Rozdział czwarty. Balaam i Balak

Kiedy Izraelici wydostali się wreszcie z pustyni, Boża moc towarzyszyła ich armiom i żadne królestwo nie mogło stawić im czoła. Pokonali Amorytów i wielu Moabitów, a kiedy Og, król Baszanu, wyruszył im na spotkanie, pokonali też i jego. Następnie stanęli obozem na równinach Moabu, naprzeciw miasta Jerycho, położonego na drugim brzegu rzeki Jordan.

W Moabie panował Balak, który nie miał jeszcze do czynienia z Izraelitami, lecz ze wzgórz swego królestwa widział ich armie. Wcale mu się ten widok nie podobał. Zwołał kilku madianickich wodzów, którzy byli jego sąsiadami, i rzekł:

– Ten lud zwycięża wszystkich naszych sąsiadów z taką samą łatwością, z jaką wół zjada trawę.

I posłał wodzów do wróżbity zwanego Balaamem.

Balaam mieszkał na pograniczu, dość daleko od stolicy. Posłanie od Balaka brzmiało tak: „Wielki lud nadciąga z Egiptu. Jego armie pokryły ziemię i zwyciężają wszystkie bitwy. Teraz stoją obozem tuż u moich drzwi. Przyjdź i rzuć na nich klątwę w moim imieniu, bo inaczej zwyciężą me królestwo. Wiem, że umiesz przeklinać i błogosławić ludzi”. Wodzowie przybyli zatem do domu Balaama z tym poselstwem i różnymi darami, by zapłacić mu za przysługę.

Kiedy Balaam przeczytał posłanie, rzekł do wodzów:

– Zostańcie u mnie na noc, a ja zapytam Boga, czego ode mnie oczekuje.

Kiedy posłowie spali, Bóg przyszedł do Balaama, a Balaam powiedział do Niego:

– Balak przysłał mi wiadomość. Mówi, że od strony Egiptu maszeruje lud, którego armie pokryły ziemię i wygrywają każdą bitwę. Chce, abym poszedł i przeklął ich w jego imieniu, tak by mógł odnieść nad nimi wielkie zwycięstwo. Co powinienem zrobić?

– Nie idź z posłańcami – rzekł Bóg – i nie rzucaj klątwy na tych ludzi. Mają moje błogosławieństwo.

Następnego ranka Balaam powiedział posłańcom, że jest mu przykro, lecz muszą sami wrócić do domu; Bóg zabronił mu iść z nimi.

Kiedy Balak usłyszał te wieści, wysłał nowych posłańców, znaczniejszych wodzów niż pierwsi, z taką oto wiadomością: „Przybądź do mnie jak najszybciej, Balaamie. Dam ci wielkie zaszczyty i wszystko, czego tylko zechcesz; tylko przyjdź i przeklnij dla mnie tych ludzi”.

Kiedy Balaam to przeczytał, rzekł:

– Choćby król Balak dał mi tyle złota i srebra, ile pomieści jego pałac, nie wypowiem Bogu posłuszeństwa. Lecz zostańcie ze mną przez noc i posłucham, co tym razem powie do mnie Pan.

Tej nocy przyszedł Bóg do Balaama i rzekł:

– Idź z nimi, ale nie zapomnij, że wolno ci mówić tylko to co ci każę.

Choć Bóg pozwolił Balaamowi iść z nimi, nie był zadowolony, gdyż wiedział, że Balaam chce iść tylko dla wspaniałych darów, które obiecał mu Balak.

Następnego ranka Balaam osiodłał swoją oślicę i wyruszył z posłami Balaka. Podczas gdy jechał wesoło, rozmyślając o wszystkich pięknych darach, które otrzyma od Balaka, jego oślica nagle zeskoczyła z drogi na otwarte pole. Balaam zdumiał się; nie widział jednak tego co zobaczyła oślica: stojącego na środku drogi anioła z wyciągniętym mieczem! Uderzył oślicę i skierował z powrotem na drogę.

Wszystko toczyło się dobrze dopóki nie dotarli do miejsca, gdzie droga wiodła między dwoma murami odgradzającymi winnice. Tam oślica znów ujrzała anioła i rzuciła się ku jednej ze ścian, raniąc Balaama w stopę. Balaam uderzył ją ponownie.

Anioł przeniósł się w miejsce, gdzie droga była bardzo wąska i wiodła między skalistymi skarpami. Tam nie było już miejsca, żeby ominąć anioła, więc oślica położyła się na drodze. Nie wiedziała co dalej robić. Balaam był strasznie zły; uderzył ją mocno, żeby zmusić do wstania.

Wtedy Bóg obdarzył oślicę ludzkim głosem.

– Już trzeci raz mnie uderzyłeś – powiedziała. – Czym sobie na to zasłużyłam?

Balaam tak bardzo się rozgniewał, że nawet przez chwilę nie pomyślał o tym, jakie to dziwne, że oślica do niego mówi. – Zasłużyłaś na to swoim zachowaniem – krzyknął. – Gdybym miał ze sobą miecz, zabiłbym cię!

– Dlaczego? – spytała oślica. – Znasz mnie dobrze; jeździsz na mnie od lat. Czyż robiłam już kiedyś coś podobnego?

