy do tego z walczących, który potrafi utrzymać się kwadrans dłużej niż przeciwnik.

Znam teraz tajemnicę wszystkich wygranych bitew!

Ks. Raoul Plus SI

(1) W 1916 roku pod Verdun toczyły się zacięte walki pomiędzy wojskami francuskimi a niemieckimi, w wyniku których śmierć poniosło około siedmiuset tysięcy żołnierzy.

(2) Gustave Francis Xavier Delacroix de Ravignan (1795–1858) – francuski jezuita, prawnik, mówca i pisarz; w roku 1828 wyświęcony na księdza, profesor na uniwersytecie Notre Dame i Montrouge, kaznodzieja we Francji i Belgii, Rzymie i Londynie.

(3) Jean Baptiste Henri Lacordaire (1802–1861) – francuski myśliciel religijny i prawnik, jeden z przywódców odrodzenia katolicyzmu we Francji; wybitny kaznodzieja, członek grupy pisarzy i myślicieli katolickich skupionych wokół czasopisma „L’Avenir”.

(4) Pierre Chaignon (1791–1883) – w roku 1819 wstąpił do Towarzystwa Jezusowego, kierownik duchowy księży, założyciel bractwa modlitwy za zmarłych księży. Jego główne dzieło to: Meditationes sacerdotales, które zostało przełożone na wiele języków, m.in. czeski, polski, włoski i angielski.

(5) Autor Apokalipsy, który nie poniósł, w odróżnieniu od innych apostołów, męczeńskiej śmierci – jako pierwszy ujrzał zmartwychwstałego Chrystusa.

(6) Ferdynand Foch (1851–1929) – marszałek Francji, Wielkiej Brytanii i Polski; zwolennik interwencji przeciw sowieckiej Rosji; członek założonej w Paryżu w 1635 roku Akademii Francuskiej.

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Raoula Plus SI Młodzieńcom ku rozwadze.