– Nigdy… – powiedział Balaam, po czym spojrzał w górę, a Bóg sprawił, że ujrzał anioła stojącego na drodze, ciągle z mieczem w ręku. Balaam był tak przerażony, że zeskoczył z oślicy i upadł twarzą do ziemi.

– Dlaczego bijesz swą oślicę? – spytał anioł. – Gdyby spróbowała mnie ominąć, zabiłbym ciebie, a ją oszczędził. Przyszedłem, aby przemówić do ciebie, ponieważ wyruszyłeś w tę podróż dla własnej korzyści, nie zaś dla chwały Bożej.

– Wybacz – powiedział Balaam. – Skoro tak mówisz, wrócę do domu.

– Nie – rzekł anioł. – Jedź dalej. Lecz uważaj, abyś nie powiedział Balakowi ani jednego słowa oprócz tego, co Bóg ci nakaże.

Wsiadł więc Balaam na oślicę i pojechali dalej. Co myśleli o tym wodzowie, nie wiemy. Pewnie sądzili po prostu, że Balaam miał problem ze swoją oślicą, a potem upadł i mówił do siebie.

Kiedy Balak usłyszał, że posłańcy przywieźli Balaama, wyszedł im na spotkanie.

– Dlaczego nie przyjechałeś na pierwsze wezwanie? – spytał. – Czyżbyś myślał, że nie wynagrodzę cię należycie za twój trud?

Balaam odparł:

– Jak widzisz, jednak przyjechałem. Lecz nie mogę rzec ani słowa oprócz tych, które Bóg włoży w moje usta.

Rankiem Balak zabrał Balaama na wzgórze, z którego ujrzeli najbliższą część armii Izraelitów. Najpierw – przykazał Balaam – trzeba zbudować siedem ołtarzy i na każdym złożyć ofiarę z barana i wołu. Kiedy wszystko było gotowe, rzekł:

– Zaczekajcie przy ołtarzach, a ja pójdę na ubocze i zaczekam, może objawi mi się Bóg.

Kiedy tylko Balaam się oddalił, ukazał mu się Bóg. Oto co kazał mu powiedzieć:

– Przybyłem tu wezwany przez Balaka, by rzucić klątwę na armie, które najechały ten kraj. Jak mógłbym przekląć to, czego nie przeklął Bóg? Oto lud, który mieszka osobno, liczny jak ziarnka piasku na morskim brzegu. Gdybym mógł umrzeć pełen takiej wiary jak oni!

Balak wcale nie był zadowolony.

– Cóż to ma być? – zapytał. – Posłałem po ciebie, abyś przeklął moich wrogów, a ty zamiast tego ich błogosławisz.

– Co innego mogę zrobić? – odrzekł Balaam. – Mogę mówić tylko to, co każe mi Bóg.

– A więc spróbujmy jeszcze raz w innym miejscu – rzekł Balak. – Zbyt wielu Izraelitów widzisz z tego wzgórza.

Wziął Balaama na inną górę, tam zbudowali siedem ołtarzy i jeszcze raz złożyli w ofierze siedem baranów i siedem wołów.

Oczywiście nic to nie dało.

– Zostań tu i słuchaj, Balaku! – rzekł Balaam. – Bóg pragnie spełnić obietnice, które złożył swojemu ludowi. Bóg jest z nimi. Mieszka w ich obozie. Jego trąby grają na ich zwycięstwo. Dał im siłę dzikiego wołu.

– Och, zamilcz! – zawołał Balak.

– Czyż nie ostrzegłem cię – spytał Balaam – że muszę mówić to, co Bóg mi nakaże?

– A więc dobrze – powiedział Balak, gdyż nie był człowiekiem, który łatwo rezygnuje ze swoich planów. – Spróbujemy w jeszcze innym miejscu.

Zabrał Balaama na kolejną górę, z której widzieli wielu Izraelitów. I zbudowali siedem ołtarzy, by na każdym z nich jeszcze raz ofiarować siedem baranów i siedem wołów.

Wtedy duch Boży zstąpił na Balaama, i wygłosił on proroctwo: „Jakie piękne są Twoje namioty, Jakubie! Jakie czyste wasze obejścia! Bóg wybawił cię z Egiptu i zmiażdżysz swych nieprzyjaciół. Błogosławieni niech będą ci, który cię błogosławią; przeklęci niech będą ci, którzy cię przeklinają!”.

Słysząc to Balak z irytacją klasnął w dłonie.

– Już po trzykroć pobłogosławiłeś moich nieprzyjaciół – zawołał – zamiast obłożyć ich przekleństwem. Wracaj już do domu. Chciałem cię wynagrodzić wielkim bogactwem i honorami. Przez tego Boga, któremu służysz, straciłeś swoją szansę.

– Ostrzegałem cię – powiedział Balaam – że mogę mówić tylko to, co każe mi Bóg. Powiedziałem: „Choćby Balak dał mi tyle złota i srebra, ile zmieści jego pałac, mogę mu oznajmić tylko takie posłanie, jakie Bóg mi objawi”.

Potem wrócił do swojej cierpliwej oślicy i pojechał do domu.

Marigold Hunt

Powyższy tekst jest fragmentem książki Marigold Hunt Księga aniołów.